Każdy ma wzloty i upadki. Ale moje doły to już równina poniżej poziomu morza.
Nic mi nie wychodzi. W zyciu są lepsze i gorsze lata. I u mnie chyba zaczęły sa właśnie te gorsze, od roku.
Chciałabym wierzyć w siebie. Wstać rano z łóżka i wiedzieć że mi się uda wszystko do czego się zabiorę. A tu klapa. wstaje rano a raczej zwlekam się z łóżka. i "muszę: sie ubrać, "muszę" uszykować śniadanie, "muszę" zawieźć dzieci do szkoły, "muszę" posprzątać itd
Co zrobić żeby sie chciało tak jak się nie chce? - filozoficzne pytanie.
Tyle postanowień noworocznych, które złamałam 3 dnia. jakby przekornie jak cos musze to nie robię..
I co z tym zrobić.....?
Moze metoda małych kroczków. zacznę od 3 rzeczy.
1. jem co 3 godziny -kiedyś to podziałało i zrzuciłam kilka ładnych kilo a to plus
2. ćwiczę codziennie (niedziele odpadają) chociaż 15 min
3. nie jem słodyczy!!!!
to na ten tydzień. Jeśli mi sie uda wytrzymać 7 dni to pomyślę dalej
Cel ostateczny jaki sobie założyłam to 19 maja -komunia córy- 68 kg Ktoś powie niedużo ale biorąc pod uwagę mój czas jaki się odchudzam i osiągnięcia to będzie naprawdę SUKCES.
Życze sobie powodzenia