Udało się...
Na początku diety podchodziłam do tego z przymrużeniem oka. Stara łazienkowa waga mi wystarczała, choć nie jest zbyt dokładna, mierzyłam się też tak mniej więcej ,nie przywiązując do tego zbytniej uwagi. Teraz chcę mieć dokładniejsze pomiary. Wiem,że odchudzanie kosztuje mnie sporo wysiłku i każdy centymetr i gram jest ważny. Sporo się nauczyłam, czuję się lepiej, mam nadzieję, że nie odpuszczę. A raczej: NIE ODPUSZCZĘ! Myślałam,że nie dam rady schudnąć, teraz w to uwierzyłam. Obiecałam sobie książkę za ten kilogram, ale jest tyle wydatków i właściwie ten spadek wagi jest dla mnie największą nagrodą. Szkoda mi kasy, "letko" nie jest. Wykombinowałam, że po prostu wypożyczę ją sobie z biblioteki, dzisiaj się wybieram. A szafę i tak porządkuję, może znajdę coś fajnego, ukrytego do "aż schudnę". Pozdrawiam wszystkich odchudzających się, tych wytrwałych i tych mniej oczywiście też!
Sukces osiągnięty! :-)
Czynniki sukcesu
- Nie podjadam
- Stosuję się do jadłospisu.
- Nie pozwalam sobie na grzeszki.
Mój pamiętniku...
Trzymam się, przestrzegam diety, piję wodę, nie jem słodyczy, coraz mniej chleba- nawet ciemnego... Mam problem z czasem. Brakuje mi go. Dużo obowiązków, a chcę wszystkiemu podołać i nie potrafię odmawiać, szczególnie dzieciom. Jeśli widzę,że im na czymś zależy, nie potrafię powiedzieć "nie". Z tego powodu ciągle ich gdzieś zawożę albo podwożę ewentualnie odbieram, przy okazji też kolegów,czas ucieka, święta się zbliżają, w domu ogólny bałagan. Trochę się tym stresuję. Kochany pamiętniku bardzo Cię lubię, ale " aby usunąć źródło stresu" muszę brać się do roboty. W przeciwnym razie będę znów podjadała i ....tyła. Tego nie chcę na pewno.
Zabrakło mi dziurki w moim skórzanym pasku.Jest za duży. A gdy go kupowałam zapinałam na drugą od końca. To oczywisty sukces. Wszystkie ubrania luźniejsze. Ostatnio nawet moje przylegające w udach spodnie " domowe" zrobiły się ciut za duże. Cieszę się z tych zmian, czuję się dużo lepiej , niż przed rozpoczęciem diety ale.. zawsze jest jakieś "ale". Do tej pory miałam dowód,że chudnę w postaci wskazania na wadze. Teraz staje się to coraz trudniejsze do osiągnięcia. Czekam do jutrzejszego ważenia, mam nadzieję,że coś się zadzieje...Aha, dostaję wiele komplementów, szczególnie od osób, które mnie dłużej nie widziały. Bliskie osoby na razie nic nie mówią, one widzą mnie prawie codziennie. Wczoraj zabrakło mi czasu na trening i na spacerze też nie byłam... ( Może) nadrobię dzisiaj!
Znowu kusi mnie waga...
To dobry objaw. Czuję,że w tym tygodniu dam radę. Wczoraj grzecznie ćwiczyłam, na początku jest o.k. , ale po rozgrzewce nudzę się i tempo jest wolne... Szkoda mi czasu, chyba będę sama wymyślać ćwiczenia i chodzić po prostu na zimowe spacery. Coś z tymi ćwiczeniami jest nie tak. Nie pasują mi. Właściwie na diecie z Vitalii nie jestem głodna. Jedynym problemem jest naprawdę zróżnicowana dieta i wiele składników, które trzeba mieć pod ręką, ale z tym daję jakoś radę. Jeśli czegoś mi zabraknie, po prostu zamieniam składniki, albo dania. Smakuje mi wszystko. A co więcej - zaczęło mi się podobać gotowanie, bo już nie jest takie nudne. Ogólnie mam więcej energii i więcej mi się chce, choć przyznaję- mam wahania nastroju. Raczej przestrzegam ustalonych zasad, wierzę,że schudnę. Szkoda by mi było tego miesiąca...Wiem,że moje podjadanie było próbą radzenia sobie ze stresem. Na pewno nie pomagało- wręcz przeciwnie.Błędne koło. Zauważyłam, że ludzie, którzy się odchudzają ciągle mówią o jedzeniu. Nie wiem dlaczego, ale mnie to denerwuje, więc tego nie robię. Oczywiście wyżywam się w pamiętniku,ale taki właśnie miałam zamiar. Dziś kupuję większą ilość Muszynianki, bo gdy zaczynam myśleć o podjadaniu muszę mieć ją pod ręką...Chyba się wypisałam.Nic nowego.
Szału nie ma...
Po tym weekendzie nie jest najgorzej. Nastawienie do diety dosyć dobre, wczoraj nadrobiłam nawet zaległy trening. Postanowiłam w tym tygodniu nie robić odstępstw od diety, trzymać się moich zasad, ćwiczyć. Tak myślę,że moje porcje były zbyt duże. Sugerowałam się bardziej zdjęciami, teraz dokładnie czytam opisy i sprawdzam wagę. Małe powtórzenie: 5 posiłków dziennie, tylko ciemne pieczywo, ok.1,5 l wody ( moja ulubiona Muszynianka), regularne posiłki z " mojego jadłospisu", zero cukru, słodyczy i podjadania, 3 dni z ćwiczeniami, 1 dzień moje stałe zajęcia sportowe jeszcze sprzed diety- ich nigdy nie odpuszczam, bo je uwielbiam.
To chyba wszystko. Jeśli w piątek waga spadnie przynajmniej o 0,5 kg kupuję sobie dobrą książkę ( na pewno związaną z podróżami)!Jeśli waga się nie ruszy, robię porządki w szafie (jak ja tego nie lubię!) Może kara lepiej podziała niż nagrody. Zobaczymy. Do piątku nie ważę się. Przydałyby się jeszcze jakieś spacerki w taką mroźną pogodę. Może pies mnie zmotywuje. Rano zrobiłam dosyć duże zakupy z myślą o diecie : ciemny ryż, płatki owsiane, pomidory, ogórki, ser, orzechy , migdały... na trochę starczy. I muszę dać radę dzisiaj z moim treningiem- dlaczego tak ciężko mi to przychodzi?
Nowa motywacja
Dzisiaj rano pan Olbratowski przekonywał w dowcipny sposób w swoim felietonie,że fajnie być optymistą i uczył jak to robić. Spróbuję: co lepiej brzmi ? - "Nie udało mi się- nie schudłam!", czy może - " Sukces osiągnięty - nie przytyłam!". Mam nowe postanowienie: w tym tygodniu przestrzegam jadłospisu z Vitalii ( właściwie to przecież za to płaciłam) i ćwiczę z " moim trenerem". Ponieważ jest to "nowy początek" zmieniam trenera ( chyba jest taka funkcja) - tamten naprawdę mi się nie podoba i chociaż nie będę mogła już do niego wrócić zaryzykuję- czas na zmiany!Stało się coś dziwnego- brak spadku wagi zmotywował mnie!
Od dziś "..stawiam świat na głowie, do góry nogami..". Dosłownie też- bo... potrafię stać na głowie!
Nie udało mi się :-(
Przyczyny niepowodzenia
Nie ćwiczyłam.
Piłam mniej wody.
Nie zawsze przestrzegałam godzin posiłków.
Jadłam mniej.
Nie zawsze stosowałam posiłki z " mojego jadłospisu"
Kilka odstępstw od moich zasad.
Mniej starannie robiłam zakupy.
Mniej o siebie dbałam.
Jak widać same grzeszki.
Ale nie przytyłam!
Cholerny internet...
Znowu zjadło mi prawie cały wpis. Za to tym razem nie miałam problemu z tytułem.
Koleżanka zapytała wczoraj, jaką dietę stosuję ( a byłam w zimowym płaszczu)! Myślę, że schudła mi " buzia". Zdziwiła się, gdy zgodnie z prawdą powiedziałam o regularnych posiłkach 5 razy dziennie, kolacji o 19, czy właściwie "prawie tradycyjnych" daniach na obiad. Było mi miło, po prostu. Przejrzałam jadłospis na dzisiaj, obiad- szaszłyki z kurczaka z pieczarkami i ciemnym ryżem- przecież to super obiadek dla całej rodzinki! I czasu też nie zajmie tak dużo, jak gotowanie przez kilka godzin tradycyjnej zupki na wołowince. Polubiłam dietę z Vitalią, czuję się " zaopiekowana". Mam plan posiłków, porady psychologa- bardzo je lubię, choć są tak oczywiste. Nawet mam " indywidualnego trenera", prawie na własność i plan treningów, które wykonuję w 55%. Co tydzień dostaję podsumowanie,że mogłabym ćwiczyć więcej i mam nawet takie zamierzenia. Bardzo lubię mój pamiętnik, chyba jest dobrą motywacją. Brakuje mi czasu, dni mijają tak szybko. Dzisiaj muszę doprowadzić dom do używalności, wkradł się "mały"bałagan. No i taka wielka sterta prasowania. Mam bardzo dużo pracy, nie nadążam ze wszystkim, ale jakoś tak się tym bardzo nie przejmuję. Jutro ważenie... Zauważyłam, że zawsze w czwartek sumiennie ćwiczę. Zależy mi, aby wskazówka drgnęła.
Naprawdę chcę dotrwać do końca tej diety, dla siebie, zrobić coś dla siebie...
Nie daję rady w weekendy...
Na pewno nie przytyłam. To się czuje. Zniknęła oponka w talii. Czuję się lżejsza i z pewnością lepiej wyglądam w moich ciuchach. Wygrzebuję z szafy stare sweterki i zapomniane bluzki i mam satysfakcję, bo teraz naprawdę czuję się w nich dobrze. Rękawki są nawet ciut za szerokie. Ale nowych rzeczy na razie nie kupuję. mam nadzieję,że wytrwam do Nowego Roku i wtedy może zakupię sobie coś ekstra! W tej chwili nie mam takiej potrzeby. Delektuję się tym, że i tak lepiej wyglądam niż miesiąc temu i nie muszę się uszczęśliwiać nowymi ubraniami. Zresztą moje zakupy najczęściej kończyły się źle, gdyż nie podobałam się sobie w niczym! Nie ważę się. Czekam na piątek. Weekendy są najgorsze. Mieliśmy w sobotę gości. Sałatka, jajeczka z kiełkami, pyszna kiełbaska, ciemny chlebek razowy, winko...Niby nie było źle, ale zjadłam po prostu za dużo, dla towarzystwa, w gromadzie nie umiem odmawiać, znowu problem z asertywnością...no i nie lubię zwracać na siebie uwagi. A i tak byłam jedyną, która nie piła... Z alkoholem nie mam problemu, właściwie nie smakuje mi i często odmawiam. Kiedyś lubiłam dobre wino, naleweczki czy piwko. Teraz piję wodę z sokiem. Po tym nie boli głowa...Dietę raczej trzymam, zdarzają się małe wpadki, ale na tyle małe,że nie powodują wyrzutów sumienia. Myślę, że dlatego, że na razie chudnę. boję się jednak chwili, gdy stanę na wagę, a tu tyle samo, co przed tygodniem. To byłoby dla mnie przygnębiające, a na smutek reaguję... wzmożonym apetytem!Pocieszam się tylko że ",chyba, może, na pewno" nie przytyję:)
Sukces osiągnięty! :-)
Czynniki sukcesu
- Nie jem słodyczy!
- Piję dużo wody!
- Nie podjadam wieczorami!
- Wierzę w sukces!
- Trzymam się stałych godzin posiłków!
Ładnie to wygląda, ale w ostatnim tygodniu schudłam tylko 0,5 kg. Myślę,że byłoby lepiej, ale miałam dwa dni z małymi wpadkami. Trochę przestałam wierzyć,że w tym tygodniu schudnę. A jednak! Znowu mam motywację, no i osiągnęłam 3 " poziom". Wszystko idzie zgodnie z planem. Czwarty krok milowy mam osiągnąć za 3 tygodnie. Do 21 grudnia mam schudnąć prawie 3 kg. Akurat będą się zbliżały święta. No zobaczymy!?! A dzisiaj wybieram się na zakupy z dziećmi i kupię sobie jakąś nagrodę. Będzie nią śliczny, srebrny koralik do bransoletki! Będę miała już DWA! To sprawi mi naprawdę radość!