Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Od zawsze byłam taka, jaka jestem teraz- niewymiarowy pulpecik (mały biust, duuuuży brzuch). Były momenty, że na prawdę pogodziłam się z tym, jaka jestem, jednak konsekwencją każdego takiego momentu były 3 kilogramy więcej, bo przestawałam się kontrolować.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 91019
Komentarzy: 1299
Założony: 1 maja 2012
Ostatni wpis: 19 lipca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
emiiily

kobieta, 34 lat, Legnica

165 cm, 78.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 lipca 2015 , Komentarze (12)

Witajcie :) 

Większość z Was pewnie w tą słoneczną niedzielę odpoczywa gdzieś nad wodą. Ja siedzę w pracy. Tak, zaczął się sezon urlopowy, przez całe to zamieszanie z rozstaniem całkowicie odpuściłam temat urlopu. No a jakżeby inaczej- mieliśmy z S. urlop brać w tym samym czasie, gdzieś razem pojechać. I dupa. Po rozstaniu stwierdziłam, że wolnego nie biorę, bo po co. Jednak po miesiącu doszłam do wniosku, że jednak chcę trochę odpocząć. Muszę tylko się zastanowić nad terminem. Szczerze? Nawet nie mam z kim tego urlopu spędzić, gdzieś pojechać. Każdy z moich znajomych ma jakoś tam poukładane życie, swoje plany. Trudno mi o tym myśleć inaczej, ale zostałam sama. Gdyby nie praca to siedziałabym całymi dniami w pokoju i gapiła się z monitor komputera. Staram się jak najmniej o tym myśleć, ale ciężko oszukać mi samą siebie- brakuje mi go jak cholera.

Z racji, iż cały weekend pracuję po 12 godzin nie miałam jak pójść na siłownię, bo czynna do 20:00 a ja o 19:00 kończę pracę. Ale od momentu zakupienia karnetu, czyli od poniedziałku byłam 3 razy, wynik całkiem dobry :)

Znów stawiam nacisk na cardio- bieganie, rowerek, orbitrek. Tak samo jak kiedyś. No i staram się jeść zdrowiej. Myślę, że mi wychodzi :) Na śniadania jem jajecznicę, ciemny chleb, zwiększyłam ilość warzyw i owoców w diecie. Ciągle mam problem z piciem wody- nawet upały tego nie zmieniły. Ale pilnuję się, słodkości ograniczyłam do minimum, alkohol też. Chociaż z tym drugim to ciężko, bo w obecnej sytuacji chciałabym jak najwięcej przebywać z ludźmi, wychodzić, a wszelkie wyjścia wiążą się z alkoholem właśnie. Staram się więc ograniczać do 1-2 piw, choć wiem, że najlepiej byłoby całkowicie z nich zrezygnować. Przechodziłam już przez to i wiem, że radykalne odstawienie każdej niezdrowej rzeczy też nie jest dobre. Wolę ograniczać, a nie rezygnować.

Wszędzie jeżdżę rowerem. Do pracy, do miasta. Na siłownię chodzę piechotą z uwagi na torbę, którą ciężko mi przewieźć na rowerze. A idę jakieś 25 minut w jedną stronę więc zawsze coś. Rower to też ruch, nawet jeśli jest do 30 minut w ciągu dnia :)

Jestem już po śniadaniu. Dziś zjadłam dwie kanapki z chleba razowego z serkiem do smarowania, plasterkiem żółtego sera, wędliną i pomidorem. Na drugie śniadanie mam serek wiejski z rzodkiewką, szczypiorkiem i parówką. Obiad musiałam zrobić na 3 dni, bo na weekend nie miałam go nawet kiedy przygotować- 12-godzinne zmiany nieźle dają w kość. Mam makaron pełnoziarnisty z sosem, cukinią, fasolką szparagową, kurczakiem, pomidorem i czymś jeszcze, takie danie jednogarnkowe :) Do przegryzienia po obiedzie mam jabłko i banana, nie wiem jeszcze czy zjem jedno z nich czy oba :) Ostatnio polubiłam też kalafiora, przyrządzam go zamiast ziemniaków.

Z moich 70 kilogramów, które towarzyszyły mi jeszcze w zeszłym roku zrobiło się 80. Masakra. Najlepsze jest to, że człowiek nie widzi każdego nowego kilograma, dopiero przy +10 dostrzega różnicę. Na szczęście czas mi teraz mega szybko leci z uwagi na pracę, przy regularnym uczęszczaniu na siłownię i trzymaniu diety powinno mi się udać wrócić do tamtej wagi :) Najgorsze są nocne zmiany... macie jakieś sposoby żeby jak najmniej jeść w nocy?

Poniżej, jak zwykle mix zdjęć :)

13 lipca 2015 , Komentarze (2)

Jezu, nie pamiętam, kiedy ostatni raz tu zaglądałam. Zmian w moim życiu od tego czasu nastąpiło MNÓSTWO i nie jest to wygórowane słowo w mojej obecnej sytuacji. Zmiany są potrzebne i aż dziwię się, że takie stwierdzenie pada z mych ust. Pewnie sama bym się na te zmiany nie zdecydowała, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, czyż nie?

Udało mi się znaleźć pracę, pracuję od lutego w hotelu. Lubię swoja pracę, jednak nie lubię tego, jak ta praca wpływa na mój tryb życia. Zmiany 12-godzinne w ciągu dnia, kiedy nie ma nawet czasu na zjedzenie obiadu, nie mówiąc już o rozplanowaniu sobie kilku posiłków. Zmiany nocne, na których człowiek jednak trochę się nudzi z tej nudy ma ochotę jeść i jeść i jeść. 

Przez tę zmianę trochę mi się przytyło. Damn! Napracowałam się tyle i dupa.

Zmiana numer 2- rozstałam się z chłopakiem. To właśnie wyżej napomniałam o tym, że sama pewnie bym się na tę zmianę nie zdecydowała, jednak on wybrał za mnie. Musiałam się wyprowadzić, przewartościować życie, oswoić się z nową sytuacją. Oswajanie się jest najtrudniejsze. Nagle przenosisz się z mieszkania, w którym miałaś pełną swobodę do pokoju o powierzchni 9m2 i kuchni, w której masz jedna półkę w lodówce i trochę miejsca w szafce. Niełatwo się przestawić, gdy dotychczas żyło się jak w rodzinnym domu. Ale powoli się przestawiam, przyzwyczajam. Normalnie pewnie bym nadal rozpaczała, ale było kilka sytuacji, w których mój (już były) facet zachował się jak cham i prostak bez klasy, dzięki czemu szybciej zdałam sobie sprawę, że ta sytuacja może wyjść mi jedynie na dobre. 

Jest już coraz lepiej. Dużo pracuję, przebywam z ludźmi więc coraz mniej rozmyślam. Wiadomo, to wraca, ale w porównaniu do początku jest o wiele lepiej. Dwa tygodnie mieszkałam u koleżanki na materacu, bo pokój, który chciałam wynająć zwalniał się dopiero od lipca. Nie myślałam, że kiedykolwiek będę w takiej sytuacji, a jednak. Życie płata figle. Dzisiaj mija miesiąc od rozstania, a ja wstałam po pracy i postanowiłam, że pora ruszyć do przodu. Zapisałam się na siłownię i szczęśliwym trafem załapałam się na promocje 2 miesiące w cenie jednego :) do tego w końcu mieszkam w centrum i na siłownię mam jakieś 15-20 minut spacerem :) Zaczynam widzieć plusy tej sytuacji i mam nadzieję, że będę ich dostrzegać coraz więcej. 

Na dzisiaj to tyle. Będę chciała tu częściej zaglądać. Do następnego :)

7 stycznia 2015 , Komentarze (42)

Hej Dziewczyny :) Mój ambitny plan chodzenia 6 razy w tygodniu na siłownię przerwałam dzisiaj, bo wstałam rano nieźle zasmarkana, z bolącą głową i generalnie czułam się kiepsko. Po kilkunastu minutach batalii w mojej głowie postanowiłam dziś odpuścić sobie siłownię i wygrzać się w domu. Faktycznie, te 6 dni to dość ambitny plan, dlatego przyjmuję odstępstwo w postaci jednego losowego dnia, w razie choroby/gości etc etc. Tak będzie rozsądniej :)


Dzisiejszy dzień dietowo na plus, zamiast biegania na bieżni poeksperymentowałam trochę w kuchni :D Rano wpadłam do Tesco po chleb, bo zachciało mi się tostów i moim oczom ukazały się przecenione bakłażany:) Moja przyjaciółka wychwala je pod niebiosa to pomyślałam, że skorzystam z okazji i coś spróbuję z nich zrobić. Kupiłam 3, do tego pomidory, mozarellę, mięso mielone i brązowy ryż. Zaraz pokażę Wam na zdjęciu, co mi z tego wyszło :)


Taka mnie ostatnio myśl naszła, a propo nadwagi i siłowni. Wiele dziewczyn wstydzi się wizyty na siłowni, myśli że każdy na nie patrzy, że komentuje ich wygląd, że " jak to grubaska ma czelność przyjść na siłownię". Też tak sobie myślałam (i czasami nadal mam takie myśli, ale szybko staram się je eliminować) i wstydziłam się przebywać na sali z przyrządami, bo przecież Panowie się patrzą, podśmiechują, że gruba, że spocona, że czerwona jak prosiak. I jak tak kiedyś rozmawiałam o tym z koleżanką, że niektóre osoby wstydzą się biegać/ćwiczyć to ona na to powiedziała: "A nie wstydzą się być grube?" To jest chyba kwintesencja tego wszystkiego. Wstydzimy się swojej nadwagi na siłowni czy podczas biegania w parku, a nie wstydzimy się jej na co dzień, ukrywając ją dyskretnie pod ubraniem i za sztucznym uśmiechem "bo przecież nam to wcale nie przeszkadza". Pamiętajcie, że na siłownię każdy przychodzi w podobnym celu- albo jest to zrzucenie kilogramów (najczęściej), albo wyrobienie mięśni, albo po prostu chce wprowadzić w swoje życie więcej ruchu, dla zdrowia. Każdy tam patrzy na siebie, na swoje postępy a nie na to, czy ktoś sapie, jakie obciążenie sobie ustawił czy z jaką prędkością biega. Oczywiście, warto się motywować, patrząc jak ktoś daje z siebie wszystko i próbując mu dorównać, nie odpuszczać tylko postarać się przebiec jeszcze trochę czy zrobić jeszcze kilka powtórzeń. Jeśli zdejmiemy z siebie tę blokadę to wszystko przyjdzie łatwiej :)

________________________________________________________________________

DZISIEJSZE MENU:

ŚNIADANIE: tosty z chleba razowego z plasterkiem żółtego sera mierzwionego,  plastrami polędwicy sopockiej, pomidorem i pieczarką + reszta szprota w pomidorze z wczoraj

II ŚNIADANIE: owoce: banan, gruszka, mandarynka i dwa plastry anansa

OBIAD: bakłażan (połowa) zapiekany z mięsem mielonym (chudym, z szynki), brązowym ryżem, pieczarkami, pomidorami z puszki i mozarellą (kula).

PODWIECZOREK: kromka chleba razowego z pastą z łososia i kawałkami łososia z koperkiem

PRZEKĄSKA: dwa paski gorzkiej czekolady (ach..)

KOLACJA: chyba zjem drugą połowkę bakłażana :)


Wystawiłam też parę rzeczy na Allegro, część kupiłam spontanicznie, część mi się znudziła, więc jak coś Wam się spodoba to zapraszam :) aukcje będą dostępne od 20:00.

https://840805.siukjm.asia/listing/user/listing.php?us_id=7...

Wszystkie składniki na obiad kupione...

I takie pyszności z tego wyszły :)



Obiad przed wstawieniem do piekarnika + dzisiejsze śniadanie: tosty  i szprot


II śniadanie (posypane startą gorzką czekoladą 90% kakao), szatnia na siłowni i dzisiejszy krajobraz:)


Aaaa, i zapomniałabym o wyzwaniu:)

DZIEŃ 2: Mój cel? Wagowy, na początek ujrzenie 6 z przodu :) To pewnie zmotywuje mnie do dalszej walki. A najbardziej lubię, jak ciuchy stają się na mnie za duże :D

DZIEŃ 3: Mam takie jedno, które przez długi czas miałam na tapecie swojego komputera. Teraz mam na tapetach hasła motywacyjne, jak biegam to odpalam telefon, czytam i w kryzysowych momentach zamiast skończyć to zwalniam tempo, odpoczywam i lecę dalej.


5 stycznia 2015 , Komentarze (23)

Witajcie:) To już drugi post z rzędu, wow :) Jak minął Wam dzień? 

Pierwsze dni na siłowni po tak długiej przerwie są hardcorowe:) Zakwasy jak stąd do Londynu, mam wrażenie, jakbym miała powykręcane mięśnie:P Ale dzisiaj jest już lepiej, jako że niedziela była dniem odpoczynku. I będzie co tydzień. Mam ambitny plan, aby chodzić na siłownię 6 dni w tygodniu, a w niedzielę robić sobie off. Dziś poszłam głównie z zamiarem pobiegania, bo wydawało mi się, że zakwasy jeszcze mocno mnie trzymają. Na szczęście już trochę odpuściły i teraz musi być tylko łatwiej :) Bardzo chciałabym tak jak niektóre z Was ćwiczyć w domu, z Chodakowską albo Mel B. Uwierzcie, próbowałam. 14651646 razy. I nic. Nie jestem w stanie się zebrać w sobie i ćwiczyć w domu. Do tego boli mnie kolano i przy Skalpelu Chodaka już nie wytrzymuję, więc odpuszczam, Podczas biegania nie boli, na szczęście. Etap biegania w terenie też przerabiałam, niestety nie udawało mi się połączyć tego z dietą. Tylko w przypadku chodzenia na siłownię kontroluję to, co jem. I choć biegało mi się lepiej w terenie to jednak wolę siłownię z dietą niż sam bieg bez odpowiedniego odżywiania.

BILANS DNIA:

SIŁOWNIA:  

60 minut bieżnia (w tym około 50 minut biegu i 10 minut marszu, wracam do formy;p), 

brzuszki, 

ćwiczenia na nogi, 

ćwiczenia na ręce.

MENU:

ŚNIADANIE: bułka razowa z serkiem, serem żółtym i łososiem

II ŚNIADANIE: kubek świeżo wyciskanego soku z marchwi, jabłka i pomarańczy

OBIAD: Makaron razowy tagiatelle ze szpinakiem, kurczakiem i naturalną przyprawą do makaronu + mizeria z jogurtem

PRZEKĄSKA: ok. 100 gram sałatki z makreli (przyznam sie, podjadłam po siłce), ciastko JEŻYK i pasek gorzkiej czekolady.

KOLACJA: grahamka z sałatką z makreli

Aaaa, kupiłam kalendarz w Biedronce :) Aby notować sobie ćwiczenia oraz posiłki. Mam nadzieję, ze tym razem wytrwam dłużej niż kilka dni. OBY!

Postanowiłam nie stawiać sobie liczbowych celów i nie wymagać od siebie, aby do maja na wadze było 65 kilogramów. To tylko rodzi presję, a presja w przypadku odchudzania nie jest raczej dobra. Bo jak ktoś już się odchudzał to doskonale wie, że czasem zdarza się zastój- tygodniowy, miesięczny, kilkumiesięczny i choćby nie wiem co- waga nie chce ruszyć. I wtedy tracimy nadzieję i często się poddajemy.

I wiecie co mi sprawia największą radość jak chudnę? To, że ubrania stają się za duże :D Nie mierzę się centymetrem, nie dokonuję pomiarów, oglądam się po prostu w lustrze, zakładam ciuchy, które leżą niekorzystnie i sprawdzam, czy wyglądają korzystniej;p

Buziaki!!! ;*

Znalazłam u FattyFat fajne wyzwanie:)

DZIEŃ 1: Wzrost- 166 cm; Waga na dziś- 78,4 kg.

I jak zwykle kilka zdjęć na koniec :)

1. Kalendarz:) I zapisane pierwsze dni roku:) 2. Zdjęcie z moim S. z Sylwestra i fotki z przyjaciółką z babskich Mikołajek :) 3. Mój dzisiejszy obiad i wdzianko do chodzenia po domu :D

4 stycznia 2015 , Komentarze (13)

Cześć laseczki :) Wiem, nie było mnie baaaaardzo długo, ale coś to odchudzanie mi nie wychodzi. Jak chodziłam regularnie na siłownię to jakoś tak pilnowałam się mocniej i waga spadała. Gdy zrezygnowałam z siłowni na rzecz biegania w terenie, jakoś ta kontrola nie była tak dokładna jak wcześniej i wszystko się posypało. W konsekwencji przytyłam. Niestety. Zaczęłam znów czuć się źle w swoim ciele, brzuch zaczął mi znów przeszkadzać. Pozbyłam się ciuchów, które stałe się za duże, teraz by mi się znowu przydały. Ale nie, nie jest aż tak źle, bo nie wróciłam do wagi sprzed odchudzania :) Więc jest w tym nutka optymizmu:) Nawet nie wiecie, jak cholernie ciężko jest mi znów zmienić sposób żywienia. Pamiętam mój pierwszy krok, ten który zapoczątkował utratę 15 kilogramów i pamiętam, jak wówczas nie wierzyłam w to, że może mi się udać. Teraz jestem mniej więcej w podobnym miejscu. 

Jak wiadomo, styczeń jest miesiącem postanowień. Ja swoje pierwsze postanowienie wcieliłam w życie- spontanicznie poleciałam na siłownię i zaopatrzyłam się w karnet. Tym razem wybrałam siłownię bliżej mojego bloku, abym nie musiała jeździć do centrum. Byłam już dwa razy, mam mieszane uczucia co do ilości sprzętu, ale nie jest źle:) No i planuję zacząć uczęszczać na zajęcia fitness. Polecacie jakieś konkretne? :) Bo nie wiem, na co się zdecydować :)

W święta i w Sylwestra nie żałowałam sobie jedzenia. W konsekwencji bilans kilogramowy nie był dla mnie korzystny;p Ale od kiedy zapisałam się na siłownię znów zaczęłam się pilnować z jedzeniem, notuję sobie jadłospisy i czas ćwiczeń. 

Teraz siedzę sobie w domu i sączę pyszne grzane wino:) Są przyjemności, których odmówić sobie nie mogę, tym bardziej, ze mój S kupił to winko na święta.

Jak zwykle dodam Wam małą porcję zdjęć :) Chciałabym tu do Was wrócić i zostać na dłużej, ale jak będzie- czas pokaże :) PAMIĘTACIE JESZCZE O MNIE? :)

1) mój outfit na siłowni, 2) małe gifty od przyjaciółki z Anglii, 3) wafle ryżowe dżemem i bananem, 4) tost z chleba pełnoziarnistego z jajecznicą (z pomidorami i pieczarką) + ogórek kiszony, 5) chleb razowy z serkiem i pomidorem, kawałki papryki i 2 jajka na twardo, 6) mój motywacyjny obrazek z Jyska, 7) śniadanko :) 8) razowy makaron tagiatelle ze szpinakiem, mozarellą i pomidorkami


23 września 2014 , Komentarze (10)

Witajcie!:) Dzisiaj obiecałam sobie, że nadrobię wszelkie zaległości związane z Vitalią i coś do Was napiszę. Pewnie zastanawiacie się, o co chodzi z tytułem, jaki nadałam temu wpisowi. Otóż ponad tydzień temu, w niedzielę kupiłam mojemu S. kiełbasę, zwykłą podwawelską w jednym z marketów. Przed włożeniem jej do lodówki ukroiłam kawałeczek, dosłownie 1,5 cm końcówki i zjadłam, nie mając pojęcia o tym, że była zepsuta. Swoją drogą śmierdziała jak cholera, ale jakoś jej nie powąchałam. Dopiero S. uświadomił mi, że nie nadaje się do jedzenia. Rozbolał mnie żołądek do tego stopnia, że ból trwał aż do następnej niedzieli i nie było to lekkie pobolewanie, tylko skręcający, rwący ból żołądka, na który nie pomagały żadne apteczne lekarstwa. Dopiero gastrolog przepisał mi jakieś leki na zabicie bakterii, które zaczęły niwelować ból. 

Moja dieta w pierwszych dniach składała się z jednej kromki białego chleba z masłem i szklanki wody, bo każdy płyn czy jedzenie w żołądku powodowały niesamowity ból. Z czasem, gdy przywykłam do bólu wprowadziłam kisiel, biszkopty, bulion warzywny i gotowane mięso z kurczaka. W konsekwencji schudłam 3 kilogramy, które teraz bardzo chciałabym utrzymać. A z racji, iż nieźle w tym czasie skurczyłam sobie żołądek idzie mi całkiem dobrze.

Niestety, ze względu na chorobę nie mogłam sobie pozwolić na wieczorne bieganie, co pewnie odbije się na mojej kondycji- ale to sprawdzę dziś wieczorem. Zrezygnowałam z siłowni, bo trochę szkoda mi pieniędzy, 80% czasu na siłowni spędzałam na bieżni, więc jeśli mogę sobie to zastąpić bieganiem w terenie to wybieram tę opcję. Przed chorobą biegałam od 6 do 11 km i mam nadzieję, że taka tendencja się utrzyma, oby bliżej 11:)

Zrezygnowałam też ze zmuszania się do ćwiczenia w domu, próbowałam 545411768 razy i żadna próba nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, zniechęcam się od razu i WIEM, że nie uda mi się być systematyczną.

Z jedzeniem bywało różnie, nadal mam problem z odstawieniem słodyczy.

MOJE DZISIEJSZE MENU:

ŚNIADANIE: 2 tosty pełnoziarniste z żółtym serem, wędliną i pomidorem

II ŚNIADANIE: jogurt grecki z jagodami (z Piątnicy, PYCHA!!!)

OBIAD: makaron pełnoziarnisty z grillowanym kurczakiem, sosem serowym i szpinakiem

PODWIECZOREK: sucharki PANO z Biedronki

KOLACJA: tost pełnoziarnisty + duża herbata

Nie obyło się też bez przekąsek. Odkryłam świetne sucharki w Biedronce- o smaku serowym, opakowanie 40 g ma niecałe 90 kcal a są mega pyszne:) Biedra wprowadziła też Pryncypałki na wagę (wafelki w czekoladzie), zjadłam 3 małe wafelki.

I jak zwykle trochę zdjęć:)


Najpiękniejszy kubek z jakiego piłam:) Herbata smakuje o niebo lepiej niż ze zwykłego kubka, ten ma aż 0,8 l pojemności.

Porcja lekarstw, jakie zażywałam w ubiegłym tygodniu:

Odkrycie- sucharki:)

Dzisiejsze śniadanie- tosty:

Dzisiejszy obiad:

26 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Mniej więcej na przełomie sierpnia i września mija rok od momentu, jak podjęłam decyzję o odchudzaniu. Mam na myśli tę 15416551959 decyzję z kolei, która okazała się w końcu trafiona i która przyniosła pozytywne rezultaty. Łącznie pożegnałam wtedy 15 kilogramów. Niestety nic w przyrodzie nie ginie i przy moim braku kontroli część kilogramów wróciła, dokładnie około 8. Od kilku dni trzymam się ponownie podobnego jak rok temu planu i wierzę, że znów przyniesie on oczekiwane pozytywne skutki. Tak więc możecie się spodziewać niedługo kolejnego wpisu:) 

Buziaki,

EMILKA

30 czerwca 2014 , Komentarze (14)

I na co to wszystko było? 

Namachłam się podczas odchudzania, wydałam tyle kasy na siłownię, na ciuchy do ćwiczeń, byłam tak pozytywnie nastawiona bo widziałam efekty. Po świętach odpuściłam nieco i? I tak już poszło, odpuszczałam coraz częściej, aż ocknęłam się z dodatkowymi kilogramami i to nieźle na plusie. A tak dobrze mi szło, było już minus 14 kg, teraz wróciło mi dodatkowe 4-5 kg. Jak się nie ogarnę i jak tak dalej pójdzie to szybko wrócę do wagi sprzed odchudzania, a tego bym BARDZO nie chciała. Jest (prawie) nowy miesiąc, jest poniedziałek więc to idealny moment, żeby wrócić, żeby zacząć od nowa, albo żeby kontynuować to, co zaczęłam jeszcze w zeszłym roku. Lubiłam do Was pisać, lubiłam dodawać tu zdjęcia tego, co jem żeby Was inspirować, bo sama dobrze wiem, jak czasem ciężko jest wymyślić jakiś fajny lżejszy posiłek. Jak przestałam jeść zdrowo to wstyd było mi tutaj wchodzić i pisać, jakie gó*no właśnie zjadłam, nie chciałam widzieć, jak dobrze Wam idzie i jaka ja beznadziejna jestem, bo nie potrafię oprzeć się czekoladzie albo frytkom. W ostatnim czasie pochłonęłam chyba tonę słodyczy, nie potrafię ich odrzucić, no nie wiem jak. U mnie lepiej sprawdzi się chyba metoda totalnego wyeliminowania czekolady, aniżeli małe porcje bo "czasem można", ponieważ wtedy nie kontroluję się w ogóle i taka kostka czekolady przeradza się w całą tabliczkę + lody. Jedynym plusem całej tej sytuacji jest to, że nie ważę tyle, ile przed odchudzaniem i mimo wszystko i tak szala zwycięstwa jest JESZCZE po mojej stronie, grunt żeby wytrwać ponownie. Z siłowni zrezygnowałam na rzeczy biegania w terenie i był czas, że na prawdę jadłam średnio zdrowo i biegałam a mimo wszystko stałam w miejscu- nie chudłam, ale też nie przybywało mi kilogramów. Przestałam, bo szkoła, bo obrona pracy magisterskiej, bo leń- i są tego konsekwencje. 

Dzisiaj jest grzecznie i będzie grzecznie już cały czas!

Wybaczcie, musiałam się trochę nad sobą poużalać, żeby uświadomić sobie, że zawsze przychodzą takie momenty, że miliony odchudzających się kobiet rezygnowało, ale jednak potem wracało. Nie krzyczcie, a wesprzyjcie:) W sumie krzyczcie, bo jest na co:P

Żeby tradycji stało się zadość, dodaję trochę zdjęć:) Napiszcie coś, żebym wiedziała, że jesteście:)

1. Selfie;p

2. Ostatnie zdobycze na wyprzedażach w HOUSE- dwie sukienki i dwa t-shirty

3. Buty sportowe "do latania" po mieście, z Reala za 3 dyszki:)

4. Zdobycz z Biedronki- uroczy przepiśnik do zapisywania swoich przepisów, wybrałam wersję fit. Ma świetne motywacyjne naklejki

5. Kubek z EMPIKU, motywuje mnie do picia wody, bo to nadal u mnie kuleje;p Koszt- całe 6,50 zł.

6. Mój ostatni specjał- zupa krem z marchewki

7. Jedzonka

7 kwietnia 2014 , Komentarze (15)

Hej laseczki:) 

Trochę mnie tu nie było, miałam wrócić, jednak jak widać- rozstałam się z Vitalią na lekko ponad miesiąc. Od kilku dni zabierałam się za dodanie wpisu. Nie odeszłam całkowicie od diety, ale nie przestrzegałam jej też rygorystycznie w 100%. Dzień zaczynałam w zazwyczaj dobrze, z późniejszymi posiłkami bywało różnie- raz zdrowiej, raz mniej zdrowo. Suma sumarum- z wagą nadal stoję. Oscyluje ona w granicach 72,5-73 kg. Dzisiaj poniedziałek, a co za tym idzie- wzięłam się ponownie ostro w garść i dzisiejszy dzień wyglądał doskonale pod względem dietowym (no prawie, poza zbyt późną porą śniadania), jednak nie było ćwiczeń (co planuję nadrobić i wykonać jakiś zestaw w domu). Z siłowni nie zrezygnowałam, nadal wpadam tam średnio 3 razy w tygodniu. 

Bo ileż można stać w miejscu? Co zjadałam to wypociłam na siłowni, takie błędne koło. Pofolgowałam sobie troszkę, ale grunt że nie przytyłam. Chociaż tak na prawdę, gdybym dalej spinała poślady to teraz miałabym na wadze pewnie z 65 kilogramów. Jednak nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, walczymy dalej!:)

Widzę nowy wygląd pamiętnika, trochę nie potrafię się odnaleźć:D

DZISIEJSZE MENU:

śniadanie: parówka Sokoliki drobiowa + 2 kromki chleba razowego z serkiem, pomidorem i szczypiorkiem

II śniadanie: pomarańcza

obiad: makaron razowy ze szpinakiem, kurczakiem, cukinią i odrobiną warzyw na patelnię

podwieczorek: smoothie- mleko, truskawki, kawałek pomarańczy, plaster ananasa, garść migdałów i garstka otrąb (otrębów?;p)

kolacja: grahamka z serkiem i szczypiorkiem + sałatka cezar (sałata lodowa, kurczak, pomidor, ogórek, sos czosnkowy, grzanki)

Jak zwykle mam dla Was kilka zdjęć- fotomenu, zakupy, ciuchy i takie tam:)

Chociaż...nieeee, ciuchami pochwalę się w kolejnych wpisach:)

25 lutego 2014 , Komentarze (26)




Dziękuję za wszystkie słowa otuchy, które przeczytałam pod poprzednim postem.
Zaczyna się układać. Problemem była rutyna.
Tak, przychodzi taki moment, że codzienne czynności nie wnoszą nic nowego.
U nas przyszedł po 3 latach.
Szkoła, praca, komputer, telewizja, obiad, kolacja, siłownia i tak w kółko.
Trochę się w tym zatraciliśmy i pora nad tym popracować.
Dlatego ostatnio wypiliśmy wieczorem wino, wyszliśmy na obiad do chińczyka, a w niedzielę na długi spacer.
Czasem trudno wprowadzić coś nowego do życia, bo S. większość dnia poświęca pracy i dojazdom z pracy i do niej. Ale muszę uruchomić swoją kreatywność:)

Odchudzanie nie idzie już taką pełną parą, jak wcześniej, ale jako tako wychodzi.
Są grzeszki i to dość często, ale te podstawowe posiłki jem w granicach normy :)
Waga nie rośnie- to mnie cieszy: ) Nie spada- ale to mnie absolutnie nie martwi.
W końcu zacznie spadać :)

Lada moment przyjdzie wiosna, już nie mogę się doczekać
Tyle ciuchów czeka na swój debiut:P

Po długiej nieobecności, spowodowanej problemami zawitałam dzisiaj na siłownię.

BIEŻNIA- 60 minut | 600 kcal
BRZUSZKI- 100
WEWNĘTRZNA STRONA UD- 200 powtórzeń
ZEWNĘTRZNA STRONA UD- 200 powtórzeń
TALIA- 100 powtórzeń
RĘCE- 50 powtórzeń


Staram się biegać w strefie spalania, dzisiaj całkiem nieźle mi to szło:) Tylko dwa- trzy razy musiałam zbić tętno bo przekroczyła granice strefy.

Co do dzisiejszego menu to szału nie ma, bo wpadła czekolada, ale w gruncie rzeczy nie było tak źle:)
ŚNIADANIE- bułka wieloziarnista z serkiem, wędliną i omlet z  2 jajek
II ŚNIADANIE: banan
OBIAD: makaron razowy z sosem pieczarkowym, duszona pierś z kurczaka i surówki
PODWIECZOREK: tost z jednej kromki chleba tostowego
KOLACJA: bułka wieloziarnista z serkiem, pomidorem i wędliną
+ nieszczęsna czekolada :p


O uczelni nawet nie chce mi się myśleć- praca magisterska sama się nie napisze, ehh.

Napiszę może co nieco o moich ostatnich nabytkach ciuchowych,
z racji iż długo nie pisałam- trochę ich jest:D

Dzięki mojej kochanej Agatce mam "nowe" buty do biegania:)
Znalazła mi je w sh za 20 zł, są w bardzo dobrym stanie i co najważniejsze-
idealnie pasują i są bardzo wygodne.
Cena katalogowa- 55 Euro, więc chyba są dość dobre:)


Następnie- spodnie i parka (+ w gratisie zdjęcia z niedzielnego spaceru)





Moja ulubione wiosenne okrycie wierzchnie- waterfall (obok parki z ciekinowymi rękawami z powyższego zdjęcia;p) i nabytek z sh- orientalna tunika



no i małe fotomenu:)



a na koniec- fotki z moją przyjaciółką Daćką :D z wypadu do Wrocławia na shopping:D
Buziaki misssia13 ;*




© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.