Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

20 - letnia studentka, która postanowiła chwytać wiatr w żagle, poznać i polubić samą siebie oraz cieszyć się życiem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 7803
Komentarzy: 56
Założony: 16 marca 2013
Ostatni wpis: 7 marca 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
pati0135

kobieta, 28 lat, Warszawa

158 cm, 68.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w końcu wytrwać w postanowieniu noworocznym i schudnąć!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 marca 2017 , Skomentuj

Kochani,

tak dobrze mi szło! A później przyszły studia... Niezliczona ilość prac do oddania, zadań na wczoraj w projektach do wykonania, stres, zdenerwowanie i zmęczenie. Czy jest coś, co może bardziej popchnąć w stronę ponownego zajadania emocji i odkładania treningów na wieczne "jutro"? 

Przyznam Wam się szczerze, że mimo tego, że coraz rzadziej sięgam po niezdrowe jedzenie, to jednak dzisiaj mam tak beznadziejny humor, jakiego dawno nie miałam. Czuje się jak chomik zamknięty w samonapędzającej się destrukcyjnej machinie, który gna w stronę złego nastawienia i smutku i zapomniał, jak wyskoczyć, żeby od tego uciec. Wiem, że mam za dużo na głowie. Chciałabym się zaangażować w przedmioty, których się uczę i bardzo mnie interesują, jednak z powodu wcześniejszych zobowiązań muszę poświęcać dużo czasu dodatkowej działalności. Jest to teraz dla mnie tak frustrujące, że jak tylko muszę coś zrobić z tym związanego to zaczynam się denerwować, stresować i smucić. Ale wiem, że przez najbliższe dwa miesiące od tego nie ucieknę... mimo, że naprawdę bym chciała. 

Dlatego tutaj nie piszę. Bo przestał we mnie płonąć ten ogień, który jeszcze niedawno dopiero się na nowo rozpalał. Bo w zasadzie z powrotem wszystko jest mi obojętne, mam tylko ochotę przetrwać najbliższe dwa miesiące. Może wtedy znowu spróbuję normalnie podchodzić do wszystkiego. Jakaś cząstka świadomości uparcie mi mówi, że już to przerabiałam, że dobrze wiem jak to się skończy - i nie będzie to dobre zakończenie, jednak druga cząstka świadomości przekrzykuje, że trudno i że jeżeli nie zamknę się teraz w sobie i nie otoczę murem to po prostu już nie wytrzymam dłużej tej frustracji i wybuchnę. 

Trzymajcie kciuki, żeby te dwa miesiące minęły szybciej, niż na to się zanosi. Albo w sumie po prostu mi życzcie, żebym spała więcej niż średnio 5h dziennie. 

20 lutego 2017 , Skomentuj

Cześć :)

Stwierdziłam, że jednak nie będę Was męczyć codziennymi wpisami, ale to nie znaczy, że nie pamiętam codziennie o stopniowym naprawianiu sposobu odżywiania i ruchu ;)

Wiadomo, że najlepsze zmiany to te, które wprowadza się stopniowo i dzięki temu są najtrwalsze. Dlatego też nie próbuję od razu zejść znacząco z liczbą spożywanych kcal, jednak powoli redukuję wielkość posiłków, ograniczam podjadanie itd. 

Skąd się wziął temat dzisiejszego wpisu? Ostatnio przemyślałam, co jest dla mnie naprawdę ważne i stwierdziłam, że chyba najbardziej zależy mi na poznaniu świata i ludzi w różnych jego zakątkach. Opisywałam Wam już niedawno krótką wycieczkę z "funduszu warunkowo-podróżowego". Planuję również pojechać w przyszłym roku na wymianę międzynarodową do jakiegoś ciepłego kraju (już niedługo się okaże, do którego :D), majówkę zamierzać spędzić drugi raz z rzędu stopując po Europie, a po głowie chodzą mi wieeelkie podróże (zakochany) Jeszcze nie wiem jak na nie oszczędzić, a w przyszłości pogodzić z nimi swoją pracę, jednak od czegoś trzeba zacząć, prawda? 

W pewnym sensie w końcu ustaliłam sobie jasny, długofalowy priorytet i przyznam się Wam, że jest to wspaniałe uczucie! Wiem teraz, do czego dążę. Jeśli mam trudną decyzję do podjęcia to wystarczy, że spytam samą siebie: która opcja zbliży mnie do tego, co wyznaczyłam sobie jako priorytet? Wtedy dużo łatwiej przychodzi zdecydowanie, co zrobić - w końcu czuję, że przestałam dryfować jak statek, którym nikt nie kieruje i odbija się od brzegu do brzegu. Stanęłam za sterem swojego statku i w najbliższym czasie zabieram się do planowania swojej podróży :)

PS. Już jutro wybieram się pierwszy raz na basen po ponad półrocznej przerwie. Koooocham pływać, ale i tak... życzcie mi braku zakwasów! :D

17 lutego 2017 , Komentarze (2)

Cześć :) 

Wczoraj mnie tu nie było, ale to dlatego, że wykorzystuję ostatnie dni wolnego, żeby się powysypiać i spotkać ze wszystkimi znajomymi, którzy teraz są porozjeżdżani na studiach po najróżniejszych miastach. Przez to w zasadzie prawie wcale nie ma mnie w domu - wczorajszy i dzisiejszy dzień spędziłam czytając książki w niezliczonych autobusach i spotykając dawnych znajomych. 

To tak miłe uczucie - kiedy mimo braku kontaktu przez dłuższy czas (miesiąc, pół roku czy czasami nawet więcej!) okazuje się, że po kilku minutach rozmowy rozumiem się z kimś tak samo dobrze jak jeszcze kilka lat temu, tak samo miło spędza nam się czas i mamy wrażenie, jakbyśmy się widywali codziennie! To w tych chwilach wiem, że jest kilka osób na świecie, które zdecydowanie mogę uznać za przyjaciół na całe życie. Wiem, że to są osoby, które akceptują mnie taką, jaka jestem i mogę na nich liczyć. Wiem, że ja też dla tych osób zrobiłabym wszystko, a uśmiech na ich twarzach sprawia, że życie jest wspaniałe.

Nagle przypominają się wszystkie wspólne chwile: zabawy na boisku szkolnym, żarty klasowe, pierwsze wspólne imprezy, niezliczone spacery, niekończące się rozmowy... i przychodzi świadomość, że czasami najlepiej wspomina się te najgłupsze historie. Najbardziej niestworzone zbiegi okoliczności. A czasami najprostsze czynności. Wspólne przyzwyczajenia. Te same ulubione zapiekanki. Albo leżenie do rana w gwiaździstą noc na kocu.

Jednak tak jak teraz to wspominamy, za kilka lat będziemy wspominali teraźniejszość. Dlatego warto starać się, żeby była jak najciekawsza i chwytać wiatr w żagle! Cieszyć się z małych rzeczy, a radować z większych! 

W te dwa dni nie zdążyłam nic poćwiczyć, jednak codziennie miałam długie spacery. Cieszę się, bo zaczynam coraz bardziej patrzeć na to, co jem i jakie porcje jem, dzięki czemu udaje mi się uniknąć objadania i jedzenia pustych kalorii.

Na dobranoc zostawiam Was z: 

15 lutego 2017 , Komentarze (1)

Miłego wieczoru/dnia! (pa)

Wczorajsze + dzisiejsze zdobywanie endorfin:

  • rozgrzewka
  • cardio z mel b
  • brzuch / dzisiaj abs
  • rozciąganie

Wiem, że nie jest to dużo, jednak i tak wystarczyło, żeby mój organizm zszokował się niespodziewanie dużą jak dla niego aktywnością mięśni :D

Skąd wzięła się nazwa dzisiejszego posta? 

Pod koniec ostatniego semestru studiów nagle zorientowałam się, że mam tak duże zaległości, że będę musiała w ciągu miesiąca nauczyć się wszystkiego z kilkunastu przedmiotów, nadrobić zaległe zaliczenia i sprostać nadchodzącym egzaminom, często z trudnych przedmiotów. Byłam tak załamana, że ostatecznie postanowiłam, że utworzę sobie coś, co nazwałam "funduszem warunkowo-podróżowym". Wynosił tyle, co zapłacenie warunku z przedmiotu, który już dawno "spisałam na straty". Jednak tak bardzo chciałam wykorzystać te kilkaset złotych na krótki wypad za granicę, że zmobilizowałam się w całości i ostatecznie zaliczyłam wszystko, nawet z niezłymi wynikami. 

Moment, w którym z pozytywnym wpisem w indeksie wylądowałam za granicą po pierwszym w życiu lotem samolotem i mogłam się oddać niczym niezmąconemu poznawaniu innego kraju - CUDO! 

Dlatego już od początku uznałam, że muszę wyznaczyć sobie mierzalne i realne do osiągnięcia cele pośrednie oraz konkretne nagrody im towarzyszące, które pozwolą w czasie całej drogi do osiągnięcia celu podtrzymywać moją mobilizację. W taki oto sposób mamy:

  1. 65kg - maska do włosów firmy Anwen - jako spełnienie moich zachcianek kosmetyczno-włosowych (zakochany)
  2. 62kg - fajne buty (chodzą mi po głowie balerinki lub nowe conversy)
  3. 59kg - po butach oczywiście musi przyjść czas na... torebkę :D

Oczywiście wiąże się to z tym, że jako "typowy" biedny student muszę wcześniej odłożyć sobie pieniądze, żeby później sprawiedliwie wobec siebie kupić wyznaczone nagrody - czyli mówiąc krótko: rzadziej jeść na mieście, zrezygnować z częstego jedzenia chipsów, rzadziej pić alkohol na imprezach... No i wychodzi na to, że się dobrze składa, bo są to rzeczy, które tylko pomogą mi w osiągnięciu celu ;)

A teraz zmykam do czytania kochane, bo widzę jak coraz śmielej zerka na mnie z okładki Beata Pawlikowska <3

14 lutego 2017 , Komentarze (6)

Cześć! (pa)

Kolejny raz baaardzo długa przerwa za mną... i kolejny raz startuję z podobnego poziomu wagi (aktualnie: w okolicach 67-68 kg). Wiem, że jeśli nie będę pisać o moich próbach zrzucenia zbędnych kilogramów, to skończą się one niepomyślnie i zapewne nie wytrwam w nich dłużej niż tydzień. Dlatego też zdecydowałam po raz kolejny zacząć pisać. Możecie spytać: już tyle razy próbowałaś, dlaczego kolejny raz zaczynasz i chcesz pisać jak kolejny raz zmagasz się z tym samym? Odpowiedzi jest kilka:

  • pamiętam jak dobrze się czułam, kiedy udało mi się schudnąć 7kg - byłam naładowana endorfinami po treningach, czułam się świetnie w swoim ciele i aż wydawało mi się, że promienieję ;)
  • pamiętam jak w trudnych chwilach pomagało mi pisanie tutaj lub czytanie pamiętników innych osób, jak wielką dawkę motywacji mi to dawało
  • zaczynam kolejny raz, ponieważ chcę znowu poczuć te endorfiny i z uśmiechem patrzeć w lustro - nie chcę oglądać zdjęć z wyjazdu, na który odkładałam pieniądze kilka miesięcy z tylko jedną myślą: "jak ja wyglądam na tych zdjęciach... wstyd pokazać komukolwiek"
  • przeczytałam swoje stare wpisy - zadziwiło mnie, jak wiele z tych rzeczy zdążyłam już dawno "odkryć", "zapomnieć" na dłuższy moment, pogubić się i "odkryć na nowo" :D

Na początek podejmuję 3 wyzwania:

  1. -10kg do wakacji 2017r.
  2. przeczytanie 52 książek w 2017r. (zdecydowanie najprzyjemniejsze wyzwanie :D, 4 już za mną)
  3. w ramach automotywacji pisanie tutaj codziennie, choćby krótkiego wpisu do końca maja 2017r.

Przechodząc do sedna: dzisiaj będzie mój pierwszy trening po baaaardzo długiej przerwie. Przez ten czas nie ruszałam się w zasadzie wcale, byłam zajęta nauką, pracą (oczywiście siedzącą) i wszystkim innym, tylko nie własnym zdrowiem. Dopiero jak pogorszyło się na tyle, że trzeba było zareagować, zaczęłam odbijać się od zatopienia w prześladujących mnie złych nawykach życiowo-jedzeniowych. Dlatego ze szczerością muszę przyznać, że ze strachem zbieram się do pierwszego treningu, bo wiem, że początek będzie bardzo ciężki - a utrzymanie samodyscypliny również w jedzeniu chyba jeszcze cięższe. Życzcie mi wytrwałości i tego samego również ja Wam życzę! 

PS. Wiadomo, walentynkowy akcent musi być - pokochajmy same siebie, bo dopóki tego nie zrobimy to ciężko wymagać, aby zrobił to ktoś inny ;)

16 lutego 2015 , Komentarze (3)

Hej! :)

Sporo mnie tu nie było... ale jednak w ferie odpoczywałam, spotykalam się ze znajomymi i wgl trochę aż za duży luzik sobie zrobilam. Ale ale, nie znaczy to, że od postanowień! :)

Starałam się przynajmniej 2-3 razy w tygodniu ćwiczyć, codziennie chodzic na min. pol h na spacer. mialam troszkę zastój, bo urządzalam imprezę dla rodziny i zrobiłam mnóstwo jedzenia, pozniej wiadomo jadlam to wszystko razem z nimi, nawet bym się nie podjęła liczenia ile kcal moglam zjesc tego dnia, co byli u mnie (salatki, tort, ciastka, muffinki, makaron itd), bo bylyby to gruuube tysiace xd

Ale nie jest mi z tym zle, bo wiem, ze chcialam z nimi swietowac. Nie czulam tego jako zerwanie diety ani nic w tym stylu, bo po przejedzeniu się poszlam na godzinny spacer, metabolizm ruszyl, nastepnego dnia cwiczenia i jakos udalo mi sie nie przytyc ;)

Wracając do ostatnich dni: w sumie ckraz wiecej sie ruszam, coraz dluzsze spacery, mniej glodu, szybsze uczucie sytosci, wiec jestem dobrej myśli ;)

Ogólnie rzecz biorąc : nienawidzę buegac. Naprawdę. Jakbym miala wybrac najgorszy sport na swiecie to byloby to wlasnie bieganie (w pilce noznej mozna stac na bramce, dlatego ona nie xd). Zwykle czuje sie niekomfortowo jak biegne i mecze sie po 5minutach jak niewiadomo co.

W sobote bylo urocze swieto, ktorego jednak ja nie mam z kim obchodzic i myslalam ze chociaz moj pies mnie przytuli xd a on mnie olal! Bezczelny! Tak sie zdenerwowalam... ze poszlam biegac. Ubralam sie w czapke, szalik, ubranie termoaktywne i bluzę, mp3 w kieszen i siup. Przebieglam 7km z 5 przerwami (w tym jedna ciut dluzsza) w ok. 1h. Nie mam pojecia czy to dobry czas czy zly i w sumie niezbyt mnie to obchodzi. A wiecie czemu? Jeszcze nigdy, przenigdy w zyciu nie biegalam przez GODZINĘ (strach)


Wiadomo, dzisiaj moje uda mają słodką zemstę na mnie (o dziwo lydki nie, na lydkach nie mam nawet sladu zakwasow), w dodatku chyba zle oddychalam bo mnie troche pobolewalo gardlo i kataru dostalam. Ale bylo warto. Jak wrocilam do domu to naprawde moglam szczerze powiedzieć sobie "Jestes zwycięzcą" :)


Ps. Milych drobnostek ciąg dalszy - zmienilam trochę fryzurę, mam lepsze samopoczucie, więc częściej się umiecham :) stalam i rozmawiałam z dwoma kolegami i nagle jeden z nich stwierdzil "promieniejesz :p", a drugi to potwierdzil :) ja wiem, ze to małe błahostki, ale mało kiedy takie słyszałam np jeszcze miesiąc temu, więc teraz naprawdę uszczęśliwiają :)

5 lutego 2015 , Komentarze (2)

Cześć wszystkim! :)

Ostatnio zaczęłam się zastanawiać ile kcal powinnam dziennie zjadać i zaczęłam liczyć, ile zjadam. Wczoraj zjadłam jakieś 1400, dzisiaj ok.1600 i nie czuję się głodna - po prostu najadam się lżejszymi rzeczami ;)

Staram się  też ćwiczyć - wczoraj ok.25min, dzisiaj 50min :). Narazie ćwiczę z Mel B i nie nudzi mi się, więc myślę, że będę dalej z nią spalać tłuszcz :)

Ale co najbardziej pozytywne dzisiaj - byłam na zajęciach i nasz nauczyciel (zawsze na początku prowadzimy swobodną pogadankę o wszystkim) spytał, czy mam jakiś inny makijaż lub coś zmieniłam. Ja stwierdziłam, że nie, a on stwierdził, że jakoś inaczej, lepiej wyglądam :) nie wiedziałam o co chodzi i spytałam się koleżanki, a ona stwierdziła, że wydaje jej się, że twarzmi schudła i jakoś lepiej wyglądam, żywiej :)

Sama nawet tego nie zauważyłam, ale to było bardzo miłe i mega motywujące do dalszych ćwiczeń i dalszej zmiany na zdrowsze jedzenie! :)

"Bo jak nie my to ktooo? " ;)

4 lutego 2015 , Komentarze (3)

Hej ;)

Dzisiejszy dzień był dla mnie pełen wszystkiego - latałam po schodach chyba z milion razy nosząc pudła, pudełka, siatki i siateczki... później uprzątnęłam kuchnię, co z moim skromnym wzrostem wymagało ciągłego wskakiwania na stołek, zeskakiwania z niego, przestawiania w inne miejsce i tak w kółko ;) 

Wyszło więc na to, że pomimo krótkich  (25min) ćwiczeń i tak czułam jakbym spaliła dzisiaj z milion kalorii :D

Na koniec zostawiłam sobie to co najlepsze - przywiozłam wagę, wskoczyłam na nią... i pokazała tylko 63,5kg! Jestem w szoku! Myślałam, że będzie wynosiła może koło 64-64,5kg, nie myślałam, że uda się zejść niżej :O 

Ps. Stwierdzam, że bardzo polubiłam jedną rzecz - planowanie jedzenia. Wcześniej chwytałam co popadnie, a teraz np. zajmuję się lekcjami i rozmyślam co tu mogę sobie ugotować na obiad :) to przyjemne, jeśli później wyjdzie smaczne ;)

Głowa do góry i śmigamy ! :)

2 lutego 2015 , Komentarze (4)

Hej! :D

Minął miesiąc i ja utwierdziłam się w tym, że chcę schudnąć. Ale nie tak byle najszybciej. Byle najbardziej trwale :)

Dlatego też obserwowałam siebie i swoje nawyki. Szczerze mówiąc podsumowanie zdruzgotało mnie trochę... Nie wiedziałam, że mam aż  takie złe przyzwyczajenia. Teraz bardzo odczuwam jak szkodliwe dla mojego ciała one były i jak bardzo muszę je zmienić  (nawet i ze względów zdrowotnych).

Moje (non stop powtarzane!) błędy:

  • Ciągłe niedosypianie - teraz rozumiem, że oprócz niewyspania rzutuje to na moje zdrowie i powinnam lepiej zorganizować czas, żeby więcej spać.
  • Zajadanie emocji - stres, złość, smutek, żal - wszystkie kończyły się u mnie tak samo. Czyli z czekoladą, paczką chipsów, talerzem kanapek albo ogromną ilością czegoś smażonego. To w sumie tylko mi przeszkadzało, bo zamiast poczuć  się lepiej byłam zła na samą siebie przez to zajadanie.
  • Lekceważenie oznak dawanych mi przez organizm - tutaj wiele błędów popełniałam. Np. nie zwracałam uwagi na to, kiedy robię się najedzona. Ba. Ja nawet nie zwracałam uwagi na to, że jestem syta. Ja po prostu jadłam i jadłam i jadłam... najzwyczajniej w świecie non stop się przejadałam. No i nie wiedziałam, kiedy jestem głodna - bo takich sytuacji nie było xd z powodu....
  • Przegryzania. Non stop coś przegryzałam. Przechodziłam koło kuchni- zjadałam coś co stało na wierzchu lub wyciągałam sobie coś z lodówki. Niby małego. Jednak jak się tak przejdzie koło kuchni 10 razy w ciągu dnia... wychodzą nagle ogromne ilości.
  • Kanapeczki. Moja zmora. Zapychałam się kanapkami. W każdych ilościach. Oglądanie tv? Okej, ale na każdej przerwie reklamowej szybki skok do kuchni i 2 kanapeczki w garść.
  • Używanie ogromnych ilości majonezu. Do wszystkiego. Kanapki, sałatki, tosty, jajka sadzone - wszystko z dodatkiem tej białej bomby kalorycznej.
  • Warzywa. Lubię je bardzo, ale jakoś nigdy nie chciało mi się ich wyciągać z lodówki i wmawiałam sobie, że jak zjem dwa pomidory i surówkę do obiadu to przecież jem dużo warzyw. Teraz widzę, że wcale nie korzystałam z tego, że lubię warzywa i przy odrobinie wysiłku (zakupy i pokrojenie) mogę je mieć prawie w każdym daniu!
  • Śniadania. Kawa zagryziona chlebem z almette. Taki tam mój standard... teraz próbuję urozmaicać ten posiłek i przede wszystkim - jeść rano coś wartościowego!  Moje przykładowe śniadanie z ubiegłego tygodnia: 

(Serek wiejski, jabłko, dżem z czarnej porzeczki - domowy, pestki dyni, kilka orzechów arachidowych) 

smaczne i kolorowe :)

  • Chleb. Wszędzie chleb. Śniadanie, drugie śniadanie, podwieczorek, przekąski, kolacja - wszystko pieczywo. Kanapki, chleb z masłem do jajecznicy itd. Lekceważyłam inne potrawy, no bo najłatwiej zrobić sobie kanapkę i tyle.

Dużo tego wyszło, ale niestety taka prawda. Byłam siedliskiem złych nawyków i teraz chcę to zmienić. Wiem, że tego nie zrobię w miesiąc ani dwa i jeśli chcę to zmienić raz na zawsze i zdrowo żyć to muszę cały czas wytrwale dążyć do tego, żeby takie zachowania nie wracały.

Jednak nawet w moim podsumowaniu będzie coś optymistycznego: przez uświadomienie sobie tego wszystkiego wiem, co zmienić  i jakich zachowań nie powtarzać. Zaczęłam ćwiczyć, szukać tego, jakie ćwiczenia mi odpowiadają. Wiem napewno, że nie jest to Chodakowska - zwyczajnie mnie nudzi. Póki co próbuję z Mel B i zobaczymy czy wyjdzie ;)

Z powodu przeprowadzki nie mam wagi, więc nie mam TOTALNIE pojęcia ile ważę, ale pozostają jeszcze pomiary:

  • Biust : początkowo 106cm aktualnie 105cm
  • Talia: początkowo 80cm aktualnie  77cm
  • Brzuch: początkowo 86cm aktualnie 84cm
  • Biodra : początkowo 102cm aktualnie 101cm
  • Udo: początkowo 59cm aktualnie 58cm

Jak widzicie wszędzie COŚ ubyło, pomalutku i do celu ;) 

24 stycznia 2015 , Skomentuj

czesc ponownie! :)

Nie bylo mnie tu szmat czasu. Przyznam szczerze, że działo się u mnie mnóstwo rzeczy. Mialam bardzo wazny konkurs, pozniej musialam nadrabisc zaleglosci w szkole,  studniowka (i wszystkie przygotowania i zakupy z tym zwiazane), choroba, sprawdziany - wszystko mi sie poprzeplatalo. w międzyczasie mialam cheat meal (pizza z piwkiem w knajpie), od którego przestalam znowu myslec o tym co jem i ile tego jem, bo po czesci nie mialam czasu a po czesci ochoty (po pizzy zobsczylam 2kg wiecej na wadze :(). Pozniej malo jadlam przez chorowanie, teraz jestem chyba w punkcie wyjscia (z powodu przeprowadzki nie mam wagi, jedynie cm moge mierzyc) i powoli zaczynam zdrowiec, wiec bede mogla na spokojnie zorganizowac sobie czas na ceiczenia.

zastanawiam sie mocno nad zapisaniem sie do silowni/na fitness, mialabym wtedy regularne treningi a nie np jak znajde czas o 23 jakiegos wieczoru :D

z powrotem zaczynam myslec o tym, co jem - dzisiaj byla obserwacja, jutro zamierzam wystartowac ze zdrowym maloporcjowym odzywianiem z powrotem :) duzo lepiej czulam sie, gdy cwiczylam i mniej jadlam, dlatego mimo tego burzliwego czasu jaki ostatnio mialam nie mam NAJMNIEJSZYCH watpliwosci, ze skonczyl sie czas mnostwa roboty i luzu jesli chodzi o odchudzanie, a zaczyna okres kiedy moge znalezc czas na wszystko; )

Pozdrowiam ! :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.