Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tomberg

kobieta, 52 lat,

172 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 kwietnia 2012 , Komentarze (7)


Pamiętnik postał trochę w kącie.  Ja zajęta realnym zyciem bardziej niż wirtualną przestrzenią. Dziś jedynie mam swoje sam na sam ze sobą więc mogę dokonywać wyborów.  Mój żołądek podjął akcję strajkową i nie obsługuje niemal żadnej żywności. I tak już drugi dzień. Na samą myśl o poświątecznych resztkach chcę do kibla. Toleruję owsiankę na wodzie, czarną czekoladę, która cieszyć będzie jescze tylko przez dwie kostki, herbaty oraz niedługo przetestuję spozycie ryżu.  Zostało jakieś 6 tygodni do wyjazdu do Polski podczas których powytrząsam wszystkie szafkowe i zamrażalnikowe zapasy. O te ostatnie trochę się obawiam bo sama jestem dziś ofiarą indyczych giczołów zjedzonych wczoraj z gryczanką.  Koniec z mięsem z niesprawdzonych żródeł! Dostałam te zamrożone nogi od brata Tomka zapakowane i oetykietowane własciwie ale definitywnie kończę z przyjmowaniem od niego jadalnych prezentów. Nie wiadomo ile to razy się mroziło i rozmrazało nim trafiło do mojego garnka. Podobnie z soloną rybą, której nie umiałam odsolić. Wszystko ląduje w zsypie. Co innego damskie torebki... te zawsze chętnie odbiorę. 
Drugi więc dzień przymusowej diety w trakcie.Krople miętowe popijam obficie. Apetytu na szczęście brakuje. Motywacja do odchudzania nie pojawiła się w dalszym ciągu, co specjalnie mnie nie martwi. Wystarczy mi te 2 kg zrzucić  i zrobie to mimochodem albo podczas 2 dniowej choroby morskiej która czeka mnie w maju!

W domowym zaciszu przygód nie brakuje. Majka zdecydowała ze chce trenować piłkę nożną i korzysta z darmowych do końca lata treningów organizowanych przez klub sportowy. Jakieś 2 tygodnie temu panie trenerki w nagrodę za coś tam obiecały dziewczynkom zajęcia na lodowisku. Tomek zawiózł Majkę ?dumną posiadaczkę różowych nigdy nie używanych czyli nowiuśkich łyżew? na lodowisko w centrum miasta a sam wypożyczył sobie odpowiedni osprzęt.  Slizgali się  jakieś 10 minut radośnie a potem Maja sie wykopyrtnęła i łyżwa przecieła dłoń. Przejażdzka ambulansem i 8 szwów gwarantowane. Tomek spisał się bardzo dobrze w akcji ratowniczej, jego udział Maja oceniła wysoko słowami " tato, myliłam się co do ciebie" Trzeba przyznać że relacje na lini ojciec? córka bywają ostatnio nerwowe i napięte. 
Sonia grzeczna i zorientowana na codzienne spacery do "kopków" czyli koników ze stadniny którą ogląda sobie przez okno. 
Tyle na razie wieści z Islandi. Dni do wyjazdu do Polski już odliczamy. Zostało 42 !!!

Jestem nastawiona optymistycznie. Pieprzyć pms?y i okrągle urodziny!



6 marca 2012 , Komentarze (8)


Przychodzę coby się puknąc oficjalnie w czoło i pokajać przed wami. Bo co to za odchudzanie od którego się przytyło kilogram... Niech ze mnie coś wreszcie zmotywuje! Nawet Tomek uznał że sie zrobiłam bardziej obła. Ale i sam nie lepszy! Siedzi na tym bezrobociu i pakuje w siebie! a brzuch coraz to większy ma, niebożę. Będziemy w tej Chorwacji turlać się wazjemnie... No cóż... wizja mnie w bikini na chorwackiej plaży nie działa. Bardziej jak widzę, kontrola wagi, która sie wymknęła (spod kontroli). Poranne 70,5 ubodło dotkliwie. No i brzuch mnie drażni, flak. A najgorsze ze z braku kasy trzeba jeść co popadnie, bez szczególnego wyboru, głownie to co przynoszę z pracy. Niekoniecznie zdrowe a na pewno syte, czasem za tłuste...
Najgorsze ze ciągle chodzę głodna i niedojedzona...
A kolezanka owsiankowa ładnie chudnie i całkiem polubiła swoją dietę. 
Nie piszę, nie zaglądam, okupacja komputera totalna bo oglądanie tv przez internet zachodzi. Jak sie nie miało telewizji przez 4 lata ponad to teraz nie można nas oderwać od onej.  O! pewnie stąd ten kilogram dodatkowy. od siedzenia bezmyślnego. 

Obiecuję bardziej sie postarać. Do następnego...

4 lutego 2012 , Komentarze (11)


Owsianka. Owsianeczka. Uwielbiam z wyboru. Mam znowu jedną odchudzająca się w pracy, Fanny - młoda blondi z warkoczem, która z miną męczennicy co rano wcina mikrofalowo zagrzaną owsiankę z bananem lub jabłkiem. Widać ze zapał ma do odchudzania choć jednocześnie kompletnie brakuje jej energii do pracy. Oprócz owsianki jada też jogurt, owoca a na kolację rybe lub kurczaka z warzywami. Zapija soczkiem z kartonika. Mam wrażenie ze moje odchudzanie przy koleżance nie wygląda zbyt ambitnie. Powzięłam postanowienia. A takie
-zrobić coś z niepiciem
-jadać jakakolwiek surowiznę, w tym owoce i marchewki, choć raz lub jedną sztukę 
dziennie
-wieczorem nie kłapac paszczą w celach konsumpcyjnych
- zrobić użytek z rowerka w sypialni oraz steppera
Węglowodany  już ograniczyłam. W tłuszczach nigdy sie nie lubowałam wiec z tym 0 problemu. Rowerkiem przejechałam po 20 minut dziennie (proszę nie śmiac się za glośno!) Słodycze .... przecież się staram! jako tako...Jak na początek - jestem całkiem zadowolona choć lustro strasznie mnie denerwuje. 

A teraz powracam do tytułowej owsianki bo to przeciez o niej miałam wspomnieć. Tak mnie Anka19799 dziś natchnęła przy okazji.I sobie w celach owsiankowych poszperałam w necie. Znalazłam genialna alternatywę chyba nie tylko dla tych co owsiankę celebrują.   Coś jak flapjack tyle ze duuużo mniej słodkie. 
1/4 szkl. oleju
2 jajka
2 łyżki cukru muscovado
1 i 2/3 szkl. mleka 
3 szkl. płatków owsianych
1/4 łyżeczki soli
1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Wszystko wymieszać (można to zrobić poprzedniego dnia) i piec 40 minut w 180°C w wysmarowanej tłuszczem formie 22x22xm.

Ja oczywiście dosłodziłam stewiowym proszkiem i miodem, dodałam orzechy i rodzynki. Pycha! 
Moja krajanka jeszcze gorąca pokrojona na porcje.

1 lutego 2012 , Komentarze (3)

Pilne.
Zabieram się powoli do odchudzania. Wyjazd wakacyjny do Chorwacji jako mobilizator. Bikini zobowiązuje. Czasowa reglamentacja węglowodanów prostych oraz tłuszczy.  Rowerek i steper stacjonują w sypialni. Tomek od dziś na bezrobociu więc ufam, ze mnie odciązy w domowych obowiazkach, w tym opieka nad dziećmi. Obowiązek konserwacji komputera i samochodu które powziął ochoczo trochę skandalizuje.  Spodziewam się lada moment przypływu pozytywnej wibracji.  Wskazanie porannej wagi 69,4  Zachmurzenie umiarkowane, temperatura plusowa. Z nadzieją wypatruję wiosny. 
 Wszystkie zdrowe. Wybaczcie, muszę już wracać do odchudzania. 






21 stycznia 2012 , Komentarze (8)

 
z symulowanego chorobowego chyba przejdę na własciwe. Jestem przeziebiona, mam zainfekowane lewe oko, boli mnie głowa i mam chore nerwy. Własne dzieci mam ochote pokąsać dotkliwie w ich małe doopki. Co chwila ponoszę jakieś klęski wychowawcze, bo Pieczarki dokazują i nie słuchaja ani matki ani ojca. Wczoraj mało nie poryczałam sie ze złosci i Majce sie dostało. Porazka! Dałam jej dwa razy w tyłek! Nie jest dobrze. Choć... czekaj... slońce dziś świeci...lecę popodnościć wszystkie dostępne żaluzje!
Na dietę nie nadszedł jeszcze czas. Waga zaś upilnowana. Na obiad dziś islandzka kjötsúpa z mięsa baraniego i sporej ilosci warzyw. Nawet smaczna i niezbyt tłusta. 
Sonia wpieprza toaletowy papier.  A skąd wy bierzecie siły i  cierpliwość dla dzieci?

Zaczęłam kolejny etap kursu islandzkiego. Zmienił sie nauczyciel i odczuwam to jak przeskok z przedszkola od razu na uniwersytet. Jest zakaz uzywania języka angielskiego podczas lekcji wiec wychodza bardzo ciekawe konstrukcje gramatyczne i słowotwórcze jak mniemam.  
Dość marudzenia na dziś. Dziekuje.


16 stycznia 2012 , Komentarze (7)

Na odchudzenie jeszcze nie jestem gotowa. Bo jak to tak! zimą? taka prawdziwą z wietrzyskiem, śniegiem i mrozem? bez ociepliny tłuszczowej przyszło by mi zwariować. Gdzieś tam w tyle głowy chlupią myśli o letniej bryzie i bikini w słońcu... ale to jeszcze szmat drogi i kawał czasu. Sie schudnie. Sie schudnie... 

Dziś mam dzień z lekka ściemnionego oj! co ja piszę! grubo ściemnionego chorobowego wziętego na młodszą z Pieczarek. Powiedziałam szefowi przez telefon, ze córka wymiotowała bez opamiętania i zmuszona jestem zostać z nią w domu. Tak, wiem. W poniedziałek takie teksty zalatują. Do tego Tomek odwalił podobny numer i poszło mu jak z płatka. Więc pomyślałam sobie, ze czort z uczciwością, inni robią to notorycznie, więc i ja raz mogę. Odwiozłam dzieci gdzie ich miejsce i wróciłam na kanapę przed telewizor, gdzie narzeczony trzymał ciepło w pieleszach specjalnie dla mnie. Pooglądałam trochę co tam słychać z rana w tvn i poczułam jak dotkliwie ugryzł mnie wyrzut z sumienia. Tomek zaś uspokoił mnie szybko mówiąc: nie przejmuj się, wyrzuty sumienia mijają tak koło 11... Zaufałam. Do 11 starałam sie bezrefleksyjnie gapić w tv. Tomek zasnął. Potem wstaliśmy i rozpoczęliśmy krzątanie się przygotowujące do wizyty własciciela mieszkania, co to miał dziś przyjść z nowym kontraktem, niestety opiewającym na podwyższona kwotę najmu. Jak inni jemu podobni uradowani z ogólnej tendencji zwyzkowej. Kurtka! to my mu chatę odpicowaliśmy za darmo, bo przecież zapłacił jedynie za materiały a nie robociznę. Dodatkowo jesteśmy szalenie sumienni i terminowi w płaceniu czynszu i w ogóle dbamy jak o swoje... Nasi znajomi dookoła szukają mniejszych, tańszych mieszkań, bo ceny rzeczywiście gwałtownie wzrastają. Fakt, kwota jaką zaproponował ciągle należy do niewygórowanych za ten metraż... ale potargować się zawsze można. I warto! Udało nam sie zbić  cenę i umowa zawarta na nastepny rok w naszej garści. Szkoda byłoby sie wyprowadzać jak juz nowe mebelki usmiechaja sie na tle odmalowanych ścian. Prawdę mówiąc przystalibyśmy na podwyżkę tak czy inaczej. 
No! fajno! Idę wyszorować moje Pieczareczki...

Ps. pożegnaliśmy dziś choinkę. Nie za długo postała w tym roku.

7 stycznia 2012 , Komentarze (10)

Co ja mam z tym napieciem zrobić...Hę? Stan napięcia totalnego, bo po przedokresowym natychmiast zjawia sie pookresowe a zaraz po nim śródokresowe...W dodatku małe dziecko nazywa mnie Mama Pupa. Ledwie otworzy oczy a już słyszę: mama pupa. Czyżby aż tak ten mój "atrybut" dominował ? Poza tym spadła mi absolutnie tolerancja na alkohol. Po wczorajszych wypitych dwóch kieliszkach czerwonego wina czuję sie jak wyprany kotek i mam trzesiawkę jak na hiperkacu... Nawet w Sylwestra odpuściłam sobie alkohol bo chciałam jak najszybciej  znaleść się w domu... snułam sie od popijających na kuchennym zapleczu panów do podskakujących w rytm dyskotekowych przebojów pań i dzieci. A! w sumie tez podskoczyłam ze trzy razy i nawet pozowałam z uśmiechem do zdjęć. Zestresowana baba na przyjęciu sylwestrowym. Wreszcie odnalazłam sie jako opiekunka dla dzieci i po troszc fotograf.  Tomek za to bawił się wyśmienicie i dopiero obietnica szalonego seksu  wyrwała go z balowego kontekstu. A dzis głowa napieprza i myślę co zrobić do jedzenia, bo w lodówce jakieś nieprzebrane zapasy poprzynoszone z pracy i sklepów. Organizacja zerowa. O diecie jeszcze nie myślę. Ale chodzę w dresowych spodniach po domu, ze niby skora do ćwiczeń jestem. Rowerek i steper odmarzają na balkonie. Wiem. Miałam je magazynować w sypialni ale co zrobić skoro tam właśnie znalazł sie kartonowy  domek-zabawkowa graciarnia wielkości małego człowieka. Plan jest taki zeby go wynieść na nasz ogromny korytarz, który jest placem zabaw jednocześnie. Najpierw jednak trzeba przeczesać i posegregować wszystkie zabawkowe rupiecie. Ułożyć je w szafie zakupionej specjalnie do tego celu, która niestety nie posiada jeszcze ni półek ni szuflad ino sam szkielet, gdyż w ikeowskim magazynie brakło towaru. I tak się sprawa rypła. Mam to gdzieś. Idę sobie coś pogotować. A więc od początku. Tabletka od bólu głowy, zimna woda za nią, potem kawa. Przy kawie pomyślę co dalej ze swoim dzisiejszym życiem zrobić... Pozdrawiam
                                                                 Mama Pupa

29 grudnia 2011 , Komentarze (3)

wynurzam na chwilkę nieufarbowaną czuprynę znad śniegów Reykjaviku, by zawołać gromkim poświątecznym: ho ho hooooo. Okiełznać chaos to dla mnie motto przewodnie nadchodzącego roku. Przed świetami zmuszona byłam włączyć sobie prywatne turbo dopalanie bo inaczej padłabym na twarz. Energię zaczerpywałam po trochu ze snu po trochu z jedzenia. Silną wolę by to przetrwać - z prywatnych zasobów. W pracy przez 2 tygodnie tyrałam przynajmniej podwójnie a niekiedy i potrójnie: połowa załogi na chorobowym a moje dziecko z goraczka podązało do przedszkola bo nie było komu pracować. Cóz ze za tą samą pensję... I tak cieszę się że zdązyliśmy z Wigilją na Wigilję , choć tak niewiele brakowało, zaczęliśmy chyba najpóźniej w całej wiosce, o 21.30!!! Ale udało się. W celu pomyślnej realizacji przyszłorocznego motta zakupiliśmy mebelki z Ikei, by mieć gdzie pozamykać naszą graciarnię oraz ważne dokumenty, gadzety i kieliszki. Tomek obiecał mi JEDNĄ CAŁĄ szafkę przeznaczyć na wyłączność. Fajnie. Własna szafka z 2 półkami poza zasiegiem dzieci. Sama nie wiem co trzymać będę w SWOJEJ szafce.  Mam też 2 pojemniki do trzymania pod łózkiem i komodę z szufladami do przechowywania czapek i szalików itp. Jesteśmy na dobrej drodze: całkiem łatwo zlokalizować 2 takie same rekawiczki. Ze skarpetkami jeszcze nie jest tak fajnie. Dziś np. mam na sobie brązowe choć jedna frote w paski a druga bawełniana bez wzorku. 
Dziewczęta w kąpieli. W lodówce jeszcze poświąteczne obżarstwo ale na wykończeniówce. Wadze własnej łazienkowej po prostu nie wierzę bo logicznie rzecz biorąc powinno być więcej, a nie jest. Sprawdziłam po spodniach... noooo... powiedzmy... Chciałabym żeby wszystkie słodkości już wyszły, bo ja im nie odpuszczę, niestety i jem dopóki są. Dlatego, pamiętać!, pakować codziennie Tomkowi do pracowych kanapek sztuk kilka a i dzieciom nie żałować. Od nowego roku coś tam postanowię. Toż zaliczka na poczet biletów do Polski juz wpłacona, nie wypada po ojczyznie biegać z trzesącym sie na tyłku nadbagażem. 

Pozdrawiam i życzę udanej sylwestrowej zabawy i ogólnie - szczęsliwego roku! 
Na koniec przytoczę cytatem z mojej córeczki:
-Mamo a dlaczego święta są zimą?
Tu nie zdążyłam się zastanowić nad rozsądną odpowiedzia bo dziecko rozwiazało zadanie samodzielnie: 
A już wiem! Bo musi być śnieg, zeby można było ulepić ŚWIĘTEGO BAŁWANA...
Ale takie myślenie jest dość charakterystyczne dla Bożego Narodzenia w Islandii. Wszędzie od groma bałwanów, reniferów, mikołajów, choinek i  światełek a ani słowa ni obrazka o istocie tego święta narodzinach Jezusa...  Moja rodzona matka byłaby pewnie oburzona. 

26 listopada 2011 , Komentarze (8)


Śnieg za oknem. Jasno, choć nie słonecznie. Moje dziewczynki od rana chodzą w mikołajkowych czapkach, tzn Maja, bo Sonia ma różowy kubraczek Prosiaczka umoszczony na głowie i własnie przebierają się  za Śnieżynki czy inne podobne akcesoria gwiazdkowe. Może też z tej okazji sporządzę ciasto na pierniczki. Szykujcie się na smakowite zapachy dobywające się z mojej kuchni bo w obiadowym menu dziś drożdzowe racuchy z jabłkami! Planuję zjeść ale w miarę wcześnie. W pracy można dowoli sycyć sie i zabierać ze sobą wszystko co wróciło ze szkolnych obiadów. Wczoraj oprócz potrawki z kurczaka wróciła cała rzesza jabłek pokrojonych w ćwiartki i szkoda mi było ich wyrzucić, więc pomyślałam o szarlotce. Ale wygrały jednak racuszki. Tłuste, słodkie, smakowite. Obym się do nich nie dossała zbyt radośnie. 
Waga w tym tygodniu upilnowana, w okolicy 70 ciut poniżej, co lubię. 
Psychicznie czuję się dość zrównowazona mimo coraz krótszych dni i ciemności za oknem. Może powodem jest perspektywa wakacji zaplanowanych w Polsce? Uwielbiem mieć konkretny plan, do czegoś sie przygotowywać, na coś oczekiwać... Myślimy tez z Tomkiem o tygodniu na Chorwacji w miłym towarzystwie bez dzieci! Ale o tym pózniej... Najpierw święta ale zanim... muszę ogarnąć chaos, który nawarstwił sie u nas od ostatniego sprzątania.
No! to mopy w dłoń i do garów!

21 listopada 2011 , Komentarze (5)


Mam najświezsze wyniki dla zainteresowanych moim cięzarem! Poranna waga sprzed 5 minut w samych gatkach to 69,5. A juz myslałam ze wdepnęłam  w 70 na stałe. Miła, poweekendowa niespodzianka. Być może efekt wcinania hurtowego białej ryby zakupionej w formie sprasowanej, zamrozonej  9 kilowej paczki. Dla rodziny nie uwikłanej w procesy kontrolne ciezaru wlasnego wersja smazona w panierce, dla pozostałych- ryba pieczona w foli oraz w piekarniku i spozywana jako kolacja bez pieczywa za to z surówka. Można rzeczywiście zasmakować. W sprawie ćwiczeń fizycznych -nie odnotowałam żadnej aktywności. Wręcz przeciwnie - wydałam ciche przyzwolenie na wyniesienie mojego sprzętu rowerowo-steperowego na balkon. Wstydzę sie i wiem, nie powinnam była. Troche tez obawiam ze aura nie pozwoli oprzyrządowaniu w dobrej kondycji doczekać lepszych czasów, kiedy to zdobędę sie na siłę i ochote aby wprawic siebie w ruch... Chyba jednak umoszczę dla nich jakieś posłanie w sypialni... 

Tymczasem...
Najblizsza rodzina rozstawiona została w nastepującym porzadku (od najstarszego do najmłodszego członka licząc): 
- ja wraz z herbatą earl grey przed monitorem komputera, 
- narzeczony w robocie podczas zmiany opon z letnich na zimowe, szczególnie ze mamy za sobą pierwsze prymitywne opady sniegu w Reykjaviku w skrócie Rvk,
- starsza córka w szkole podczas nauki
- młodsza córka w sypialni podczas snu oraz w trakcie przeziebienia a takze intensywnego pokasływania, które nie pozwala dłużej zwlekać z wizyta u lekarza.
Teraz już powszechnie wiadomo, czemu ja przed komputerem na vitalii a nie w pracy przed stojakiem ze stekami orzechowymi do spakowania i podatowania.

Adnotacja ku pamięci. Nie trzeba czytać.
Wczoraj odbylismy wycieczkę do teatru na przedstawienie dla dzieci pt. Czarnoksiężnik z krainy Oz. Nasza czwórka w komplecie plus dwie koleżanki Mai. Dla niektorych była to pierwsza w życiu wizyta w teatrze. Jedni byli zachwyceni ( Tomek, Maja ze świtą i ja) inni pod koniec przysnęli (Sonia), choć niezmiennie ożywiali sie na widok pieska Toto wrzeczcząc do ucha męzczyzny siedzacego przed nami hauuu hauuu. Zawsze podobała mi się spontaniczna reakcja dzieci w teatrze żywo reagujacych na to co sie dzieje na scenie. Dziewczynki anielskimi głosikami wtórowały bohaterce w odśpiewywaniu motywu przewodniego Somewhere over the rainbow oczywiscie w wersji islandzkiej, Sońka świrowała za pieskiem a Herdis cos tam podpowiadała na całe gardło i kazała sie przytulac na widok złej czarownicy. Tomek upodobał sobie efekty projektowane  w tle sceny i w akwarium z rybkami i jeszcze obrotową scenę. Wesoło. Niedziela inna niż zwykle. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.