Ale wczoraj popłynęłaaaaam, że hoho.
![]()
Gadam, jak jakiś **holik - chyba jadłoholik.
Na moje usprawiedliwienie - tydzień upływa pod znakiem @@ i wczoraj zrobiłam wieczorem takiego "lajfa", że najstarsi górale nie pamiętają. Nie będę pisać co jadłam, żeby nie robić Wam apetytu...
![]()
ale jak już zaczęłam, to pomyślałam sobie, że jak już robić wagary to raz a porządnie, a nie bujać się z grzeszkami małymi a codziennie. Dobre mam założenia? Więc w ramach tej mojej nowej zasady pozwoliłam sobie na małe co nieco.. no dobra nie było małe...hehehe.
Ale tak na poważnie to ostatnie dni chyba za bardzo przycisnęłam z dietą. Dwa niewielkie posiłki dziennie to stanowczo za mało. Rozum w okolicach niedzieli i poniedziałku próbował coś tam mruczeć, że tak nie można, że to się skończy jakimś kompulsem albo co, że organizm mi tego nie daruje i chce go, znaczy się rozum, wyłączyć na chwilę, żeby się nażreć, ale ja kazałam mu się zamknąć i popatrzeć na wagę. Spadało, ale na zasadzie gąbki wyciśniętej - puścisz i wraca do poprzedniej formy.
Mądrzejsza o jedno więcej doświadczenie chcę wygłosić oświadczenie.
![]()
Niniejszym, ja niżej podpisana, udzielam sobie oficjalnego zezwolenia, w okolicach @, na jeden dzień w miesiącu zjedzenia na co tylko mam ochotę w ilościach obojętnych. Zobowiązuję się przy tym nie czynić żadnych manipulacji w okolicach sumienia. W pozostałe dni założenia zdrowego i racjonalnego odżywiania (ok 1300kcal) - zostają utrzymane bez zmian.
No, to teraz, jak będę miała ochotę na coś niezdrowego, nie będę sobie mówić - nie wolno, tylko: "nie dzisiaj"
*Odgapianie i stosowanie powyższej zasady - tylko po konsultacji ze swoim osobistym rozumem