Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Szalona, zakręcona, twarda z zewnątrz, miękka w środku. Uwielbia sport, czyt. jazdę na rowerze, rolkach, łyżwach, bieganie, pływanie...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 22523
Komentarzy: 193
Założony: 28 grudnia 2011
Ostatni wpis: 15 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Luanna

kobieta, 33 lat, Łódź

173 cm, 74.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 września 2013 , Komentarze (1)

Jest ze mną lepiej, zrobiłam dziś sobie podsumowanie i to dało mi odrobinę siły do walki z największym obecnie wrogiem-złą dietą. Okazało się, że podczas ostatnich 5-ciu tygodni potrafiłam zjeść na samych słodyczach aż 6-9 tys kcal za dużo! Na tydzień oczywiście. Dodatkowo uświadomiłam sobie moje największe zmory i czas je eliminować. Myślę, że wyjazd na studia bardzo mi w tym pomoże.
Trening dziś powinien być, nie było, za to upiekłam pyszną tartę z brzoskwiniami. Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła ;) I to nie ja zjadłam największą część, tylko poczęstowałam chłopaka :D Tyle wieści, bye!

21 września 2013 , Komentarze (1)

Boże, jaka jestem gruba! Gruba tak, jak nigdy wcześniej:( Nie mieszczę się w swoją ulubioną bluzkę. Tzn. mieszczę, ale jaki mam wielki bandzioch! Jak ja się mogłam tak zapuścić, jak ja mogę w tym trwać nadal?! Jestem jakaś opętana, nie potrafię nie wpierdalać wszystkiego jak leci, zwłaszcza słodyczy. Co ja dziś zrobiłam? Zjadłam kanapkę z szynką, a zaraz po niej cukierka i bułkę słodką. Wielką drożdżówkę z mega ilością kruszonki. A to jeden z lżejszych moich wyskoków. Wyskoków? Jakich wyskoków?! U mnie to jest na porządku dziennym, takie śmieciowe żarcie, które trafia do mojego żołądka, do całego organizmu. Zamienia się w te paskudne fałdy na moim ciele. Jestem tym, co jem, jak najbardziej. Chodzącą kupą tłuszczu.
Boże, jaka jestem głupia! Nie potrafię przestać spadać, coraz niżej i niżej. Myślę, że dno jest blisko. A może powinnam myśleć, że już je osiągnęłam? Powinnam, przynajmniej byłoby się od czego odbić. Kilka lat temu, gdyby mi ktoś powiedział, że będę tyle ważyć, to bym mu nie uwierzyła. A dziś? Dziś patrzę w lustro z obrzydzeniem, po czym za kilka sekund jestem w kuchni i wpieprzam ciastka bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Coś jest ze mną mocno nie tak. To jest jak uzależnienie. Może to jest właśnie uzależnienie? Wiem, że nie mogę, a jednak jem. Co się musi stać, żebym ochłonęła i by dotarło do mnie moje zachowanie? Czasem marzę o anoreksji. Choroba, która wyleczyłaby mnie z innej choroby. Na szczęście jeszcze nie upadłam tak nisko, żeby naprawdę jej chcieć. Za dużo się naczytałam i napatrzyłam. Ale czym ja się różnię od takiej anorektyczki? Przecież z moją psychiką też jest źle. Też myślę obsesyjnie o żarciu, ale w tę drugą stronę. A później nienawidzę siebie. Tak samo jak ona. Patrzę na odbicie i nienawidzę go.
Zmarnowałam sobie całe wakacje przez swoją wagę, swój wygląd. Psuje mi się związek, bo nie potrafię się wyluzować w łóżku. Non stop myślę o tym, że w tej czy innej pozycji mój brzuch się trzęsie, zwisa, albo, że obejmuje go chłopak. Moje życie towarzyskie leci na pysk, bo nie idę na imprezę-we wszystkim źle wyglądam. Mój ojciec non stop mi dogaduje, moja mama też, na szczęście ona nie złośliwie. Czuję się jak wyrzutek, który nikomu się nie podoba i unieszczęśliwia połowę świata swoim wyglądem. Osobą, którą najbardziej unieszczęśliwiam jestem ja sama. I ja sama jestem powodem tego nieszczęścia. Wiem to wszystko i nie potrafię zmienić swojego zachowania. A moje życie to bujanie w obłokach i wiecznych marzeniach, że kiedyś coś się zmieni w moim myśleniu, że uda się osiągnąć to, o czym marzę od dobrych kilku lat i że stanę się "dziewczyną z okładki".
Gdzie znaleźć siłę do walki z samą sobą? Jak zrobić pierwszy prawdziwy krok w odchudzanie? Taki, by już do końca wytrwać w swoich zmaganiach? Skąd czerpać siłę?
Mam tyle pytań, na wiele brak odpowiedzi. Czy kiedykolwiek uda mi się uporać ze sobą?

15 września 2013 , Komentarze (3)

16 września to dobry czas na zmiany. To początek drugiej połowy miesiąca, podczas gdy pierwsza była dość nieudana. "Dość" to dobre słowo, ponieważ nie spoczęłam na laurach totalnie. Poza kilkoma wycieczkami rowerowymi, wzięłam się również serio za trening siłowy w domu. Ale nie o tym miało być.
Ciasteczkowy Potwór istnieje naprawdę. To ja. Nie potrafię obejść się dnia bez nich. I tak całe wakacje, z wyjątkiem kilku dni, ale raczej nie więcej niż pięciu. Wstyd się przyznać, naprawdę. Waga skoczyła w górę, w końcu jakoś stanęła. A ja chcę, żeby spadła, dlatego od jutra nie jem słodyczy. Do końca września. Dwa tygodnie. Da się wytrzymać, prawda? Już nie takie rzeczy robiłam :) A warto oprzeć się tej pokusie, na pewno to zaprocentuje w moim życiu, pozytywnie odbije się na zdrowiu. A piszę to wszystko tutaj, bo takie obietnice składam sobie już od dawna, codziennie rano. I nie dotrzymuję ich. Teraz dotrzymam słowa, bo daję je Wam. Jak nie wytrzymam, to... co ja piszę, jakie nie wytrzymam? Wytrzymam, nie ma innej opcji. Tak mi dopomóż Vitalia i wszyscy użytkownicy ;)

18 sierpnia 2013 , Komentarze (4)

Czasami budzisz się i wiesz, że dziś jest dobry dzień, że będzie inaczej. Wiesz, że zaczął się pierwszy dzień Twojego nowego życia. Nadszedł czas zmian, rewolucji. A Ty masz w sobie siłę, by tego dokonać. Masz energię, by zwalczyć każdą przeciwność, nic nie stanie Ci na drodze, nic nie przeszkodzi. Przed oczami masz cel i nieodparte pragnienie, by go osiągnąć. I wiesz, że Ci się uda, bo każda najdrobniejsza część Twojego ciała krzyczy "Tak, chcę to mieć! Chcę to osiągnąć! Chcę spełnić swoje marzenia!".
Być może to tylko chwilowa iskra, która tak szybko zgaśnie, jak się zapaliła. Być może jest to tak długo wyczekiwany impuls, który wreszcie popchnął Cię do działania. Wzniecaj ogień, by nie zgasł, a to, czego tak bardzo pragniesz, znajdzie się w zasięgu ręki. I choć przed Tobą długa droga, to masz w sobie wolę walki, która pozwoli Ci przejść na drugi koniec.
I niech tak będzie zawsze.

Jak można się domyślić z powyższego, dziś znalazłam w sobie siłę, by wreszcie znów być tą dziewczyną, która żyła we mnie 3 miesiące temu, która walczyła ze słabościami i wygrywała. Dużo czasu zajęło, by się ocknąć i zauważyć, że staczam się po równi pochyłej. Najważniejsze, że w końcu przejrzałam na oczy i wiem, że trzeba zmienić kierunek jazdy.
Specjalne podziękowania dla TyranozaurysRex, dzięki której udało mi się wyskoczyć z największego bagna. Dziękuję :*

19 maja 2013 , Komentarze (3)

Sobota-ruchu brak, za to mnóstwo słodkości -
Niedziela-j.w. -
Poniedziałek-obżarstwo po powrocie ze szkoły, ale zdrowymi rzeczami. Ruchu brak-czyste lenistwo. -
Wtorek-jedzenie-całkiem zdrowe, wyłączając dwa kawałki pizzy w porze obiadu. Ale ponieważ były dwa, a nie trzy jak zazwyczaj-pozytyw. 75min ćwiczeń. +
Środa-jedzeniowo zdrowo, z ruchu spacer 150minut. +
Czwartek-bezruch. Jedzonko zdrowe:) +
Piątek-juwenalia... niezdrowo, nieruchowo.-

Dieta- poległa, nie do końca, ale padła.
Sport- bardzo słabo :(
Oj, niedobrze. To nie jest właściwy kierunek...

14 maja 2013 , Komentarze (1)

O fuck, to już 6 tydzień za mną?!
Sobota-brzuch zrobiony, nogi rozciągnięte (15minut ćwiczeń), a jedzenie nawet zdrowe. Czyli plusik.
Niedziela-kolejne 15 minut ćwiczeń. Niestety słodycze też były. I tu nie ma się czym chwalić. Minus-nie spaliłam wszystkiego.
Poniedziałek-REKORD 50 minut biegania. BIEGANIA!!! Nie maszerowałam wcale. Do tego 15min brzucha i rozciąganie, razem 65min. Dieta jak najbardziej zdrowa, czyli wielki zielony plus!
Wtorek- kolejny piękny biegowy dzień. 65min ćwiczeń. Dieta ładna, tylko w porze obiadowej za dużo. Płatki słodkie dziś też wszamałam. Ale mimo to plusowo!
Środa-spacer 110minut, brzuch, rozciąganie-razem 125. Grzeszne było jedzenie i to wieczorem... Mc Flurry. Właściwie to cały dzień średni. Ale ponieważ zebrałam się za ćwiczenia wieczorem, to mimo wszystko plus.
Czwartek-jedzenie zdrowe, aczkolwiek jeden posiłek do bani-podwójna porcja płatków z mlekiem. Ale miałam dziś straszliwą ochotę na słodkie. Nie zjadłam na szczęście nic. Biegowy kolejny rekord, 55minut (a mogłam nawet więcej). Brzuch, rozciąganie-razem 70minut.
Piątek-powrót do domu-słodycze, ćwiczeń brak.

Dietowo-średnio, albo wręcz słabo.
Sportowo-355/420
Nadal nie jadę na maksa. Waga stoi. Trzeba się wziąć w garść!

6 maja 2013 , Komentarze (9)

Taki dziś miałam podczas biegania. Nieopatrznie kupiłam sobie dresy bez kieszeni, na bluzę za ciepło... Nie miałam gdzie schować telefonu (w nim mam gps, nie mogę zostawić), więc skończył w cyckonoszu. I tak mój stanik zamiast podtrzymywać pierś prawą i pierś lewą, to podtrzymywał pierś telefoniczną. Na domiar złego (choć w efekcie-dobrego) zapomniałam zegarka. Tym samym nie biegłam na czas, nie kusiło mnie by wyciągać telefon z dziwnych kryjówek, biegłam naprawdę na wyczucie. Kiedy dopadło mnie zmęczenie zapytałam przechodnia o godzinę i aż się zadziwiłam-45 minut biegania za mną. Dobiłam 50 minut. Pięknych, pełnych 50 minut! Bez maszerowania! Czyżby moja forma sprzed roku postanowiła wrócić? Teraz siedzę w domu uskrzydlona jak ptak:)
Kilka słów jeszcze o kulturze biegowej. Słyszałam, że powinno się witać z innymi biegaczami, np. uśmiechem, skinieniem głowy, czy machnięciem ręki. Nigdy tego nie robiłam, ale dziś postanowiłam sprawdzić, czy faktycznie tak jest. A teraz mi głupio. Bo kiedy pewien pan mi machnął ręką, to ja się odwróciłam. Nie celowo-przypadkowo tak wyszło. No, ale jednak wyglądało to chamsko i mam wyrzuty sumienia. Straszliwie się tym teraz przejmuję. Nie lubię takich sytuacji. Drogi Panie, na pewno Pan tego nie czyta, ale gdyby jednak-przepraszam. Przykro mi, że tak nam wyszło.
A Wy Lasencje się trzymajcie i nie puszczajcie! Lato tuż, tuż, już czuć jego zapach;)

4 maja 2013 , Komentarze (3)

Sobota-nie było ruchu. Nie było też diety. Ale to był świadomy wybór. To był dzień przerwy, po udanym miesiącu :)
Niedziela-kolejny bezruch, kolejny absolutny brak diety. Czyżbym zaczynała powtarzać błędy z poprzedniego miesiąca?
Poniedziałek-Jeśli wielkie sprzątanie to forma ruchu, którą mogę tu uwzględnić... Dla mnie nie. Dieta-leży.
Wtorek-Wreszcie sport! Jazda na rowerze 75 minut. Ostatni dzień kwietnia. Jedzeniowo niestety dalej pod znakiem słodyczy:(
Środa-wreszcie dzień bez słodkości! Czyżbym w końcu się uwalniała od tego? Za to majowe postanowienie ruszyło- 3x dziennie czerwona/zielona herbata, 8min abs oraz rozciąganie paskudów łydków ;)
Czwartek-Postanowienie wykonane. Jedzenie niezdrowe, słodycze rządzą.
Piątek-znowu słaby dzień, obżarłam się jak dzika świnia :( Nie mogę nad sobą zapanować w tym tygodniu. Za dużo i niezdrowo:( No i zero ruchu. Nawet 8min abs i rozciągania brak...

Dietowo? Bardzo źle-tylko środa była dobrym dniem. Reszta do bani.
Sportowo? Minimalnie lepiej-75min+30w maju=105. A mogło być 420...
Nie powtarzajcie po mnie. Takie życie skutkuje wzrostem. To wygląda jak mój pierwszy tydzień kwietnia. Nie mogę powtarzać takich cykli, bo do końca czerwca wypadnie mi aż miesiąc odchudzania.
Nowy tydzień-nowa siła. Zbieram pupę w troczki. Będę piękna, bo jestem silna, uparta i nie odpuszczam.

27 kwietnia 2013 , Komentarze (4)

Sobota-nie bylo za dużo ruchu. Były zakupy więc się namierzyłam, nachodziłam itp. Jedzenie-zdrowo. Nie licząc mcflurry na deser.
Niedziela-poranny bieg, czyli w porządku. 50min+10rozciągania. Jedzenie-prawie zdrowe;) Znowu piłam z okazji urodzin, tym razem szampana. No i jadłam wyborne spaghetti przygotowane przez moją współpijaczkę;) O jakieś 00:30. Czyli już w poniedziałek. Oj...
Poniedziałek-dieta musi wrócić na dobre tory, dlatego jogurt, razowe chleby i rzodkiewka, płatki z mlekiem itp. Dużo nabiału dziś wyszło. Sportowo coraz lepsza forma- 60minut marszobiegu+10 rozciągania. Przekroczyłam dziś magiczną granicę wybieganych minut-48:)
Wtorek-ruchu brak. Jedzenie raczej zdrowe. Pokonałam ogromną pokusę frytek i lodów:)
Środa-kolejny rekord, tym razem 50 minut biegu/62marszobiegu. Do tego jeszcze 8minótwki na brzuszysko, bo niby biegam, a mam wrażenie, że nic nie spada:/ I 10 minut rozciągania. Dzisiejszej aktywności w sumie 80minut. Jedzonko? Najzdrowsza kolacja-jajka na twardo x2, rzodkiewka i kromka chleba razowego z masłem. Aż się człowiek na samą myśl lepiej czuje :D Poza tym oparłam się znów pokusie, tym razem ciasta-zamiast tego wcinałam rodzynki i płatki kukurydziane. Dzień jak najbardziej pozytywny .
Czwartek-dzień pod znakiem odchudzającego doła-brak wiary w siebie, ale nie poddaję się mimo tego. Ruchowo był spacer-godzina. Jedzeniowo-zdrowo. Na drugie śniadanie marchewka, obiad-makaron ze szpinakiem, a na deser budyń i orzechy. Kolacji nie było. Dzień na plus.
Piątek-40minut marszobiegu (co tak słabo Kobieto?!)+5 rozciągania. Leń w tyłeczku siedzi i mnie dobija do podłogi. Jedzonko średnio zdrowe, ale regularne i w odpowiedniej ilości, czyli... Mam się czym dziś pochwalić:)

Jedzenie w tym tygodniu-zaczynam chyba pojmować sens zdrowej, zbilansowanej diety. Zadowolona jestem bardzo z siebie.
Sportowo-315/420. Poniżej normy. Myślę, że to kwestia nierealnego celu. Trzeba będzie to przemyśleć.
Wnioski? Trzymać dietę, nie poddawać się z ćwiczeniami. Są spadki!
Poleciały kg, poleciały też cm. Jestem na właściwej drodze.

Podsumowanie Pierwszego Miesiąca
Tydzień 1 był całkowicie zmarnowany. Dopiero teraz z perspektywy czasu widzę, jak bardzo. Ile mogłam zrobić dobrego. A ja jeszcze sobie zaszkodziłam, jedząc na umór słodycze.
Tydzień2-zdecydowana poprawa. Sportu było w normie. Jedzenie odbiegało od ideału, ale widać tendencję do poprawy. Tu zaczęłam myśleć poważniej.
Tydzień 3-średni. Stać mnie na więcej. W podsumowaniu napisałam, że był stracony, ale czy tak do końca? Właściwie nie, sportowo było. Tylko świadomość, że mogłam zrobić o wiele więcej...
Tydzień 4-udany! Najlepszy ze wszystkich. Pokazałam sobie, co to znaczy być na diecie (a raczej wprowadzaniu zdrowych nawyków). Regularność sportu zaskoczyła mnie samą.

W ciągu całego tego czasu zrzuciłam 1,8 kg. Po drodze był nawet wzrost. Tak, dalej tak muszę iść.

Dnia 27.04.2013
Waga 70,2
Zawartość tłuszczu 33,2
Zawartość wody 45,2


25 kwietnia 2013 , Komentarze (5)

Mój organizmie! Jak długo mam czekać na efekty pracy, którą wkładam w siebie? Przecież ćwiczę regularnie, jem mniej więcej zdrowo. Czy diabeł tkwi w tym, by jednak jeść "więcej" zdrowo? Staję przed lustrem i nie widzę nic. Kompletnie. Wcześniej wydawało mi się, że lepiej jest-na pośladkach, że brzuszek mam minimalnie mniejszy. A co mam? Tłusty bebech. Grube uda. Wielki tyłek!
Byłam dziś na spacerze w parku i dopadł mnie taki dół. Szczupłe dziewczyny biegały, jeździły na rowerze, na rolkach. A ja? Ja biegam obecnie, ale tak nie wyglądam. Czy któraś z nich była kiedyś gruba? Czy bieganie naprawdę przynosi takie cudowne rezultaty? Nie widzę żadnych. Może jeszcze nie... Oby.
Wakacje są za chwilę, a ja kolejny rok z rzędu jestem z siebie niezadowolona. Czego mi brakuje? Wytrwałości w dążeniu do celu? Co robię źle? Czy za szybko się poddaję? Czy nie wierzę w siebie? Tak. Nie wierzę. A trzeba wierzyć, żeby gdzieś dojść. Mało mam siły w sobie.
Po raz kolejny podjęłam próbę. Po raz kolejny patrzę na siebie z nadzieją na zmiany. Kolejny raz daję nadzieję swojemu chłopakowi. I robię wszystko, by tym razem z tej nadziei narodziła się wiara, a z wiary efekt. Wszystko zależy od jednej osoby. Ode mnie. To ja jestem kreatorem swojego losu. Jeśli chcę być wysportowana i seksowna to... Muszę ćwiczyć. Trening=piękno. Trening=zdrowie.
Chcę być piękna, pociągająca, chcę wyglądać jak chodząca witamina! Chcę być podziwiana przez innych. Chcę żyć!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.