Może szału nie ma ale dziś 11 dzień jak ćwiczę i jestem z siebie barrrrdzo dumna, że robię to sumiennie i nawet z odrobiną chęci..ale z motywacją na pewno, bo już nie mogę patrzeć na ten brzuch.. nie dość, że paskudna blizna po wyciętym wyrostku ( rok '96 to nie ma co się dziwić, że jest jaka jest..) to na dodatek tłuszcz..bleeee.. a no i uda.. biodra.. ehhh.. to jakiś dramat.. od dziecka byłam wiecznie gruba.. bo wciskali mi jedzenie, to mnie przyzwyczaili że co chwilę musiałam coś mieć w buzi.. mam niesamowity żal do matki i babci, że mnie tak spasły (trudno czasu nie cofnę), bo to ja się męczyłam w podstawówce, to mnie wytykali palcami, to ze mnie się śmiali..a wf to był jak wyrok śmierci.. Dopiero później do matki dotarło, że robi ze mnie potwora, a nie dziewczynkę.. gimnazjum już nie było tak straszne, ale owszem czasem się zdarzyło, że ktoś mi coś powiedział.. liceum.. tu już miałam luz psychiczny. Owszem jestem teraz chudsza niż w LO, co mnie cieszy, ale jednak nie jestem jeszcze zadowolona ze swojego ciała. Uffff.. trochę mi ulżyło jak to napisałam ;]
Powracając do wątku ćwiczeń to jest cud (tak wiem XXI wiek nie żaden cud ) , że potrafię rano ( różne godziny to są dla mnie) wstać idę zrobić sobie herbatkę lub kawę i biorę się za ćwiczenia. Tak to jest powód, by być zadowolonym. W końcu rzuciłam sobie wyzwanie na 30 dni..chcę wytrwać!
Dziś zrobiłam:
* 50 super-brzuszków i 50 odwróconych
* 9 pompek
*60 nożyc poziom i 60 pion
*110 przysiadów
*25x na nogę wymach (brazylijska pupa Ewy)
Dodatkowo wprowadziłam to:
Dobra Kochane idę coś działać, bo mam burdel (czyli nieporządek, nie kojarzyć z czym innym) w pokoju..hehe;]