Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Do odchudzania skłoniła mnie otyłość.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2115
Komentarzy: 7
Założony: 5 września 2012
Ostatni wpis: 16 lutego 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wakeuup

kobieta, 111 lat,

164 cm, 98.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

16 lutego 2015 , Skomentuj

U mnie od zeszłych wakacji ciągle przedwiośnie. Jak w marcu przeplata mi się motywacja do odchudzania z totalnym jej brakiem. Waga skacze jak szalona, ale ostatecznie jest mnie mniej tylko nie wiele. Mogłabym być już ok 90 kg, a jestem dalej ok. 100. No nic trudno, jakoś to będzie. Gdybym miała koło siebie kogoś życzliwego i godnego zaufania, ale z charakterem i odpowiednią kulturą to byłoby super. Chciałabym żeby w końcu coś ruszyło z remontem mojego pokoju i pracą. Ciężko mi bez łazienki i kuchni na piętrze. Mam plan w głowie jak to zrobić i nawet nie potrzeba mi wielkich pieniędzy, ale muszę mieć zatrudnienie. Ciągle szukam pracy. Chyba, że zjawi się książę i mnie wybawi od tego jakże przyziemnego zajęcia .

Zastanawiam się ciągle jak to jest siedzieć w domu i być na utrzymaniu męża.

Zastanawiam się jak to jest jak oboje pracują.

Zastanawiam się jak będzie u mnie...

Już bym się chciała przynajmniej zakochać w kimś, a u mnie nic nadal. Jakieś głupoty mi chodzą po głowie, albo zakochuję się w kimś u kogo nie mam nawet szans. Faceci sobie ze mnie kpią bo jestem gruba, głupia i brzydka. Jak ktoś jest mną zainteresowany to albo jest kaleki, znacznie, albo ma coś nie tak i to poważnie w rodzinie. Ja nie mam ochoty patrzeć na alkoholików, pijaków, bezdomnych, uchodźców, biedaków bez perspektyw albo kryminalistów byłych. Mam ciężkie za sobą doświadczenia i one mnie wcale nie wzmocniły. Tylko wręcz osłabiły to nie jest mój świat, żadna ze mnie zakonnica,ale chciałbym czegoś więcej niż jakieś sugestie, że nie wiadomo o co chodzi. Chyba zbyt wiele nie wymagam, to nie ja powinnam zabiegać o faceta tylko on o mnie to normalny tryb poznawania się z kimś. Mi się trafia albo taki co się na mnie ze startu rzuca albo maca i/albo się obnaża albo taki co siada lub łazi za mną i się nawet do mnie nie odezwie i jeszcze jakieś chamy co mówią o seksie jak moja ciotka, jak o parzeniu kur.

Nie wiem jak to jest,ale chyba ja też coś robię nie tak skoro tak to wygląda.

Mogę po zastanowieniu powiedzieć, że często bywam niemiła. Tylko zazwyczaj nie bez powodu nikt mnie nie będzie wykorzystywał i mną pomiatał żebym się przy nim bezpiecznie poczuła! Znam te numery. Bez przesady.

Zapisałam się do psychologa do faceta. Mężczyzna będzie dla mnie lepszy niż kobieta dość mam już tych babskich niejasnych emocjonalnych poplątań i gierek. Znudziło mi się. Mam nadzieję, że facet mi ułoży jakoś w głowie,szkoda że jest blondynem bo mam awersje do blondynów, wole czarnych i męskich wysokich facetów. No, ale będzie jak moja męska mama trochę.

I w końcu się przełamie i się zakocham normalnie :).

Teraz będę stosować dietę makaronową. Makaron z lekkimi sosami lub warzywkami i dużo surówek. Na to mam ochotę ostatnio.

1 lipca 2014 , Komentarze (2)

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^Atak ^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^Ciasteczkowego potwora!^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Po utracie pracy zajęłam się ambitnym zajadaniem nerwa. Co by mi nie przyszło do głowy się zmobilizować i działać. Bo po co? Dziś mam tak wysoki poziom insuliny,że nie pójdę spać bo usnąć nie mogę. Zjadłam przez cały dzień tyle ile, jak pracuje w normalne dni robocze, zjadam przez bez mała - o zgrozo - 3 dni. Sama się okaleczyłam wewnętrznie taką ilością jedzenia. To nie jest miłe i nie jest dobre, a ze zdrowiem to na pewno nie ma nic wspólnego. Czuję się potwornie, boli mnie kręgosłup i czuję ucisk na przeponę od przepełnionego żołądka mam zaburzone trawienie i boli mnie głowa oraz nogi. Chodzę jak struta, bo trwa to od jakichś 4 dni, a dziś przybrałam to w formę mega ataku na wagę Czuję się z tym źle i nie chcę tego powtarzać 

Winię siebie najbardziej, ale ON też jest po części winien. Nigdy nie zrozumiem niektórych kobiet i mężczyzn.



Tak on ten w moro. Mój obłęd. Mega super osoba...

Chyba potrzebuję się ogarnąć bo mam tego dość! Obżeranie się to nie jest raczej dobry sposób na odreagowywanie napięć wywołanych niepowodzeniami i chwilową patową sytuacją.

Działam, ale jest ciężko, a może być jeszcze ciężej.

28 maja 2014 , Komentarze (2)

Dużo się wydarzyło w ostatnim czasie. Zmieniłam pracę, tryb życia, podejście do kilku zasadniczych spraw, pokłóciłam się z przyjaciółką (która de facto nigdy nią nie była, chyba -> a moja mama św. pamięci mnie przed nią ostrzegała).

Z niektórymi emocjami, odczuciami i uczuciami lepiej sobie daje radę. Z innymi nadal słabo lub zakłamuję siebie, że ich nie mam wole nie widzieć i nie wiedzieć.

Jeśli chodzi o najważniejsze zachowania czyli apetyczne :P, to zdecydowanie widzę różnice Nie zachowuje się podczas jedzenia jak "Buszmenka" tylko spokojnie i wolno staram się konsumować. Choć jak wrócę do domu po pracy zmęczona potrafię sie tak jeszcze zachować i to nie sporadycznie, ale jedząc na stołówce lub w szatni w pracy, albo barku na mieście czy nawet u babci w gościach (co przyszło mi trudno) albo na ulicy czy w sklepie gdy jem miedzy półkami nim to jeszcze kupię robię to spokojniej. Nie jest jeszcze tak jakbym sobie tego życzyła, ale już lepiej. Potrzeba mi zadbać o to co osiągnęłam i dalej cierpliwie, wyrozumiale i mozolnie pracować nad dalszymi efektami.

Trwać w postanowieniu silnie i trwale, ale dawać sobie żyć. To podstawa sukcesu!

Chyba umiem dalej trwać w tym wszystkim... No i dokładać coś ciągle nowego :).  Dalej i dalej zbierać kwiatki swych postanowień oraz siać i sadzić nowe. Tworzyć piękne bukiety oraz kompozycje z zebranych oraz tworzyć rabatki, skalniaczki, grządki czy całe ogródki nowych. Czuje, że łatwo nie będzie, ale z czasem można osiągnąć wiele. Tylko trzeba coś robić...

"Nic co jest coś warte w życiu nie przychodzi łatwo."

2 kwietnia 2014 , Komentarze (1)

Stosowanie diety NJD - nie jeść dużo,u mnie dość dobrze się sprawuje Schudłam od maja zeszłego roku prawie 15 kg Chyba trochę jestem dumna z siebie mimo zmęczenia - praca i stresującym trybem życia 

Dzis czytałam na temat odżywiania i stwierdziłam,ze dawno mnie tu nie było,warto coś tu dodać i normalnie się wypowiedzieć bez zbędnego marudzenia na temat emocji i moich zachwiań, w moim toczeniu, na świecie itd,itp 

Jem ostatnio zdecydowanie mniej niż kiedys, zdrowiej i przykładam wieksza wage do tego co wkadam do buzi Nie kalam juz swego podniebienia mocno tłustymi potrawami, nie dogadzam sobie tak jak kiedys potrafiłam Troche mozna powiedziec, stalam sie bardziej ustatkowana 

15 maja 2013 , Komentarze (1)

Opornie mi wszystko idzie.
Umiem zniechęcić.
Uczę się zachęcać.

Empatia - tego mi brak.
Zamiast tego mam przewrażliwienie .


5 kwietnia 2013 , Skomentuj



Powtarzanie tych samych błędów jest strasznie nudne! I niepotrzebne. Nie przynosi zamierzonych efektów. Powoduje utratę sil.

To niekonieczne. Powoli z tym skończę.

Zycie jest ciekawe bo ma miliony barw. Co dalej ?? Tego nie wie nikt....


27 lutego 2013 , Komentarze (1)

Jest zdecydowanie lepiej. Potrzebowałam czasu żeby się oswoić ze swymi myślami. Mam mętlik w głowie od października. Trwa on nieustannie i jest dla mnie bardzo męczący. Jednak wychodzę powoli na prostą. Odnalazłam kilka odpowiedzi na dręczące mnie od dwóch lat nieustannie myśli. Idealnie nie jest i nigdy nie będzie. Jednakże mogę powiedzieć, że zaczynam powoli wiedzieć i rozumieć co znaczy dobrze.
Dobrze: to znaczy z szacunkiem do siebie, dawać sobie prawo do odpoczynku i pracy.
Jak rozumiem szacunek do siebie? Bardzo prosto:
- umieć sobie odmówić tego co mi szkodzi,
- podejmować działania, które są dla mnie sensowne,
- przestać się: nadmiernie tłumaczyć i dawać sprowokować,
- realizować swoje plany (bez głupich usprawiedliwień),
- dbać o swoje interesy,
- umieć przyjąć pomoc,
- zaakceptować krytykę i odmienność zdań rozmówcy,
- potrafić milczeć i słuchać,
- odpowiadać kiedy sytuacja tego wymaga.
:) Prosto nie będzie, nie jest i być nie powinno.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że potwornie boli mnie głowa i boję się siebie samej, nie wiedzieć czemu moich najbliższych też. Żadnych podstaw nie mam do tego aby się obawiać siebie lub moich najbliższych. To jest po prostu żenujące! Zamiast docenić to co mam i otrzymałam wole widzieć tylko to co mnie złego spotkało. Tylko jaki to ma sens? Jaki to ma wpływ na mnie? Jakie to ma realne znaczenie?

Pytania potraktuję jak retoryczne, choć z perspektywy psychoanalitycznej mają bardzo głęboki sens... Tylko na co mi ten sens nieustannie. Nie lubię ciągle myśleć o podświadomości i non stop wmawiać sobie, że wszystko(!!) ma nie wiem jakie znaczenie. Może i wiele rzeczy ma znaczenie, ale nie da rady ogarnąć każdego i mieć kontrolę nad całym światem i nad wszystkim co robię. Każdemu zdarzy się pomylić i zrobić coś głupiego ulegnąć jakiemuś zbiorowemu kłamstwu lub dać się zmanipulować. Takie jest życie, a ludzie nie są tylko dobrzy. Naprawdę potrafią być podli i brutalni. Ważne by w relacjach nie dać sobie wejść na głowę i odróżniać dobro od zła. Cudze kłamstwo jest cudzym kłamstwem... Cudze grzechy są cudzymi... Nigdy nie będą moje, a już się stały skoro o nich wiem. Gdy się dzieją, a ja w nich nie chce uczestniczyć po prostu odejść. Za czyjeś winy, choroby i nieszczęścia nie odpowiadam póki do nich faktycznie ręki nie przyłożę w pełni świadomie i z premedytacją.
 Z kolei moje zachowania mają wpływ na mnie i na nich powinnam się skupiać najbardziej. Bo nie tylko one oddziałują na mnie w największym stopniu, ale w pełni mam na nie wpływ poprzez samokontrolę i samoregulację organizmu. To co robią ludzie do okoła i to co mówią ma mniejszy wpływ na mnie niż mi się wydaje. To głównie ja sama pozwalam tym obcym i nic nie znaczącym dla mnie ludziom oddziaływać na siebie i tak naprawdę nic to nie daje. Żadnych korzyści, ani dla mnie, ani dla nich.
Także, trzeba wziąć się w garść i przestać udawać wieśniaka co nie ma swojego zdania na żaden temat. Na wszystkim się znać nie muszę i ba (!) nie chcę! Udawać mądrzejszej niż jestem nie muszę i nie chcę. I tak ludzie wysłuchają kogo chcą i wyciągną wnioski jakie chcą z tego co się do nich mówi. Dlatego trzeba mówić jak najprościej się da i przy tym atrakcyjnie bez zbędnego ubarwiania. Wprost na tyle ile tego wymaga sytuacja. No i odpowiednio do mojego wieku oraz konkretnie na temat.

13 stycznia 2013 , Skomentuj

Za bardzo się wszystkim przejmuję. Napraaaawdę za bardzo. Zupełnie niepotrzebnie biorę sobie do serca słowa, które są mi zbędne do poprawnego funkcjonowania. Mało tego wyolbrzymiam je do granic rozsądku i domalowuję bajkę w swej wyobraźni. Bajka, a nawet rzekła bym baśń, koloru jest nie bajkowego bo zawsze szaro - czarnego lub czarnego. Zastanawiam się po co mi to? Jakie daje mi to korzyści? Jak mnie to doładowuje skoro to robię... No właśnie nijak, tylko się złoszczę i wkurzam przez to wszystko. Zamiast reagować, w sposób adekwatny reaguję później w innej formie. Zjadam zbyt wiele, gadam bez sensu pod wpływem napięcia lub co najlepsze wymyślam sobie nierealne problemy. Po co? Żeby móc spokojnie zostać w przyodzieniu ofiary. Nie ma co nad tym dłużej dumać. Problemy emocjonalne w moim przypadku wynikają z tego to powodu. Nie doszukję się powodu tych powodów bo to bez sensu gdyż wiem, że to wszystko z domu wyniosłam i tyle wystarczy.


WRZESZCZEĆ MI SIĘ CHCE NA TO WSZYSTKO I TYLE!!!!

A to wszystko jest proste wystarczy przestać przejmować się bzdurami, które naprawdę w życiu nie przyniosą żadnych owoców. Rozmawiać o rzeczach godnych rozmowy. Gadać o tym co warte przegadania. Dyskutować o tym co jest odpowiednie do dyskusji. No i milczeć kiedy tylko jest to możliwe i wypada.

Bo to z milczenia można zrobić wszystko.
Bo to z niego uczynić można więcej niźli z najpiękniejszych słów.
Bo z niego uczynię wszystko: i trochę, i nic też ukażę, i dużo gdy zechcę.
Po prostu warto milczeć, aby  być kim się chce być.


No i nie narzekać na swój los nadto, raczej konstruktywnie i życiowo rozpatrywać co najgorszego może się wydarzyć i po prostu cię z tym pogodzić. Przeciwdziałać temu na co mam wpływ i nie być zbyt drażliwą na swoim własnym punkcie. Więcej humoru i odwagi, aby go ukazywać gdy tego sytuacja wymaga lub gdy wypada czy można.

Cóż nie wystarczy jednak zmienić tylko postrzeganie tego co się robi, trzeba jeszcze wprowadzić mozolnie, systematycznie i cierpliwie zmiany. Wymaga to też ciągłego monitoringu starań i słusznego oceniania holistycznego zadań. Nie zaszkodzi notować sobie co już mi się udało i w jakim kontekście oraz realnego oceniania siebie z perspektywy własnej jak i prosić o opinie innych.



No i oczywiście z humorem to robić. Z humorem :).

14 września 2012 , Skomentuj

Chyba się udało... Prawdopodobnie jeden nałóg jaki mnie męczył ostatnimi czasy zażegnany. Nie palę jakiś czas :) papierosów, tylko dokładnie nie wiem o jakim okresie mówię. Nie zapisałam tego i nie skupiałam się na tym nadmiernie. Wiedziałam, że chcę rzucić i to w swoim czasie zrobię. Tyle... Dałam radę Może teraz stopniowo na żarełko by to przenieść?

Godne przemyślenia i jakiegoś wniosku. Warto moim zdaniem mieć to wszystko na uwadze. Spokojnie podejść do sprawy i realizować to na lighcie. Kontrolować swój umysł na ile to w danym momencie możliwe i spokojnie dochodzić z sama sobą do porządku. W razie potrzeby sie gać po inspiracje różnego rodzaju. Powoli sobie sama dojdę co mnie kręci w jakim konkretnym stanie. Na tą chwilę widzę, że bardzo fajnie na mnie wpływa muzyka. Konkretnie daje mi wiele słuchanie muzyki poważnej i alternatywnej. Lubię oglądać teledyski i oglądać zdjęcia. Bardzo fajnie na mnie wpływają cytaty i ogólnie książki. Tylko mam lekki zastój mózgowy po wakacjach i muszę odtajać mentalnie. Potrzebuje czasu i to sporo, cierpliwości oraz wyrozumiałości ze swojej strony.



Co oczywiście nie wyklucza kryzysów i wielu przykrości jakich doświadczę podczas procesu zmiany nawyków żywieniowych. Łatwo mi na pewno to wszystko nie przyjdzie z resztą rzucenie palenia też nie przyszło. Tutaj jest inaczej bo nie muszę tego robić zupełnie mogę jeść do końca życia tylko inaczej bardziej świadomie i przemyślanie. Tak organizacja i wyobraźnia jaka nią kieruje jest bardzo ważna i wymaga ode mnie pracy i dużo czasu. Nie ma co wymuszać na sobie tego wszystkiego bo nic mi z tego nie zostanie, a to nie jest zabawa tylko świadoma decyzja, która mnie obliguje do różnego rodzaju zachowań w przyszłości. Dlatego warto wiedzieć co po co robię i dlaczego. Warto się obserwować i dbać o jakość wniosków z tych obserwacji. Trzeba pilnować swego osobistego dialogu wewnętrznego i tego jak brzmi oraz co podkreśla. Z czasem mozna dużo naprawdę osiągnąć.


"Idź własną drogą, bo w tym cały sens is­tnienia, żeby umieć żyć...  ". Dokładnie tak potrzebuję zakolegować się ze sobą i skupić na tym co jest we mnie by realizować swoje plany życiowe. Będzie to wymagać masę czasu i nieraz nadludzkiej cierpliwości jednak warto :), naprawdę warto!







 
"Kto przywiązuje się do dobrego drzewa, zyskuje dobry cień."



5 września 2012 , Skomentuj

Dziś po raz kolejny doszłam do wniosku, że mam dość mojego objadania. Od jakiegoś miesiąca znów mi to przeszkadza. Po diecie , która byłą zbyt restrykcyjna i dała bardzo szybkie efekty (46kg w 7 msc.), nie wiem czy wmówiłam sobie czy faktycznie tego potrzebowałam, przytyłam aby wyregulować swój metabolizm. Brzmi to teraz trochę bez sensu, ale gdy się objadałam brzmiało bardzo logicznie.

Tyle głupot sobie nawsadzałam do głowy przez  okres 1,5 roku jeśli chodzi o żywienie, że aż mi naprawdę żal o tym myśleć. Totalnie niepoważne przekonania i autodestrukcyjny sposób bycia znów zatriumfował. Czasem myślę, że to wszystko jest takie głupie, że aż boli co ja sobie myślę. Moje myśli mają wpływ na działania i zaczynam wpadać w jakieś błędne koło, a moje poczynania stają się infantylne. Czasem gdy jem odczuwam ile powinnam i co powinnam. Jednak potrafię rzucić się na pożywienie i jak w amoku wtrząchnąć pół tego co stoi w lodówce. Mocno mnie to przygnębia gdyż po prostu czuję wstyd przez to, że nie umiem tego kontrolować. Kiedyś mnie to jarało lubiłam moje tête-à-tête z lodówką. Byłam zaszczycona i zauroczona tymi momentami kiedy mój żołądek się szybko napełniał i z czasem przepełniał. Czułam wtedy przypływ mocy jakbym byłą panią świata, która może sobie robić co jej się podoba i kiedy ma tylko na to ochotę. Dla mnie konsekwencji nie ma :), tak myślałam. To moja sprawa ile jem. Nikt mi nie zabroni sama zarabiam to sama jem. Ktoś mnie skrzywdził, ale lodówka zawsze mnie wesprze. Lekki stres? Co by tu przekąsić... Hmm... :P  Nudzę się może jakieś szybkie atrakcje :). Niezapomniane wrażenia tylko w kuchni, zawsze przyjemne. Skrzywdzili mnie nie mam motywacji i nawet prawa do niej bo odeszłam od ludzi, którzy mi pomogli schudnąć. Jednym słowem pogrom w głowie. Wszystko to brzmi dziś tak niepoważnie i absurdalnie.

Czytam co piszę i aż nie wierzę, że takie głupie przekonania mają wpływ na moją wagę i wygląd. Mało tego! Na moje samopoczucie, a to najważniejsze. Czuję się ociężała, źle sypiam, jestem rozdrażniona i marudna. Zaczynam odczuwać te przesadne akcje w kuchni jak gwałt na sobie samej. Czuję się po tym jakbym wróciła z jakiejś dziwnej orgii z nieznajomymi. Czasem czuję się jakbym obudziła się ze snu gdy już to zrobię i jakbym po nim coraz bardziej cząstka po cząstce traciła już nadwyrężone poczucie własnej godności. Wcale nie zaliczam tego do przyjemnych odczuć. Co mi pomaga uwierzyć w to, że może być lepiej i zmiana to, to czego mi potrzeba. Tylko właściwie muszę do tego podejść. Zrozumieć, że mus to nie coś co ma mi szkodzić, a wręcz przeciwnie pomagać. Po prostu chcę musieć :). Tak! To ostatnio mi chodziło po głowie, że to jest coś czego ja po prostu chcę... Ciało daje mi jasne sygnały, że potrzebuje zmiany nawyków żywieniowych. Mózg mówi weź się za to, byle świadomie i odpowiedzialnie. No to co mam zrobić? Sobie przecież nie odmówię :). Toż to ja :))) i moje potrzeby.

W pewnym momencie diety, pewna pani powiedziała mi, że jakiś tam psycholog powiedział jej, że odchudzanie to najgorsza forma uzależnienia i bardzo ciężko z niego wyjść bo nie można rzucić na stałe jedzenia. Kiedyś tego nie rozumiałam jak zaczynałam swoją przygodę z odchudzaniem, ale teraz rozumiem. Tylko są dwie strony medalu to hasło może być niezłą motywacja. Ponieważ między tymi przykrymi słowami, czai się pewna nić nadziei otóż głupotą jest zwracać uwagę na uzależnienia od strony tego pożal się Boże psychologa, który chciał kobietę mieć w garści i uzależnić od siebie. Moim zdaniem wygrać z nałogiem obżarstwa jest trudno, ale nie trudniej niż np. z fajkami. Zawsze mam prawo zjeść i codziennie tego potrzebuję, a rzucając fajki muszę z nich zrezygnować zupełnie. Zmiana nawyków żywieniowych, nie jest łatwa, ale jest tylko zmianą. Nie musi być nie wiem jak radykalna i mogę tak naprawdę wymyślić wiele rzeczy by ją uprzyjemnić. Rzucanie fajek jest zupełnie inne tego muszę unikać jak ognia bo wystarczy kilkanaście papierosików i się płynie. Z resztą obserwując moje poczynania z wychodzenia z nałogu nikotynowego mam wiele ciekawych spostrzeżeń na temat moich tendencji i inklinacji z tego obszaru. Tylko jakby jeszcze gdzieś się buntuję i nie zawsze wyciągam wnioski jakie muszę. Jednakże to tylko kwestia czasu.

Potrzebuję sobie ułożyć w głowie plan tego co chcę zrobić ze swoją bezradnością. W miarę konsekwentnie na początku go realizować z czasem zwiększając poprzeczkę. Potrzebuję popracować nad samokontrolą. tak czuję, że to na razie jest odpowiednie podejście, a zrodzi jeszcze inne potrzeby na przestrzeni czasu. :))





http://vimeo.com/11469465

http://vimeo.com/19089966

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.