Hej kochane moje...
Wiem wiem znów zniknęłam.. ale już się tłumaczę...
Ostatnio pisałam do Was w piątek 12.06.... w sobotę byliśmy na parapetówce u brata a w niedzielę rano musiałam jechać do szpitala... w nocy z soboty na niedzielę o 4 obudził mnie ogromny ból w lewej piersi... myślałam że to dużo pokarmu mi się zebrało, więc wstałam i odciągnęłąm ile mogłam... i co ból był jeszcze większy... no ale się położyłam ale za kilka minut dostałam dreszczy... było mi ogromnie zimno mi mo że byłam po uszy okryta kołdrą... a najgorsze było to że nie mogłam przestać się trzęść... po około 20 minutach stwierdziłam że jest mi coraz gorzej i postanowiłam obudzić męża bo bałam się że może mi się coś stać a on nawet nie będzie wiedział bo spał... obudziłam go i powiedziałam co się dzieje... zaczął mnie przytulać ale mnie nadal było zimno i się trzęsłam więc G powiedział że dzwonimy do lekarza... zadzwoniłam na NHS24 i powiedziałam co się dzieje... zapytali czy dam radę przyjechać do szpitala no i zabukowali mi wizytę.. pojechaliśmy na 7 do szpitala... pani doktor mnie zbadała i stwierdziła infekcję i dała antybiotyk...
po powrocie do domu wzięłam pierwszą tabletkę antybiotyku i paracetamol od gorączki... odciągnęłam mleko i położyłam się spać... jak się obudziłam ból nadal był, postanowiłam znów mleko odciągnąć i zauważyłam że coś jest z nim nie tak bo miało inny kolor i konsystencję... no i pogadaliśmy z mężem i zdecydowaliśmy że nie damy małemu tego mleka (bo pani doktor stwierdziła że po tym mleku z antybiotykiem małemu nic nie będzie) no ale my stwierdziliśmy że nie chcemy ryzykować bo w końcu jak to możliwe żeby antybiotyk brany doustnie nie miał wpływu na mleko!!!!! no i mały poszedł na butlę.. ale ja stwierdziłam że będę odciągać mleko żeby go nie stracić i jak skończę brać antybiotyk to znów będziemy karmić go moim mlekiem...
no i w niedzielę było w miarę ok no poza tym że pierś bolała okrutnie i nie mogłam się wogóle położyć...
w poniedziałek rano było już trochę lepiej no przynajmniej mnie się tak wydawało... mąż latał wkoło mnie robił mi okłady żeby zbić gorączkę i żebym nic nie musiała robić żeby nie ruszać tą ręką bo mnie ogromnie bolała ta pierś... no i mierzył mi gorączkę co chwilę....
mnie się wydawało że super się czuję.. a tu w południe mąż mówi że jest gorzej... ja oczy na niego a on mi mówi że mam ponad 39 stopni gorączki... a o 13 miałam już 39,9 mimo tabletek od gorączki i ciągłych okładów na czoło i kark (tak nawiasem mówiąc mój mąż okazał się super opiekunem a szczerze mówiąc nie spodziewałam się że aż tak super sobie poradzi i jestem z niego dumna.. bo oprócz mnie miał do opieki jeszcze dwójkę dzieci....)
no ale wracam do opowieści.. jak dostałm tych 40 stopni to akurat przyjechała moja bratowa i wpadła na pomysł żeby mi robić okłady z kapusty bo to pomaga.. i zaczęła mi te piersi okładać.. no i troszkę lepiej mi się zrobiło... w między czasie po wielu przejściach i rozmowach przyszła do mnie do domu pani doktor i stwierdziła że powinnam jechać do szpitala...
no i na 16 pojechałam.. tam pani mnie zbadała i stwierdziła że zostaję w szpitalu bo muszą mi dać silniejszy antybiotyk i zbić gorączkę... no i zostałam... wypytali mnie o wszystko.. i podłączyły kroplówkę z antybiotykiem....
leżałam w szpitalu do wtorku wieczorem... w sumie miałam zostać do środy ale chciałam wyjść bo mały miał biegunkę przy przestawianiu na butelkowe mleko a Kinga miała problemy z oczami bo jej ropa zaczęła wychodzić... no i chciałam wyjść... lekarka mnie puściła ale kazała w środę wrócić na kontrolę... pojechałam w środę dostałam antybiotyk 3 raz w kroplówce i pozwolili mi wyjść do domu.. ale dostałam antybiotyk na kolejnych 7 dni...
cały ten czas próbowałam odciągać mleko ale było go niestety coraz mniej.. i mniej a poza tym to była raczej biała woda niż mleko..
no i po wielu przemyśleniach i rozmowach z mężem i koleżanką która była w podobnej sytuacji stwierdziłam że przechodzę na butelkę...
no i sprawa rozwiązała się sama..nie karmię.. trudno.. już się z tym pogodziłam... wydaje mi się że moje rozczarowanie i problem wziął się stąd że w trakcie ciąży nastawiałam się że wszystko będzie ok i że będę dlugo karmić.. no ale się nie udało....
no to się wyspowiadałam.... mam nadzieję że zrozumiecie...
no a teraz o tym o czym powinnam....
dziś na wadze 68.8kg... o dużo za dużo.... i postanowiłam że od 1 lipca zaczynam znów walkę o moją figurkę ze zdjęcia obok...
dziś mam zamiar ułożyć sobie plan...i od środy zaczynam..chciałabym zacząć też ćwiczyć ale nie wiem co mi z tego wyjdzie bo ciężko u mnie z czasem.. ale przynajmniej spróbuję.. w każdym razie daję sobie czas do końca roku.... wydaje mi się że to powinno wystarczyć...
liczę na Wasze wsparcie... i oczywiście deklaruję swoją pomoc!!!!!!!!
jutro napiszę swój plan.....
do jutra słonka!!!!
pa
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
barbarka31
30 czerwca 2009, 14:16Dawno u Ciebie nie bylam. Gratuluje synusia! Sliczny :))Mam nadzieje, ze juz ze zdrowiem wszystko w porzadku. Gdy urodzilam syna tez myslalam, ze bede dlugo karmic, mialam mnostwo mleka a maly pil b. malo. Musialam odciagac i karmili inne dzieci moim mlekiem. Niestety problemy zdrowotne malego, czeste pobyty w szpitalach a co za tym idzie nerwy pozbawily mnie mleka. Wazne, ze synus zdrowy i przybiera na wadze. Pozdrawiam :))
Myszeczka1983
30 czerwca 2009, 07:28mnie też często bolą piersi, czasem nawet szczypią, ale nigdy nie miałam takich objawów jak Ty, współczuję Ci. Co do kolki to próbowałam ze swoją dietą, czyli zrezygnowałam całkowicie ze słodyczy, tłustych rzeczy, kapuścianych i wzdymających, później próbowałam z przytulaniem, masowaniem, ale też nic. Teraz dziewczyny piszą i radzą mi, żebym podała malutkiemu leki, to może to pomoże. Pozdrawiam serdecznie
rybka82
29 czerwca 2009, 16:18Hej Marlenko! Mam nadzieje, ze juz lepiej sie czujesz i ze nie bedziesz miala juz takich stresowych boląch przygod! A to ze mozesz liczyc na malzonka to chyba jedyny plus tej sytuacji :) Ps. Cwicze ostro, diety nie trzymam, ale tez sie nie obzeram, a waga jak stala tak stoji :( ale juz sie tym nie stresuje, bo ogolnie dobrze wygladam
kapsell
29 czerwca 2009, 14:37To nie mialas ciekawie przez ostatni miesiac, wspolczuje i fajnie ze wszystko sie dobrze skonczylo i jestem dumna z twojego meza pogratuluj mu odemnie :)))) buziaki :)
Eleyna
29 czerwca 2009, 14:13oj wyobrazam sobie co przezylas przez te dni.....no i maz w domu z dziecmi sam, oj bylabym w stresie non stop w tym szpitalu, choc wiem, ze dziecciom nic by sie nie stalo przy tatusiu, ale ja to jestem perfekcjonistka i wszystko musi byc przeze mnie zawsze zrobione bo bedzie lepiej hihi......czasami ciezko mi z tym, jak maz stara sie cos zrobic a ja mu mowie, ze zle.....teraz nic nie mowie, po prostu jak on nie widzi robie po swojemu......jakos tak zeszlam z tematu zupelnie.........pewnie, ze bedziemy Cie wspierac, ja to dopiero tak bardziej pod koniec sierpnia, bo moze juz w sobote do Pl pojade na 6 tyg, a jak nie to w srode za tydzien juz napewno...........oj ciezko bedzie nie utyc.....pozdrawiam i zdroweczka ci zycze
agaioli12345
29 czerwca 2009, 14:09Oj, wspolczuje przezyc. Dobrze ze sie dobrze skonczylo, podobno do karmienia mozna wrocic, jednak nie wiem jak. Z figurka bedzie dobrze, raz osiagnelas swoj cel i tym razem tez sie uda. Szczegolnie przy gimnastyce z dwojka dzieci :)
majrok
29 czerwca 2009, 13:10napisałam Ci na gg :-) buziaczki