Owszem, myślałam, że na początku chudła będę szybko, jak każdy mówi... Owszem, myślałam, że schudnę tak jak moja siostra 1kg. Owszem, powtarzam każdemu, że chudnąć pół kilo w ciągu tygodnia jest zdrowo... Ale jak przychodzi co do czego i za ten tydzień starań się i codziennych ćwiczeń widzimy tylko pół kilo mniej to mnie szlag trafia. Wiem, że jakbym zjadła np pizze albo kawał tortu od razu przytyłabym 2kg, ale po tygodniu ćwiczeń i diety (pilnuję nawet jednego kurde suszonego daktyla, żeby wpisać) spada Ci pół kilo :( Matka natura musiała mieć ogromny ubaw projektując nas - kobiety.
Spadek więc kształtuje się następująco:
-0.6kg -3cm w piersiach -1cm w łydce. Niby w reszcie też jakieś minusy, ale jestem skłonna zwalić to na błędne zmierzenie się tydzień temu... Nie ogarniam mierzenia się miarką. Waga pokazuje też 0.1% tłuszczu mniej i mniej wody (co jest akurat niedobrze i dziwne)
Chyba jednak nie zobaczę 129,9 w sylwestra... Wytłumaczcie mi, w jaki sposób ludzie, którzy zakładają wyzwania np -3kg do świąt 30 listopada mają zamiar schudnąć te 3kg skoro chudnie się 0.5kg tygodniowo? Czemu niektórzy chudną 1kg tygodniowo?
Obecnie jem 1800-1900 kcal dziennie + ćwiczę i na chwilę obecną spalam ok 300kcal na samym rowerze (a będzie więcej, bo codziennie jest więcej). Powinnam jeszcze obciąć trochę te kcal spożywane? Jak myślicie? Pragnę schudnąć dużo i zbratać się z dietą na dłużej, ale chcę też widzieć konkretne spadki...
To jest mój wczorajszy jadłospis (przekąski to są 2 posiłki w pracy, zaznaczyłam innym kolorem jeden posiłek) i do tego było 9 szklanek wody: