Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Kilka lat temu zdecydowałam się na zmianę diety i dzięki temu udało mi się osiągnąć swój cel jeżeli chodzi o wagę

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3318
Komentarzy: 8
Założony: 15 sierpnia 2017
Ostatni wpis: 20 listopada 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Elavia

kobieta, 23 lat, Opole

170 cm, 55.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

18 listopada 2017 , Komentarze (2)

A więc minął już tydzień. I muszę przyznać, że do zimnych pryszniców nawet można się przyzwyczaić. Na początek chciałabym coś jednak sprostować, żeby ktoś sobie nie pomyślał, że są to w całości zimne prysznice. No nie, takim hardcorem to ja nie jestem. Nie chcę też się w ten sposób przeziębić. Naprzemiennie używam ciepłej i zimnej wody. Najgorszy jest ten moment, w którym muszę się zdecydować czy aby na pewno chcę polać się zimną wodą. A później to już z górki ;) Nigdy nie śpiewałam pod prysznicem, ale powiem wam, że w tej sytuacji to pomaga, trochę odwraca uwagę od chłodu. Jak trzeba to trzeba, będę wyć ;P Z góry przepraszam za to domowników xD

11 listopada 2017 , Komentarze (5)

Ostatnio jak przeglądałam forum vitalii natknęłam się na temat, który zachęcił mnie do brania zimnych pryszniców. Ponoć daje to wiele pozytywnych skutków - lepsze krążenie i dotlenienie organizmu, poprawa kondycji skóry, ograniczenie powstawania zakwasów. Nie wiem jak innych, ale mnie to przekonuje. Problem w tym, że nienawidzę zimna. Ale cóż, czasami trzeba się przełamać. Zaczęłam od wczoraj i było, hmm... zimno. Mam nadzieję, że z czasem będzie łatwiej, no i oczywiście, że będą jakieś rezultaty. A dzisiaj czeka mnie powtórka z rozrywki - aż robi się zimno na samą myśl ;P

6 listopada 2017 , Skomentuj

Dlaczego nie potrafię prowadzić pamiętnika systematycznie? Mogłoby się wydawać, że mi się nie chce, ot takie sobie lenistwo, bo przecież nikt nie ma obowiązku rozpisywać się na temat swojego życia. A jednak codziennie w mojej głowie pojawia się pełno przemyśleń, którymi chciałabym się podzielić - ale zebranie ich w sensowną całość to już trudniejsza sztuka. I zamiast pisać taki wstęp mogłabym od razu przejść do konkretów, ale to że od czegoś trzeba zacząć to jedna sprawa, a to że nie mam pojęcia o czym napisać to druga. 

Wiem tyle, że dzisiaj nie mam ochoty opowiadać o tym jak wygląda moja aktualna waga. Chciałabym chociaż przez chwilę nie przejmować się tym ile ważę, ile ważyłam i ile będę ważyć. Staram się akceptować siebie bez względu na to czy tu i tam jest trochę tłuszczyku. I powiem wam, że pod tym względem jest pewien progres. Bo np. moje szerokie uda nie przeszkadzają mi już tak bardzo jak kiedyś, a nawet zaczęły mi się trochę podobać (może dlatego, że ćwiczyłam i wmówiłam sobie, że to, że są większe wynika właśnie z tego, chociaż nieco prawdy w tym może być). Brzuch też nie wydaje się być aż tak strasznie odstający ;P

Swoją drogą ostatnimi czasy bardzo dużo jem, chociaż tylko te zdrowe rzeczy, przynajmniej w moim mniemaniu. Tak czy siak, póki jestem w stanie wejść w swoje spodnie jest okej ;)

Dzisiaj przyszły książki, które zamówiłam, zresztą zgodnie z planem, bo taki był termin wysyłki. Mam więc co robić w czasie wolnym, problem w tym, że tego czasu trochę brakuje. Zauważyłam, że strasznie dużo spędzam go kuchni, chociaż to dla mnie przyjemność, bo lubię przygotowywać sobie jedzonko, modyfikując przepisy tak, aby w 100% mi pasowały i próbować czegoś nowego (chociaż to zdarza się stosunkowo rzadko, codziennie raczej jem podobne dania). Przez to ciągle się wszędzie spóźniam, no i przez fatalną organizację czasu, chyba nie jestem zbyt dobra w planowaniu. Swoją drogą może kiedyś wstawię fotomenu.

Nie wiem co by tu jeszcze napisać, na dobry początek (no może nie całkiem początek) tyle wystarczy. Ale będę opowiadać o nudach z mojego życia. Chociażby nikt tego nie czytał. Sama będę to czytać, a co tam ;D Może kiedyś jak wrócę do starych wpisów to się przynajmniej trochę pośmieję :)

23 września 2017 , Skomentuj

Znacie to uczucie, kiedy wchodzicie na wagę i czekając w napięciu, po chwili ku swemu przerażeniu dostrzegacie, że pokazuje ona troszkę większą cyferkę niż wcześniej? 

"Cóż, powiedziałabym, że nie ma efektów, tyle że są, ale nie do końca zamierzone..." - taka była moja pierwsza myśl po porannym ważeniu. Nie panikowałam, w końcu się nie odchudzam, a wręcz przeciwnie, te 55 kg by mi nie przeszkadzało, gdyby nie fakt, że pojawiło się tak szybko. Bo od razu pojawiają się wątpliwości ile będę ważyć za kolejny miesiąc, a potem kolejny... 

Nie ważę się codziennie, ponieważ to mija się z celem. Skoro mam nabrać masy mięśniowej i tłuszczowej (tej pierwszej może trochę więcej, tej drugiej może trochę mniej ;P) to logiczne, że waga rośnie, więc po co mam się niepotrzebnie stresować? No dobra, może przejdę do sedna sprawy. Zgodnie z planem poszłam później jeszcze się zważyć na siłowni, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o składzie mojego ciała. Trochę się bałam, że wyjdzie na jaw, że posiłki zwiększam chętniej niż ćwiczę (ten mój pesymizm...), tymczasem jednak zostałam mile zaskoczona. Według wagi Tanita moja masa, owszem, wynosi 55 kg, jednak to mięśnie są przyczyną jej przyrostu (+2,4 kg), a nie tłuszcz. I wiadomo, należy traktować te pomiary z przymrużonym okiem, takie urządzenia nie są do końca dokładne, ale mimo wszystko, to chyba oznacza, że jakiś postęp jest, nawet jeśli mały, to i tak się z niego cieszę ;)

Gorzej jeśli chodzi o efekty wizualne, tu niestety mam wrażenie, że jest gorzej. Mam wrażenie, że moje uda wyglądają teraz na masywne (może wstawię zdjęcia porównawcze), ale jednocześnie nie zauważyłam, żeby były bardziej umięśnione. Tak samo mam wrażenie, że brzuch mam taki jakiś większy. A może wymyślam?

Tak czy siak, miesiąc to mało, zdecydowanie za mało, żeby liczyć na jakieś bardzo widoczne efekty. Nie zamierzam się poddawać - działam dalej :D

6 września 2017 , Skomentuj

Mój pamiętnik jest strasznie pusty. Cóż, nie mam pojęcia o czym mogłabym pisać, nie ma nic ciekawego o czym mogłabym opowiedzieć. Może zamiast tego podzielę się przemyśleniami? 

Wspominałam już o moich planach dotyczących sportu - staram się je realizować najlepiej jak mogę. Tylko właściwie co ja chcę nimi osiągnąć? Wiadomo, kto by nie chciał mieć pięknie wyrzeźbionego ciała, szczupłej, wysportowanej sylwetki... Ale wydaje mi się, że w tym wszystkim brakuje mi motywacji, to jest po prostu taki wymysł, chcę do tego dążyć, bo chcę i nie ma tu większego celu. I nie twierdzę, że to źle, że chcę do tego dążyć, uważam tylko, że motywacja jest potrzebna, jeżeli niekonieczna to co najmniej przydatna. A przecież sama nie przyjdzie, trzeba ją znaleźć. 

Swoją drogą ostatnio jadam rekordowe ilości kalorii - czasami przekraczające 2400. Kiedyś byłoby to dla mnie nie do pomyślenia, od razu miałabym wrażenie, że tyję. Teraz podchodzę do tego na bardziej na luzie, nawet jeśli przybyłoby mi trochę zbędnego tłuszczyku to przecież zawsze można to zrzucić.

1 września 2017 , Komentarze (1)

Dzisiaj pierwszy dzień września - koniec wakacji, koniec sielanki. Trzeba się za siebie wziąć - mam tu na myśli zwiększenie aktywności fizycznej. Już w sierpniu do mojego "grafiku" dołączyła zumba i przyznam, że polubiłam tę formę aktywnego spędzania czasu. Tak więc, dalej będę uczestniczyć w takowych zajęciach, prawdopodobnie 2 razy w tygodniu. Oprócz tego zamierzam chodzić na siłownię, jeśli macie jakieś tipy dla początkującej to chętnie je usłyszę ;) Dzisiaj byłam pierwszy raz, ale głównie skupiłam się na "rozeznaniu". O efektach będę informować na bieżąco, o ile jakieś będą ;P

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.