Przyczyny niepowodzenia
Bo za dużo jem dobrych rzeczy... i nie lubię sie ograniczać :(
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (17)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 25960 |
Komentarzy: | 156 |
Założony: | 14 maja 2012 |
Ostatni wpis: | 17 marca 2017 |
kobieta, 42 lat, Warszawa
170 cm, 60.10 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
Bo za dużo jem dobrych rzeczy... i nie lubię sie ograniczać :(
Dawno mnie nie było...
Niestety odpuściałam sobie odchudzanie i na wakacyjnym wyjeździe obżerałam się tak jak lubię, a nie powinnam. Suma-sumarum waga wyjściowa wróciła + 1 kg więcej w promocji :P No dramat!
Tym razem postaram się być twardsza, żadnych wyjazdów nie planuję (poza służbowymi), więć może będzie łatwiej.
Pułapka jednorazowa nastąpi pod koniec września - weselicho i poprawiny u znajomych. Tu sobie odmawiać nie będę :)
Mam schudnąć 10kg i jakoś to mam zrobić. Tym bardziej, ze 20go listopada, moja sprawa rozwodowa, na której zamierzam wyglądać jak milion dolców :) Mój były i tak nie może pogodzić się z moim odejściem, ja zamierzam swoją formą i figurą "kopać leżącego". Z resztą z pół roku się nie widzieliśmy, więc nie ma pojęcia jak mi się przybrało :P
Mój partner, mówi, ze mam super figurkę ale ja tam swoje wiem i wolę sie w wersji "10 kg mniej".
Przed chwilą wstałam z kacem gigantem... Przypadkiem wczoraj zrobiła się imprezka z nienacka i strasznie popłynełam. Ledwo żyję...
Na nogach trzyma mnie dzisiejszy pomiar, bo udał się to, w co nie wierzyłam wczoraj, a na co skrycie liczyłam! 60,5kg! Pomimo jednego zapuszczonego tygodnia przez obżarstwo wyjazdowe. Never Again! Zaraz to zamierzam nadrobić!
Jak widać na pasku... dramat...
Dawno nie pisałam, nie było czsu i ochoty... wiadomo dlaczego. Przybyło 1,2 kg: wszystko przez wyjazd do Czech (Pifffko, smażeny syr z hranolkami itp.), a zaraz potem 3 dni we Władku (nawet pogoda była nienajgorsza), a tam mowy o diecie nie było . Wstyd mi za moją słabą - silną wolę i juz! A byłam taka dumna z siebie, że w 2 tyg. spadło mi 3 kg. I miałam nadzieję zobaczyć "5" z przodu... echhh....
Jutro znów dzień ważenia, a ja znów na diecie właściwie od 2-3 dni, wi,ęc w cuda nie wierzę. Chćby tam sie pokazało np. 60,5kg to bym była szczęśliwa, ze hej.... ale jak znam życie szału nie będzie.'
Jak dotąd do tej pory zjadłam dziś 1020 kalorii, a w tym pyszny obiad, zaczerpniety z przydrożnej knajpy w drodze do Władka: nazywa się "Na Pole". Sadzone jajka, młode ziemniaczki i zsiadłe mleko przepychota. Więc mój Ukochany zażyczył sobie dziś taki, a nie inny posiłek i co było zrobić... jedyne 600 kalorii , za to reszta dnia bardziej dietetycznie: owoce, warzywa i tyle...
Po jutrze mam 4 dniową rotację z Poznania, znów ze 3 noce w hotelu i hotelowe, wyjazdowe żarcie. Akurat fart jest taki, że mam loty z moim Ł. więc będziemy się na wzajem dopingować... właściwie bardziej On mnie, bo ma silniejszą wole i wieksze samozaparcie. Ja się ewidentnie szybciej poddaję pokusom.
3majcie kciuki za jutrzejsze ważenie... może nie będzie dramatu...
Znów wyjazd pod hasłem knedliczki i pifffko... juz
się boję!
A ja jutro znów do Pragi... moja comiesięczna trasa na 3 dni, co równa się pokusom jedzeniowym, bo czeska kuchnia wyjatkowo mi smakuje...
Zupa czosnkowa z grzankami i serem, knedliki z gulaszem i piwko... i plan diety na dzień szlak trafia. Lekką ręką to na dzień dobry około 2000 kalorii...
No i mam dylemat teraz, jak przezyć w Pradze i jak przeżyć w drodze do Pragi (bo niestety autokarem 12 godzin, a nie samolotem (po czesku "letadlem") zaledwie 1 godzinkę ??? Jak nic trzeba zrobić zapas żarełka na te 2 dni, popakować i jakoś dowieźć ze sobą... nie ma wyjścia... może nie zacznie kiełkować i nóg nie dostanie, pogoda nie zapowiada się, jakby miała nas rozpieszczać, jakieś 15 - 16 stopni.
W ogóle to na samą myśl już mnie tyłek boli od siedzenia i jakąś książkę musze sobie dziś zorganizować na drogę bo inaczej padnę!
W ogóle to dość już mam PRG! Zarządzam zmianę miejsca symulatora dla stew, na Mediolan! To by było piękne o tej porze roku... Byle nie autokarem
Pogoda małorowerowa, a plaża się marzy...
amn! Pogoda nie zachęca... wieje, pada... a na rower by się poszło. Zgroza jakaś. Nie tak się w czerwcu dziać powinno. Mam tylko nadzieję, że do 8go pogoda się poprawi i uda nam się wyskoczyć nad morze... szkoda tylko, ze wyjazd nam się skrócił do 3 dni, więc lipa. Akurat to długi weekend, więc boję sie trochę lecieć samolotem, na nasze stand by bilety. Jak miejsc nie będzie to dramat, a ja 11go rano muszę być w pracy.
Póki co mam chęć na nowe bikini... brzuszek robi się płaski, więc może zainwestować w jedno szybciej niż zamierzałam? Cóż pogoda pokaże. W każdym razie moje typy z tegorocznej kolekcji Calzedonii (tylko tam kupuję, gdyż można osobno górę i dół).
Swoja drogą bardzo mi się podobają fugurki tych pań... ciekawe ile ważą i mierzą??? Szczególnie tej na górze, w różowym bikini. IDEAŁ!!!!!
Huraaaa! Na wadze pojawiło się 60 kg! Chudnę... Szczegóły później :D
.... edit....
Rano była zgroza, ponieważ waga się zepsuła! Myślę sobie kurka, jak tu się szczęśliwie zważyć, bo to dzień ważenia , a waga pokazuje 2kg więcej niż wczoraj??? Musiała się zepsuć. Więc poszukiwania wagi zastępczej + baterii. Na szczęście sie udało i pokazało się magiczne - 3kg. W talii też spadł 1cm od oststniego mierzenia. Mojemu Ł. również ubyło 1kg, więc świeto w rodzinie - waży teraz 88kg. Przyznał mi się kilka dni temu, ze zimą dobił do 95kg, tylko nic nie mówił, bo bym pewnie krzyczała , fakt brzuszek mu się robił i boczki - ale, ze ma prawie 190 cm wzrostu, to jakos się to rozkładało. W sumie nawet mam zdjęcia z zeszłego roku z Kenii, gdzie stoimy sobie na plaży, dwie takie kluski.... OMG... nawet nie ma szans bym to kiedyś pokazała! Z tamtych zdjęć będę oglądac tylko widoczki.
Nic tak nie motywuje jak... znów mi spadają kg :D
Nakarmiłam rano mojego Ł. i zaopatrzonego w pyszną sałatkę z krabami, wyprawiłam do pracy. A sama pobiegłam do łazienki i stanęłam na wagę... No dobra, oficjalne ważenie dopiero jutro, więc jutro zdradzę ile tam znów spadło ale jest nieźle! Wczoraj w pracy też kilka osób zauważyło, ze co nieco mi się schudło i mój Kochany tez zauważył.
Raaaany nie ma nic bardziej motywującego niż uznanie bliskich osób i cofająca sie do lewej wskazówka na wadze
Najgorsze, że 4go znów jadę na kilka dni do Pragi, a tam ciężko trzymać dietkę... bo moje ukochane knedliki z gulaszem itp. No nic... będzie Praga pod hasłem "sałatka"!
Dziś zadałam pytanie dietetykowi, czy mogę sushi? Moje ukochane... Jak myślicie, mogę? Takie z surową rybką? Mniam...
Mieliśmy 7go wyskoczyć na 4 dni nad morze, a tu widzę, ze on dostał jakiś lot 8go i pewnie duuupa... bo ja będę miała wolne do 10go, więc zaraz się pokaże, ze tak na moment to nie ma co robić wypadu... A może... szkoda by było nie pobyć tam chwilkę jakby była pogoda. Może po prostu samolotem polecimy, nie samochodem. Will see... bo troszkę mi sie już mój kochany Władek (czytaj: letni azyl w Polsce) marzy... A jesienią... jak wszystko pójdzie zgodnie z planem - Tajjjjllllaaaaannnnddddiiiaaaaa!
Poniżej Władysałwowo. Pięknie....
A powyżej Tajlandia. Krabi. Marzenie :)
Od rana mam dobry humor... bo weszłam na wagę :)
....i zleciało 300gr. Niewiele ale zawsze coś! Co prawda na innej wadze niż wcześniej ale porównam też jutro na tej na której zaczynałam A jakie nastawienie do diety od razu pozytywne, ho ho ho...
Zmierzyłam się tez centymentrem, oj miałam obawy, miałam... i szału nie ma:
Cycki - 98cm to akurat jest ok!
Talia - 72 cm - zgroza!
Brzuch - 83 cm (z rana płaski, zobaczymy co barotrauma w samolocie dziś z nim zrobi, bo latając się puchnie jak balonik. Macie pojęcie, że po 5 godz. lotu ciężej zapiąć się w pasy bezpieczeństwa???).
Tyłek - 94 cm - masakra, mój tyłek nigdy nie przekraczał 90 cm! I to ma wrócić!
Udzisko - 54 cm - znaczy tłuściuteńkie
Do roboty moje piękna! Rower wraca za 2 dni z srewisu i będzie katowany!
A ja dziś chandrę mam... wzięła się nagle, nie wiadomo czemu... żeby ją zwalczyć wystarczy jeden telefon.... ale nie dzowni.... Przewrazliwoina jestem jakaś. Gdzie jestetś Twardzielko? Serce zmiękło i zrobiło się za delikatne. Boli z byle powodu, głupie jakieś.
Aż mi się słodyczy zachciało! Feeeeeeee