Sesja została zaliczona w pierwszym, a nawet zerowym terminie, więc i ferie przyszły wcześniej i trwały dłużej, bo aż 3 tygodnie! Czas ten przeznaczyłam na odpoczynek, nadrabianie zaległości w czytaniu książek, po które już dawno chciałam sięgnąć i poprawę formy.
Dziś znów był dzień rzeźbienia nóg i pośladków, więc plan treningowy nie różnił się specjalnie od poprzedniego:
-15 x wejść na każdą nogę na skrzynię z 12 kg-owym workiem bułgarskim ->4serie
-15 x na każdą stronę powstanie z pozycji leżącej do stojącej przy drabince z 3 kg-ową piłką na barku -> 4 serie
-15 x wykrok na każdą nogę na suwnicy Smitha z obciążeniem - kolejno 10, 12,5, 15 kg -> 4 serie
-15 x przysiad z użyciem 8 kg-ego kettla -> 4 serie
-30 sek. przysiadu przy ścianie z 5 kg-ową piłką w dłoniach -> 4 razy
-15x przysiad z 12,5 kg-ową sztangą na plecach ->4 serie
-35min chodu pod górę na bieżni (powinno być 40)
Niestety wraz z powrotem na uczelnię muszę ograniczyć częstotliwość uczęszczania na siłownię z 5 do 3 razy w tygodniu. Do tego dochodzi obowiązkowy basen w każdy piątek i w co drygi czwartek 1,5 h wf-u w sali gimnastycznej. Nie jestem zadowolona z przepisu ustanawiającego obowiązkowy wf na uczelniach wyższych, ponieważ w większości (a przynajmniej moja) nie jest dostosowana do ilości studentów! Mój basen posiada tylko 3 szatnie, 2 suszarki i jedno gniazdko, a grupa dziewcząt liczy 27 osób! Później oczywiście trzeba wracać na zajęcia i teleportować się do innego budynku. Sprawa ma się jednak dużo gorzej z mojej perspektywy - kobiety, która często "łapie" infekcje miejsc intymnych i nie może używać tamponów.. A wf w sali to już w ogóle porażka - muszę wstawać o 5:30, czekać na przesiadkę 20 minut, dojeżdżać na drugi koniec miasta i później wracać na zajęcia, które trwają do godziny 20-ej. Interweniowałam już w tej sprawie, aby salę umieszczono bliżej, bo jest taka możliwość (a dużo osób z mojego roku dojeżdża zza miasta), ale potraktowano mnie z góry.. Mam nadzieję, że ten semestr zleci naprawdę szybko, bo nie uśmiecha mi się grać w unihokeja, koszykówkę, czy ręczną, bo nienawidzę tego! Nienawidzę, jak z przymusu mam ćwiczyć, coś, co nie sprawia mi żadnej przyjemności zwłaszcza, że jestem już za stara na to, by ktoś kazał mi coś robić, a tym bardziej grać w gry zespołowe..
Przez te cholerne przepisy mam rozwalony plan, kończę baaaaaardzo późno zajęcia i następnego dnia bardzo wcześnie je zaczynam.. Do tego dochodzi seminarium, ścieżka specjalizacyjna, praktyki i wykłady ogólnouczeniane..
Cóż.. jestem bezsilna wobec systemu, więc muszę przetrwać..