Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wieczna optymistka, która ostatnio zaczyna odczuwać pesymizm. Lubiąca się śmiać, bawić, poznawać ludzi... Nie lubiąca siebie... Od czasów liceum nie mogąca pozbyć się nadwagi i z każdą próbą przybierająca na nowo, coraz więcej.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4161
Komentarzy: 65
Założony: 21 lutego 2018
Ostatni wpis: 1 maja 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Patience89

kobieta, 35 lat, Poznań

165 cm, 83.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 maja 2020 , Komentarze (8)

Patrzę dziś rano na wagę, a tam 90kg! Nie ważyłam tyle od czasów szkoły. Czyli już od jakichś 13 lat... Wieki temu znaczy się :) Czuję się świetnie! Waga nieco wolniej spada ostatnio, ale obwody spadają. Z rozmiaru 4/5xl zeszłam na 3xl a nawet 2xl (w zależności od materiału i rozmiarówki).

Ostatnio dołączyłam też więcej ćwiczeń, choć nadal przychodzi mi to z trudem. Jestem leniwa, nadal sporych rozmiarów i nigdy sport nie był moją mocną stroną. Jednak staram się robić ćwiczenia co najmniej 3 razy w tygodniu. Zazwyczaj jest to pół godzinny trening. Wiem, że teoretycznie spalanie zaczyna się po 40 minutach..., ale prawda jest taka, że lepiej zrobić cokolwiek te parę razy w tygodniu, niż nic, po pierwszym zbyt obciążającym treningu. A tak by było w moim przypadku. Dzięki tym 30 minutom, 3 razy w tygodniu, poprawiam powoli kondycję, której póki co nie miałam wcale. Najchętniej pochodziłabym na basen, ale chwilowo to niemożliwe.
Miewam oczywiście zachcianki. Nauczyłam się jednak wybierać, kiedy sobie pozwolić na coś i na co, a kiedy trzymać się w ryzach. Nauczyłam się odżywiać tak, by organizm nie wymuszał na mnie nieświadomego zajadania ewentualnych niedoborów, bo po prostu jem na tyle różnorodnie, że do nich nie dopuszczam. Gdy zaś coś się zaczyna dziać, szybko reaguję i reguluję ewentualne niedociągnięcia. Najczęściej dopada mnie ochota na słodkie wieczorami, po pracy. Jednak jest to bardziej zachcianka typu "miałam ciężki dzień, zasłużyłam". Zabiłam ją, sięgając po białko, zamiast słodyczy. Albo piję koktajl białkowy, albo jem porcję białka, zwłaszcza, że od skończenia pracy, do położenia się spać, mijają jakieś 2-3 godziny. Więc mały proteinowy posiłek zabija głód na słodkie, daje mi dodatkową porcję białka, które przy diecie jest ważne, oraz nie jest pustymi kaloriami. Dodatkowo ćwiczenia wykonuję po pracy, a przed tą porcją białka, a jest ono zalecane po ćwiczeniach. Ćwiczenia zaś dodatkowo pomagają zabić ochotę na słodkie, bo szkoda marnować efekt wysiłku.

Trochę ciężko przez tą izolację, bo ja akurat utknęłam w domu, pracując 7 dni w tygodniu po 12 godzin. Nie mam możliwości wyjść nawet na spacer, bo pracuję jako opiekunka i nie mogę zostawić chorej osoby samej, a w tej chwili nikt nie może przyjść mnie zastąpić. Bo izolacja. Męczy to strasznie psychicznie, bo nie mam jak na spokojnie odpocząć i odciąć się na chwilę od pracy. Więc dzień wygląda tak, że wstaję, pracuję, kończę pracę, śpię i tak w kółko. Tyle dobrego, że mogę jeść co uważam i w takich porach, co mi pasują, dzięki czemu trzymam się swojej diety.
Aż się nie mogę doczekać czerwca, bo 4-go minie równe pół roku od operacji i ciekawa jestem ile w sumie do wtedy zrzucę, zarówno kg, jak i cm w obwodach.

Pozdrawiam wszystkich walczących o swoje lepsze ja i trzymam kciuki za postępy! :)

9 marca 2020 , Komentarze (6)

Kochani!

5 dni temu minęły 3 miesiące od operacji. Czuję się świetnie. Ból już daaawno minął, nic mi się nie dzieje, żadnych komplikacji nie było na żadnym etapie. Wróciłam do pracy i daję radę. 
Odżywiam się dużo lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Nauczyłam się na nowo smaków i porcji, jakie mogę na raz spożyć. Jednocześnie, w dbałości o zdrowie, nauczyłam się racjonalnie dobierać składniki odżywcze tak, by mimo małych porcji, odżywiać organizm poprawnie. Więc, jem dużo białka, staram się by było w każdym posiłku, tak aby nie tracić mięśni chudnąć w dość szybkim tempie. Do białka dołączam warzywa. Raz na dzień posiłkiem jest jakiś owoc, sam, lub z jogurtem, tudzież serkiem wiejskim. Prawie całkiem odstawiłam kawę, choć pozwalam sobie na jedną raz na parę dni. Piję głównie wodę, wodę z cytryną i herbatki. Prawie się mi nie zdarza sięgać po co innego, a jak się zdarzy, to kończy się na kilku łyczkach, bo organizm sam mi mówi, że nie jest to dla mnie dobre. 

Zaczęłam też ćwiczyć, choć nie powiem, że ćwiczę dużo. Nadal jestem leniwa... Są to głównie spacery, długie, ale mało wymagające. Czasem jakaś zumba przed tv. Oraz aqua aerobik, na który chodzę raz w tygodniu, sporadycznie dwa razy.

Waga spada, choć miewam też przestoje trwające czasem tydzień, nawet półtora, i wtedy nieco mnie to drażni, ale jest naturalne, więc trzymam się swojego planu i brnę naprzód. Po przestojach waga znów spada. Nauczyło mnie to większej cierpliwości i poczucia, że nie czekam na poprawę, jak na cud, tylko świadomie utrzymuję zdrowe nawyki, wiedząc, że to one i moja ciężka praca i samozaparcie, prowadzą do kolejnych sukcesów.

A teraz się pochwalę :) W te trzy miesiąc ( i parę dni) schudłam 30kg! Również obwody poleciały w dół, ale, że mierzę je raz w miesiącu, to akurat nie jestem z pomiarami na bieżąco. Ale zleciało już kilkanaście cm, z brzucha i bioder, kilka z ud i ramion, kilka z biustu i jakieś 2cm z szyi, która idzie najbardziej opornie, ale na szczęście nie jest z nią najgorzej :) No, to się pochwaliłam :D

Decyzję o dzisiejszym wpisie podjęłam spontanicznie, ze szczęścia, że zeszłam do 100kg. Może nadal mi sporo brakuje do celu, ale to ogromny postęp i jestem z siebie bardzo zadowolona. Jednak ze względu na nagły wpis, nie ma w nim szczegółowych obwodów. Dodam w następnym, a do niego obwody na pewno jeszcze zlecą.

Pozdrawiam Wszystkich i życzę sukcesów w Waszych celach! Trzymam za Was kciuki!

Buziaki! ;*

9 grudnia 2019 , Komentarze (8)

Kochani!

Wracam po przerwie, w trakcie której miałam zarówno wzloty, jak i upadki. Kolejny upadek przybił mnie na tyle, że powiedziałam sobie "dość!". Nie poddałam się. Choć niektórzy zapewne uznają, że poszłam na łatwiznę. Stanęłam przed ciężką decyzją i wybrałam oddać swoje zdrowie, a właściwie nawet dalsze życie, osobom, które w sposób medyczny pomogły mi zrobić ogromny krok do zdrowej, szczupłej sylwetki.
Poddałam się operacji - rękawowej resekcji żołądka. Dla osób nie zaznajomionych z tematem - pan doktor zrobił laparoskopowo kilka dziur w brzuchu i wyciął mi sporą część żołądka. Jakieś 3/4. Teraz, jestem kilka dni po zabiegu i choć nadal czuję się obolała, to już widać, że kilogramy lecą w dół.
Czeka mnie wiele miesięcy dbania o dobrą dietę. A później całe życie utrzymywania zdrowych nawyków. Taka operacja dużo pomaga, ale w zamian wymaga ogromnego poświęcenia i samozaparcia. Słyszałam, że osoby, które chcą wrócić do starych nawyków, po prostu ponoszą porażkę, a co gorsza sprawiają sobie istne zagrożenie, jak o stan zdrowia chodzi. Ja należę jednak to tej grzecznej grupy i ściśle się zaleceń trzymam.
Tak więc, teraz jem mało i są to głównie chude produkty mleczne, by nie tracić mięśni. Piję wodę i słabe herbatki. Dopiero niedługo dołączą do diety zupki i następnie bardziej stały pokarm, oczywiście również odpowiedni, gdyż żołądek musi na nowo się dostosować do działania w nowych warunkach. Głodu nie czuję, co więcej, mam wręcz trudności w zjedzeniu wymaganych ilości jedzenia na dzień. Ze względu na to, że wszystko jest świeże muszę jeść bardzo powoli i bardzo małymi kęsami, równie małych porcyjek. Czuję się cały czas pełna, choć jedzenie jakie spożywam mogłoby się spokojnie zmieścić na jednym talerzu.
Dokładniej, spożywam 2 litry płynów dziennie. Jeden litr to woda i herbata. Drugi to produkty mleczne - mleko, mleko sojowe, jogurt naturalny, mleczny drink proteinowy. Czyli zaledwie 4 szklanki mleko-pochodnych posiłków. Wydaje się mało treściwe, ale z wielkością żołądka jaką teraz mam, mówiąc szczerze, jest tego DUŻO! Na prawdę bardzo dużo. Z czasem będzie tego nieco więcej i nie mogę sobie tego teraz wyobrazić, bo jak rano zaczynam pić i jeść, to już się zastanawiam, czy zdążę to wszystko przejeść i przepić w ciągu dnia.
Z mniej przyjemnych spraw, owszem booooli. Nie jest jakoś bardzo źle, najgorsze były 3 pierwsze dni po zabiegu. Wtedy było paskudnie, ledwo mogłam się obrócić na łóżku i przechodziły mi przez głowę myśli "czy aby na pewno dobrze zdecydowałam?", "czy nie popełniłam błędu?", "nie skrzywdziłam się tą operacją?". Jednak teraz, gdy ból mija a efekty są już widoczne, mimo, że minął niecały tydzień... Wiem, że wszystko będzie dobrze i że osiągnę swój cel, bo ludzie, którym zaufałam i powierzyłam swe zdrowie i bezpieczeństwo, zrobili to co było najlepsze dla mnie i nadal mają mnie pod opieką. Aż do momentu ustabilizowania wagi mam być pod opieką dietetyka, psychologa i w razie jakichkolwiek niechcianych efektów ubocznych - również pod opieką chirurga, z którym tak, jak z resztą zespołu, mam się widywać regularnie.
Wierzę, że tym razem dam radę, bo Oni mi to wszystko ułatwili. Jednak odpowiedzialność nadal jest moja własna, bo to ja decyduję, czy nie zaprzepaszczę efektów operacji i na nowo nie rozepcham pomniejszonego żołądka.
Piszę tu o tym, gdyż czuję się, jak jakaś super-odważna-kobieta! Wzięłam się za siebie może i rygorystycznie, ale dość, znaczy dość. 15 lat prób chudnięcia i ciągłe porażki, jedyne co robiły, to wprowadzały mnie w nawracające dołki. Traciłam już wiarę w to, że kiedykolwiek schudnę i będę się sobie podobać. Teraz odzyskałam tą wiarę i walczę o efekty.
Jeżeli ktoś przeszedł kiedyś podobny zabieg, lub zna kogoś, kto to zrobił, to chętnie przeczytam w komentarzach o Waszych doświadczeniach. Jeśli zaś ktoś ma pytania, to chętnie na nie odpowiem.
Życzę Wszystkim świetnych wyników w walce o lepszą wersję siebie! Uważam, że nie ważne, czy osiągniemy to samo, czy ze specjalistyczną pomocą. W obu przypadkach wymaga to od nas ogromnej siły woli i odwagi, bo nie jest łatwo zmienić swoje życie po latach odnoszenia porażek.

Pozdrawiam ciepło! ;* 

21 października 2019 , Komentarze (9)

Kochani!

Idzie do przodu!
Znaczy... Zacznijmy od tego, że od kilku tygodni się dołowałam, bo stawałam na wadze, a ta stała... Było ciągle 127, nieco poniżej, znowu 127... i tak w kółko... Mimo, że starałam się. Fakt, że ćwiczeń nie wykonywałam za często i nie za wiele. O ile nie liczyć faktu, że w swojej pracy cały dzień się kręcę i latam w tę i we wtę wykonując obowiązki. Za to dietę starałam się trzymać i było w niej mało odstępstw. Dieta wysoko proteinowa, jednak bez wykluczania żadnych innych składników. Po prostu zbilansowana z naciskiem na białka, by nie tracić mięśni podczas mniejszej podaży kalorycznej. Były jakieś wpoadki, bo urodziny, kilka małych dołków i wizyta gości, ale poza tymi paroma sytuacjami dawałam radę. Nagle dzisiaj rano, po 2 tygodniach kompletnego nie sprawdzania i po okresie, który sprawił, że czułam się jak balon, stanęłam na wagę i... 125! 2kg w dół.
Najpierw pomyślałam "serio? 6 tygodni starań i tylko 2 kg?! To chyba żart!". Później jednak sięgnęłam po cięższą artylerię, znaczy za centymetr, i zmierzyłam obwody.
Tak więc:

- 2cm w szyi

- 4cm w biodrach

- 11cm w talii!

To sprawiło, że od razu się rozpromieniłam. Dobrze, że parłam do przodu mimo rzekomych braków wyników. Najzwyczajniej okazuje się, że waga stała, ale ciało się zmieniało.
Mimo, że na razie nie widzę mega różnicy, to nie zamierzam się poddawać i walczę dalej. Jak to się mówi - małymi kroczkami, byleby do przodu.
Pozdrawiam i trzymam kciuki również za Wasze postępy!

Buziaki! ;*

                        

4 września 2019 , Komentarze (8)

Minął ponad rok, odkąd napisałam ostatni wpis na Vitalii...

Wróciłam teraz, z niską motywacją, ale z całkiem sporym dołkiem. Ważę ni mniej, ni więcej niż ostatnio. Co za ironia. Półtorej roku różnicy, a ja stoję w miejscu. Żałosne, czyż nie? Równe 127kg. Nadal. Może to i dobrze, że nie więcej, ale źle, że ani trochę mniej.
Czemu? Bo nic się nie zmieniło w sposobie odżywiania. Próbowałam kilka razy diet i jak zawsze wracałam do niezdrowych nawyków.
Miałam bardzo ciężki okres w życiu. Zerwałam z facetem, którym byłam przez ponad 4 lata i planowaliśmy wspólną przyszłość. Załamało mnie to. Właściwie, to przeszłam przez kilka załamań, które pojawiały się co jakiś czas, i teraz dopiero na nowo staję na nogi. Od jakiegoś czasu się zbieram do kupy, ale wagowo... stoję w dokładnie tym samym punkcie.
Cóż. Jednak jak to mówią, nie przegraliśmy, dopóki wciąż próbujemy, czyż nie?

Więc kolejny raz, próbuję, choć wyglądam niczym istota ze zdjęcia poniżej, a właściwie to nawet gorzej...

Na prawdę, czas to zmienić. Chcę tego, tylko nie umiem się za siebie wziąć.

5 marca 2018 , Komentarze (6)

Już 2 tygodnie odkąd zaczęłam... Jednak spadek tylko o 1kg! Czuję się zmęczona i zła, rozczarowana totalnie. Myślałam, że chociaż więcej wody zejdzie, ale w sumie od dłuższego czasu nie używam za wiele soli i piję dużo wody, więc organizm ma nawodnienie w normie. Mimo wszystko spodziewałam się lepszego efektu... Co najmniej 2-2,5kg na minusie... A tu psikus! 
Muszę się za siebie bardziej wziąć. Myślę nad aqua aerobikiem i ćwiczeniami w domu. Aqua, bo lżej się zrzuca, robiąc właściwie te same ćwiczenia ;) A w domu, bo na siłownię mogłabym, ale finansowo nie stoję najlepiej, więc albo zdrowe jedzonko, albo karnet... A co za sens wydać na karnet a potem jeść nie pełno wartościowo? Już teraz nie jem tak całkiem najzdrowiej, bo po prostu finanse mnie trzymają w ryzach. Mam też kijki do nordic walkingu, ale nigdy się nie mogę zmotywować, bo nie chcę chodzić sama po mieście z kijkami... Może ktoś chętny, by się dołączyć? 
Zaczynam nowy tydzień z obniżoną motywacją, ale z wiarą, że przy następnym ważeniu będzie lepszy efekt. No nic, czas pokaże.

28 lutego 2018 , Komentarze (6)

Po głębokim namyśle nadal ciężko mi zdecydować, czy wolę gdy nie ma pracy i mam luz, czy gdy jest praca i mam czym zająć myśli. 
Zarówno weekend i początek tygodnia miałam leniwy i bez obowiązków, dopiero wczoraj około południa się znowu zaczęło i do wieczora przyprawiło mnie o rozstrój żołądka.

Jednak... przez ten czas wolny miałam kilka sytuacji kryzysowych, tylko dlatego, że nuda i brak konkretnego zajęcia! Ciągnęło mnie jak lunatyka księżyc! Musiałam dać z siebie wszystko, byleby nie ulec, a i to ratowałam się łyżeczką miodu do herbaty, lub dodatkową garścią orzechów.
Przez to całe myślenie o słodkim i niezdrowym złapałam dołka. No bo przecież, jeżeli inni potrafią, to czemu ja nie? Czułam się gorsza, beznadziejna i załamana. No bo niby jak zdobyć upragniony cel, jak moje własne ciało i myśli nie chcą współgrać z rozsądkiem?

Czy was też przytłaczają takie myśli? Macie takie dni i jak z nimi walczycie? Proszę, podzielcie się swoim doświadczeniem.
Pozdrawiam w tą słoneczną i zimową środę (przynajmniej u mnie jest ładnie, ale aktualnie jestem na służbowym wyjeździe ;)  )

23 lutego 2018 , Komentarze (6)

Weekend zapowiada się leniwie, ale i męcząco. Głowę mi rozsadza, chyba przez brak cukru, którego jeszcze niedawno organizm miał aż nadto. Teraz nie ma go prawie wcale i są pierwsze reakcje buntownicze. Ból głowy, osłabienie, poirytowanie. Czyli norma po odstawieniu narkotyku, znaczy się cukru :)
Poza tym, że samopoczucie słabsze, to jestem z siebie dumna, bo póki co nie ciągnie mnie do słodyczy, czy innych niezdrowych rzeczy. 


Mój plan, który nie jest jakoś skomplikowany wygląda mniej więcej tak:
- przed śniadaniem herbatka typu fit (na spalanie i oczyszczanie)
- śniadanie - owsianka z owocami na półtłustym mleku z łyżeczką siemienia lnianego + szklanka wody z młodym jęczmieniem
- 2 śniadanie - 2 grzanki pełnoziarniste z awokado, sałatą, pomidorem i czasem innymi warzywami, czasem też chudą szynką
- obiad - porcja białka - mięso, ryba + warzywa na parze
- przekąska - jajecznica z 2 jaj z pieczarkami i sałatką (lub z warzywami surowymi, czy kiszonymi jako dodatek), czasem dodatkowo jogurt naturalny z odrobiną siemienia lnianego
- kolacja - sałatka ze świeżych warzyw z sosem z oliwy i octu balsamicznego + szklanka wody z zielonym jęczmieniem
- przed snem szklanka letniej wody z cynamonem i miodem (na lepszy sen i spalanie)
- w ciągu dnia duuuża ilość wody i herbatek imbirowych, owocowych, miętowych (w zależności od nastroju)

Soli używam przy gotowaniu mało, ale słyszałam teorię, że warto wypić dziennie jedną szklankę solonej wody. Co o tym myślicie?

Miłego weekendu! :)

21 lutego 2018 , Komentarze (8)

Kolejny raz czarka goryczy się przelała. 128kg! Totalna porażka! 

Od dawna się zmagam z nadwagą, która uprzykrza mi życie. W przeciągu ostatnich 3 lat mój najgorszy wynik wynosił 125kg, najniższy 95. Staję teraz na wadze i widzę co? 128kg! Poszłam na rekord, niestety w złym tego wyrażenia znaczeniu.

Mimo tego, że moja praca jest wymagająca, mam sporo czasu wolnego w międzyczasie i niestety prowadzę głównie siedzący tryb życia. Jestem leniwa i ciężko mi się wziąć za ćwiczenia, zwłaszcza, że po zaledwie kilku minutach dostaję zadyszki.


Kiedyś prowadziłam już pamiętnik w Vitalii, jednak poddałam się po kolejnej z rzędu porażce. Tym razem to nie może się zdarzyć, bo tym razem nie mogę się poddać!

Czuję się gorsza przez swoją nadwagę. Skrępowana i zakompleksiona. Posiadam partnera i... coraz częściej czuję wstyd tylko dlatego, że się do siebie zbliżamy, a ja, jestem jaka jestem. Kocham go i chcę być z nim na dobre i na złe. On też mnie kocha, inaczej nie byłby z kimś o tak ekstremalnej wadze. Z tym, że widzę, że też go to męczy. Możliwe, że prawie tak bardzo jak mnie, choć godzi się z tym. Nie powinno tak być! Chcę by był ze mnie dumny. By się mną chwalił. A nie otrzymywał zdumione spojrzenia kolejnych znajomych, gdy po raz pierwszy słyszą, że jest ze mną...

Biorę się za siebie na poważnie.
Nie chodzi mi o diety cud. Nie o głodzenie się, czy cokolwiek takiego. Chcę zmienić tryb życia, odżywiać się zdrowo i z głową. Tak, jak być powinno. Również chcę zacząć żyć aktywniej. Długie spacery, nordic walking, czy aqua aerobik, tak na początek, by rozruszać zasiedziałe ciało i skrzypiące mięśnie i stawy.


Trzeba zacząć działać!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.