Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Optymistka. Do niedawna starająca się zmienić swoje życie na lepsze, teraz po prostu to stosuje.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1478
Komentarzy: 10
Założony: 19 stycznia 2016
Ostatni wpis: 8 marca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kate-the-Great

kobieta, 42 lat, Katowice

160 cm, 95.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 marca 2016 , Komentarze (4)

Jak zakładałam ten pamiętnik wydawało mi się, że fakt, że już raz wprowadziłam mądre, zdrowe zmiany, że schudłam i czułam się dobrze sprawi, że będzie mi łatwiej. Tym czasem, mam wrażenie, że jest dokładnie odwrotnie. Świadomość koniecznych zmian stała się przytłaczająca a nie mobilizująca. Jak myślę o tych wszystkich rzeczach, które muszę wdrożyć, ograniczeniach jakie muszę sobie nałożyć i trwać przy nich... Zwyczajnie mi się nie chce. Nie wiem gdzie szukać motywacji... 

To chyba ma nieco szerszy wymiar. Jakoś tak nie umiem złapać kierunku w życiu. Niby mam kilka pomysłów, ale w chwili po tym jak wydały mi się fajne okazują się bezcelowe. Depresja? Pozimowa raczej nie, bo zimy prawie nie było, więc może przedwiosenna. Tak ciężko zmobilizować się do działania. Najchętniej po powrocie z pracy spałabym zakopana pod kocem. Resztką poczucia przyzwoitości nie zasypiam, bo "szkoda dnia", ale nie robię też nic konstruktywnego.

Nie jestem smutna czy pogrążona w zadumie. Mój obecny stan mogę określić wielkim NIE CHCE MI SIĘ. Po prostu. Jakoś tak ze wszystkim czekam, na ładniejszą pogodę, na dłuższy dzień, na wyciągnięcie roweru... 

Piszę to między innymi dlatego, że czasem jak się coś nazwie, napisze, zobaczy to łatwiej temu wyjść naprzeciw. 

Dziś dzień kobiet. Wybieram się z Moimi Psiapsiółami do kina i drinka. Zawsze po spotkaniu z nimi mam więcej energii więc i teraz, w dużej potrzebie energetycznej, bardzo na to liczę.

Ruch: wielkie zero!!! Nie robię nic, nie umiem się zmusić. 

Ogólny marazm.

22 lutego 2016 , Skomentuj

Było dla mnie jasne, że podjadanie dzieciakom ciastek owsianych nie pozostanie bez konsekwencji. Muszę jednak przyznać, że w głowie miałam obawę, że zacznę od zera, a nawet na plusie w stosunku do początku. Reasumując. Źle, że wzrost wagi, mniejsze zło, że 1 kilogram.

Najgorsze, że po takim folgowaniu znów muszę "obkurczyć" żołądek. Kilka dni porcje wydaja się za małe i ciągle myślę o jedzeniu. Jak sobie z tym radzę? Woda - twoja najlepsza przyjaciółka. Zdrowa, a do tego wypełnia żołądek.

A tak w ogóle to ostatnio zgubiłam gdzieś mój optymizm. Dobry kierunek życiowy. Nawet się zastanawiam, czy to oznaka starzenia się...? Staram się łapać dystans, ale coraz więcej niezadowolenia w mojej głowie. Coś muszę z tym zrobić. 

21 lutego 2016 , Skomentuj

Właśnie przeczytałam mój ostatni wpis sprzed 2 tygodni. Został w szkicach. Przypuszczam, że miałam zamiar coś dopisać i czekał na swoją porę. No to się doczekał. :| Tyle w temacie systematyczności.

Zasada nr 1 - nie oszukiwać siebie! Przyznaję więc z zażenowaniem, że wszystkie ambitne plany pozostały w fazie planów. Żałosne. Przez ostatni tydzień ferii były u mnie dzieci brata! Mała T. - 10 lat i wielki już J - 13 wiosen. Są absolutnie fantastyczni. Uwielbiam spędzać z nimi czas, więc wzięłam dwa dni urlopu, do przedłużonego weekendu i feriowaliśmy się na całego. Dieta nie istniała. Królowało za to słodkie lenistwo i szaleństwa. Jestem więcej niż pewna, że jutro na wadze zagrają POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI. Chwytam więc znów za wodze i mocno ściskam ostrogi. Cel pozostaje ten sam. Być szczupłą, sprawną i zdrową. Na początku maja T. ma komunię, chciałabym ładnie wyglądać. To 2,5 miesiąca. Myślę, że 10kg mniej jest osiągalne. 

Ruszam do kuchni przemyśleć i przygotować menu do pracy. Bez tego lecę z szerokim nurtem głupio wrzucanych kalorii.

21 lutego 2016 , Skomentuj

Wpis zrobiony 8 lutego, pewnie chciałam coś dopisać, ale mi nie wyszło. Wrzucam dziś.

Ostatnie półtora tygodnia było jak mgnienie oka. Pierwszy tydzień lutego już za mną. Na wadze lekki spadek. Wiem, że mogło być lepiej, ale cieszę się, że pomału do przodu. 

Podjęliśmy w pracy temat wykupienia programu multisport, fitprofit itp. Pomysł, inicjatywa wyszła od kilku osób, które deklarowały, że są bardzo zainteresowane. Oczywiście jak przyszło co do czego... jajco!

Ponieważ sprawa miała być zdecydowana na dniach wstrzymałam się z zakupem karnetu na siłownię. Widzę jednak, że jak często to bywa, deklaracje o chęci ćwiczeń zostają w kategoriach bruku w piekle. 

Wybrałam więc karnet w konkretnej siłowni. Na wstępie kupię 8 wejść. Jeśli się okaże, że za mało i szybko się skończy to przerzucę się na 12. Trzy razy w tygodniu to jest dla mnie max. Jutro zumba. Nigdy jeszcze nie byłam na zumbie, ale wiem, że jest bardzo lubiana i popularna, ja uwielbiam tańczyć, więc powinno być dobrze. :) W domu rowerek niestety szedł w ruch sporadycznie, a o jakimś innym zestawie ćwiczeń nie ma rozmowy. Na tym polu totalna porażka. ;(

Łatwiej przychodzi mi pilnowanie jadłospisu. Zwłaszcza gdy się przygotuję. Choć bez potknięć się nie obeszło. 

Mój cel na najbliższe 3 tygodnie to na koniec lutego zobaczyć 8 z przodu. 4,2kg do pokonania! Dam radę!!! Muszę

28 stycznia 2016 , Komentarze (4)

Wpis 6 zaczęłam w środę rano, dokończyłam po południu, w dodatku tworząc go w pracy (tajemnica), a przez gapiostwo opublikowałam dopiero dzisiaj. Cóż...

Zdaję sobie sprawę, że do zrzucenia mam taką ilość kilogramów, że samą dietą nie osiągnę celu. Muszę się ruszać. Moją największą zmorą są masywne uda, ale przy przekroczeniu 90 kg również tłuszcz okalający talię i brzuch. Do momentu wagi do 85-90 kg, brzuch na odcinku od biustu - do pępka nie był specjalnie duży. Ciągle miałam talię i wcięcie. Cechowała mnie raczej duża różnica miedzy górną częścią ciała (rozm.42), a dolną (rozm.46). Niestety po przekroczeniu pewnych granic... wszystko szlag trafia! ;( Spodnie to nadal 46, ale góra to już raczej 44. Więc czas ruszyć dupsko!

Dziś, po zjedzonym kapuśniaku (został jeszcze na jutro, na długo mam dość :PP) i godzinie na uleżenie, włączyłam 12 sezon Chirurgów i wskoczyłam na rowerek. Postanowiłam się wiele nie zastanawiać czy mi się chce, czy nie, co bym poćwiczyła, jak długo, który film na youtube wybrać itd. Wybrałam opcje - masz coś do zrobienia? Zrób! Bardzo chciałam żeby moja wypracowana w ciągu dnia determinacja i postanowienie godzinnego ruchu dzisiaj nie spełzły na niczym. A ponieważ muszę się na nowo rozruszać, ponownie odkryć w tym przyjemność, postawiłam na to co lubię. Pot ściekał mi po nosie strużką. Skończyłam naprawdę zmęczona. Efekt?

Kalorie: 870 :D

Dystans: 40,22km

Czas: dwa odcinki Chirurgów (ok.84 min)

Czuję się świetnie. 

Teraz o nieco innych sprawach niż dieta. Dziś o elementach, które wprowadziłam w celu utrzymania, a w zasadzie zwiększenia poziomu motywacji. Mam nadzieję, że zadziałają. Znam trochę siebie i wiem, że unaocznienie dobrych zmian jakie zachodzą doda mi sił.

Przygotowałam więc wspomagacze dobrych zmian i motywacji.

1. "Kamienne" słoiczki :) 

Kamieni jest 36. Dokładnie tyle kilogramów muszę zrzucić. Więc każdy kamień to 1 kg. W jednym słoiku są kamienie do zrzucenia, w drugim są kamienie odpowiadające kilogramom już zrzuconym. Przekładam tylko pełne/całe zrzucone kilogramy. Dobrze na mnie działa widok balastu, którego się pozbywam. Sił dodaje fakt, że po pierwszym tygodniu mogłam wypełnić pusty słoik. Na razie dokładnie widać, który słoik odpowiada,którym kilogramom, mam nadzieję, że niedługo będę musiała wprowadzić jakieś rozróżnienie. Oby systematycznie przybywało kamieni w słoiku z lewej ;)

2. Wymarzona kreacja:)

Zawsze chciałam kupić taki zestaw i zrobić wielki wejście na majową imprezę. Niestety to zestaw dla szczupłej. Wiem, że dam radę! Będzie mój i będę wyglądać świetnie. Biały, damski garnitur. Na razie zawisł na lodówce, ale kiedyś zawiśnie w mojej szafie!           P.S.  Magnesy z Homerem wybrałam dla przestrogi!

3. Kalendarz aktywności.

Przygotowałam sobie kalendarz na luty. Taką tabelkę, w której będę mogła zaznaczać moje motywujące sukcesy i... Ok, zakładam, że pojawią się tylko sukcesy. Będę w niej zaznaczać dni z ćwiczeniami. Zielony dzień na plus, czerwony brak ćwiczeń. Mam nadzieję, że to ułatwi mi wytrwanie w postanowieniach. Stawiam na zielony!!! (kwiatek)

28 stycznia 2016 , Komentarze (1)

W poniedziałek, jako się rzekło, wybrałam się na ploty z G. To jak uwielbiam tą kobietę wymyka się wszelkim definicjom. Jak zawsze było świetnie, jak zawsze za mało, za rzadko, za krótko. :PP

Skupie się jednak na aspekcie jakim menu wypełnić takie spotkanie. Zacznę od tego, że w mojej opinii gdy spotykamy się z przyjaciółmi wybór miejsca gdzie w menu znajdzie się coś dietetycznego lub przynajmniej kalorycznie przyzwoitego, nie powinno stanowić problemu. To kwestia szacunku i chęci wsparcia - ja wiem, że zawsze na takie mogę liczyć. Nie inaczej było w poniedziałek. G. była bez obiadu, ja w domu zjadłam o 16:00 zupę, ale wiedziałam, że wrócę późno, a ostatni posiłek do 19, więc też chciałam coś wrzucić. Wybór pad na Pizza Hut. Tak, tak wiem, że może wydawać się dziwny,ale jednak. Przyjaciółka wybierała z menu, a ja postawiłam na bar sałatkowy. Lubię takie rozwiązanie. Jest lepsze niż sałatka z karty. Po pierwsze sama wybieram skład i ilość poszczególnych składników, po drugie wybieram sos sama. 

Stanęło na baby szpinaku, zielonym groszku (nie konserwowym), 2 ćwiartkach pomidora, 5 plastrach ogórka zielonego, łyżce kukurydzy, kilku zielonych fasolkach szparagowych. Wszystko oblałam jogurtem naturalnym i posypałam łyżeczką prażonych pestek dyni. ZIELONO było i pysznie. Wzięłyśmy dolewkę herbaty mrożonej. Nie była specjalnie słodka, ale pewnie swoją zawartość cukru miała - jakieś straty muszą być. ;) Było mi po prostu za ciepło żeby pić zwykłą, czarną herbatę. Wszystko wpisałam w aplikację Fitatu - bilans dnia 1634 / 1700 kcal. 

Aplikacja pokazywała mi, że na dzień mam 1700 kcal. Wydało mi się to dużo. poszperałam więc w ustawieniach i okazało się, że w zakładce: "Poziom aktywności fizycznej" było zaznaczone: niski -  1-3 dni w tygodniu. Uznałam,że na razie to nieprawda i zmieniłam na: bardzo niski - brak ruchu, nawet w pracy. Dzienny limit kcal w tym wypadku przeskoczył na 1500 kcal. To taki jaki dla chudnięcia, ustawiał mi również dietetyk, wiec zakładam, że odpowiedni.

Wróciłam późno, przed 22:00. Dokładnie resztką sił nastawiłam fit-kapuśniak i ugotowałam ciecierzycę, bo moczyła się od niedzielnego popołudnia. Nie chciało mi się, oczy już mi się kleiły, ale postanowiłam, że muszę, bo bez przygotowania plan dietetyczny szybko zaczyna kuleć, a stąd już krok do posypania się wszystkiego. Gotowałam zupę do w pół do dwunastej, kapuchą dawało jak ta lala, no ale czego się nie robi żeby być fit!!! :)

Ruch, hmm... nie będę okłamywać sama siebie. Nie ćwiczę. Już nawet nie mówię sama do siebie, że to z braku czasu, po prostu nie mogę się zmontować. Pewnie nakłada się na to wiosenne przesilenie tej zimy, ale nie zmienia to faktu. Po południu energii wystarcza mi na ogarnięcie "podręcznej" rzeczywistości, ale najchętniej zakopałabym się w pościel i spała. Masakra! Muszę przerwać ten zaklęty krąg - prowadzę życie leniwca, więc nie mam energii - nie mam energii, bo prowadzę życie leniwca! (pot) Bleee!

25 stycznia 2016 , Komentarze (1)

Zgodnie z zapowiedzą wskoczyłam rano na wagę. Bez specjalnych oczekiwań i w dodatku na wpół śpiąc. Ależ mi się oko otworzyło szybko gdy zobaczyłam wynik! :D Fajnie, bardzo się cieszę, że start jest taki dobry. To niewątpliwie dodaje skrzydeł. 

Wczoraj "obczytując" się w pamiętnikach Braci i Sióstr Chudnących, trafiłam na informacje o aplikacji na telefon obliczającej kalorie, powiązanej z Vitalią. Wspomniałam już, że zliczając zeszłotygodniowe menu i klikając po dziwnych kalkulatorach straciłam nieco nerwów. Dziś rano ściągnęłam rzeczoną aplikację. Na razie Fitatu wydaje mi się super. Zobaczymy na koniec dnia. 

Zapomniałam, że umówiłam się dziś z przyjaciółką. Zapewne z moich popołudniowych planów jadłospisowych nic nie wyjdzie. Już wiem,że nie będę miała czasu po pracy ugotować i zjeść. Wrzucę więc jabłko z jogurtem, a na ploty zaparkujemy w jakiejś sałatkowni. :) Moja G. też od czasu do czasu walczy z kilogramami, choć dla mnie jest doskonała. Pewnie i o tym dziś będzie rozmowa, choć nie widziałyśmy się wieki, a czasu zawsze za mało.

Ten poranny pomiar, apka ułatwiająca życie... :) Dobrze się czuję.

24 stycznia 2016 , Skomentuj

Pół dnia spędziłam dziś na Vitalii. Najpierw wpis, potem czytałam historie Dziewczyn z Mojego Świata :). Szukałam inspiracji, dobrych fluidów, kierunku. I znalazłam. Choć już dobrze wiem z czym wiąże się ta walka, to miło zobaczyć, że ktoś jeszcze ma podobne problemy, stawia sobie podobne wyzwania. Motywacja jest na 100! :D

Jutro pomiar. Choć mój pierwszy pomiar, wyjściowy był z wtorku, to kolejne będę robić w poniedziałki rano. Wczoraj zjawiła się @, czuję się opuchnięta, ale to naturalna sprawa, więc nie przywiązuję do tego wielkiej wagi. Mam nadzieję, że będzie minimalnie mniej. Tak się czuję.

Dziś ruchowo nic. Wczoraj cotygodniowy spacer wokół jeziora = 7,8 km. Widoki i przyjemność wspaniała. Chciałabym taki spacer robić w tygodniu, ale niestety na razie zbyt szybko robi się ciemno, żeby się po lesie szwendać. Jednak dnia przybywa... Latem to część mojej trasy rowerowej.

Endomondo naliczyło 740 spalonych kcal. Jutro zakładam rowerek i brzuszki, już bez względu na samopoczucie.

Teraz jeszcze przygotowanie pracowego menu na jutro:

I Śniadanie: 8:00

  • 5 łyżek płatków owsianych, ugotowanych w wodzie
  • 4 suszone śliwki
  • 6 orzechów laskowych
  • jogurt naturalny Zott 180g

II Śniadanie: 11:00

  • 2 kromki razowego chleba
  • 2 plasterki wędliny (pieczona pierś kurczaka)
  • papryka konserwowa 2szt

Lunch 14:00

  • grejpfrut
  • 2 kromki razowego pieczywa chrupkiego z białym serkiem i miodem

Obiad 16:30

  • kasza jaglana, 100g ugotowanej (119kcal)
  • potrawka warzywna z mlekiem kokosowym

Kolacja:

  • Śledź opiekany w zalewie 1szt (ok. 100g = 152kcal)
  • 1 kromka razowego chleba
  • jabłko

Ułożone na podstawie tego co mam w lodówce.

24 stycznia 2016 , Skomentuj

Przez ostatnie dni sumiennie spisywałam w kalendarzu zjedzone danego dnia produkty :) z zamiarem podliczenia wchłoniętych kalorii. Okazało się jednak, że takie liczenie zabiera sporo czasu, a klikanie po kalkulatorach, szukanie produktów i odpowiednio podanych ilości (łyżeczka, gramatura, porcja) jest trochę kłopotliwe. Na przyszłość będę się posługiwać zeszytem, który mam od dietetyka, są w niż wartości kalorii dla "życiowych" miar. Jednak takie podsumowanie zrobiłam dla 3 dni i myślę, że spokojnie mogę z tego wyciągnąć wnioski, ponieważ ilości i skład dań nie odbiegały od siebie znacząco przez cały tydzień.

Kaloryczność mojego dziennego menu zamykała się w przedziale 1600 - 1700 kcal. To za dużo żeby schudnąć. Myślę, że dzienne spożycie kalorii na poziomie 1400 kcal i ruch to będzie odpowiednia i zdrowa forma. To po pierwsze.

Po drugie i myślę, że bardziej interesujące, robienie spisu pozwoliło mi na przegląd jakościowy mojego jadłospisu. Mam wrażenie, że nie jest źle, ale wiem, że może być lepiej. Choć jem sporo warzyw to zauważyłam, że również sporo mięsa. Jest zima, białko jest ważne, ale przecież jest wiele możliwości dostarczania go do organizmu. W tym tygodniu nie zjadłam jajka i prawdę powiedziawszy, ostatni raz jadłam jajko chyba 3 tygodnie temu. To tylko przykład tego co udało mi się zaobserwować. Najważniejsze, że system spisywania menu sprawdza się, daje większą kontrolę nad tym co jem i szybsze, bardziej celne wyciągnięcie wniosków. Te ogólne - poniżej. Te dotyczące poszczególnych produktów lub grup - w tabeli 2.

OBSERWACJE OGÓLNE


POZYTYWNE

UWAGI

  1. 5 posiłków w regularnych odstępach

  2. ostatni posiłek do 19:00

  3. dobre samopoczucie, lekkość

  4. motywacja
  1. okazało się, że nadal mam ten rytm, nie było trudno go przywrócić

  2. kilka razy burczący brzuch na dobranoc, ale ok

  3. po okresie świątecznych szaleństw, sprawy trawienne wróciły do zdrowej normy

  4. prowadzenie zapisków okazało się dodatkowym źródłem motywacji, stanowi dokumentację, potwierdzenie dobrych zmian

NEGATYWNE

UWAGI

  1. konieczność planowania menu

  2. mało snu, 5,5-6h, moje optimum to 7h

  3. za mało ruchu, na razie muszę się zmuszać

  1. na razie zajmuje mi to dość dużo czasu, właściwie cały wieczór

  2. wcześnie wstaję, późno się kładę, to potrwa zanim złapię rytm i będzie szło sprawniej

  3. nie udało mi się ćwiczyć codziennie, leń jeszcze nie wypędzony, na razie w głowie ruch to obowiązek nie przyjemność - do zmiany


OBSERWACJE DOTYCZĄCE GRUP PRODUKTÓW
GRUPA PRODUKTÓWUWAGI
WARZYWA
(salatka)
  • są w 4/5 posiłków, czasem mój posiłek jest wyłącznie roślinny
  • pieczone, gotowane na parze lub surowe, unikam gotowania w wodzie
  • zima - wybieram przetwory, kiszonki, warzywa korzeniowe, mrożonki (na szczycie czarna rzepa, marchew, pietruszka, seler, kiszone ogórki (kiszone nie kwaszone!!!), to samo kapusta, papryka konserwowa, cebula, por, brokuł tylko surowy.
  • generalnie trzymam się sezonowości warzyw, z uwagi na alergię na konserwanty, ale również smak (zimą pomidory, zielone ogórki, rzodkiewka, papryka czerwona (czasem!) - odpadają!
  • sałaty, seler naciowy, tak - cały rok uprawiane są w szklarniach
  • zastanawiam się czy nie za dużo buraka i marchewki, z uwagi na cukier
  • WARZYWA LUBIĘ  PRAWIE WSZYSTKIE - koper włoski odpada, szparagi, ale tylko dlatego, że uważam,że są drogie, a walorów smakowych i składnikowych jak na lekarstwo
OWOCE
(przetwory owocowe, suszone owoce)
(owoce)
  • 1 posiłek to porcja owoców
  • zima - wybieram owoce, które teraz są jeszcze dobre (jabłka, cytrusy, banany) lub mrożone owoce
  • generalnie trzymam się sezonowości owoców, z uwagi na alergię na konserwanty, ale również smak (truskawki w grudniu?!!! NIE)
  • dżemy, jeśli jadam, to tylko naturalne, bez cukru, z jak największą zawartością prawdziwych owoców (w sumie głównie własnej roboty powidła śliwkowe - skład: śliwki :) )
  • jem suszone śliwki, żurawinę, figi (choć wolę świeże) - staram się uważać na ilość, bo mają sporo cukru
  • są owoce, które mają bardzo dużo cukru i właściwie niewiele więcej
ROŚLINY STRĄCZKOWE

  • świetne źródło białka, alternatywa dla mięsa - jem ich sporo, bardzo lubię
  • dobrej jakości zimą - suche fasola, ciecierzyca, groch, soczewice - bardzo zdrowe i dają wiele możliwości w kuchni (pasty do pieczywa, pasztety jarskie)
  • jeśli nie są z puszki, nie zawierają konserwantów, a dodatkowo kupione z eco upraw to SAMO ZDROWIE!
  • niestety wywołują wzdęcia i gazy, u mnie występują w menu około weekendowym, kiedy wiem, że nie będę musiała męczyć się w pracy :) Ważne aby dodawać do nich przypraw, które niwelują skutki uboczne spożycia. UWAGA! Z czasem organizm się przyzwyczaja i nie reaguje tak dramatycznie :)
PIECZYWO, ZBOŻA
(chleb)
  • staram się jeść tylko ciemne pieczywo, ale różne: graham, żytnie, razowe mieszane, jak najbardziej naturalne
  • jem go niestety za dużo, powinno to być od 3 do 4 małych kromek dziennie, zdarza mi się naliczyć w ciągu dnia 8 kromek
  • zdarza mi się zjeść biały chleb, zwłaszcza gdy zabraknie razowego - kłania się organizacja
  • staram się mieć w szafce pieczywo chrupkie razowe, nie jest to moja ulubiona forma, ale ratuje mnie w awaryjnych sytuacjach przed białym pieczywem
  • płatki - tylko naturalne, owsiane lub żytnie, nigdy błyskawiczne!
  • płatki gotuję wyłącznie w wodzie!!! i jem z owocami, orzechami czasem odrobiną miodu, jogurtem naturalnym. NIGDY Z MLEKIEM - ale to dlatego, że nie zażywam słodkiego mleka
MAKARONY, KASZE, RYŻ
(nudle)
  • uwielbiam makaron, oczywiście włoski (tylko mąka durum), ugotowany al dente - zdrowy!
  • niestety taki makaron mogę w każdych ilościach (spaghetti), a nie powinnam
  • wiem, że pełnoziarnisty zdrowy, ale dla mnie to nie makaron (szloch)
  • kasza - bardzo lubię gryczaną, pęczak, kus kus - zwłaszcza za szybkość przygotowania, 
  • jaglaną jadam bo zdrowa i nie przeszkadza mi, dość szybka w gotowaniu, ale walorów smakowych to ona nie ma, świetna w pasztetach jarskich jako składnik scalający
  • ryż - w zasadzie uwielbiam każdy, mogę jeść sam z łyżką oliwy z oliwek,w 99% jem ryż brązowy, bardzo lubię dziki ryż, ale z uwagi na cenę rzadko gości w moim menu
  • biały ryż - nie jadłam od wieków, ale dlatego, że wiem, że inne są zdrowsze i mniej kaloryczne, ten po prostu oczyszczony do zera
  • mąka - nie jadam naleśników, racuchów, klusek, kopytek, pyz, knedli, pierogi - raz w roku - nie lubię.
ORZECHY, NASIONA

  • zasada dotycząca orzechów i nasion - nigdy nie kupuję z dodatkami lub już przetworzonych - czyli prażonych, smażonych, w lukrze, karmelu, miodzie, czekoladzie, solonych czy jakichś tam innych 
  • kupuję naturalne, dla wygody obrane, choć zdrowsze są w łupinach
  • bardzo lubię wszystkie orzechy, poza ziemnymi, zawsze mam jakieś, najczęściej włoskie lub laskowe
  • są kaloryczne, ale przebogate w dobroczynne składniki, nauka od dietetyka - małe ilości jedzone systematycznie, u mnie to zwykle ok.5 orzechów co drugi dzień (ale nie 5 orzechów z rodzaju, tylko 5 w ogóle) :)
  • nasiona - zdrowe, ale również kaloryczne, więc ilości powinny być kontrolowane, u mnie słonecznik i pestki dyni - zasada jak przy orzechach, ilości 10-15g.
  • są różne teorie na temat prażenia - ja w zasadzie nie prażę orzechów, wyjątek mogą stanowić migdały, za to słonecznik i dynię prawie zawsze (na suchej patelni, do lekkiego zrumienienia)
OLEJE, TŁUSZCZE

  • oliwa z oliwek, na surowo, lub krótkiego smażenia, jedyny olej który jestem w stanie połknąć z łyżeczki, tak po prostu :)
  • olej rzepakowy - podstawa! bardzo lubię, jest u mnie w sałatkach, do pieczenia w piekarniku
  • olej kokosowy rafinowany - do smażenia, pieczenia, bezzapachowy, świetny! Jest to olej, który ma bardzo wysoką temp. spalania i jako jedyny chyba, nie odkłada się w organizmie
  • olej kokosowy tł. na zimno - nierafinowany, o delikatnym zapachu, w mojej kuchni rzadko, raczej używam go kosmetycznie - działa niesamowicie
  • olej lniany - bardzo zdrowy, tylko na zimno!!! nie jest tani, można go stosować tylko na zimno i ma dość krótki termin ważności, brak w mojej diecie
  • masło - prawie nie używam, czasem dodaję piórko do zupy, zwłaszcza bezmięsnej, pięknie podnosi smak
  • ja nie smaruję chleba, więc ani masłem, ani margaryną - ale to niedobrze, dietetyk zalecił mi od czasu do czasu posmarować kromkę masłem
  • majonez - samo zło! ]:> bardzo lubię, niestety mam tendencję do popadania w uzależnienie, unikam jak ognia, był czas, że zastępował i smarowidło na chleb, takie "moje masełko"
  • majonez dodaję czasem do sałatek, ale jako podrasowanie jogurtu, który jest podstawą
NABIAŁ
(mleko)
  • 1 jogurt 180g zjadam codziennie, czasem solo, czasem z owocami
  • jadam tylko jogurt naturalny i w zasadzie jednej marki, smakuje mi najbardziej, choć w składzie jest mleko w proszku, no nie można mieć wszystkiego
  • jogurty greckie, bałkańskie itp - Nie, więcej tam żelatyny i zagęszczaczy niż jogurtu - chyba, że prawdziwy grecki, ale cena!
  • jogurty owocowe - nie jadam takowych w ogóle - patrz skład, ale również smak, trzepie mnie, jak chcę mieć jogurt owocowy to wrzucam owoce do jogurtu naturalnego
  • jajka -  jadam ich zdecydowanie za mało
  • ale jeśli już jem, to na twardo lub miękko, jajecznica jest nie dla mnie
  • mleko - nie zażywam wcale, nie mam takiej potrzeby, czasem zdarzy się, że mam ochotę na kubek zimnego mleka - ostatnio tak było w 2002, ewentualnie doleję trochę mleka gdy ktoś postanowi mnie otruć rozpuszczalną kawą, a w pobliżu nie ma doniczki tudzież łakomego psiaka :PP
  • kefiry, maślanki, prawdziwe zsiadłe mleko - lubię, ale zawsze czytam etykiety
  • sery żółte - jadam je bardzo rzadko, ale dobre, pełnotłuste, nie uznaję wyrobów seropodobnych, to rzadkość w mojej diecie
  • sery białe - twarogów klasycznych nie lubię, kupuję białe serki do smarowania, ale zawsze czytam skład i sprawdzony
  • serek wiejski lekki Piątnica - jedyny tego rodzaju, który lubię i jadam
MIĘSO
(stek)
  • w mojej diecie dominuje drób - filet z kurczaka i indyka
  • wędliny raczej drobiowe, ewentualnie wieprzowe, ale chude
  • bardzo lubię kabanosy - zgroza, tłuste! staram się ich unikać
  • lubię smażone mięso, gotowane tylko w zupie, na talerzu nie do przyjęcia
  • nie stosuję panierek :)
  • smażę na niedużej ilości oleju, na patelni grillowej - choć to nadal smażenie
  • staram się równoważyć ilość smażonego mięsa, duszonym w warzywach oraz zupami na kawałku fileta z kurczaka
RYBY
(losos)
  • przynajmniej 2 razy w tygodniu w mojej diecie pojawia się ryba
  • preferuję ryby morskie i raczej chude - najchętniej dorsza, łososia, fądrę, śledzie - w oleju, marynowane, rolmopsy - tu uwaga na ocet i niezdrowe dodatki, wędzona to makrela, sałatki - tuńczyk w wodzie lub sosie własnym, (choć mój ulubiony to Rio Mare w oliwie z oliwek :) - cena zgroza, smak poezja)
  • nie kupuję śledzi w sosach śmietanowych, musztardowych i jakichś tam jeszcze!
  • czasem zgrzeszę śledziową salsą - skład polepszaczy straszy!(kreci)
  • zawsze wybieram tuńczyka w kawałkach, a nie rozdrobnionego i zwracam uwagę jak był odławiany, czy z troską o delfiny
  • ryb nie smażę - piekę w piekarniku lub w folii na patelni grillowej, rzadziej na parze
  • śledzie - uwielbiam, uważam, że to jedna z najlepszych ryb, rodzima, łatwo dostępna we wszystkich rodzajach i ma przystępną cenę
  • ryby bywają bardzo tłuste i choć zawierają najlepsze odmiany tłuszczy to trzeba mądrze wybierać!
  • brzuszki i inne najbardziej tłuste, i najmniej smaczne części ryb odpadają!
NAPOJE
(gorące, zimne)
(alkohol)
  • kawa - czarna, bez mleka, bez cukru, parzona w ekspresie przelewowym
  • KAWY PIJĘ ZDECYDOWANIE ZA DUŻO! byłoby to ok, gdybym nie piła herbaty, a tą też lubię
  • herbata - biała, zielona, czarna - bez mleka, bez cukru
  • LEPIEJ GDYBYM PIŁA TYLKO JEDNO ALBO DRUGIE - PRACUJĘ NAD TYM
  • Wypijam codziennie 1,5l wody mineralnej Cisowianki, lekko gazowanej - latem chyba jeszcze więcej, ale wtedy mniej gorących płynów
  • Kolorowe napoje gazowane - Coca cola, Sprite, od wielkiego święta, może 2-3 razy w roku
  • Alkohol - lubię piwo, zmora zwłaszcza letniego okresu, wino - szczególnie czerwone, półwytrawne. 
  • Staram się nie pić "bez okazji" - tzn. bez wyraźnej okoliczności, urodziny, wyjście do klubu, wesele itp. Unikam więc kupowania wina "do barku", choć bardzo lubię. Ochota na lampkę zawsze się znajdzie, otwartej butelki się nie zostawia i tak dalej. Alkohol nawet najszlachetniejszy nie jest wskazany dla organizmu, zwłaszcza odchudzającego się.
SŁODYCZE, CUKIER, DODATKI, PRZYPRAWY
(czekolada)
  • SŁODYCZE - samo zło!
  • Mam to szczęście, że nad batoniki i czekoladki cenię kabanosy i śledziki. Uważam to za szczęście, bo cukier robi spustoszenie w organizmie.
  • Cukier - zjadamy go i tak w wielu produktach. Ja nie dosładzam napojów, ani kawy, ani herbaty.
  • Biały cukier zamieniłam na brązowy, w odmianie Muscovado, nieoczyszczonej. Jeśli potrzebuję cukru do gotowania, również używam tego.
  • Słodyczy jem bardzo mało, jeśli mnie najdzie, to zwykle jest to kisiel lub kostka gorzkiej czekolady Wedla.
  • Niestety trudno mi się oprzeć domowym wypiekom - ale to zwykle szarlotka mojej mamy, również od święta.
  • Soki - kartonowych nie kupuję. Jeśli znajdę determinację, lub jest u mnie bratanek z bratanicą - robię w sokowirówce.Ale raczej są rzadkością w mojej diecie.
PRZYPRAWY
  • staram się ograniczać sól, choć lubię słone potrawy
  • ocet - niektórzy uważają, że zły, ja do tego grona nie należę, używam jabłkowego, winnego czerwonego i balsamicznego
  • lubię vegetę - wiem grzech, ale lubię i nie zrezygnuję z niej całkowicie
  • Kupuję pojedyncze zioła i przyprawy i mieszam sama. Mieszanki gotowe pt. "do kurczaka", "do indyka" itd - oprócz przypraw dużo polepszaczy, poprawiaczy smaku - nigdy takich nie kupuję. 
  • Kotanyi - moja ulubiona firma produkująca przyprawy

21 stycznia 2016 , Skomentuj

Założyłam, że bez szaleństw! Nie będę wyrzucać zawartości lodówki - z resztą nie ma w niej skandalicznie grzesznych produktów. Staram się być przygotowana na następny dzień. Jeśli nie przygotowuję  "prowiantu" do pracy wieczorem, to przynajmniej mam przemyślane menu. W ten sposób unikam wrzucania "byle czego". 

Na razie zapisuję to co zjadam w kalendarzu. W weekend gdy znajdę chwilę wolnego czasu, podliczę wartości kaloryczne tego co zjadłam. Dla własnego rozeznania. Ograniczam wielkość porcji, ale po ciągu świąteczno-sylwestrowo-noworocznym żołądek rozepchany, a oczy rozpasane. Nie jest łatwo. Jednak trzymam się zasady 5 posiłków, w moim przypadku do 3 godziny, ostatni o 19:00. Przyjęłam taką granicę. 

Najtrudniej z ćwiczeniami. Zorganizowałam inaczej przestrzeń. Mam już miejsce na rozłożenie maty i ustawiłam rowerek treningowego, który ostatnio kurzył się w kącie. Tylko rytmu złapać nie mogłam przez te dwa dni. Przyznaję z ręką na sercu - nie ćwiczyłam! :(  KONIECZNIE DO ZMIANY!

Plan na dziś. 30 min rowerek i seria z wybraną trenerką na You Tube. Lubię Mel B, mam jej płytę. Ma temperament, który mi odpowiada. Niestety uwielbiana przez tłumy Ewa Chodakowska, dla mnie ma energię życiową ameby. Bardziej mnie usypia niż motywuje. Ale każdy musi znaleźć swój styl.  Ostatnio poczytałam trochę blog Ani Lewandowskiej i podoba mi się jej podejście do treningu. 

Jeszcze jedno. Zima rozgościła się na dobre. Wracając po pracy do domu, człowiek jest zmarznięty i głodny. Żeby nie zjadać byle czego w oczekiwaniu na obiad i jednocześnie zjeść o odpowiedniej porze, postanowiłam gotować "na zapas", przynajmniej na dwa dni. Głównie niskokaloryczne, ale treściwe zupy, potrawki do brązowego ryżu itp.

Dziś Dzień Babci, wiec dzisiejszy obiad funduje Moja Najukochańsza Babcia! Będzie barszcz biały, którego jest mistrzynią. Kocham ją niemożliwie :) i już się cieszę na to popołudnie. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.