Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Lubię fotografię, sport, ale nie mam czasu na aktywność aktualnie. Założyłam konto dla motywacji.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6609
Komentarzy: 46
Założony: 24 lutego 2013
Ostatni wpis: 20 sierpnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Glashmoor

kobieta, 27 lat, Kraków

155 cm, 61.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 czerwca 2013 , Komentarze (6)

Zanim przejdę do tego, czym jestem zaskoczona, powiem o wczorajszym treningu z endomondo. Aplikacja fajna, ale nie wiedziałam, że biegnę tak szybko, dawałam sobie 6 km/h, a wyszło, że biegłam średnio 8 km/h, a przecież robię marszobiegi. Zastanawiałam się, czy w to nie wątpić, ale w sumie... Na razie uwierzyłam :)
Przemierzyłam wczoraj w sumie 8,5 km w godzinę. Dzisiaj też idę biegać i mam zamiar przebiec 10 km. W końcu wiem ile robię, w jakim tempie i tak dalej, wcześniej mi tego bardzo brakowało. I tak dobrze oceniałam moje biegi, biegam mniej więcej codziennie tak samo, a wcześniej oceniałam się, że przebiegam 6-7 km. Bardziej 6, bo 7 myślałam, że raczej sobie wmawiam. 
To właściwie była miła niespodzianka i zaskoczenie nr 1.



Przejdźmy do głównego, nr 2:
Zaczęłam biegać 3 tygodnie temu, z czego prawie tydzień nie mogłam ze względów pogodowych. W tym tygodniu nie biegałam przez pierwsze 2 dni+ niedziela, więc biorąc pod uwagę moje zawzięcie na codzienne bieganie to kiepsko. 
Do tego doszedł okres w poniedziałek i ochota na różne, szkodliwe mniej lub dużo bardziej rzeczy i już myślałam, że leżę. Miałam tylko nadzieję na to, że jutro będzie lepiej.
We wtorek prawie już poszłam biegać w mżawce, ale się nie zdecydowałam. W środę wyszłam i od wtedy biegałam codziennie. 
Moja dieta jest niedietą, ale schudłam. Na wadze jest ok. 2 kg mniej, ale mój brzuch jest bardziej płaski. To na pewno kwestia mięśni.
Zaskoczeniem moim jest to, że przez te 2-3 dni jedzenia miałam brzuchol okropny (pomijając nawet okres), po czym w czwartek już był lepszy, wczoraj jeszcze lepszy, a dzisiaj jest już dwa razy mniejszy! Jestem niezmiernie uradowana :D
Przechodząc koło lustra, o ile kogoś obok nie ma, podnoszę koszulkę i się przyglądam. To jeszcze nie jest to, co mam zamiar osiągnąć, ale po prostu ten efekt jest na tyle widoczny, że mnie cieszy. 
Z nogami gorzej, ale może później coś mi się uda wykombinować.
Do biegania dorzucam tylko ćwiczenia na tyłek, przysiady (wyzwanie przysiadowe) i okazjonalnie pompki i brzuszki.
Niestety, co jest dziwne, dzisiaj ciągle chce mi się jeść. Powstrzymuję się, chcę jeść regularnie co 2-3 h... Niedawno zjadłam dość dużo ryżu z kurczakiem w jakimś sosie (mówiłam o diecie haha ale sos bez mąki) i już mam takie uczucie... wiecie, w przełyku jak chce się jeść :P Nie wiem, czy kojarzycie. W brzuchu mi nie burczy. Może mi przejdzie.


Co do ogólnego stanu rzeczy: poprawiłam kondycję- zdecydowanie! Jest o niebo lepsza, wystarczy pomyśleć:
na początku biegałam godzinę. Biegi ciągłe były krótsze niż teraz, a i tak byłam strasznie zmęczona. Dodatkowo teraz nie mam praktycznie zakwasów, a po pierwszym bieganiu nie mogłam chodzić :D
Teraz, jakoś od czwartku, nie mam takiej ochoty na słodycze i od jakiegoś czasu staram się jeść regularnie. Serio, działa. Tylko muszę przestać jeść dosłownie malutkie porcje czegoś w nocy, to będzie jeszcze lepiej, ale szczerze, to nie zaburza mi to niczego, poza psychą- muszę ją wzmocnić.



Jeszcze jedno:
Dziewczyny, o ile podczas okresu nie umieracie i nie wylewają się z Was hektolitry- możecie uprawiać sport i nie róbcie z tego wymówki. W środę jeszcze miałam okres, dużo nauki i pokłóciłam się z rodziną, poszłam biegać, po powrocie wszystko ogarnęłam, łącznie z przeprosinami mamy i zrobieniem prezentacji na edb i obrazu na plastykę. 
Nerwy poszły... precz
(to tylko do tych, które nie ćwiczą podczas okresu ;) )


EDIT:
BIEGAŁAM- przebiegłam 10 km, rzecz jasna nie bez przerw, w przerwach szłam i wtedy zatrzymywałam licznik, więc te 10 km było samego biegu+ ileś tam chodem.
Wieczorem zrobiłam jeszcze 100 przysiadów- wyzwanie przysiadowe, 10 brzuszków (mało, ale zrobiłam jeszcze inne ćwiczenia na brzuch), ćwiczenia na pupę i kilka pompek.
Biegam w bluzie, więc koszulka zawsze jest mokra. Dzisiaj założyłam szarą i całe plecy były zalane :D 
Jutro może pójdę rano- czyli jak wstanę, a to różnie bywa... hehe
A wieczorem- jeżeli rano bieganie- to może rower, jeżeli już będę miała dość biegania.

Nie lubię (obojętne mi) samego biegania, ale kocham je za efekty. Z rowerem mi się nie uda, do tego rozbudują mi się uda- bleh. Już mam masakryczne mięśnie ud...
Co do przysiadów, to zastanawiałam się, czy by nie przestać i nie robić samych ćwiczeń na pupę, ale stwierdziłam, ze chcę mieć chociaż jedno wyzwanie na koncie. To już 9 dzień ;)

13 czerwca 2013 , Komentarze (4)

Dzisiaj nie padało! ŁAŁ! 
Biegałam godzinę, nie zjadłam czekolady, ze słodkich rzeczy to koktajl truskawkowy, ale nie liczę tego jako coś złego, bo to były truskawki z kefirem :) Zjadłam też trochę samych truskawek, grapefruita, trochę obiadu i kanapkę. Nie byłam ani przez chwilę głodna.
Do tego wreszcie odespałam, ostatnio chodziłam strasznie zmęczona i chciało mi się spać. 
Nie wiem, jak drzemki wpływają na zdrowie i równowagę, ale czasem trzeba.
Schudnę... Mam jeszcze 2,5 tygodnia, w ostatnim tygodniu będę miała czas na bieganie dwa razy dziennie. Liczę, że mogę schudnąć jeszcze ok 3 kg w górę, a przez następny tydzień jeszcze kolejny kilogram. Muszę dalej ćwiczyć silną wolę, to jest to, czego mi brakuje. 

Nie mam telefonu z Androidem, ale właśnie kupiłam i jutro powinien przyjść. Będę mogła ściągnąć aplikację endomondo i wreszcie dowiem się ile przebiegam i ewentualnie ile spalam, bo tego nie wiem i mnie to wkurza. Mam telefon z Bada a tam nie ma praktycznie żadnych aplikacji. 

To na dzisiaj jeszcze taka motywacja :) 


Papa :)

11 czerwca 2013 , Komentarze (3)

Płakać mi się chce, żrę i pada+ mam okres.
Gorszego czegoś dla odchudzającego nie ma. Aż się zastanawiam czy nie biegać w deszczu zaraz, ale w sumie takie błoto miejscami... Może za 15 minut się wybiorę, chociaż mam coś do roboty. Ludzie, ja się zaczynam załamywać, nie chcę się poddawać, ale znikają efekty tego, co już zrobiłam. Mam mego doła... :(
Ale mam nadzieję, że Wam idzie lepiej!

9 czerwca 2013 , Skomentuj

Idę zdecydowanie w dobrym kierunku. Może jeszcze nie jem genialnie, ale jest poprawa. Dzisiaj zjadłam tylko try kostki czekolady i loda (owocowy), jeżeli chodzi o słodycze. Jak na mnie, to mało. Oprócz tego:

Jajecznica (1 jajko) z kanapką (ciemne pieczywo) z serkiem i pomidorem,
Chińszczyzna, 4 placki z jabłkami, z czego 3 z serkiem Danio,
Lód, 3 kostki czekolady, szklanka Ice Tea
Grapefruit

Patrząc na to, w jakich ilościach co zjadłam szacuję na ok 1400 kcal, czyli przeszłam na dietę 1500 kcal, bo staram się tak jeść od jakiegoś czasu.




Poza tym byłam na rowerze i hurra! spaliłam sobie ręce... Nie posmarowałam się. Pal licho, mogę być opalona, ale nie chcę tak krzywo i na czerwono w dodatku tylko jedną partię ciała. A nogi białe, więc jestem chodzącą flagą Polski. 

Gdzie byłam na rowerze? > Klik 

Jutro szkoła :( Nudno teraz jest jak nie wiem... W ogóle nic mi się nie chce tam robić, na lekcjach mało ciekawie, nudno, bez sensu. Trzeba dotrwać jeszcze 3 tygodnie i będzie luz. Tylko że ja nie wiem, jak jeszcze wytrzymam.

8 czerwca 2013 , Skomentuj

Jakieś dwa tygodnie temu zaczęłam się odchudzać... na nowo ;D Przez tydzień nic nie robiłam, bo była brzydka pogoda i się nie najlepiej czułam. Wczoraj biegałam, ale jeśli chodzi o jedzenie, to masakra. Dzisiaj zjadłam nie za dużo, ok 1500 kcal. Do tego jeździłam na rowerze i biegałam ok pół godziny. Co do roweru: jechałam ok 1,5 h w jedną stronę, potem wróciłam. Byłam z koleżanką, ona mieszka w Swoszowicach, ja niedaleko Czyżyn. Pokonałam odległość w tą i z powrotem, to jest około 30 km. Tyłek mi odpada. 
Mimo, że nie jem mało, spalam wszystko :)


Schudłam 1,5 kg, ważę 55 kg. Nie zaznaczyłam tego na taśmie, bo stwierdziłam, ze to mi nic nie da. Przed Vitalią schudłam już ok 3 kg, a potem znów przytyłam. 

Eh, nie poddam się, ale chciałabym już być wymarzona. No cóż, muszę poczekać. 


Trzymajcie się! :)

5 czerwca 2013 , Komentarze (1)

Nienawidzę tej pogody, ona potrafi tak ograniczyć, że i załamać człowieka. Nic nie robię, siedzę i leżę, nie licząc chodzenia do szkoły. Chyba wezmę się za przysiady.
Jedzenie wczoraj i dziś średnio, ale w granicach 1500 kcal się raczej mieszczę. 
Kupuję nowy telefon :)
Co do ocen- są okej, tak mi się wydaje.W sumie mam jedną tróję, ale pasek i tak mam i powinnam mieć średnią powyżej 5,0... 
Chcę mieć tak dużo forsy i kupić kilka rzeczy, bo nie mam sukienek, spódniczek i szortów na lato. I butów na obcasie <3 
Bo wiecie, ja już tak tu knuję, co to ja ubiorę jak już będę szczupła... Tylko módlmy się o lepszą pogodę!
 
W nocy przespałam godzinę. Nie mogłam usnąć i udało mi się po piątej rano, a o 6:20 pobudka.... Wstałam bez większych problemów, na nogi zerwał mnie zew natury... No wiecie, nawet nic do czytania nie wzięłam ;D
Nie jestem bardziej zmęczona niż bo zwykłej nocy, zwykłym dniu w szkole, a może nawet jest lepiej niż czasami. Zdarza mi się odespać nawet ponad 4 h po szkole. Nie dzisiaj. Leżę i boję się, bo tej nocy chcę spać.
Czarno widzę kolejne dni, jeżeli nie będzie ładnej pogody. Leje praktycznie cały czas. No, dobra: może są półgodzinne przerwy. Nawet kałuże nie wyschną.



Na dzisiaj tyle. Czyli nic nie wniosłam w życie. To oznacza, że muszę się bardziej starać. Pociesza mnie fakt, że pisząc "uda mi się, jutro nie zjem słodkiego", następnego dnia mogę powiedzieć, że nici, bo inni mają to samo. Rzecz jasna- nie wszyscy (i tym niewszystkim zazdroszczę), ale zrozumienie i tak jest.

Pppaa-pa




3 czerwca 2013 , Komentarze (1)

U dziadków:
czwartek- po przyjeździe była burza
piątek- biegałam rano i trochę wieczorem
sobota- źle się czułam + dzień dziecka, więc i dieta leżała
niedziela- rano wyjazd i obiad w restauracji, z okazji imienin cioci, co znaczy zero czasu na sport, cały czas na jedzenie.

Dzisiaj... Jak na razie nie jest najgorzej, ale przykładem nie świecę. Za oknem deszcz, nie ma jak się ruszyć, może ok 19 chodniki przeschną, a na niebie nie będzie grożących deszczem chmur to wyjdę.
Nie wiem, czy schudłam, ale nie przytyłam. Proszę, żeby brzydka pogoda była jak jestem w szkole, a po powrocie słońce! Co ja tam mogę uprosić... 
Nie poddaję się, uda mi się. 

Czekam na lato i świeże owoce i warzywa... Strasznie mi się chce truskawek, poziomek, borówek, malin i fasoli szparagowej.... Strasznie, strasznie!

29 maja 2013 , Komentarze (3)

Dziś biegałam godzinę, a raczej byłam biegać godzinę, a biegałam ok 50 minut. Odkryłam, że muszę biec szybciej, biegnąc truchtem bez przerwy 20 minut byłam średnio zmęczona.... Tak mi się wydawało, bo po tym "średnio męczącym treningu" wróciłam do domu i po zdjęciu bluzy na koszulce takie plamy potu... Specjalnie założyłam szarą koszulkę, żeby zobaczyć ile wypacam. Postanowiłam, że będę dążyła do biegania najpierw 40 minut bez przerwy, swoim tempem, później będę to tempo zwiększać. Później zrobię to samo z godziną. Oczywiście stopniowo, nie na jeden raz. 


Co do rezultatów, nie ma znaczącego spadku na wadze, czego się spodziewałam (w sensie, że się nie zdziwiłam). Mam jednak taki własny wyznacznik co do nóg. Kiedy stoję i łączę nogi, nad kolanami, tak jakby w połowie ud jest przerwa, czasem, jak utyję jej nie ma i uda łączą się całkowicie. Wiem, ze chudnę, gdy ta "szpara" (jakkolwiek skojarzycie sobie szparę między nogami-udami) się powiększa. Więc teraz chudnę :)
Wkurza mnie tylko to, że mam takie dość rozbudowane mięśnie ud, bo nie chcę mieć nie wiadomo jakich udzisk, a bez biegania nie schudnę tak dobrze... 

Takie bym chciała, jakoś:

Co do jedzenia, to średnio. Zjadłam loda. 100 kcal. Nie ma makabry, bo lód był właściwie sokiem, taki owocowy, może kojarzycie- Twister super. To przez to, że poszłam z koleżanką. Zawsze z nią coś kupuję i jemy. Miałam tylko dylemat co kupić, żeby najmniej zaszkodziło.
W sumie zjadłam dzisiaj i tak mało, bo około 1000 kcal, trochę ponad. Nie głodziłam się. Jedyny głód jaki czułam, to w szkole, bo miałam tylko jedną kanapkę i pod koniec już mi się chciało jeść, a nie chciałam kupować słodkiego. Po powrocie zjadłam obiad.
Ogólnie dzisiejszy bilans jest ok, tego loda na pewno spaliłam, nie było w nim śmietany i czekolady, a poza tym poszło mi ok. 
Czy jutro będzie lepiej, to nie wiem... Jadę do dziadków. Będę musiała zmniejszyć porcje tego pysznego jedzenia, bo jest strasznie tłuste i babcia wszystko smaży na smalcu niemal w proporcji 1:1... Napcham się warzywami i mam zamiar się ruszać, bo mieszkają w lesie, tak jakby.

Na dzisiaj tyle zanudzania, pa i życzę Wam powodzenia! Aha... I nie będzie mnie co najmniej do niedzieli, bo będę bez internetu.

28 maja 2013 , Komentarze (2)

No cóż.... Może nie wszystko na raz? Tak nie dam rady.
Dzisiaj zjadłam słodycze. Jestem na siebie zła, ale nie opanowałam się. Po tym czymś twierdziłam, że na początku ograniczę słodycze i będę je jadła co drugi dzień, ale i tak w małych ilościach. Od poniedziałku spróbuję nie jeść w ogóle. Tak nagle nie potrafię rzucić tego "nałogu". 
Dzisiaj może pójdę pobiegać, chociaż jestem bardzo zmęczona- dlatego piszę "może". Jak nie to jutro na pewno. Jeszcze na jutro muszę się uczyć, więc nie wiem, jak z tymi biegami będzie. Jeżeli już, to 19- 20. Szkoda, że mój sportowy stanik dalej w praniu :/ 
Ta pogoda mnie dobija. Pada, nie pada, ciągle ponuro, chmury i każdemu się chce spać. Jeszcze to wstawanie rano... Dobra, tylko jutro i wolne, a potem tylko 3 tygodnie i wakacje. 3 TYGODNIE po wolnym na schudnięcie. Sprężę poślady i uda się. Myślę, że do końca tygodnia też coś zrzucę. Dzięki wolnemu.
Dziś już nic nie jem i pójdę spać o 23, mam nadzieję. Więc pa! I powodzenia Wam życzę w swojej diecie!








EDYTOWANY: biegałam. Co prawda trochę ponad pół godziny, ale lepsze to niż nic. Jutro będzie lepiej ;)

27 maja 2013 , Komentarze (2)

Wczoraj nie wpisałam nic, chociaż chciałam... Ja nie wiem, co się dzieje, ale drugi raz mi się stało tak, że mogłam wejść tylko na facebook'a i konto google... A nic się nie chciało ładować. 

WE KAŻYDYM RAZIE!
Wczoraj biegałam po raz drugi, ale dzisiaj już nie mogłam, bo zakwasy i zmęczenie po szkole mnie zatrzymały. W konsekwencji spałam... Jednak i tak nie jest źle, bo nie zjadłam czekolady i żadnych słodyczy, jedyne co, to kromka chleba pełnoziarnistego z miodem i do tego serek wiejski, ale nie chcę liczyć tego jako słodycze. Powinnam? Powiedzcie szczerze. 
Już myślałam, że mam coś z biodrem, ale dziś już nie boli tak jak wczoraj i przedwczoraj. Teraz czuję, jakbym miała tam zakwasy. 
Na szczęście nogi rozmasowałam i porozciągałam i już nie mam takich zakwasów jak wcześniej. Jutro już będę biegać wieczorem. 
Jak się cieszę na to wolne, to po prostu... Jeszcze muszę się pouczyć, ale już w czwartek jadę do dziadków i będę sobie biegać rano i wieczorem przez trzy dni, a w niedzielę rano tylko. Wreszcie się porządnie poruszam. Wiem, że nie powinnam przesadzać, nie mam zamiaru tego robić, ale wiem, że mnie stać na to i chcę spróbować. Jeśli po pierwszym dniu następnego dnia będę ledwo żyła i tylko ból mi o tym będzie przypominał (jak starej babci), to wiadomo, nie zmuszę się.

Jutro mam zamiar nie zjeść nic słodkiego, nawet miodu. Kurczę, z jednej strony wiem, że to nic strasznego, a z drugiej to uczucie, że mogłam tego nie jeść. Trudno, stało się, jutro naprawię błąd. Może uda mi się bez słodyczy dotrwać nawet do niedzieli? Oprócz ciała muszę trenować charakter, ale zrobi mi to dobrze. Dzisiaj byłam bliska załamania, żeby zjeść kawałek ciasta, które zrobiła mama, ale nie, nie wzięłam. 
Właśnie- wczoraj, z okazji swojego święta, mama zrobiła moje ulubione ciasto. Może i nie upiekło się równo- wina piekarnika- i z jednej strony jest podpalone, ale co z tego, jeżeli jest czekoladowe z polewą? Izaura... Mniam. Wczoraj zjadłam 4 kawałki, takie prostokątne, dość małe i umówiłyśmy się, że dzisiaj nie urazi się, jeśli nie zjem. 
Wiem, że chciała dobrze, ale... Chciało mi się płakać jedząc to ciasto, autentycznie. Nie wiem czemu aż tak, ale po biegach nie miałam ochoty, co jest dziwne, a wręcz musiałam, czułam, że muszę. Wiem, jak jej zależy, gdy zrobi coś dla nas (mam 2 braci), żebyśmy zjedli i jak jej smutno, gdy wybrzydzamy. Zwłaszcza, że ciasto było takie, bo dawno chciałam. Jednak wynagrodzę jej to, bo mi miło i głupio i smutno... Pomimo tego, że się często kłócimy.

Koniec pisaniu o cieście ;) Chociaż to nie do końca tylko o tym, a o ogólnie- diecie i rodzinie. I tak mam dobrze, że nie wyśmiewa mnie, żę się odchudzam, bo na pewno czasem tak jest u kogoś.

Jeszcze kilka zdjęć zdrowego jedzenia, które nawet MNIE zachęciłyby do zjedzenia, a nawet powiedziałam sobie "mniam". (najczęściej tak jest przy zdjęciach czekolady, ciast, ciastek i czasem mięsa i fast foodu)




A TO WSZYSTKO ROBIMY PO TO:




Więc, o ile nie jest 23:59


Dacie radę, ja jeszcze może nie schudłam, ale bieganie jeszcze niedawno dla mnie było abstrakcją ;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.