Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Czytając mój pamiętnik, poznasz mnie najlepiej :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3899
Komentarzy: 37
Założony: 27 lutego 2021
Ostatni wpis: 17 kwietnia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tuna_

kobieta, 33 lat, Poznań

165 cm, 86.60 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

17 kwietnia 2021 , Skomentuj

DIETA 🥗

No, nie był to dobry tydzień dietetycznie. Pokus było niesamowicie dużo, a części z nich niechybnie uległam. Taka pogoda to dla mnie morderca motywacji, chęci i zaangażowania. Nic mi się nie chciało i płakałam, że nic nie robię. Pocieszycielkę znalazłam w dużej Milce jednego dnia, jakiś okrutnych wafelkach innego dnia. Oczywiście, nie jadłam wtedy kolacji, ale dalej czułam mocny wyrzut sumienia, że nie uległam im, bo chciałam, bo hej, to był dzień z kimś bliskim, gdzie mogłam sobie pozwolić na łakoć, ale dlatego, że czułam się źle i szukałam pocieszenie nie tam gdzie trzeba.

TRENINGI 🤗

Zrealizowałam wszystkie z planu, ale... W środę pojechałam do domu i chociaż wróciłam we względnie wczesnej porze, byłam po kłótni z moim bratem i totalnie nie miałam ochotę na ćwiczenia. W piątek zrealizowałam dwa treningi (jednym z nich było rozciąganie, więc idealny finisz). Czułam się bardzo dobrze podczas treningów, ale co mnie  martwi to nie odczuwałam w ogóle zmęczenia. Więc opcje są dwie - albo nie jestem w tak tragicznej sytuacji i mogę skorzystać z sekcji "średniozaawansowani i ambitni poczatkujący", albo robiłam je niepoprawnie ;P. Ciężko było ze spacerami, bo pogoda była obrzydliwa i tragiczna.

WAGA 📱

Kupiłam w końcu wagę. Okazało się, że moja waga 100kg, którą zanotowałam w grudniu spadła do 86 kg. Co jest super wynikiem, aczkolwiek przyznam, że troszkę liczyłam na więcej. No cóż, biorę co dają. Kupiłam wagę, która łączy się z aplikacją. Nie kosztowała dużo więcej niż klasyczna waga, więc domyślam się, że mogą być one "mniej więcej", aczkolwiek zawsze jakaś sugestia. No, więc biologicznie mam 10 lat więcej, mam o prawie 10% za mało wody (44%, a najlepiej, gdy jest powyżej 53%) oraz mam prawie 43% tłuszczu (w normie jest między 21 a 28). Także dużo pracy przede mną!

PLANY 💡

W tym tygodniu chcę zrealizować wszystkie zaległe zadania, które stopniowo zbierały się. Mam do napisania 2 krótkie teksty, przygotowania 5 prezentacji, przygotowanie się do dwóch rozmów kwalifikacyjnych oraz napisania przynajmniej 50% dłuższego opracowania. Planuje też stworzenie własnego e-booka, jednak na razie rozbudowałam 10 pomysłów i żadnego nie zaczęłam realizować. Chcę również kontynuować wyzwanie #formaw21 z Martą Kruk (Codziennie Fit), więc podrzucam sobie poniżej rozpiskę - tym razem z opcją dla ŚREDNIOZAAWANSOWANYCH (te z lewej) i POCZĄTKUJĄCYCH (te z prawej), aby sprawdzić się w obu formatach.

DZIEŃ 1 - STRONG SPALANIE | CARDIO STARTER

DZIEŃ 2 - FIT BODY 2 | dzień wolny lub 30 min spaceru

DZIEŃ 3 - dzień wolny lub 30 min spaceru | STARTER 4

DZIEŃ 4 - EXPRESS CARDIO | dzień wolny lub 30 min spaceru

DZIEŃ 5 - TOTAL CHILL | EKSPRESS STRECHING

DZIEŃ 6 - EKSTRA CARDIO | STARTER 3

DZIEŃ 7 - dzień wolny lub 30 min spaceru | dzień wolny lub 30 min spaceru

11 kwietnia 2021 , Komentarze (10)

Jestem straszną meteopatką. Wystarczy mi słońce w mieszkaniu, przyjemne powietrze po otwarciu okna i cały dzień idzie płynniej, przyjemniej. Były porządki, był spacer, brakowało tylko kawki w terenie, ale cóż - niedziela.

Obserwując rozmowy na forum natrafiłam na informacje o Codziennie Fit, czyli Marcie Kruk, która jest byłym sportowcem i naprawdę fantastyczną propagatorką zdrowego podejścia do bycia "fit". Przyswoiłam dużo materiałów od niej i zdecydowałam się na udział w wyzwaniu "Forma w 21 dni". Plan na pierwszy tydzień zakłada:

DZIEŃ 1 - CARDIO STARTER 2

DZIEŃ 2 - 30 minut spaceru

DZIEŃ 3 - STARTER

DZIEŃ 4 - 30 minut spaceru

DZIEŃ 5 - ROZCIĄGANIE Z ALPAKAMI

DZIEŃ 6 - STARTER 2 - FULL BODY

DZIEŃ 7 - 30 minut spaceru

Ruszam od jutra! Oprócz tego joga na kręgosłup w ramach finału treningu. Zdecydowałam się na udział w tym, ponieważ dzisiaj 30 minut zajęło mi wybieranie treningu, a gdy już byłam w legginsach okazało się, że muszę dowieźć paczkę. No i tyle było z treningu, jednak zmobilizowałam się do wyjścia do lasu i spaceru.

Zamówiłam dzisiaj w końcu wagę, więc będę mogła śledzić swoje postępy nie tylko miarką (co jest okej, ale trzeba pamiętać, żeby rano wszystko zanotować, a potem te karteczki mi latają po mieszkaniu... meh). Przy kolejnym przypływie gotówki zainwestuje w nowe stroje do ćwiczeń.

Czy też miałyście tak, że zmienił Wam się poziom słodyczy? Dzisiaj zrobiłam sobie kawę - taką jak zwykle z mlekiem i dwoma łyżeczkami cukru - i zwyczajnie nie mogłam jej upić, bo wydawała mi się za słodka. Jutrzejszą kawę zdecydowałam osłodzić łyżeczką syropu klonowego i zobaczymy jak podejdzie mi ta opcja.

Plusem zmian żywieniowych jest mniejsza ilość kawy. Wypijam jedną dziennie, czasem ze względów towarzyskich dwie. Wcześniej potrafiłam zapijać kawę kawą, co zazwyczaj wiązało się też z czymś słodkim do zagryzania. Ogrom słodyczy, który wydaje mi się, że był jednym z czołowych czynników wpływających na wzrost wagi. W waszych domach też zawsze było "słodkie do kawy"? Jak z praktykowaniem tego teraz? :)

6 kwietnia 2021 , Komentarze (1)

Ze względu na pracę zdalną pojechałam na święta do domu tydzień przed rzeczonymi świętami. Dobrodziejstwo tej decyzji to więcej czasu na porządki, przygotowywanie posiłków i tak dalej. W związku z sytuacją szkolną mojego brata mogliśmy wypracować sobie wszystko "na raty", a nie jak dotychczas w ciągu jednego dnia mojego przyjazdu. Złodziejstwo (nie ma takiego słowa, ale cóż - adekwatnie) tej decyzji polega jednak na tym, że te 8 dni to jakoś już dla mnie za dużo. Przyjazd do domu na obiad, kawę, pogaduszki jest super, bo masz w sobie tyle cierpliwości, że znosisz wszystkie przyzwyczajenia domowników, ale przy 8 dniach to już wyjeżdżasz z poczuciem głębokiej ulgi "WRESZCIE DO SIEBIE!". 

Jestem bardzo proekologiczna, moja rodzina jest dokładnie odwrotnie ekologiczna. Nie jem mięsa i produktów odzwierzęcych, u nich posiłki bezmięsne wypadają wyłącznie w piątki. Nie lubię telewizji i jej nie oglądam, w domu telewizor wyłączany jest przed pójściem spać i odpalany przy pobudce. Nie chcę na siłę wprowadzać zmian, a po kilku dniach to zdarzały się momenty totalnej frustracji. No, ale kocham ich, więc wymieniałam tę frustracje na miłość i jakoś przetrwałam.

Kwestia wagi się nie zmieniła. Dobrze i źle, bo jednak bardzo dużo spacerowałam, zdarzył się też dzień z biegiem, a tutaj wymiary i waga nie drgnęły, więc tego jedzonka musiało być trochę za dużo. Ale wyrównało się - nie rozpaczam. Plusy z mieszkania na wsi to właśnie te spacerki i bieganie. Oczywiście, w mieście jest to jak najbardziej możliwe, ale nie tak przyjemne jak korzystanie z lasu. 

Dzisiaj trenowałam z Kyrą Pro. To bardzo przyjemne treningi, w trakcie których aż tak znowu się nie męczę, ale następnego dnia czujecie, że nóżki macie wyćwiczone jak po Armagedonie. Chociaż to zdecydowanie opcja dla osób ze słabszą kondycją lub początkujących. Ci bardziej zaawansowani mogą sobie dorzucić propozycje Kyry do bardziej zaawansowanych treningów, a ci początkujący mogą łączyć ze sobą kilka zestawów. Ja dziś skorzystałam z tych:

Przyznam, że głównie zwracam uwagę na akompaniament, bo oprócz ćwiczeń też uparcie śpiewam :D. Dajcie znać z kim wy ćwiczycie i jakie propozycje treningowe polecacie <3.


23 marca 2021 , Komentarze (5)

Musiałam zrobić sobie przerwę. Bardzo jej nie chciałam i próbowałam się mimo wszystko trzymać treningów i diety, ale bomby, które we mnie uderzyły wymagały skupienia uwagi na czymś innym. No i też był to czas tak stresujący, że mój organizm, wręcz nie pozwalał mi spać nie dostawszy porcji słodyczy.

Pierwsza bomba

Nie mówiłam o tym, ale 12 lat temu moi rodzice doczekali się trzeciego dziecka, zaś 6 lat temu pożegnaliśmy mamę. Pierwszy rok bez niej był straszny - mój ojciec 2 tygodnie po śmierci wkręcił się w związek z pijawką finansową. Potrzebował bliskości i kogoś kto by się nim zaopiekował, co z perspektywy czasu rozumiem, ale dalej nie akceptuje. Po roku związek się skończył, ale to, co wprowadziło do naszej relacji zostało jeszcze na bardzo długo. No, więc 6 lat temu mój młodszy brat będący w pierwszej klasie rozpoczął ciężką przeprawę przez edukacje. Nigdy nie był prymusem, ale do 3 klasy mój ojciec radził sobie z pomocą w lekcjach i wszystkie podstawowe umiejętności rozwijał zgodnie z rozwojem i nieszczęsnymi wymaganiami edukacyjnymi. 4 klasa szła jeszcze jako tako - w części przedmiotów pomagał mu tata, w części ja przyjeżdżając do domu. 5 klasa przeszła trudniej, ale młody miał ambicje do nauki, więc skończył szkołę z średnią powyżej 4. No i zaczęła się 6 klasa, którą naznaczono nauczaniem zdalnym.

Forma pracy, okres dojrzewania, ojciec, który całkiem położył lachę na edukację nie wiedząc już właściwie w jaki sposób pracować na tym etapie i ja, która pracując 24/7 trochę wyluzowałam i mniej kontrolowałam sytuację. Koniec semestru wiązał się z obwieszczeniem, że z 5 przedmiotów wystawiono mu zagrożenie. Tragedia, ale przy pomocy mojej i ojca zdał wszystko w tydzień. "Bla bla bla, w nowym semestrze weź się do roboty, żeby nie było powtórki". I szczerze? Nie sądziłam, że powtórka przyjdzie tak szybko, bo po pierwszych 3 tygodniach miał już 9 ocen niedostatecznych.

Musiałam więc trochę przemianować moje życie i co tydzień jadę do domu, żeby siedzieć z nim nad lekcjami. W tym tygodniu czekają mnie nawet 2 wizyty, bo większość nauczycieli chce, aby poprawił wszystko przed świętami. Uff... Dzisiaj widząc kolejną pałę byłam gotowa jechać do domu o 21 i tak go sprać, że wyglądałby jak Smerf. Nie uznaje bicia dzieci, jestem przeciwniczką klapsów, ale dzisiaj po prostu byłam tak wściekła i bezsilna, że pozwoliłam sobie na taką myśl.

Jestem nauczycielką (ha, w naszych rodzinach też się pojawiają takie beznadziejne przypadki) i jestem totalną przeciwniczką gonienia "za paskiem". Nie przeszkadza mi, że dzieci z części przedmiotów mają gorsze oceny niż z innych. Nie można być najlepszym we wszystkim. Jeśli mają parcie na 5 i 6, super, ale jeśli nie, też okej. Tylko boli mnie to, że dalej tak wiele osób (i dzieci, i też niektórych rodziców) nie zdaje sobie sprawy z tego, jak w dzisiejszych czasach ważna jest edukacja - nie mówię o studiach, ale o szkole średniej (zawodowej, branżowej, technikum, liceum - cokolwiek) i jak wiele drzwi otwiera się, kiedy mamy właściwy papier.

DRUGA BOMBA

Dokładnie dzień po powrocie do domu ze zmagań przyrodniczych, historycznych i plastycznych, doszła do mnie "plotka", że od przyszłego roku nie będzie dla mnie etatu (+ odpada jeszcze kilka osób, ale to nie ich pamiętnik). Nie zwalniają mnie, a po prostu nie przedłużają mi umowy. W związku z tą wiadomością mam takie silne poczucie niesprawiedliwości wobec formalności, papierków i przepisów, bo - możecie mi wierzyć lub nie - daje z siebie 200% każdego dnia. Staram się być takim nauczycielem jak w tych wszystkich inspirujących filmach. Moje zajęcia to 90% nauki przez zabawę i 10% plotkowania. Płaczę z moimi uczniami po stracie mamy, pomagam im w powtórce z materiału na sprawdzian z innych przedmiotów. Robię to co mogę, chcę i totalnie ubóstwiam moją pracę. Ale przychodzi taki dzień jak ten i cała moja miłość do tego zawodu może zastąpić papier toaletowy, bo kuratorium zmniejsza etaty i "spadaj".

Są inne szkoły, w których mogę się realizować - jasne! Tylko, że tutaj pokochałam dzieci, znalazłam super współpracowników, nauczyłam się funkcjonować i haha, nawet wynajęłam mieszkanie w pobliżu, żeby móc być częścią społeczności lokalnej. No i - nie ma co się silić na elokwencję - chuj, no i cześć.

NAPRAWA GŁOWY

Pozwoliłam więc sobie na to, żeby całkowicie się poddać. Poddałam się w diecie, w treningach, w spacerowaniu, w pracy na swój sposób i w rodzinie. Jednak dzisiaj zaczęłam pisać ten post i jakoś zrzuciwszy z siebie ciężar poczułam motywację do działania, motywację do panowania nad własnym życiem i samą sobą. Potrafię być silna, potrafię być kreatywna, potrafię się angażować i wszystkie te supermoce użyję od tej chwili!

4 marca 2021 , Komentarze (5)

Trzeci dzień diety 🥗

Dzielnie się trzymam, realizuje przepis po przepisie. Czuję się bardzo dobrze, a dzisiaj mimo, że miałam ciężką noc to miałam bardzo dużo energii. Niestety, pojawiają się pokusy. Dzisiaj koleżanka postawiła w pracy rząd ciastek, robiąc zakupy w Biedronce zauważyłam promocje na ulubione wafle. Zignorowałam je, zajęłam się czymś innym. Żyje ze świadomością, że za jakiś czas będę potrafiła zjeść jedno ciastko, a nie rzucić się na pięć; za jakiś czas deser będzie słodką przekąską, a nie pełnym posiłkiem "do najedzenia".

Pudrowanie konfliktów 💣

Moi rodzice już kiedy byłam małym dzieckiem przechodzili przez kryzys i wypracowali sobie strategie, które jakoś pomagały przetrwać czas między wielkimi kłótniami. Jedną z nich było ignorowanie istnienia jakichkolwiek konfliktów, spięć, kłótni. Wyglądało to tak, że chociaż w niedziele darli ze sobą koty, cały poniedziałek nie rozmawiali, to we wtorek wcielali się w rolę niewiniątek i odgrywali szopkę, jakby poprzednie dwa dni nie istniały. Przyznam, że jako dziecku bardzo mi to odpowiadało, ponieważ znałam ten schemat na tyle dobrze, że wiedziałam co zrobić, aby doczekać kolejnego "miesiąca miodowego". Z czasem jednak zauważyłam, że sama przejmowałam tę strategię, aby istniejący konflikt po prostu zignorować, żyć dalej jakby nic się nie działo.

Aktualnie myślę, że to bardzo niezdrowa forma prowadzenia relacji. Między wszystkimi - przyjaciółmi, koleżankami, małżonkami, rodzeństwem - pojawiają się konflikty. To normalne, zdrowe i nawet powiedziałabym, że potrzebne, ponieważ dobrze przepracowany konflikt polepsza naszą relację, pozwala się poznać i uzdrowić atmosferę. Dobrze przepracowany konflikt. Jeśli zaś go nie przepracujemy, to działa trochę jak zbierane ładunki wybuchowe - skrupulatnie odkładane w kąt, aż w końcu zbierze się ich tyle, że mała iskra powoduję ogromną eksplozję. Zaczyna się wylewanie sobie brudów sprzed miesiąca, roztrząsanie małych kwestii, które w tym momencie stają się istotnym elementem dyskusji. No, dzieje się źle.

Od kiedy zamieszkałam sama i moi współlokatorzy zwrócili mi uwagę na takie zachowania, zaczęłam nad tym pracować. Nie powiem, że było łatwo, ponieważ jestem dość emocjonalną osobą i przeżywam wszystko na full - radość, smutek, złamane serce, zakochanie. Dalej nie umiem dzielić się swoimi uczuciami, nie umiem powiedzieć, że mi przykro, że mi źle czy że czuję rozczarowanie, jednak nauczyłam się układać moje uczucia jak puzzle. Dlatego przyjmuje taką strategię, że kiedy zaczyna się gotować, kiedy konflikt wrze jak rosół, proszę o czas - 5, 10 minut, kiedy będę mogła usiąść sama (najczęściej idę wtedy do toalety) i poukładać swoje emocje w szufladki, a następnie wyciągać je już trochę ogarnięte, przeprasowane.

Jednak od kiedy sama wdrożyłam przepracowywanie konfliktów, dostaję furii, gdy inni bawią się w bagatelizację. Jakiś czas temu pisałam o znajomej, która na swój sposób złamała mi serce odwołaniem długo wyczekiwanego wyjazdu. Myślę, że chociaż faktycznie czułam się beznadziejnie to mogłybyśmy rozwiązać ten konflikt bez problemu. Napisałam jej co czuję, nie dostałam na to odpowiedzi, po czym po tygodniu pierwszą wiadomością jaka do mnie wpada to takie beztroskie zapytanie o dzień, rzucenie kilku faktów "co u mnie". Po uświadomieniu jej "Hej, tydzień temu zdarzyło się coś, co wiązało się z gównianymi uczuciami. Rozwiążmy to, porozmawiajmy" dostałam sygnał, że ona myślała, że już mi przeszło. To ten moment, kiedy łapię za broń i jestem pieprzonym Leonem Zawodowcem.

Jak wy radzicie sobie z konfliktami w relacjach? Z dziećmi, partnerami, przyjaciółmi? Praktykujecie pudrowanie konfliktów czy jednak wolicie przegadać sprawę? 

2 marca 2021 , Komentarze (9)

Wiadomości pod moim wylewem nieszczęścia były bardzo budujące, więc na początku - dziękuję! Dziękuję, że dzieliłyście się swoimi historiami, odczuciami i przemyśleniami. Już w niedzielę rozpoczęłam research odpowiedniego specjalisty. Jeszcze nie podjęłam decyzji, ale mam kilku upatrzonych z najbardziej przychylnymi terminami.

Wczoraj otrzymałam swoją dietę, wieczorem ruszyłam na ogromne zakupy i - wyciągając wnioski z wcześniejszych porażek - przygotowałam te obiadki, lunche i kolacje, które wydawały się czasochłonne, a których przechowywanie w lodówce/zamrażarce jest możliwe. Skończyło się na prawie 3h w kuchni (zmywanie po całym gotowaniu było najgorsze), ale jestem bardzo zadowolona z efektów. Ugotowałam zupę, przygotowałam curry, wegańską fasolę po bretońsku oraz pastę z pieczarek. Zrobiłam też instant deserek tj. chia z mlekiem sojowym i kakao.

Ogółem poprosiłam o obniżoną kaloryczność (zalecano mi 1800kcal, wzięłam 1500), ponieważ jest pewien grzech, który będę pewnie jeszcze długo praktykować. Chodzi o kawę z mlekiem i cukrem. Nie wyobrażam sobie dnia bez tych dwóch cudownych momentów z kofeiną w roli głównej. Rano, kiedy siadam z kubkiem przed oknem i spokojnie witam dzień. Po południu, kiedy analizuje sobie dzień w pracy, zastanawiam się nad obowiązkami na jutro czy odpalam Netflixa i kulturalnie wzbogacam się jednym odcinkiem serialu.

Po dość długich pertraktacjach - za co bardzo szanuję dietetyka, bo jednak ta słodzona, mleczna kawa to taka zbrodnia na tym cudownym jadłospisie - doszliśmy do następującego porozumienia: przez pierwsze 2 tygodnie będę sobie pozwalała na tę kawę, aby nie odmawiać sobie przyjemności i zniechęcać się do diety; następnie zmienię cukier na inne słodzidło i za miesiąc, kiedy znowu się spotkamy ocenimy efekty, moje samopoczucie, zapotrzebowanie na kawę etc.

Czuję się lepiej. Kiedy zaczynam dietę zawsze mam poczucie, że biorę życie w łapska i zaczynam nad nim panować. Te punkty w ciągu dnia, gdy przychodzi pora posiłku są takim mały kroczkiem na drodze postępu. Nie wiem jak długo wytrzymam na diecie, nie wiem kiedy nastąpi kryzys, a kiedy zbrzydnie mi to zdrowe odżywianie, ale na razie czerpię niesamowitą satysfakcje z tych kartek z przepisami, słoików w lodówce, warzyw i owoców na blacie.

Nie mam jeszcze wagi, więc poniżej wrzucam sobie startowe wymiary. Cm, bądźcie łaskawe i znikajcie <3

Pod biustem: 97cm | Pępek: 102 cm| Biodra: 114 cm | Udo: 68cm | Ramię: 31cm [02.03.2021]

27 lutego 2021 , Komentarze (7)

Chociaż w poniedziałek otrzymam swoją dietę i wiąże z nią ogrom pozytywnych uczuć, w tej chwili nie czuję nic poza rozczarowaniem i smutkiem. Nie chcę tego czuć, ale najzdrowsze jest zaakceptowanie tej ciemnej przestrzeni wokół mnie. Przynajmniej dzisiaj.

Ostatni rok nie był dla mnie łaskawy. W marcu dokonałam dużej zmiany i przeprowadziłam się. Pech chciał, że życie bez współlokatorów, pełna samodzielność uderzyła mnie z początkiem kwarantanny. Przywitałam więc nowy rozdział z uczuciem ogromnego strachu, którego nie miałam z kim podzielić. Oczywiście, mogłam dzwonić, pisać, ale czułam, że ten czas każdy przeżywa źle, więc dlaczego miałabym nakładać na innych swoje emocje. Jednocześnie osamotnienie nie pozwalało w dystansowaniu się. Zaczęło się więc pół roku lęków nocnych i stanów depresyjnych.

Po jakimś miesiącu nauczyłam się żyć ze strachem, czasem pozwalając sobie na celebrację tego uczucia i zatracania się w nim. Sporadycznie pojawiały się momenty, które pozwalały zapomnieć o nim czy nawet odczuwać szczęście i radość. Ale wciąż był, rozgościł się jak szlachcic. Przyszedł czerwiec i przyniósł utratę jednego ze źródeł zarobku. Wciąż miałam jak opłacać rachunki, ale tydzień przed wypłatą był tygodniem, gdy żywiłam się suchą kaszą, ryżem z przyprawami czy przy dobrych wiatrach makaronem. Był to czas dużego spadku wagi, ale nie takiego jak się spodziewałam i który tylko pozornie mnie zadowalał.

Jesienią w mojej głowie było tak źle, że po powrocie do domu odpalałam smutne filmy, aby wyrzucić z siebie potrzebę płaczu. Niestety, wtedy też pokazał się największy potwór. Mój przyjaciel (co w kontekście dalszej historii brzmi prześmiewczo) obchodził niesamowicie ważną uroczystość. Powinnam na niej być, skoro był mi bliski, jednak kwestia finansowa nie pozwalała mi na przygotowanie siebie czy prezentu, zaś moje myśli upewniały mnie przy fakcie, że jestem obrzydliwa, że nie powinnam wychodzić do ludzi, że maseczki to jak błogosławieństwo dla mnie, a pojawienie się bez prezentu będzie kpiną. Uległam im na tyle, że dzień, w którym inny świętowali przeleżałam na podłodze płacząc (w końcu) nad samą sobą.

Potworem w tej historii było rozczarowanie mną ze strony przyjaciela i ucięcie kontaktów, a brak dobrego humoru skutecznie odciągnął też innych ludzi. Na szczęście lub nieszczęście - sama nie wiem - w tym czasie pojawiła się dla mnie krótkoterminowa praca ucinająca mi jakiekolwiek wolne godziny. Skupienie się na niej pozwoliło przetrwać ten czas, ale odwiodło mnie od skorzystania z pomocy fachowca.

Czy miałam depresję? Nie wiem. Czasami byłam jej pewna, innym razem dochodziłam do wniosku, że to po prostu ciężki okres i tak go przeżywam, ale skończy się i będzie ok. Może faktycznie była to druga opcja, ponieważ 2021 rok zaczął się całkiem pozytywnie. Wróciłam do dawnego hobby, zaczęłam trochę z pomysłem patrzeć na swoją przyszłość.

Skąd więc ta ciemna aura opisywana na początku? Osoba, na której bardzo polegałam, która była mi przyjaciółką (czasem zdaje się, że zbyt pochopnie tytułuje tak ludzi), przed chwilą złamała mi serce. Dobra, nie jest to tak dramatyczna sprawa jakby się mogło wydawać - odwołała planowany przez nas od początku roku wyjazd. Jednak po prostu powrócił ten cholerny smutek, który czułam wiosną, jesienią, który pojawia się wspominając potworną sytuację opisywaną wcześniej. Próbuję go przyćmić wesołymi filmikami, nadzieją związaną z dietą, sprzątaniem, praniem - czym tylko się da. No, ale jest. Obecny jak najwierniejszy student.

Jakiś czas temu rozmawiałam z koleżanką z pracy o planach. O tym, że wyobrażamy sobie jakoś naszą przyszłość i to wpływa, że zmiana tej wizji boli jeszcze bardziej niż gdyby zostawić życie losowi. To byłoby zdrowe rozwiązanie - żyć na najbliższy tydzień, dwa, a co dalej to się zobaczy. Tylko, że moja osobowość to planowanie, organizacja, listy zakupów czy zadań. Wnioskując, moja osobowość to przeżywanie rozczarowań?

Wybaczcie takie smutny start pamiętnika, ale czytając trochę o odchudzaniu trafiłam na Vitalię i pomyślałam, że pisanie tutaj będzie substytutem leku na samotność.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.