Hej.
U mnie trochę się dzieje. Zacznę od tego, że 2 tygodnie temu przyjechali do Nas znajomi z drugiego końca Polski na parę dni, w sumie to piątek, sobota, niedziela. Wiadomo ja jedna kobieta to wszystko na mojej głowie :D w piątek już średnio było z dietą. Obiad okej, bo zrobiłam spaghetti z makaronu razowego + sos z pomidorów z puszki + mięsko. No ale później wieczorem skoczyliśmy na grilla to zjadłam jedną kiełbaskę z bułką wieloziarnistą i trochę chipsów. Zero alkoholu chociaż namawiali ;) Wiedziałam, że nazajutrz od soli z chipsów waga wzrośnie przez zatrzymanie wody, ale o dziwo 83 kg się nadal utrzymywało jak w poprzednim tygodniu. Myślę okej jest dobrze. Nie spadła, ale i nie wzrosła no dobra chwilowy zastój. I tak w sobotę wybraliśmy się na wycieczkę na pewien zamek a później na Szklarską Porębę, bo chcieliśmy wjechać wyciągiem na górę i zjechać. Niestety okazało się, że zdążymy tylko na wjazd no to mówimy dobra zejdziemy na dół na nogach :D to był błąd. 2 h schodzenia... ja w tenisówkach hehe. Daliśmy radę, ale na następny dzień nie mogliśmy wstać z łóżka takie zakwasy na łydkach, udach i pośladkach masakra, ale wspomnienia fajne ;D
Kolejny tydzień dieta okej, chociaż trochę mniej ćwiczeń jeden dzień mi umknął, ponieważ teraz w sobotę robiliśmy większą parapetówkę dla rodziny mojej i mojego TŻ żeby ich ze sobą poznać przy okazji. Mimo to waga w sobotę pokazała 82,4 kg :D chociaż przyszedł okres :D No i jak to przy parapetówce wiadomo stres bo 15 osób na chacie, zrobić jedzenie, posprzątać itd. Ze wszystkim się wyrobiłam. Zrobiłam nawet dietetyczne czekoladowe muffinki i ciasto bananowe z owocami. Wszystko fit :P poza tym jakieś przekąski mniej fit dla reszty gości :D z tego stresu w sobotę nie zjadłam obiadu jedynie śniadanie i drugie śniadanie. Jak przyszli goście to coś tam podziubałam trochę, ale tak nie za bardzo. Później kolacji też nie zjadłam, bo wyszłam z założenia, że już za późno (wiem błąd!!).
Na następny dzień w niedzielę od rana dieta trzymana śniadanko, później drugie śniadanko i już miałam brać się za obiad kiedy zadzwonili znajomi czy jedziemy z nimi na wycieczkę no to okej zabraliśmy się koło godziny 14. I tak w drodze jak zwykle stacja CPN po jakieś piciu oni sobie wzięli po hot dogu a ja twardo NIE! :D pojechalismy na Kolorowe Jeziorka trochę chodzenia tam wspinania się itd ogólnie było pięknie. W drodze powrotnej zajechaliśmy do KFC niestety... zjadłam dwa longery frytki i wypiłam liptona. No ale nic myślę dwa dni bimbania i nieregularnego jedzenia nie zniweczą mojej walki o kilogramy. Mówię dobra od poniedziałku dalej rura ze zdrowym żywieniem i treningami. No ale co nie mogło być tak pięknie... jak wracaliśmy z wycieczki to w aucie klima na zewnątrz gorąco i zaczęły mnie przechodzić jakieś dreszcze zaczęłam się źle czuć. Przyjechaliśmy do domu zmierzyłam gorączkę 38 stopni. Suuuper... a jutro do pracy. Wzięłam tabletkę na zbicie gorączki cała rozpalona na ciele, mi zimno od razu pod koc i wygrzewałam. W nocy obudziłam się i już czułam się lepiej. No ale...
Wstałam rano o 6 do pracy. Poszłam do toalety zrobiło mi się momentalnie słabo... wstałam i miałam wrażenie, że zaraz zemdleję usiadłam na toalecie chwilę posiedziałam zaczęłam odczuwać wewnętrzny lęk i chciałam wstać do okna żeby powietrza świeżego nabrać. Urwał mi się film... pierwszy raz w życiu. Nie wiem jak znalazłam się z toalety w kuchni. Obudziłam się cała zalana krwią gdy to zobaczyłam zaczęłam wyć i płakać, przestraszyłam się cholernie. Mój TŻ od razu się zerwał na równe nogi mimo, że spał w najlepsze. Ja przestraszona jeszcze gorzej zaczęło mi się robić słabo takie dziwne uczucie nie do opisania aż. Położyłam się na podłodze żeby się lepiej poczuć. Mój mi przyniósł chusteczki mówi, że mam cały nos rozwalony, że jedziemy na SOR. Chwilę nabrałam sił, zrobiło mi się lepiej, ubrałam się, krew się leje wszędzie no i pojechaliśmy. No i już nie będę opisywać szczegółów, bo wiadomo jak to na SORach jest... 6 h tam spędziłam. Wystraszona, zapłakana, głodna... Zrobili mi rtg czaszki, ekg, podali dwie kroplówki, pobrali krew do morfologii i z drugiej ręki krew do troponiny żeby zbadać czy nie ma podatności na zawał serca. Wszystkie badania wyszły okej według lekarza. Założyli mi jeden szew na nos dali opatrunek i do domu. Nadal co prawda nie wiem co było przyczyną utraty przytomności tym bardziej, że pierwszy raz w życiu mi się to zdarzyło (nie polecam nikomu ;) ). Później pojechaliśmy do mamy do mojej miejscowości rodzinnej, bo tam mam lekarza wypisał mi L4 mama rzuciła okiem na wyniki i mówi, że mam niski poziom cukru, bo 60 a norma jest od 80 wzwyż. No i mam jakiś wskaźnik z morfologii zawyżony co może świadczyć o stanie zapalnym w organizmie, ale mama (pielęgniarka) mówi, że to przez to, że mam okres, ale na wszelki wypadek powtórzymy wyniki za jakiś czas.
No i tak oto wystraszona i obolała mam miesiąc wolnego od pracy. Za tydzień miałam zacząć 3tygodniowy urlop a tu z L4 mi wyjdzie miesiąc... no trudno wypadki chodzą po ludziach. Wyglądam teraz jakby mnie ktoś pobił xD
Także dieta kulała ostatnio, ale od jutra już 100 % się trzymam. Tylko treningu przez kilka dni nie za bardzo wykonam, bo przy schylaniu się boli mnie cały nos :( no ale coś może lekkiego podziałam. Albo na spacer długi wyjdę... chociaż z tym nosem jak kartofel to nie za bardzo :D
Co u Was kochane? ;)