No witajcie. Nie było mnie tu długo. Ale jestem.
Co u mnie. Ano dobrze. Młody ma prawie pół roku i w końcu nadszedł czas by coś tam zacząć robić w kierunku polepszenia figury. 😂 Miałam zacząć od początku sierpnia, ale niestety nie udało się. 😅 Po pierwsze - młody miał chrzest 1 sierpnia. Rodzina się najechała. Nie cała, ale zawsze. Robiliśmy obiad w restauracji i jakoś tak dużo wszystkiego zostało. Do dziś zjadamy resztki 😂 pierwszy tydzień to był istny młyn odwiedzin i wizyt. Do tego córka w domu bo przedszkole pierwsze 2 tygodnie sierpnia zamknięte. W poprzedni piątek mój mąż miał zabieg usowaniu żylaków i siedzi teraz 2 tygodnie w domu. Z noga nic za bardzo nie może to ja latam od rana do nocy i ogarniam wszystko, dzieci, dom, zakupy, odprowadzanie/zaprowadzanie na półkolonie (bo na ten tydzień się dostała), załatwiam sprawy urzedowe i jeszcze z samochodem do mechanika i na przeglądy jeżdżę. Jak wstanę o 6 to kładę się gdzieś tak 22 - 23. Ale, ale. Udało mi się zrobić trening. Jeden. Skalpel w poniedziałek zaczęłam. 20 minut zrobilam, bo na więcej mi siły nie starczyło. Szału nie ma, ale te 150 kcal spalone. Może następny tydzień będzie lepszy. Na pewno będzie! Wagowo mniej więcej jak na pasku. Waga wącha się między 72,5 a 74 kg. Czyli tragedii nie ma. Wróciłam do wagi sprzed ciazy. Nie planuje jako takiej redukcji na razie bo ciągle karmię piersią. Więc raczej stawiam na ujędrnienie, będę się raczej mierzyć niż ważyć. Choć pewno nie wytrzyam i waga też w ruch pójdzie.
No nic jak dotrwaliscie do końca to szacun. Zostawcie coś po sobie (komentarz czy coś) 😅
Będę wpadać częściej od dziś. Buziaki J.