Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tomberg

kobieta, 52 lat,

172 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 sierpnia 2013 , Komentarze (4)


z wagi, bo mimo wszystko spada
z wyjazdu, bo odpoczęłam
z pogody, bo nie padało
z urlopu, bo zostały mi jeszcze 2 tygodnie

Wyjechaliśmy na biwak zgodnie z planem, czyli późnym piątkiem, zdążyłam kupić śpiwory, choć dwa z czterech niestety za cieńkie jak na islandzkie lato i trzeba się wspomagać kocami. Pobłądziliśmy lekko, bo nie mamy gps-a w samochodzie i nawet nie zabraliśmy ze sobą mapy... jakoś zapomnieliśmy. Kiedy wreszcie dotarliśmy na miejsce, koło 10 wieczorem okazało się, że na polu namiotowym nie ma wolnych miejsc.  Islandia! kraj, gdzie czego jak czego, ale wiatru i wolnej przestrzeni mamy pod dostatkiem! No dobra, przynajmniej kolejne pole było całkiem blisko. 
Narzekać mogłam jedynie na wzmożony świezym powietrzem apetyt, bo pogoda... olać pogodę, taki urok. Wniosek z aury wyciągam jeden: na Islandii kurtka zimowa ma prawo bytu przez okrągły rok. Najlepiej wcale nie wyciągać jej z samochodu. Tak samo czapki i rękawiczki. Ja co prawda nie pomyślałam o zimowej odzieży ale wzięłam ze sobą spory zapas ciuchów, więc ubieraliśmy się wszyscy zgodnym trendem na cebulę. W nocy marzł mi jedynie nos. Choć myślę sobie, że sporo energii zużywałam na ogrzanie swojej masy, może dlatego mimo wrąbania paczki czipsów waga delikatnie nawet zmalała. 
Zasady diety mimo wszystko zostały utrzymane, chociaż ciągle sięgałam po coś do naszych skrzynek obfitości. Był grill i  inne atrakcje żywnościowe jak ser brie z gruszka i białym winem. No! alkohol nie służy utrzymywaniu diety. Ponim właśnie dopadłam te cholernie smaczne czipsy. Ale słodyczy nie ruszyłam! Pojechaliśmy do sklepu, bo Tomek chciał drużynie zafundować lody. Dzielnie odmówiłam, choć zerkałam łakomie na pyszne różowe i czekoladowe Magnum. Potraktowali mnie jak psiaka- smutaska i rzucili po gryzie, więc generalnie coś tam jednak liznęłam. 

Zapomniałam kompletnie o pstrykaniu zdjęć.  Jedyne co uwieczniłam telefonem to moje niedopite winko zatkane prowizorycznym korkiem z suszonej figi, bo korek własciwy się pokruszył z powodu niemania korkociągu.

1 sierpnia 2013 , Komentarze (1)


Opornie szło mi wczoraj to całe odchudzanie, cały czas coś podjadałam, siedziałam cały dzień na tyłku, bo nie chciało mi się niczym ruszać. Koło 16-tej jakimś cudem zmobilizowałam siebie i dziewczyny i pojechałyśmy na rowerach dokarmić ptaki. Kilka kilometrów zaliczaliczyłyśmy choć Maja strasznie się ciągnęła za mną i marudziła, ze pedałowanie to nuda. Nie wie jakich ona się atrakcji spodziewa, pewnie budki z lodami :-) Niczego takiego jej nie obiecywałam, bo konto już od kilku dni mam wyposzczone, do tego stopnia, że wczoraj musiałam upiec chleb z resztki mąki na kanapki dla Tomka do pracy. Tu był dla mnie nie lada sprawdzian, bo jak się rozniosły po domu te zapachy świeżego wypieku... który zresztą szybko wyleciał na balkon, żeby mnie nie poniosło. Victoria! Spróbowałam tylko okruszek. To takie całkiem do mnie niepodobne a jednak możliwe. Zapychałam się wczoraj "suchym" ryżem, brukselką, owsianką, bananem, jaglanym kremem, było tego w cholerę... Rano nie miałam serca wchodzić na wagę ale mimo to zamknęłam oczy i weszłam. A tam mniej niż zwykle :-D  hmm, to pewnie znowu sprawka cyklu albo cud nad Ellidaár.
Hej! Dziś rano wylegując się w wyrku,  przypomnialam sobie cyrk przy niedzielnym śniadaniu. Są to sniadania zazwyczaj jajeczne i z prawem do wyboru jednej z opcji: jajecznica, omlet, jajko na twardo/miękko,  tosty francuskie, śniadanie angielskie (tylko dla Tomka i Soni, bo reszta nie lubi takiej obfitości) oraz coś co serwuję tylko dziewczynom a co nazywam plackiem-pizzą (taki mączno-mleczno-jajeczny omlet z szynką i serem na wierzchu). Pytam więc Sońkę co chce. Odpowiedz pada zdecydowanie- placek-pizza. Następnie dziewczynka wędruje do siostry z poleceniem od mamusi, żeby wypytać ową o jej preferencje. Maja wybiera śniadanie spoza listy: jogurt z chrupkami. Po jakimś czasie serwuję córkom ich posiłki i tu następuje scena komiczna acz pełna rozgoryczenia, którym emanuje Majka. 
Dialog jakiś taki:
M: A czemu ona ma takie a ja nie?!
 Ja: Ja przecież pytałam, co chcesz...
M: Ale ja nie wiedziałam, ze można ten placek...
Ja: No ale Sonia cię pytała, czy chcesz placka-pizzę...
M: Nie!!! Ona mi tylko mówiła, ze jakieś kółko-zupa... czy coś takiego, nie wiedziałam, o co jej chodzi. Ja chcę to samo, co ona!

W rezultacie podzieliły się plackiem prawie po równo, bo jednak Sonia miała tu pakiet większościowy :-) 
Dziś mam w planie duże zakupy, bo lodówka wyczyszczona do białości. Na weekend planujemy biwak pod namiotem bo poniedziałek jest wolny od pracy, juuuuhuuuu!  Musimy do naszego ekwipunku dokupić jeden podwójny materac, śpiwory i lodówkę albo jakiś pojemnik na jedzenie. Pamiętam, ze dwa lata temu jechaliśmy z kołdrami i spaliśmy na karimatach. Oj, tyłki przymarzały do podłoża.
Znalazłam fajną miejscówkę, jakieś 70 km od Reykjaviku. Pole namiotowe z placem zabaw dla dzieciaków, jakaś jadłodajnia i nawet maleńki basen i dwa hotpotury. Wyobraźcie sobie, ze miejsce wybierałam kierując się mapą pogody, czyli sprawdziłam w jakim obszarze nie będzie padalo i gdzie będzie panowała najwyższa temperatura w weekend. A potem na stronie internetowej poszukałam w tym rejonie pól namiotowych i wybrałam najfajniejsze. Tak to się właśnie robi na Islandii, tzn. nie wiem jak inni ale my tak to robimy:-) 

31 lipca 2013 , Komentarze (2)


Ma się urlop to się pisze. Obawiam się, ze mój czas wolny ciut za bardzo kręci się wokół jedzenia - prawie same blogi kulinarne oglądam, wieczorami tylko wrzucam sobie serial "Killing", który całkiem wciągnął mnie i Tomka. Jego nawet bardziej, bo dzisiaj zabrał komputer do pracy. Taka robota pod koniec miesiąca, że do południa chłopaki drzemki sobie robią albo właśnie seriale walą. Ja za to od rana jedzenie w sieci śledzę, cóż, taka przypadłość. Na rowerze popierniczamy codziennie, tylko muszę szerokim łukiem omijać place zabaw, bo Sońkę strasznie nęcą. Jak już przypedałuję, to chciałabym przynajmniej te pół godzinki pokręcić ale dziecko też ma swoje prawa, więc drugie pół godzinki Sonia fika na trapezach a ja w kącie z książką, zeby czasu nie marnować. I tak mamy zgodę i harmonię jako taką w rodzinie. Wczoraj podjechałyśmy do takiej niewielkiej tamy nad którą kaczki i łabądki żerują i dzisiaj plan dnia obejmuje powrót w to urocze miejsce z naręczem piętek od chleba i przy okazji zwolnię miejsce w zamrażarce pozbywając się moich zakalcowatych wypieków na zakwasie tfu tfu, którymi rodzina wzgardziła a mnie żal było wyrzucić. Trudno, ja tak mam, że co się nie zje to się zamrozi. A teraz kaczki wtranżolą i już mi lepiej!
Dieta bardzo poprawna tzn. moja,  bo jak patrzę na Tomka to mi się przewraca co zjadłam. Od 2 dni nie pali papierosów za to wymiata bez przebierania. Nic nie mówię, zobaczymy...

30 lipca 2013 , Komentarze (9)


Wczoraj testowałam ulubiony wyrób z jaglanki: krem kakaowy. Z podwójnej porcji wychodzi (zważone przed podjadaniem) 440 gram, więc całkiem sporo. Ale u mnie są aż 3 otwory gębowe chętne na czekoladową maź, więc wcale nie jest tego zbyt wiele.
Składniki: to co dostępne w moich kuchennych zapasach, czyli zamienniki tego co w oryginalnym przepisie.

Przygotujcie się na rewolucję i uzaleznienie.

Śliwka kalifornijska - 45 g  ( powinny być daktyle zamiast śliwek + rodzynek)
Rodzynki - 20g
Mleko sojowe - 150ml  (powinno być mleko ryżowe)
Tłuszcz kokosowy  - 30 g
Kakao niskotłuszczowe - 10g (powinien być karob , taaa też pierwsze słyszę)
Kasza jaglana ugotowana - 200 g
Stewia - 5 tabletek
Słodzik - 2 tabletki

Wszystko należy zmiksować na idealnie gładką masę.
Ja użyłam blendera i miksowałam dorzucając składniki w takiej kolejności jak zapisałam powyżej. Słodziki rozpuściłam w odrobinie podgrzanego mleka.
Wyliczyłam skrupulatnie, ze 100 g kremu zawiera 167 kalorii. 
Popakowałam w takie maleńkie francowate pojemniczki mieszczące ok 50g trzy nawet zamroziłam
do tego wafel ryżowy albo i nawet dwa i macie deserek "samo dobro"!
W oryginalnym przepisie jest znacznie więcej tłuszczu ale skoro o odchudzaniu mowa to zmniejszyłam jego ilość na rzecz mleczka sojowego.
Po wypłacie natomiast gnam w podskokach do sklepu po daktyle bo mam przeczucie, ze to dopiero będzie bomba.
Odsyłam na koniec do oryginalnego przepisu: tutaj 

29 lipca 2013 , Komentarze (7)


A mam na wadze 72,1 kg mnie samej plus majtki. No nie wiem, nieee wieeem... jestem wręcz bliska wyciągnięcia pochopnego wniosku, że niejedzenie słodyczy i mąki można sobie wsadzić, bo nic nie daje. A moje wczorajsze 2 i pół godziny intensywnie na rowerze to też tylko rekreacja, tak?
Aha.
Nic to. Kontynuuję moje bezowocne dzieło dalej, bo mi cholernie moja dieta smakuje. Powiem wam, że kasza jaglana rządzi. Sama w sobie jest dość neutralna w smaku ale za to można z nią eksperymenty walić na całego. Jedna pani, ze swoim blogiem bardzo mnie inspiruje. Przytoczę linka http://smakoterapia.blogspot.com/, żebyście zerknęły co z kaszy jaglanej miła pani wymyśliła. Taki np. krem czekoladowy, zwany przez nas swojsko nutellą no! delicje, przepyszny. Bardzo polecam. Dziś robię powtórkę bo mi córki pojemnik wylizały. Moja wersja jest z kakao, bo przecież u nas nikt alergii na ten produkt nie ma, wręcz przeciwnie, powiedziałabym, ze raczej parcie.
Zdjęcie, by pokazać że pyszne: (będzie)

Wczoraj znalazłam pretekst idealny, zeby się wyrwać z domu, na rowerze i to bez moich rodzonych spowalniaczy(czytaj: córek). Brat Tomka przeprowadzał się i poprosił zeby mu Tomasz wraz ze swoją furą poprzewozili sprzęty. Rafał postanowił nie targać starego materaca na nowe mieszkanie i chciał pożyczyć od nas na kilka dni dmuchany materac, dopóki nie kupią sobie nowego łóżka. I Tomek po swojemu, z przypałem przywiózł mu zamiast materaca namiot. Wrócił i ani myślał jechać drugi raz, raczej walnął się do łóżka i dawaj oglądać seriale. A ja nie pozwolę, żeby ludzie, rodzina, na podłodze spali z powodu rozkojarzenia mojego faceta. Musiałam więc wyruszyć na 2 i pół godzinną wycieczkę z wiatrem, w deszczu i materacem przypiętym do fotelika. Pięknie! Nareszcie sama i w tempie odpowiednim dla mnie. Pohasałam. Cudnie. Dziś też zadzwonię do szwagrostwa, może czego potrzebują...


26 lipca 2013 , Komentarze (4)


...usmiechnięte i szczęśliwe dziewczątka miałam na stanie:
  

Aż mi głupio że tak rzadko z nimi bywam. Teraz mam szansę zeby ponaprawiać. A jest co, bo moje starsze dziewczę zdaje się być troszkę nieokrzesane. Muszę szybko pisać, bo jak mi zajrzy przez ramię, to krucho ze mną będzie. No więc wyobraźcie sobie moje dłonie a w nich bilety, okulary 3d popcorny i pepsi, moje stopy drepczące na koturnach bom się wystroiła i dobra... reszty ekwipunku oszczędzę. Więc zasiadamy, sala nr 2, elegancko, reklamy i wreszcie...film. Ups! "Blue umbrella"? Był taki w repertuarze? No i moje starsze dziecko sieje wiochę wcale nie szeptem: to nie ten film! Mamo! Wychodzimy! Teraz! i zbiera swoje manatki: okulary, popcorny, torebki (bo dzieci też wyfiokowane miałam:-) Uspokajam ją, przytrzymuję za sukienkę a ta nic! Wychodzimy, bo pomyliłaś film i finito. Wreszcie jakoś się opanowała a i filmik szczęsliwie po jakiś 5 minutach się zakończył i ustąpił miejsca WŁAŚCIWEMU, temu za który zapłaciłyśmy. Jezu, ależ lekcja o tym, jak dotrzeć do zestresowanego małego człowieka. Toż ona w ogóle nie ufa swojej mamusi! 
A w sprawie popcornów poradziłam sobie następująco: zabrałam do torebki garść orzeszków solonych i pół paczki wafli ryżowych i jakoś przetrwałam w chrupiącym towarzystwie, choć nie powiem miałam parcie na kupno nachos z sosem serowym ogromne. Nie uleglam głupiemu impulsowi i dlatego znowu jestem zuchem. Co innego, ze dziś rano na wadze zobaczyłam 72,2... hmmm po niemal tygodniu bez cukru i mąki... eeee taka faza cyklu:-) Bo na pewno nie z przytycia. 

I kolejny słoneczny dzień! C u d o w n i e!!!

25 lipca 2013 , Komentarze (3)


Jestem dzielna. Dzielna do kwadratu. Bo kto jak nie ja nie zjadł loda ni muffinka?  Kto nie je chlebka? Kto nie je michałków za to schował je wśród swoich gaci (bez obaw, wypranych)? Kto jest grzeczny i uśmiechnięty, bo ma wakacje? no już dobrze, powiem: to ja!
Narzuciłam sobie lekki wakacyjny rygor, czyli wychodzimy z domu i nie ma że mi się nie chce. To dla dziewczyn i dla siebie, zebyśmy odczuły wakacjowość i nie myślały, ze to zwykły długi weekend. Pogoda wreszcie letnia i trzeba to wykorzystać. Majka i ja bierzemy po rowerze i zwiedzamy islandzką przyrodę wokół naszego osiedla. Ja z niemałym obciążeniem na bagażniku, czyli jakieś 17 kg Soni spiewającej piosenki. Dziś dla odmiany spędziłyśmy ponad 3 godziny na basenie, choć dziewczyny bardziej hopsały w wodzie niż matka. Trochę nie doceniłam tej pełni islandzkiego lata, bo teraz, wieczorem widzę podrasowaną czerwień na ramionach:-( co mi się nie podoba. 
Z niecierpliwością oczekuję porannego ważenia, może coś już drgnęło, co?
A jutro idziemy do kina na Monsters University. Muszę sobie napchać koniecznie do nosa jakichś trocin, zeby wyrobić z dzielnością i nie wyjadać dzieciom popcornu. Bo tak całkiem się go nie kupić nie da. 

20 lipca 2013 , Komentarze (4)

Publikuję, dokumentuję, przedstawiam:
Wygląda to na 81 litrów ale tak naprawdę jest 71,8 kg.
Nie mogę absolutnie myśleć ani mówić o odchudzaniu bo efekt jest taki, ze zaraz lecę do lodówki albo do garów. O żadnym odchudzaniu więc nie ma mowy. Odstawiam po prostu białe paskudztwa i zobaczymy co na wadze za miesiąc. Wiem co bym chciała: 3 realne kg sadła mniej, jako efekt uboczny niejedzenia mąki ani cukru.

Pokażę jeszcze druzynę Majki. Grają na poziomie polskiej reprezentacji, czyli na 6 do tej pory rozegranych meczy 1 zremisowały, jeden wygrały a 4 zawaliły. Ale zapał mają prawidłowy i radochę też.

19 lipca 2013 , Komentarze (5)


 
Właśnie rozpoczynam urlop pracowy i jak zwykle w takich momentach życiowych bywa: jest ppięknie i hop sasa! Nic nie szkodzi, że dupne lato za balkonem i popaduje deszcz, z resztą nauczyłam się nie zwracać na to uwagi, przecież 13 stopni to nie znowu jakiś mróz...
Mam postanowienie urlopowe, realne, bez śmiania: nie spożywać przez całe wakacje cukru ni mąki. I się wywiążę, naprawdę. 
Jutro rano się zważę i upublicznię. 
Potem jadę z Majką na turniej piłkarski pokibicować i uściskiwać moją dzielną fighterkę i takie różne weekendowe sprawy jak sprzątanko i w jadłospisie spis treści zrobię. Będę na vitalię zagladała, bo tyle wolnego czasu mnie czeka ze hoho!
Ale fajnie, ale fajnie! (Tomberg odchodzi  podskokach, macha ręką i całuje ustami)
Edit. 
Moje pokusy z ilustracjami:
@ Zeszłotygodniowe ciasto marchewkowe, jeszcze jadalne
@ Paczka wafelków polskich, prezent od sąsiadki bo podwoziłam do pracy
@ Różnej maści słodycze w zasięgu łapek
@ Antidotum na słodyczowe ssanie w trakcie mixowania

23 czerwca 2013 , Komentarze (2)



Taką niespodziankę zafundowały dziewczyny Tomkowi. Umieściłysmy zdjęcie na facebooku, zeby mógł się pochwalic kreatywna rodzinką. Pomysł zerżnięty z netu ale co tam. Wykonanie własne i w tajemnicy. Tatulek zrewanzował sie lodami z sosami słodkimi, trudno, zjadłam, wylizałam kubek, własnie trawię odpoczywając niedzielnie. Troszkę martwię się o Sonie: ma taka jazdę na słodycze, coca colę i inne... twierdzi, że chciałaby spać w sklepie ze słodyczami i miec tam łózko.  

Tydzień nawet udany, żywność opanowana, ograniczona mąka biała tylko do sniadania w pracy. Może się jednak zdobędę na zrzucenie czegoś tego lata? Pozytywne myślenie nie odpuszcza, z rozpędu pobiegłam nawet po podwyżkę w pracy i nie dostałam blachy. Super! Wybieram się z Majką na rolki od pewnego czasu, trzeba korzystać ze słońca bo bardzo reglamentowane u nas w tym roku. 
Pozdrawiam i lecę dzwonic do swojego tatuśka!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.