Zanim przejdę do tego, czym jestem zaskoczona, powiem o wczorajszym treningu z endomondo. Aplikacja fajna, ale nie wiedziałam, że biegnę tak szybko, dawałam sobie 6 km/h, a wyszło, że biegłam średnio 8 km/h, a przecież robię marszobiegi. Zastanawiałam się, czy w to nie wątpić, ale w sumie... Na razie uwierzyłam :)
Przemierzyłam wczoraj w sumie 8,5 km w godzinę. Dzisiaj też idę biegać i mam zamiar przebiec 10 km. W końcu wiem ile robię, w jakim tempie i tak dalej, wcześniej mi tego bardzo brakowało. I tak dobrze oceniałam moje biegi, biegam mniej więcej codziennie tak samo, a wcześniej oceniałam się, że przebiegam 6-7 km. Bardziej 6, bo 7 myślałam, że raczej sobie wmawiam.
To właściwie była miła niespodzianka i zaskoczenie nr 1.
Przejdźmy do głównego, nr 2:
Zaczęłam biegać 3 tygodnie temu, z czego prawie tydzień nie mogłam ze względów pogodowych. W tym tygodniu nie biegałam przez pierwsze 2 dni+ niedziela, więc biorąc pod uwagę moje zawzięcie na codzienne bieganie to kiepsko.
Do tego doszedł okres w poniedziałek i ochota na różne, szkodliwe mniej lub dużo bardziej rzeczy i już myślałam, że leżę. Miałam tylko nadzieję na to, że jutro będzie lepiej.
We wtorek prawie już poszłam biegać w mżawce, ale się nie zdecydowałam. W środę wyszłam i od wtedy biegałam codziennie.
Moja dieta jest niedietą, ale schudłam. Na wadze jest ok. 2 kg mniej, ale mój brzuch jest bardziej płaski. To na pewno kwestia mięśni.
Zaskoczeniem moim jest to, że przez te 2-3 dni jedzenia miałam brzuchol okropny (pomijając nawet okres), po czym w czwartek już był lepszy, wczoraj jeszcze lepszy, a dzisiaj jest już dwa razy mniejszy! Jestem niezmiernie uradowana :D
Przechodząc koło lustra, o ile kogoś obok nie ma, podnoszę koszulkę i się przyglądam. To jeszcze nie jest to, co mam zamiar osiągnąć, ale po prostu ten efekt jest na tyle widoczny, że mnie cieszy.
Z nogami gorzej, ale może później coś mi się uda wykombinować.
Do biegania dorzucam tylko ćwiczenia na tyłek, przysiady (wyzwanie przysiadowe) i okazjonalnie pompki i brzuszki.
Niestety, co jest dziwne, dzisiaj ciągle chce mi się jeść. Powstrzymuję się, chcę jeść regularnie co 2-3 h... Niedawno zjadłam dość dużo ryżu z kurczakiem w jakimś sosie (mówiłam o diecie haha ale sos bez mąki) i już mam takie uczucie... wiecie, w przełyku jak chce się jeść :P Nie wiem, czy kojarzycie. W brzuchu mi nie burczy. Może mi przejdzie.
Co do ogólnego stanu rzeczy: poprawiłam kondycję- zdecydowanie! Jest o niebo lepsza, wystarczy pomyśleć:
na początku biegałam godzinę. Biegi ciągłe były krótsze niż teraz, a i tak byłam strasznie zmęczona. Dodatkowo teraz nie mam praktycznie zakwasów, a po pierwszym bieganiu nie mogłam chodzić :D
Teraz, jakoś od czwartku, nie mam takiej ochoty na słodycze i od jakiegoś czasu staram się jeść regularnie. Serio, działa. Tylko muszę przestać jeść dosłownie malutkie porcje czegoś w nocy, to będzie jeszcze lepiej, ale szczerze, to nie zaburza mi to niczego, poza psychą- muszę ją wzmocnić.
Jeszcze jedno:
Dziewczyny, o ile podczas okresu nie umieracie i nie wylewają się z Was hektolitry- możecie uprawiać sport i nie róbcie z tego wymówki. W środę jeszcze miałam okres, dużo nauki i pokłóciłam się z rodziną, poszłam biegać, po powrocie wszystko ogarnęłam, łącznie z przeprosinami mamy i zrobieniem prezentacji na edb i obrazu na plastykę.
Nerwy poszły... precz
(to tylko do tych, które nie ćwiczą podczas okresu ;) )
EDIT:
BIEGAŁAM- przebiegłam 10 km, rzecz jasna nie bez przerw, w przerwach szłam i wtedy zatrzymywałam licznik, więc te 10 km było samego biegu+ ileś tam chodem.
Wieczorem zrobiłam jeszcze 100 przysiadów- wyzwanie przysiadowe, 10 brzuszków (mało, ale zrobiłam jeszcze inne ćwiczenia na brzuch), ćwiczenia na pupę i kilka pompek.
Biegam w bluzie, więc koszulka zawsze jest mokra. Dzisiaj założyłam szarą i całe plecy były zalane :D
Jutro może pójdę rano- czyli jak wstanę, a to różnie bywa... hehe
A wieczorem- jeżeli rano bieganie- to może rower, jeżeli już będę miała dość biegania.
Nie lubię (obojętne mi) samego biegania, ale kocham je za efekty. Z rowerem mi się nie uda, do tego rozbudują mi się uda- bleh. Już mam masakryczne mięśnie ud...
Co do przysiadów, to zastanawiałam się, czy by nie przestać i nie robić samych ćwiczeń na pupę, ale stwierdziłam, ze chcę mieć chociaż jedno wyzwanie na koncie. To już 9 dzień ;)