Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jeśli ktokolwiek chciałby cokolwiek o mnie wiedzieć, wystarczy wejść w pamiętnik.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 20063
Komentarzy: 212
Założony: 2 lutego 2013
Ostatni wpis: 7 września 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Zeppelinowa

kobieta, 29 lat, Toruń

173 cm, 120.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 lipca 2014 , Komentarze (8)

Moim najbliższym celem jest osiągnięcie wagi 80 kg, a następnie zejście poniżej niej.

-

Dzisiejsza część wyzwania skłoniła mnie jednak do pewnych przemyśleń. 

Kiedy zaczynałam, tj. 9 lutego kiedy to moja waga pokazała 100,7 kg, chciałam po prostu zejść poniżej 100 kg, moim następnym celem było 95 kg i tak w dół co 5 kg. Jednak cały czas miałam z tyłu głowy dokładny cel, wagę na której chciałabym skończyć, od początku było to 75 kg. Teraz jednak zastanawiam się, czy moim celem nie powinno być 70. Przynajmniej wg wskaźnika BMI byłabym w normie.. Ale czy to mnie zadowoli? Już teraz zaczynam myśleć, czy nie lepsze byłoby jeszcze 5 kg mniej? 

.

.

.

Nie mówię, że boję się wpaść w anoreksje. Nawet teraz, kiedy to napisałam, brzmi to strasznie absurdalnie. Boję się, że zawiodę się sama na sobie. Że postawię sobie za cel 65 kg, a nie dojdę nawet do 75 kg. Że nigdy nie zejdę z tych 80+.

.

.

.

Wiem, że już coś tam osiągnęłam. Jednak nie czuję większej różnicy. Wiadomo, widzę że spodnie w które wcześniej za cholerę bym się nie wcisnęła teraz są nieco za luźne, ale nadal czuję się taka sama.. ciągle niezbyt atrakcyjna, ciągle niezasługująca na czyjeś uczucie [bo przecież komu spodoba się taki grubas?!], jest identycznie jak 10, czy 20 kg temu. Ale czy zgubienie kolejnych kilogramów mi pomoże? Łudzę się, że tak. 

.

.

.

Chyba za bardzo się uzewnętrzniam. I zdecydowanie za dużo w tym momencie rozkminiam. Koniec z myśleniem o tym co będzie. Na początku tego postu zaczęłam o tym myśleć i chyba nie wyszło mi to na dobre. Co ma przyjść to przyjdzie i nie ma co teraz o tym myśleć. Teraz liczy się tylko ten dzień i to żeby go nie schrzanić.

-

Swoją drogą, nie zjadłam dziś niczego, czego bym się wstydziła. No bo tego jednego loda to się nie wstydzę. :> Jeżeli chodzi o ćwiczenia to godzina na rowerze zaliczona. Nie wierzę, że ktokolwiek przeczytał moje wypociny, ale jeżeli jest tu ktoś to serdecznie pozdrawiam i dziękuję za uwagę. 

21 lipca 2014 , Komentarze (10)

Dokładnie tak. Ostatnio pisałam, że nie zależy mi aż tak na pozbyciu się tej durnej 8. Gówno prawda. Po dzisiejszym ważeniu mogę stwierdzić, że zdecydowanie mi na tym zależy. Mój spadek z ostatniego tygodnia : 400 g. 


image

W tym tygodniu nie ma to tamto. Wszystko będzie idealnie. Przynajmniej taki mam plan.

Jeszcze dziś zrobię sobie taki wycisk, że ojej. Nie mogę teraz dać dupy. Jeżeli za tydzień będzie 80,2 to się chyba załamie. 

-

Co do drugiej części tematu. Kiedyś najprawdopodobniej podkradłam z czyjegoś pamiętnika wyzwanie. Nie żadne przysiady, podskoki, skrętoskłony, czy cokolwiek w tym stylu. Tylko takie o coś:

Znając mnie i tak pewnie nie będę dodawała tu wpisów codziennie, ale co tam, biorę się za to. 

No to dzień pierwszy.

Wagę już znacie - 80,6 kg.

Wzrost - 173 cm. 

-

A teraz jako, że nie mam ani weny, żeby pisać, ani o czym pisać to idę ogarnąć tyłek, bo ktoś musi w końcu wyprowadzić psa na spacer. 

Miłego dnia każdemu kto to przeczytał. 

19 lipca 2014 , Komentarze (16)

O tak, zdecydowanie. Zbyt wiele czasu ostatnio zmarnowałam na jedzenie wszystkiego co mi się żywnie podobało. Teraz wracam do zdecydowanego umiarkowania słodyczy i słonych przekąsek, bo to właśnie tego typu produkty były moimi głównymi grzechami. 

Waga paskowa pochodzi z poniedziałku, wtedy to wróciłam do powolnego wracania. Jakkolwiek nie brzmi 'wracanie do wracania'.. 

Dziś zdążyłam już poświęcić 1 h 40 min na ćwiczenia, więc chyba mamy powrót pełną gębą. Podjęłam wyzwanie 1000 minut treningu w 30 dni, więc nie ma to tamto, trzeba ćwiczyć, żeby je ukończyć. :) Nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłam, że ktoś wpadł na tak genialny pomysł jak te wyzwania. Od baaardzo długiego czasu nie ćwiczyłam [tak długiego, że nawet się wam nie przyznam..], a to zadziałało idealnie. 

Wiecie co? Jestem już tak blisko pozbycia się 8 z przodu i jakoś tak przestało mi na tym zależeć.. (kreci)

Co do 'marzeń do spełnienia' z ostatniego postu, który był tak dawno, że nawet ja ich nie pamiętałam:

  • matura ustna z polskiego zdana. stresowałam się jak jasna cholera, ale jakoś poszło.
  • w ogóle wszystkie matury zdane.
  • papierki na studia zaniesione. teraz jestem średnio dumną studentką FiR'u na UMK.
  • praca znaleziona. milionerką raczej dzięki niej nie zostanę, ale zawsze lepsze robienie czegokolwiek niż siedzenie z dupą w domu.

-

No, to by było chyba na tyle. Ważenie już w poniedziałek. Trochę się boję, że będzie na plusie.. :c Dobra, nieważne, najwyżej. Trzymajcie się. : )


19 maja 2014 , Komentarze (7)

Nie odzywałam się od jakiś 2 tygodni, wiem. Powinnam napisać przeszło tydzień temu, wiem. Jednak nie było się czym chwalić, więc zwyczajnie sobie odpuściłam. Na wadze tydzień temu pojawiło się 85, taka tam, moja osobista porażka. Jednak biorąc pod uwagę to, co jadłam w okresie maturalnym to dziwię się, że nie wróciłam do wagi początkowej. Egzaminy stały się idealną wymówką do wcinania wszystkiego co tylko wpadło mi w ręce. Zwalanie winy na stres  było przecież takie wygodne.. 


W każdym razie, od ostatniego poniedziałku wróciłam na w miarę poprawne tory, których staram się trzymać. Dziś na wadze 82,1, czyli w miarę sprawnie udało mi się naprawić pomaturalne szkody + jeszcze pozbyć się nieco balastu.

-

Miałam taki swój cichy cel, zobaczenie na wadze 80 kg 1 czerwca. Taki tam, prezent na dzień dziecka ode mnie - dla mnie. Teraz to już ciemno to widzę. Bardzo ciemno..

-

Ale co do tytułu.

Tak, właśnie dziś jest mój 100 dzień diety. Czy gdyby ktoś mi powiedział, że jestem w stanie zrzucić przeszło 18 kg w takim czasie to nie uwierzyłabym. Skąd. Prędzej bym go wyśmiała. Nawet nie wiecie jak bardzo jestem dumna z tego, że wtedy zdecydowałam się na podjęcie walki z chyba najgorszym możliwym przeciwnikiem - samą sobą.  Było ciężko, zajebiście ciężko. Sama chyba nie do końca wiem jakim cudem udało mi się dojść do miejsca w którym obecnie jestem. Były i wzloty i upadki i pot i łzy i przeklinanie samej siebie za każdą chociażby myśl o zjedzeniu czegoś, czego nie powinnam. 

image

Obecnie boję się tylko jednego, spoczęcia na laurach. Czasami mam takie wrażenie, że siedzi mi na ramieniu chochlik, który mówi tylko 'tak daleko zaszłaś, przecież możesz sobie pozwolić na jakieś odstępstwo, zasługujesz na to..'.


I mimo, że doskonale wiem, że to nieprawda, że jeszcze wiele przede mną to jest naprawdę ciężko powiedzieć sobie samej 'nie'. Zresztą, ktokolwiek to teraz czyta, pewnie doskonale wie o co mi chodzi. Za to lubię vitalię, pełno tu ludzi o podobnych problemach.

-

No to może jakieś małe podsumowanie efektów z których się cieszę?

1. Wchodzę na moje 2 piętro bez zadyszki, czy jakiegokolwiek zmęczenia.

2. Bez problemu zakładam ubrania, które jeszcze te 100 dni temu były za ciasne.

3. Ludzie zauważają, że schudłam, co samo w sobie jest tak miłe że ojej. Zresztą, pewnie wiecie o czym mówię. :)

4. Twarz, która wyszczuplała. Masakrycznie bałam się posiadania więcej niż 1 podbródka, wcześniej wydawało mi się, że mam jakiś 'gratisowy'.. nie wiem ile było w tym prawdy, ale teraz nie posiadam już większym zastrzeżeń. 

5. Ciśnienie, które nie jest już stanowczo za wysokie. Nie wiem czy to wina leków, ale chcę wierzyć, że też mam w tym swoją zasługę.

6. Nie muszę codziennie przejmować się tym jak to okropnie wyglądam w jakimś ubraniu. 

image

A co dalej mi nie odpowiada?

1. Brzuch. Nie dość, że ciągle jest na nim wieeele sadełka to jeszcze te rozstępy. Niby mam wrażenie, że nieco zbledły jednak dalej okrutnie mnie irytują.

2. Nogi. W szczególności uda.


-

Może powinnam stworzyć sobie jakieś zdjęcia porównawcze? Sama nie wiem. Chyba będzie naprawdę ciężko znaleźć mi jakieś 'przed'. Z reguły uciekałam sprzed aparatu..

-

Marzenia do spełnienia:

- dojście w końcu do tych 80 kg

- zdanie matury ustnej z polskiego, której okrutnie się boję..

- znalezienie pracy, co idzie mi bardzo średniawo...



Trzymajcie się!


3 maja 2014 , Komentarze (8)

Dokładnie tak! Maj w tym roku będzie dla mnie miesiącem szczególnej pracy nad nogami. Wiadomo, lato nadchodzi [chociaż u mnie za oknem tego nie widać..], więc chciałoby się założyć jakieś krótkie spodenki czy coś -pewnie każda z nas zna ból noszenia długich spodni w temperaturze powyżej 30 stopni..- a póki co, moje nogi nie są raczej gotowe do pokazywania ich w miejscach publicznych. Tak więc teraz każdy mój trening będzie zawierał jakieś ćwiczenia skierowane specjalnie do tej części ciała + postaram się jak najczęściej jeździć na rowerze, a co. :)

-

Co do wagi, moja dziś stwierdziła, że ważę 82,8. Cholernie się ucieszyłam, naprawdę. Pomimo tego, że to zaledwie 1,1 kg w 2 tygodnie. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę, że po drodze były święta podczas których sobie trochę pofolgowałam + ostatni tydzień też nie był szczególnie idealny... to jest naprawdę fenomenalnie. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio tyle ważyłam, na początku liceum? Pewnie jakoś tak. 

Jeszcze tylko 3 kg dzielą mnie od zobaczenia na wadze cudownej 7. Trzy, może cztery tygodnie i powinno się udać. Zresztą! Nawet gdyby miało mi to zająć 2 miesiące to wiem, że będzie warto.

-

Ze złych wiadomości, chyba się trochę przeziębiłam. Jak się nie podkuruje do poniedziałku to będę zasmarkana pisała maturę. Co uśmiecha mi się raczej średniawo. Moje plany na najbliższy czas? Napisać wszystkie matury, za tydzień już będę po wszystkich pisemnych, od przyszłej soboty przestawić się na angielski - tzn. oglądać filmy, seriale, programy po angielsku [na szczęście mam taką wypasioną opcję w telewizorze. :D] poczytać sobie jakąś książkę, też oczywiście po angielsku no i poprzypominać sobie jakieś słówka w razie gdyby trafił mi się jakiś durny temat związany ze środowiskiem albo polityką. Potem dokończyć pracę na ustny polski, nauczyć się jej i mieć wywalone.

-

W ogóle! Coraz więcej ludzi zaczyna widzieć, że coś tam mnie mniej. Ahh, moje ego czuje się miło połechtane. :3


-

Trzymajcie się! Pamiętajcie, że jeżeli chcecie to możecie zrobić wszystko.

19 kwietnia 2014 , Komentarze (4)

Jestem złym człowiekiem.

Okropnym i paskudnym.

Przez cały tydzień prawie nie ćwiczyłam.

Jadłam też nie dokładnie tak jakbym chciała.

A waga spadła.

image

Naprawdę aż mi trochę głupio.

Nie lubię dostawać czegoś niezasłużenie.

No, ale cóż, nie będę udawała, że nie cieszę się z takiego 'prezentu' od losu.


A może wszechświat doszedł do wniosku, że cała reszta mojego życia jest na tyle beznadziejna, że należy mi się to -1,3kg? 

Taak, mam na myśli przygotowania do matury, które idą mi.. no, raczej mi nie idą.


-

Plany na święta? 

Nie trzymać diety bez względu na wszystko.

Jeść na co tylko będę miała ochotę, byle racjonalnie.

Btw, dziś mija mi miesiąc bez słodyczy. Nie tęsknie za nimi jakoś specjalnie, ale jutro z chęcią będę jadła makowiec, a co. 


-

Marzenie do zrealizowania do końca przyszłego tygodnia :

- skończyć czytać 'Chłopów'.

-

Chyba odpuszczę sobie przyszłotygodniowe ważenie. Nie chcę sobie zbijać wzrostem wagi, bo biorąc pod uwagę święta i zakończenie roku w piątek jest to raczej nieuniknione.

-

Trzymajcie się, życzę wam żebyście nie wpadły we wtorek w poświąteczną depresję.

12 kwietnia 2014 , Komentarze (11)

Dzień dobry. :D 

Dziś po prostu emanuję szczęściem.

Wchodzę na wagę, pełna świadomości, że w tym tygodniu w ogóle nie ćwiczyłam + nadeszła @, więc powinno być tak samo jak tydzień wcześniej jeśli nie więcej, a tam : 85,2. 

image

Sprawdzałam to chyba ze 3 razy.

Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. 

-

 W środę minęły 2 miesiące odkąd postanowiłam, że czas się za siebie wziąć. Dzień wcześniej [urodziny mojego brata, 8 luty] obżarłam się jak świnia. Z perspektywy tych 2 miesięcy uważam, że dobrze się stało, gdybym nie zobaczyła wtedy na wadze liczby przekraczającej 100 pewnie wciąż bym nic nie robiła i usprawiedliwiała to na milion sposobów. A tak, był to pewien wstrząs. 

Ale wracając do tematu, miałam tą swoją rocznicę jednak nie miałam wtedy nawet czasu, żeby się pomierzyć, zważyć i wgl. Tak więc, zrobiłam to dziś i nadszedł czas na małe podsumowania. Oczywistym wnioskiem jest to, że jest mnie mniej.

Dokładnie o 15,5 kg i 65,5 cm.

Jestem w takim szoku, że udało mi się coś takiego, że sobie nie wyobrażacie.

Inne z moich osiągnięć : 3 tygodnie bez słodyczy

Jeszcze inne : mogę już brać mniej tabletek na nadciśnienie. Wcześniej musiałam brać je rano i wieczorem. Wczoraj lekarz stwierdził, że wystarczą mi tylko te ranne. 

Ale wiecie co? Chrzanić cyferki. Fakt, są pewnym wyznacznikiem, ale dla mnie ważniejsze jest chyba jednak to, że spodnie zrobiły się za luźne, koszulki już nie opinają się na moim sadełku, a wchodzenie po schodach nie jest żadnym problemem. 

W większości ogarnęłam już oceny przed zakończeniem. Nie wiem co prawda jak to będzie z angielskim - ostatni spr pisałam wczoraj i sama nie wiem jak mi poszło.. - ale nawet jeśli będę miała z niego na koniec 4 to nie będzie to tak znowu źle. 

Następny cel : zacząć pisać pracę maturalną. Bo aż głupio, że jeszcze nic nie mam.

Trzymajcie się.

5 kwietnia 2014 , Komentarze (1)

Dzień dobry!

Oto nadeszła sobota, dzień mojego ważenia. Przez calutki tydzień ćwiczyłam codziennie -no, oprócz piątku- i nie jadłam żadnych słodyczy. A waga twierdzi, że schudłam zaledwie 0,5 kg.

Cóż, szybko zrzuciłam winę na zbliżającą się @ i dalej robiłam swoje. Mam na myśli dzisiejsze ćwiczenia. Jestem z nich naprawdę zadowolona. 

1. 30 minut spaceru z psem.

2. Godzina jazdy na rowerze.

Zdążyłam już zapomnieć jakie to fajne! :D Jednak jeżeli chciałabym pedałować częściej [a chcę!] to chyba będę musiała zainwestować sobie w jakieś wygodniejsze siodełko. Bo to które mam.. cóż, tyłek boli.

3. Godzinny trening z Jillian. Dokładnie ten sam co w zeszłym tygodniu. :)

Osiągnięcia tygodnia : 

- picie co najmniej 1,5 l wody dziennie. Nie sądziłam, że mi się uda, a jednak. Fakt, musiałam ją czasami w siebie trochę wmuszać, ale cel został osiągnięty.

- niejedzenie słodyczy. Oł je, to już 2 tydzień bez słodkości. Nie mówcie nikomu, ale mam cichą nadzieję wytrzymać do Wielkanocy.

- zakup masła do ciała tutti frutti o zapachu czereśni. Chyba w życiu nie miałam kosmetyku, który pachniałby tak pięknie. <3

-

Wiecie, mam już dość szkoły, nauki, a w szczególności przygotowań do matury. Im jest ona bliżej tym jest gorzej. Co ja bym dała za jakąś domówkę, czy coś. Chociaż żeby się trochę odstresować. No bo ile można? Moją ostatnią jakąkolwiek imprezą była studniówka. W styczniu. 

Nie no, dobra, muszę się spiąć. Przeżyję ten tydzień, a potem będzie już prawie z górki. Święta, zakończenie roku, matura, wakacje. Byle by tylko udało mi się trochę powyciągać oceny. Nie są one straszne, ale jeżeli brakuje mi niewiele, żeby były lepsze to aż głupio się nie postarać. Boże, byle tylko udało mi się to zrobić w tym tygodniu.

-

Rodzina postanowiła zrobić sobie na obiad frytki. A mój tatuś jeszcze się mnie spytał, czy nie zjem z nimi. Nie sądzę, żeby chciał być niemiły, pewnie był przekonany, że zwyczajnie miałabym ochotę. 

Normalnie zrobiłabym buźkę w podkówkę i zamknęła się w swoim pokoju lub zwyczajnie zjadła z nimi. Ale teraz, z jakiegoś powodu jest mi to całkowicie obojętne. Nijak nie kręcą mnie te pełne tłuszczu pokrojone ziemniaki.

-

No, to chyba byłoby tyle jeżeli chodził o mój cotygodniowy raport. Trzymajcie się.

-

'Nie poddawaj się. Znieś cierpienie dzisiaj i żyj do końca życia jako mistrz.' - Muhammad Ali.

29 marca 2014 , Komentarze (4)

Siemanko.

Nie napisałam w zeszłym tygodniu, bo to co zobaczyłam na wadze.. krótko mówiąc, podłamało mnie nieco.  Waga zamiast w dół powędrowała w górę. 89,3.

Tamten tydzień nie był zły, ale trochę przesadziłam. Urodziny mamy, odwiedziny u dziadków, mój ukochany makowiec.. To chyba nie miało prawa skończyć się inaczej.

W każdym razie, ścisnęłam poślady i przez ostatnie 7 dni olewałam słodycze (mimo, że gorzka czekolada leży sobie w szufladzie..) i ćwiczyłam codziennie. No poza dniem wczorajszym. Tak się składa, że piątek to dzień w którym padam na twarz.

image

W związku z tym, że naprawdę się starałam pełna nadziei wskoczyłam rano na wagę, a tam - 87,5. Prawie 2 kilo mniej niż w zeszłą niedzielę. 

image

Plan na kolejne 7 dni? Trzymać się tego, co jest. Bo z tego co mówi waga, jest to całkiem dobra strategia.

Ćwiczenia z dziś:

Przez calutki tydzień zabierałam się, żeby je zrobić jednak okazuje się, że wygospodarowanie wolnej godziny w tygodniu w klasie maturalnej wcale nie jest takie łatwe. W każdym razie, dziś rano się udało. Okropnie się spociłam, trochę zmęczyłam, przy niektórych ćwiczeniach trochę oszukiwałam (zwłaszcza w pozycji pompki i jej podobnych), ale zrobiłam całe. Duma z siebie - bezcenna. Chyba będą to moje stałe, ranne sobotnie ćwiczenia. 

Też macie taką ładną pogodę za oknem, która mówi: 'no weeź, chodź na rower..'? Wiem, że jestem złym człowiekiem, ale muszę jej odmówić. Mam tyle rzeczy do zrobienia w weekend, że ojaprdl. Jedyny plus to taki, że mam jakąś tam energię i pozytywne nastawienie, żeby to wszystko zrobić. 

'Zrób pierwszy krok w wierze. Nie musisz widzieć całej drogi. Po prostu zrób pierwszy krok.' - Martin Luther King



PS. Co do tytułu. Jeżeli ktokolwiek kto to czyta ma gdzieś pod ręką słownik języka polskiego oraz dobre serce byłabym baardzo wdzięczna gdyby mógł się do mnie odezwać i poratować. Potrzebuję czegoś do literatury przedmiotu,a biblioteki mam pozamykane :C

16 marca 2014 , Komentarze (6)

Witajcie.

Przez 3 tygodnie nie wchodziłam na wagę, nie mierzyłam się ni nic. Wiem, wg wcześniejszego postu miałam to zrobić 2 marca, ale najpierw pomyślałam, że jak poczekam jeszcze tydzień to minie dokładnie miesiąc diety, więc fajnie byłoby się zmierzyć później. Oczywiście, wtedy przyszła @ i pokrzyżowała moje plany, dlatego zrobiłam to właśnie dziś.

I nie jestem szczególnie zadowolona.

Wchodzę na wagę, a tam 88,7.

Mierzę się, a tam też szału nie ma.

Niby 3 kg w 3 tygodnie, jednak mam poczucie, że to nie do końca sukces. Ja wiem, że spadek to spadek jednak z jakiegoś powodu liczyłam na więcej. 

Chyba trochę spartoliłam sprawę.

Mój plan na przyszły tydzień :

- powrót to postanowienia z ostatniego wpisu, tj. pieczywo i owoce raz dziennie, bo muszę się przyznać, że trochę się rozhulałam i zdarzało mi się je jeść częściej

- więcej jajek i sałatek w diecie

- zlikwidowanie tych 75 kcal kalorii dziennie, które pochodziły ze słodyczy do 0 kcal

- ćwiczenia, codziennie po chociaż pół godziny

- wzięcie się do nauki, bo matura sama się nie zda

- przeczytanie 'Papierowych miast'

- trzymanie się pozytywnego myślenia


Za kolejne 7 dni, chcę być z siebie zadowolona. Jeżeli nie z tego, co pokaże mi waga to chociaż z wypełnienia moich dzisiejszych postanowień.

'Możesz zrobić wszystko, co chcesz jeśli tylko trzymasz się celu wystarczająco długo.'

PS. Pojęcia nie mam o czym jest ta piosenka, ale brzmi cudownie. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.