Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Pracuję nad sobą... znów. Tym razem z większa motywacją. Chciałabym wygrać z moją otyłością. ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 32072
Komentarzy: 910
Założony: 4 grudnia 2012
Ostatni wpis: 25 maja 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Rayen

kobieta, 32 lat, Gdańsk

167 cm, 75.90 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Do początku lipca (urlop) 75kg lub mniej :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 marca 2013 , Komentarze (3)

Cześć dziewczyny. 
Dawno mnie nie było... myślałam, że dobrze mi idzie... 
No ale przyszła taka zła pora, kiedy nie potrafiłam powiedzieć "nie" , no i teraz znów moja waga krąży tak między 85, a 87. Koszmar. 
W dodatku nachodzą mnie różne czarne myśli i nie umiem się ich wyzbyć. Czuję się taka... taka jakaś zasiedziała. Niby wiosna, niby nie korzystam z tramwajów, autobusów i robię spore kilometry spacerując. Ba! Chodzę dwa razy w tygodniu na Fat Burning! I co? I nic.
W dodatku winne są chyba tak małe przyjemności, jak soczki zagęszczone typu "Kubuś". Współlokator mnie tym tak zaraził, że teraz co najmniej 3-4 litry tego potrafimy w tygodniu wypić. 
Margaryna? Cukier? Zapomniałam już jak się tego używa. 
Jedyny tłuszcz, jaki mi jeszcze został, po za tym na mnie, to oliwa z oliwek. 
A! I zaczęłam zmuszać się do jedzenia produktów rybnych. Paskudnie to smakuje, ale podobno ryby są zdrowe. 

Zastanawiam się, czy przy takiej wadze, to nie jest już zaczynanie od początku? 
Po takim czasie wracam znów do Vitalii, by szukać motywacji i pomysłów na dietę. 
Zobaczymy co z tego wyniknie.

Pozdrawiam Was Serdecznie 

21 grudnia 2012 , Komentarze (2)

Hej :)
Na wstępie przepraszam te z Was, które zaglądają tu, za brak regularnych wpisów. 
Jakoś tak mętlik się zrobił i nie znajduję czasu dla siebie tyle, ile bym chciała go mieć. 

Co do mojej diety, to jest to obecnie dieta, jak nie dieta. 
Czemu tak? A no bo zdarzyło mi się wczoraj przegryźć chipsa.. może dwa.. ewentualnie osiem, jednak ostro trzymam się zasady, by nie jeść słodyczy. To już 18 dni bez cukiereczka, czekoladki i temu podobnych... ajć, a święta tak blisko i aż czuję te pierniki, które piekła moja babcia. Jak tu wytrzymać? :/ 

Smażonych łakoci (prócz naleśników, ale je byłam sobie w stanie wybaczyć, bo właściwie nie były na oleju) również sobie odmawiam. W tym wypadku jednak nie ma problemów. Nawet na Wigilii się nie boję smażonego karpia, bo zwyczajnie nie lubię ryb, a słynnego karpia to już w ogóle nie tknę. Chociaż ... śledzika w sosie pomidorowym z puszki to ostatnio zjadłam. Nie wiem jakim cudem, ale dałam się namówić... i nawet był zjadliwy. 

Posiłki staram się jeść regularnie - tj. zjadam śniadanie, po 3-4h. zjadam jakiś batonik musli/marchewkę/jabłko/pomarańcz/garść suchego błonnika z biedronki, na obiad jakaś "niespodzianka" w postaci tostów/gotowanego makaronu z sosem pomidorowym/rosołku/gołąbka etc. , później za 3-4h znów jakaś przekąska, a dalej to już lekka kolacja i zapijanie się herbatami, by nie czuć nocnego głodu. 
Źle na tym raczej nie wychodzę, bo póki co moja waga tylko zatrzymuje się lub spada. 

Jeśli chodzi o ćwiczenia, to chodzę ...  dużo chodzę. Spaceruję minimum pół godzinki dziennie, szybkim tempem - idąc na wydział. Poza tym raz w tygodniu mam 1,5h nordic walking i staram się chociaż jeden wieczór poświęcić na jakieś ćwiczenia. Zwykle jest to jakieś 30 minut do godziny i robię sobie brzuszki oraz wykonuję jakiś zestawik z Youtube. 
Dużo tego nie ma, ale w nowym roku dojdzie jeszcze 1,5h fat burning'u przed sesją.
Na wiosnę myślę o jakimś klubie fitness, ale zastanawiam się czy to faktycznie ma sens.    Nawet nie wiem do końca jak tam taki trening wygląda.. 
A może Wy coś na temat klubów fitness wiecie? Warto, nie warto? Jak to z nimi jest? 

A tak na koniec świata postanowiłam się zmotywować i wrzucić tu jakąś fotkę, która powie mi "walcz kobieto!" .

Walcz Kobieto, bo jest o co! :) 

10 grudnia 2012 , Komentarze (2)

Zawaliłam trochę to pisanie ostatnimi czasy.
Zbyt bardzo pochłonęła mnie wizja administrowania i tak jakoś zatopiłam się w pracy. 
Mimo wszystko bilans słodyczy od 7 dni wynosi 0! :] Jedyne co zrobiłam "źle" z tymi słodkościami to spróbowałam (dosłownie łyżeczkę) ciasta mojej współlokatorki. Było pyszne, ale to musi mi starczyć.

Trzymam dietę i nie jem tłusto, słodko i dużo. Jest jednak spory problem z "regularnie". Wczoraj dla przykładu śniadanie zjadłam dopiero o 14 i był to jogutcik activia + pomarańcz.
Obiad pojawił się po 18:00 i zjadłam na niego 3 małe kromki chleba razowego z rybką z puszki i posiekaną cebulką. 
Kolacja była praktycznie "gwizdana", czyli zapiłam ją płynami (kawa + 2 herbatki).
Wiem, że to bardzo niezdrowe, ale jakoś tak zabiegana jestem, że nie mam czasu na jedzenie. Nie wiem jak wydziedziczyć go sobie na tyle, by jednak jeść normalnie tych 5 wskazanych posiłków. 

Dziś rano zważyłam się i zobaczyłam 86 kg. 
Jakbym tak miała chudnąć 2 kg na tydzień, to chyba źle by nie było. 

Dziś na śniadanko (ok 10:00) zjadłam sobie 2 tościki (standardowe) z szynką z kurczaka, serkiem (1 plasterek na oba tosty), pomidorkiem i cebulką. 
Na 2-gie śniadanie mam przyszykowany batonik musli, który zjem najpewniej chwilkę przed 14:00, zanim wejdę na zajęcia. 
Obiadek planowany mam na 16:30-17:00 i mam nadzieję, że go nie przesunę znów gdzieś "na kolację". 

Jej , czy tylko mi brakuje czasu na regularne jedzenie co 3-4 h? 

7 grudnia 2012 , Komentarze (1)

Hej kochane kobietki! :) 
Wczoraj były te głupiutkie mikołajki, które wprowadziły mi strasznie dużo zamieszania w dietę. Musiałam walczyć ostro ze słodyczami, których jak na złość od rana przybywało wokół mnie. Jednak dziś mogę się pochwalić tym, że nie uległam pokusom! :) 
Cukierek od Samorządu Wydziałowego (rzucili się i kupili ZoZole  lubię ZoZole.) został wrzucony do torby i przyniesiony do domku, gdzie oddałam go współlokatorce, z życzeniami od mikołaja. Okazało się, że ona kupiła dla nas (swoich współmieszkańców) po mikołaju z czekolady  i znów trzeba było borykać się z tym faktem, że stałam się posiadaczkom słodycza... i to jeszcze czekoladowego.  Zupełnie jakby świat wystawiał mnie na próbę. 
Skończyło się tym, że mikołaj stoi sobie grzecznie na półce i wmawiam sobie, że to taka moja ozdoba na święta i musi wytrzymać do wigilii. (na Wigilię wracam do domu to oddam go bratu , ha :D ) 
Jestem dumna ze swojej silnej woli! Mój bój trwa nadal, a ja z czystym sumieniem przechodzę do dnia kolejnego.

Jadłospisem dnia wczorajszego powaliłam moje współlokatorki, które podłączyły się do moich posiłków (trzeci lokator - chłopak jednej z nich, pojechał do swego domostwa, a dziś ona jedzie do niego, więc zostanę na weekend sama z Milusią, która dołączyła do naszego grona na początku listopada).
Podobno dobrze gotuje, choć zwykle takie komplementy prawi się własnie nieobecnemu lokatorowi, który kucharzy jak mało kto.  Pewnie też dlatego nie chce przechodzić na dietę ze mną. Nie potrafi sobie odmówić łakoci i swoich dobrych (ale niestety zwykle tłustych) potraw. 

Oto więc jak prezentowało się moje wczorajsze MENU
Śniadanie (7:30) : jogurt Activia wiśniowa + kanapka z szynką z piersi kurcząt + szklanka wody (później jeszcze mandarynka ok 10:00 , ale wszyscy zajadali słodycze ! )
II Śniadanie (po powrocie z zajęć czyli ok. 12:00)  : Tost Razowy z serem Gouda, szynką z piersi kurcząt, plasterkiem pomidora i plastrem cebuli + herbata zielona z ananasem.
(Tymi tostami były zachwycone dziewczęta tak bardzo, że zjadły po dwa i prosiły o częstsze robienie ich ;D ) 
Obiad (ok. 17:00) : pierś z kurczaka gotowana w bulionie z kostki, a następnie duszona na patelni w wodzie z przyprawami, bez kropli tłuszczu + marchewka tarta + herbata zielona.
(Tu znów słyszałam wiele miłych słów na temat kurczaka, który faktycznie wyszedł znakomicie, a robiłam go pierwszy raz )
Podwieczorek: podjadłam dwa grzybki marynowane 
Kolacja (ok. 20:00) : mandarynka + kubeczek rosołku od obiadu (pozostałość po gotowaniu piersi kurczaczka  )

Po kolacji wypiłam jeszcze kubek herbaty miętowej. 
Nie spałam do prawie 4 nad ranem, kończąc pracę na studia. ;/


Ćwiczenia - były! 35 minut aerobiku 
Po ćwiczeniach szklanka wody z sokiem z cytryny. 


Dziś wstałam o 10:00 i stwierdziłam, że zaspałam na laboratoria  
Chyba źle planuję całe dnie sobie. 
Muszę nad tym popracować. 
Położyłam się tylko na chwilę i dospałam do 14. 

Zjadłam śniadanie i biorę się do pracy. Dziś otwieram nowe forum z grą, więc trzeba się wziąć i spiąć. 
A na śniadanie dziś : makaron (dwa gniazdka) z jajkiem (sztuk jeden) podsmażone na patelni na kropli oliwy z oliwek + kubek herbaty zielonej z ananasem.

Za moment wypiję drugą herbatę, ale najpierw chyba jeszcze poćwiczę, póki nikogo nie ma w domku :) 

6 grudnia 2012 , Komentarze (4)

Witajcie :)
Minął ten głupi drugi dzień i właśnie zaczynam trzeci...

Byłam na tych zakupach rano i zakupiłam nad to co planowałam kilogram marchewki i 6 mandarynek, by w chwili słabości jednak nie jeść czegoś większego albo (co gorsza) nie zdrowego. 

Mój wczorajszy jadłospis:
Śniadanie (ok. 10:30, bo tak wywlokłam się z łóżka) : 2 x kromka chleba razowego z szynką + herbata zielona z maliną i żurawiną.
II Śniadanie (13:50 - w przerwie między zajęciami) : 7days + tymbark jabłko-mięta. (o czym napisze niżej)
Obiad (ok. 17:00) : błonnik (dwie garście) zalany jogurtem naturalnym Activia + herbatka zielona z ananasem.
Przekąska (ok. 18:00) : Marchewka
Kolacja ( ok. 20:30) : kromka chleba razowego z szynką z piersi kurczaka + 2 łyżki grzybków marynowanych + herbata zielona z ananasem.

Po kolacji : kieliszek likieru czekoladowego (przyjaciółka z którą mieszkam zdała prawko), herbata czerwona.

Wiem, jestem zła z tym dojadaniem, ale ... no nie ważne. Jestem zła :( 
W każdym bądź razie, teraz wytłumaczę się z tego 7days'a i tymbarka, które brzydko zniszczyły cały piękny grafik... 
Pod koniec zajęć pierwszych (mniej więcej ok. 13:15), zaczęło mi strasznie jeździć w brzuchu. Normalnie, aż wstyd!  Musiałam coś zjeść... (poza tym miałam do połknięcia tabletkę, więc potrzebowałam wody). Skoczyłam więc w przerwie do wydziałowego bufetu, a tam... NIE MA WODY! Byłam w ciężkim szoku, że nie można dostać butelki czystej, niegazowanej wody, że o gazowanej nie wspomnę. No a popić czymś trzeba, więc.. wybrałam (jak mi się zdaje) najmniejsze zło, którym był tymbark jabłko-mięta. Gdy Pani z bufetu szła po tą mała buteleczkę minęła półkę z rogalikami i... ajj.. jak mi w brzuchu znów zaburczało .. no i jak wróciła to aż nie dałam rady ugryźć się w język, by nie wziąć jeszcze tego głupiego 7days'a, zwłaszcza że już ten brak wody dziwnie mnie zdemotywował. No bo jak, powiedzcie JAK może nie być wody? ;/

Wieczorne podjadanie też dziś nie było zbyt mądre... ale chociaż powiedziałam sobie "Nie kobieto! Nie kanapeczka! Nie jogurcik! Zjedz marchewkę!" . To już jakiś postęp, prawda? 

No i dziś po kolacji i po męczącym dniu na uczelni, kiedy to okazało się, że program nie działał mi tylko dlatego, że nie postawiłam jednej spacji w kodzie (masakra ), postanowiłam poćwiczyć troszkę. :) Odpaliłam sobie filmik na YouTube z kanału "BeFit" i pół godzinki poskakałam, powyginałam się i pokulałam po podłodze z trenerką i dwoma laseczkami, hehe. 
Po prysznicu powiedziałam sobie, "a co tam! Wejdę na tą głupią wagę.." i... ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu 86,9 kg ! 
Jak? Ja się pytam, jak to możliwe? Już? Efekt? Ta Waga mnie chyba okłamuje... 
No ale w sumie to powinnam się chyba cieszyć... i nie spocząć na laurach, o nie! Jutro idę szybszym krokiem na wydział, chociaż zwykle w czwartki mam wolne, bo olewam wykład z Analizy Matematycznej... warto zrobić wyjątek i zażyć trochę ruchu przy okazji :) 20 minut w jedną stronę czyli.. szybkim krokiem będzie 15 (bez oglądania przy okazji wystaw sklepowych).  
Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać tendencję spadkową moich kilogramów :) 


5 grudnia 2012 , Komentarze (1)

Przetrwałam te męki dnia pierwszego i .. jakoś poszło. :) Obyło się bez pokus.

Mój jadłospis dnia:
Śniadanie : tost z serem, szynką, cebulką i plasterkiem pomidora (141 kal wg. przepisu, który znalazłam na tej cudownej stronce ) + herbata.
Obiad : Zupka pomidorowa (nie zaciągana).
Kolacja : 2x kromka chleba razowego z szynką + herbata żurawinowa.

Wstałam o 13 i stąd taki rozstrój w moim grafiku posiłków.. teraz od kolacji zapijam głód (wypiłam już herbatę zieloną i zaparzyłam sobie meliskę na dobry sen). 

Muszę wzmóc w sobie systematyczność jedzenia, by nie były to tylko 3 posiłki, albo by nie było ich 10, bo czasem jak mnie weźmie na podjadanie to... szkoda na mnie słów. 
Poza tym piję więcej, ale to nadal nie są 2 litry dziennie..
Mimo wszystko uważam jednak, że nie jest tak źle. Myślałam że będzie gorzej. ;)

Jutro z rana skoczę do sklepu po jogurt naturalny i zaopatrzę się w błonnik. Słyszałam, że pomaga, więc pora się przekonać. :) 

4 grudnia 2012 , Komentarze (3)

I nastał w końcu ten dzień, kiedy postanowiłam po raz kolejny zacząć się odchudzać.
Od jakiegoś czasu chciałam coś zmienić w swoim życiu. Ja, odważna i wesoła dziewczyna, chcę w końcu raz w życiu mieć normalną, zdrową wagę. Póki co jestem otyła, chociaż do końca taką siebie nie postrzegam. 
Co skłoniło mnie do tego, że chcę coś zmienić? 
Dwa miesiące temu rozstałam się z facetem, którego darzyłam silnym uczuciem. Wiem, że marzyło mu się bym schudła, była drobniejsza i bardziej atrakcyjna. Nie potrafiłam jednak tego przy nim zrobić (amator czekolady uwielbiał mnie nią dokarmiać). Sam miał brzuszek, ale szczerze powiedziawszy, nie przeszkadzało mi to, a wręcz lubiłam jego dodatkowe kilogramy. On jednak nie akceptował do końca moich i koniec końców, podejrzewam że był to jeden z czynników naszego rozstania. 
Chciałabym uniknąć w przyszłości takich wypadków i wreszcie nie mieć sobie nic do zarzucenia. Chcę być szczupła! 
... i własnie z takim nastawieniem, zaczynam mój "wyścig" po "złotą" sylwetkę. :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.