Witam dziewczynki!
Tak sobie siedzę i siedzę całą niedzielę i nic... Niby dietka utrzymana z jedną niewielką wpadką, ale biorąc pod uwagę, że wpadki zdarzają się mi bardzo rzadko, to czuję się rozgrzeszona. Menu dzisiejsze:
1. Musli z grapefruitem i jogurtem naturalnym.
2. Pieczone w rękawie udko kurczaka bez skórki, ryż i surówka z tartej marchewki.
3. Budyń waniliowy - to właśnie ta wpadka, ale na mleku 0,5%.
4. Grapefruit.
5. Dwie kromki razowca z szynką - "kurczak gotowany".
I tak sobie siedzę i zupełnie nie czułam się dzisiaj zrealizowana... Włączyłam you tube w poszukiwaniu jakichś podstawowych kroków zumby, ale po czasie stwierdziłam, że skoro dolna część mojej sylwetki (nogi, pośladki) jest stosunkowo najmniej otłuszczona to mogłabym ją zacząć troszkę modelować. No i tak dotarłam do 10-cio minutowego treningu pośladków Mel B. Zrobiłam dwa razy, bo za pierwszym razem często przerywałam, by sprawdzać czy ćwiczę dobrze. I dałam radę, zadowolona jestem, choć pewnie większość z Was wykonuje te ćwiczenia z palcem w nosie
. Mnie mięśnie pupska piekły jak diabli ajjj! Ale co tam... Myślę, że może udałoby mi się robić te ćwiczenia codziennie, w końcu te 10 minut minęło bardzo szybko. No chyba, że to za często, jak myślicie? Bo ja całkiem zielona jestem w tych treningach, dopiero zaczynam cokolwiek robić... Pozdrawiam!