Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tomberg

kobieta, 52 lat,

172 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 sierpnia 2011 , Komentarze (3)


Teraz potrzebuję się skupić, bo niewykluczone ze co zgubiłam to wkrótce nadrobię. Przyszła pocztą kolejna porcja cukierków o które sama zabiegałam. Mama co jakiś czas wysyła paczki z pierdółkami dla dzieci, gazetami, herbaciarnią itp i kiedy brakuje jej do okrągłego kilograma to dzwoni i pyta co takiego potrzebujemy.  CUKIERKI mamo, dowal polskich cukierków. Tak więc od wczoraj moja stalowa wola stoi w rozkroku, bo inaczej chwiejąc się padłaby na pysk.  Nad czekoladowymi to jeszcze potrafię zapanować, bo są jakgdyby policzalne. Wczoraj zjadłam np. trzy sztuki. Problem zaczyna sie kiedy otworzę mega big paczkę z orzeszkami w czekoladzie i za kazdym razem kiedy przechodze koło szafki kuchennej, ta sama się otwiera a moja reka samoczynnie sięga po zawartość żółtej paczuszki. A słaba moja wola w tym czasie... hmmm... co robi jak nie tryumfuje... Dlatego silna teraz postanawia  orzeszki zapakować szczelnie i przechowawać w miejscu suchym i chłodnym oraz trudno dostępnym dla naczelnego łakomczucza czyli na najwyższej półce w szafie sypialni, tam gdzie można siegnąć dopiero po wejściu na stołek od Ikei.   Wykonać! Odmaszerować!

A kolory wybrane tzn z grubsza. I jednak stonowane, bo przy naszym rodzinnym kłótliwym temperamencie lepiej się dodatkowo nie nakręcać. Zastaliśmy mieszkanie w tonacji ciepłej chwilami parzacej bo salon i sypialnia są łososiowo-pomarańczowe, przedpokój żółty i rudo-brązowy, kuchnia seledynowa a pokój Mai żółty. W tej chwili ściany w większości są łaciate bo testowaliśmy kolory, jedynie Maja ma już wykończony zielony pokoik.  Reszta będzie w jasnej tonacji: śliwka (trochę wrzos)-błękit (trochę turkus)- kawa z mlekiem (dużo mleka) a sypialnia jeszcze w fazie negocjacji.  Okazało sie ze właściciela mieszkania  nie tyle intresuja kolory jakie wybraliśmy co zniżka na farby jaką Tomek uzyskał w sklepie.  Ogólnie dobry pomysł miał Tomaszko z tym malowaniem, licze ze w głowie mi sie przejaśni dzieki temu. 

A Sonia od poniedziałku pomyka do przedszkola juhuuu! 

9 sierpnia 2011 , Komentarze (3)


A więc zaczynam od zmiany paska: jeden cały kilogram odszedł z obwodów i wagi zamieniony w krzątanie się urlopowe i popłakiwanie przedokresowe. Następna to zmiana w obejściu. Ustaliliśmy z właścicielem mieszkania ze przemalujemy mu ściany o ile kupi nam plakatówki. Ucieszył się ze tak dbamy o jego kwaterę i  zdecydował się, lekko przyciśnięty przez nas, na przeprowadzenie batalii z nalotem roślinnym w łazience. Teraz z Tomkiem jesteśmy w okrągłej kropce i jedno co wiemy to że potrzebujemy kolorów a nie pasteli. Próbki jakie kupiliśmy jakośnam nie grają. A jutro przychodzi właściciel po wytyczne w sprawie farbek... Potrzebuję zmian...

29 lipca 2011 , Komentarze (3)


Mała groszkowa ma się dobrze. W nocy nawet sama sobie ściągnęła opatrunek co obnarzyło nasze nieprzygotowanie do tego typu sytuacji losowych, bo okazało sie ze nie mamy w domu głupiego bandaża. Na szczęście na pogotowiu wyposazyli tomka w kawałek elastycznej opaski na zapas którą miał okazję wczoraj wydobyć z uczernionego smarami kombinezonu roboczego.  Cóż... dziś podczas wizyty kontrolnej bede miała okazje powstydzić się pokazując obsłudze medycznej bandaże Soni poklejone szara taśma izolacyjną. 
Przy okazji widziałam te pokiereszowane paluszki... Ale na pewno odwiedzę dziś parę sklepów, w tym aptekę i zaopatrzę nas w bandaże.

Dieta ma się dobrze. Może nawet lepiej niż ja, bo wczoraj łaziłam w dużej części z pustym żołądkiem i dyskomfort ten nakazał mi podjadanie. Ale kontrolowane, bo znowu notuję wszystko co pcham w usta. Staram się o dużą róznorodność ale ze jestem przed wypłatą wychodzi pewna monotonnia bo wpieprzam dużo jęczmienia.
Przykład? Ależ proszę:
I śniadanie:
kromka chleba jęczmiennego na bogato (czyli ze nawaliłam co się tylko dało: pasta  z bakłażana i serek smietankowy zamiast masła, ser żółty i szynka, ogórek i papryka)
do tego czarna herbata i kawałek drożdżówki (ten co uznałam, ze najlepiej zjeść rano)

Pół łyżki orzeszków solonych w ramach podjadania

II śniadanie :
płatki  jęczmienne (4 łyżki) z trochę mleka, 3 orzechami laskowymi i łyżeczką miodu
herbata zielona

Obiad:
kasza jęczmienna z gulaszem wieprzowym, sałatka z kiszonej papryki, fasolka szparagowa z pastą z bakłażana i woda

Podwieczorek:
kawa z mlekiem i ciasto razowe ( po raz pierwszy od rana poczułam sytość!)
 
Turkuć podjadek bis: łyzka orzeszków i herbata czerwona dla odmiany kolorystycznej

Kolacja:
filet z dorsza z piekarnika, fasolka szparagowa i pasta z bakłażana (już wykończona :( niestety)
było mi mało więc dopchałam rulonem z szynki z serkiem smietankowym i warzywami

Porcje dość skromne i chyba po temu chodziłam wczoraj  głodna...

28 lipca 2011 , Komentarze (3)


Na początku był 26 lipiec. Dzień zapowiadał sie całkiem uroczo i nie opowiadam tu wcale o islandzkiej pogodzie. Dzień cieszył mnie z innych względów, bo to data moich imienin a takze ostatni dzień w pracy przed 2-tygodniowym urlopem. Ponadto dzieci zakotwiczone u szwagra Rafała co oznacza przynajmniej dwie godziny po pracy w samotności i ciszy wyłącznie dla mnie. Zamierzałam upiec imieninową drozdzówkę ze śliwkami, wszak trzeba korzystac z sezonowych owoców bo szybko znikają. Wykombinowałam też ze przez te dwa tygodnie ładnie sie przyłożę do zgubienia tej końcówki z paska i temat odchudzania pozostawię zamkinięty. Dobry nastrój prysł niestety wkrótce po wytrąbieniu zasłużonej popołudniowej kawy z mlekiem 1,5 % tłuszczu (szczegół dla opowieści nieistotny ale na portalu dla odchudzaczek całkiem na miejscu). Odebrałm telefon od spanikowanego Rafała o bardzo alarmującej treści. Okazało się, ze Majka przytrzasnęła Soni paluszki drzwiami i wygląda to całkiem upiornie: krew sie leje a dziecko drze się jak opętane. A ja właśnie przekazałam sąsiadom,tym z którymi razem pracujemy, kluczyki od służbowego samochodu i oni już zdązyli pomknąć w siną dal. Nie mogłam też uzyskać od Rafała jasnej odpowiedzi czy wzywać pogotowie czy nie. Tomek tymczasem krzycząc i obwiniając mnie o wszystko, w koncu to ja zdecydowałam oddać dziewczyny pod opiekę jego bratu, był juz w drodze do ksiezniczki. Ja zaś dzwoniłam pod 112 z pytanie gdzie konkretnie przywieść dziecko , bo człowiek w takich sytuacjach głupieje ale tez pierwszy raz musieliśmy skorzystać z pomocy pogotowia. Ostatecznie Sonia ma zmiażdzoną kostkę, zerwane dwa paznokcie i założone 4 szwy a ja tygodniowe zwolnienie lekarskie. W drodze do domu, kiedy sytuacja była juz pod kontrolą mówie do Tomka co za pech ze akurat zaczynam urlop przeciez powinnam siedzieć w domu z chorą córką w ramach zwolnienia. Zrobiliśmy więc w tył zwrot na pogotowie po zwolnienie i zadzwoniłam do szefowej z prosbą o przesunięcie urlopu o tydzień. Oczywiście wykazała się pełnym zrozumieniem. Moze to i trochę cwaniacki numer ale po takiej harówce jak miałam ostatnio nalezy mi się urlop wypoczynkowy pełnowartosciowy a nie połowiczny z marudzącym chorym dzieckiem. 

Wczoraj nadrobiłam zaległosci imieninowe, upiekłam drozdzówkę ze śliwkami. Szczęsliwie Tomek zaprosił kumpla, amatora moich drożdżówek, wpadł tez Rafał i z ciasta zostały 2 kawały plus same okruszki. 

Ustanawiam tedy 3 tygodniowy reżim dietetyczny ograniczając tłuszcze i beee weglowodany, znikając panierki, białą mąkę i słodycze, oprócz dozwolonych czyli z własnej piekarenki ze stewią zamiast cukru, mąka razową, otrębami. płatkami owsianymi, jogurtami takie tam...

Za mną juz śniadanie złozone z jednej kromki fajnego pełnoziarnistego chleba z furą dodatków jak pasta z bakłazana, serek śmietankowy, żółty ser, szynka, sałata, papryka, ogórek ufff i herbata a potem kawałek drożdzówki, który im wcześniej wciągnięty tym szybciej spalony.
W planie mam kaszę jęczmienną z gulaszem i kiszoną sałatką z papryki i marchewki. A wieczorem biała ryba z piekarnika.
No i pomyślę nad ciastem dla siebie żebym już tej drożdzówki nie chciała jeść.
Z aktywności fizycznej ogarniam chatę a także patrzę na stepper.
Waga taka jak na pasku oj!

19 lipca 2011 , Komentarze (3)


Wstąpiłam dziś po pracy na wagę i zobaczyłam tam alarmujace 72... Coś mi ten brzuch wybałuszony spokój mącił... Zignorować czy może nie powinnam? Nie, gdyż wczoraj Tomek niepokojąco oglądał się za jedną taką całkiem zgrabną obywatelką Islandii co u nas od jakiegoś czasu "robi". Ale wcale nie dlatego jej nie lubię. Może naprawdę powinnam zacząć ćwiczyć, choć ja tego nie widzę... katorgą zalatuje. 
Wyprawa pod namiot całkiem udana o czym wspomnę jak zdjęcia zgram a to pewnie nastąpi nierychło bo muszę wykonać 1000 beznadziejnie przyziemnych czynności, które są nużące bo robiłam je z milion razy i potrzebuję odmiany. A może bym tak, w ramach tej odmiany zrzuciła z 5 kilo?
Ale ja właściwie nic nie robię, czekam tylko aż mi się samo schudnie...
Urlopu przybywaj! 

Wypróbowałam prażony groszek jako lekką przekąskę do piwa. Przepis znalazłam w internecie i w zupełności daje radę, chociaż z innym zestawem przypraw bo spodziewałam się (i słusznie!) ze moje dzieci bedą mi groszki podjadać.

Roasted peas, czyli lightowa alternatywa orzeszków

składniki:
  • 2 szkl zielonego groszku*
  • 2 łyżki oliwy
  • 1 płaska łyżeczka chilli cayenne
  • 1 łyżeczka mieszanki przypraw garam masala
  • ? łyżeczki soli (mniej lub wcale, gdy garam masala zawiera sól)

*nada się zarówno świeży, jak i mrożony; ten drugi najpierw wypłucz porządnie, a potem osusz ręcznikiem papierowym 
Rozgrzej piekarnik do 190°C. Blachę do pieczenia wyłóż pergaminem.
W misce wymieszaj wszystkie składniki i przesyp na blachę tworząc pojedynczą warstwę groszku.
Piecz 20-30 minut aż groszek będzie brązowy.


16 lipca 2011 , Komentarze (1)


Myśli te złe wiatr trochę poprzeczesywał i skupiam sie na teraźniejszości. Grochowe śpią, Tomek w pracy. Świeci slońce a mnie znowu cieszą malizny. Czuję się wyleczona z czarnej doopy ale równowaga jest krucha, byle kleks i leżę. Balkon otwarty, na nim z 15 stopni ale słońce w tle. Za jakiś tydzień zaczynam tygodniowy urlop i ubolewałam nad tym ze nie mieliśmy pieniędzy w odpowiednim czasie zeby wykupić na tydzień jakiś domek. Za to... pojawił się pomysł na kupno namiotu! Czuję ze to może być niezła frajda, chociaż z drugiej strony... może też zacząć padać... w końcu lato na Islandii bywa mokre i zachmurzone... Mimo wszystko jestem za inwestycją w namiot. Jak go dziś kupimy to od razu jedziemy wypróbować. A co tam że nie mamy śpiworów! Mamy duże auto oraz kołdry. Równo tydzień temu zrobiliśmy przedbieg i  wyguzdraliśmy się na grilla. Gotowi do wyjścia byliśmy koło 4 po południu, bo ja musiałam się wykąpać a do Tomka przyszedł fryzjer a że byłam rozbita to nic nie przygotowałam do jedzenia ani koca ani grilla ani zabawek itd. Ale u Tomka chęci grillowania były więc mnie zmusił zeby guzdrać się pospołu. Jak już siedzieliśmy w samochodzie to nadszedł czs na refleksję, dokąd jechać. Wybraliśmy wariant najbliższy czyli zalesiony teren nad rzeką w okolicy Brei?holtu, czyli rzut oszczepem od naszego domu. Jeszcze tylko do sklepu po kiełbasę, na stacje benzynową po kawę dla mnie i nad rzeke sprawdzić czy hopsają łososie i w okolicach 17 byliśmy na miejscu i gotowi do marszu. Imponująca z nas gromadka wśród innych spacerujących i joggingujących na szczęście nie masowo. Ja ciągnąca walizkę na kółkach a Tomek z niebieską torbą z ikei na plecach, a w niej maszyna do grillowania oraz butla z gazem. Do tego wszyscy w pogoni za Sońką dla której pojęcia ścieżka czy dróżka są całkiem obce. Ona woli bieg z przeszkodami, na przelaj i co 10 sekund leżeć a to na doopce a to na brzuchu a to na kolanach. Piknikowaliśmy szybko gdyż lasek nienasłoneczniony i wkrótce powiało chłodkiem. Kończę bo dostałam potwierdzenie naszego dzisiejszego wyjazdu pod namiot, który zakupimy rychło. 

O diecie cisza, bo potrzeby takiej nie mam. Wolałabym raczej pomknąc rowerem. Jedynie szukam fajnych pomysłów na lekkie jedzonko i niekiedy nawet stosuję  


9 lipca 2011 , Komentarze (3)


Jest ciut lepiej. Stosuje swoją dietę fusion, która składa sie z porannego ograniczania kalorii, normalnego odzywiania w pracy, kawy ze słodyczami sb lub Dukana i wieczornego ograniczania węgli. Wędruję dolinami ale wspomagana przez dziurawiec, ziółka o działaniu antydepresyjnym, słodycze i ich dietetyczne zamienniki. I cały czas mam próbę sił, sprawdzanie wytrzymałości mojego systemu nerwowego jak np teraz kiedy mała pipka przeprowadza na mnie testy ze swojego buntu dwulatka kiedy ja piszę  a ona wyje mi nad twarzą. Albo wczoraj kiedy upiekłam mało słodkie coś z ciecierzycy i musiałam to doslodzić wierzchnią warstwą nutelli Dukana i stało mi się to:

 To jakieś niedorzeczne jest. Łzy same garną się do oczu. Jestem jednym wielkim (ponad 70 kg) nerwem...
P.s. Sonia wysypała wszystkie swoje skarpety, czapki , rajstopy, rękawiczki i każe sobie po kolei  ten cały majdan przymierzać... nie mam siły. Mam ochotę zwiać z domu... 
Jestem dzielna! Jestem dzielna.! Jestem dzielna! Nie dam się dwulatce!

Aha! ten bajzel ze zdjecia to ja sama zrobiłam. Soni nawet nie było w kuchni...



3 lipca 2011 , Komentarze (5)


Uaktywnił mi się notoryczny pms i jestem w związku z tym nieprzyjemna, nerwowa, przemęczona i grubawa.  Co was będę zanudzać... waga stoi a czuję sie oraz wygladam jak klops. Obwiniam wszystkich o wszystko i nawet Islandii sie oberwało... nie chce mi się już tu mieszkać. Nadarzyła sie okazja dla Tomka podjęcia pracy w Norwegii  a on od 2 tygodni nie może się zebrać by uaktualnić i wysłać swoje cv. Teraz to już w zasadzie tylko wysłać. Kurczowo trzymam się tej opcji bo wizja powrotu do Polski jakoś umarła. A tak przynajmniej jedna noga (Tomek) byłaby  w połowie drogi... Powiedzcie mu zeby sie opamiętał! Ja co prawda pewnie z rok bym tu z dziećmi została, przeciez jedna grochowa wybiera sie po wakacjach do szkoły a druga do przedszkola.   Doprawdy, nic mi się nie chce... nawet pisać. Papa!

11 czerwca 2011 , Komentarze (5)


Nieopanowanie w jedzeniu i piciu mnie dopadło. W piciu mniej. Właściwie nic dziwnego, skoro pracuję jak półtora robotnika to potrzebuję energii za dwóch. Kolezanka z pracy, ta szczupła, co jej talerz był dla mnie wzorem zaczęła przeginać. Odpadłam zaraz po starcie skoro ona miała gigantyczną motywację a ja zadnej. Pojechała niedawno do Pl zmienić swój stan cywilny i szczególnie zadbała o szczupłą sylwetkę a ja nie.  Ale ona miała dopasowana suknie slubną z naniesionymi poprawkami, więc oto jej motywacja. Ja zaś usłyszałam od mojego nieślubnego, ze przytyłam w udach... hmmm... co, ze niby on ma jakąs miarke w oku?  To mnie odważyło do wejścia na wage dziś z rana, zaraz po tym jak zamknęły się drzwi za wychodzacym do pracy szanownym oceniającym. I NIE przytyłam o! Ale z cięzarem róznie bywa. Migiem wiec zaczęłam przetrząsac okolice by znaleść miarkę centymetrową, których posiadam trzy, w tym jedna co sie nie liczy. Nieszczęsna nie mogłam znaleść żadnej... prócz  tej co się oczywiście nie liczy... Bo to jakiś bezuzyteczny skrawek o długości 64 cm.. dlaczego akurat tyle pytam. Ale, myślę sobie, do zmierzenia uda... jak znalazł! Grubość moich ud jest 59 cm i ja to sobie odnotowuję żeby mi potem taki i owaki nie wypominał i postanowione zostało wyciągnąc spod fotela stepper. A nóz sie przyda. I chcę żeby mnie w oczy kuł i służył, jako przedmiot o który sie co rusz potykam. I o celu niedalekim przypominał.

Chcecie wiedzieć co u nas? Może w przyszlym tygodniu duzo się zmieni a może nic. Hehehe...

30 maja 2011 , Komentarze (5)


Nie udzielam się ale nie dlatego ze trafiłam do puchy czy coś tam. Znowu robię na dwa etaty, czyli praca, dom, praca, dom... Tomek  opuścił kółko bezrobotnych, przedłużyli mu kontrakt o pół roku, stąd mój drugi, domowy etat. Dam radę, przyzwyczajona do zapierdzielania  jestem. Ciekawe co by to bylo gdybym miala jakieś hobby albo np. siłownia lub rower?  
W temacie wagi nic się nie zmienia, choć krągłości ciągle te same draznią. A latka lecą... niedawno mi sie wynik w kalendarzu zmienił co wprawilo mnie w odwrotnie wyśmienity humor. Cóz, jedyne cyfry jakie można cofnąć, to te na wadze.  Trzeba będzie się zebrać. Znowu.
Cudnie ciepły dzień mamy. Jak to mówia na Islandii tylko przez jakieś 9 miesięcy jest zima a tak to latoooo i latoooo.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.