Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chciałabym wrócić do mojej poprzedniej figury

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1953
Komentarzy: 43
Założony: 6 września 2016
Ostatni wpis: 18 października 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
xandii

kobieta, 52 lat, Ustka

175 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 października 2016 , Komentarze (10)

dawno nie pisałam - taki mały odwyk od kompa ;)  kilka dni temu zdarzyła mi się pewna sytuacja: szłam sobie jak człowiek w sukience takiej do połowy uda. Znacie tę długość: mini, ale nie mini ;) spotkałam pewna starsza Panią, którą znam od lat: już dość wiekowa, ale całkiem na chodzie. Witamy sie miło i dość wylewnie, bo naprawdę lubię kobiecinkę, gadamy co tam w naszych światach słychać, aż ona mówi:" wiesz co, matka dzieciom to już chyba nie powinna takich kłusych spódniczek nosić. No kochana, toż kolana Ci widać!!! " Na moje szczęście ona nie wie, że jestem po czterdziestce, bo pewnie dopiero by mi sie oberwało :))))  Jakoś tam coś odpowiedziałam i nie drążyłyśmy dalej tematu ( to naprawde bardzo fajna babcia, więc nie widziałam powodu, żeby sie obrażać, zawstydzać, czy bronić - ot, ma takie poglądy i już) ale zastanowiło mnie, czy naprawdę po czterdziestce, pięćdziesiątce czy nawet dalej nie wypada zakładać krótszej spódniczki o ile ma się ku temu warunki? Nie wypada  latem ganiać w dzinsowych spodenkach, mieć długie włosy, nosić szelki do spodni, mieć kolczyk w pępku (przecież tego miejsca nie widać, nie chodze z brzuchem na wierzchu, a paradoksalnie właśnie kiepski wygląd kolczyka na wystającym brzuszku zmotywował mnie do zabrania się za siebie) , słuchać Alice in chains i Pearl Jam ( no co, nadal ich uwielbiam, a w ogóle to Kurt żyje :D) ? Lubię dzinsy, martensy, ale i wysokie  szpilki, W spódnicach za kolano wyglądam źle, bo mam dość szupłe łydki, więc moje nogi wyglądaja jak patyczki, a już w spódniczkach przed kolano wyglądam naprawdę dobrze, bo mam długie nogi - będę to powtarzać do grobowej deski: dzięki mamusiu za dobre geny :| Nie ubieram się jak nastolatka, ale wierzę w lustro, wyczucie smaku i chwili oraz  instynkt. No i jeszcze w zdanie mojej starszej latorośli - najostrzejszej recenzentki na świecie (Jacyków może sie okopać z tym, jak ona potrafi dokopać- w razie potrzeby oczywiście) Pomijając mnie: To nie fair, że latem na promenadzie starsi panowie bez oporów i z całą akceptacja ogółu przechadza się bez koszulki i w badejkach, a starsza pani w stroju dwuczęsciowym jest odprowadzana kpiącym lub karcącym wzrokiem. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to strasznie przykre. Naprawdę jako kobiety mało mamy w życiu do przejścia, żeby dodatkowo katować się stereotypami dotyczacymi wyglądu? Jesteśmy takie jakie jesteśmy, można mentalnie zatrzymać się w wieku 30 lat, a biologicznie mieć 70 i na odwrót. I co to komu szkodzi? 

1 października 2016 , Komentarze (7)

Na początek chcę bardzo podziękować dziewczynie, która pod  ostatnim  moim wpisem poradziła mi pić więcej wody: podziałało, naprawdę: waga spada :) Wdzę, ze tu raczej nikt nie  odznacza nikogo po imieniu (nicku), więc zachowam zwyczaj, ale bardzo bardzo dziękuję Ci za cenna poradę(kwiatek). Podobnie serdecznie chcę podziękować innej koleżance za radę co do stanika sportowego: obczaiłam A. i czekam na przesyłkę - Tobie również ślicznie dziękuję za cynk :)

Dieta idzie gładko - naprawde cieszę się, że zdecydowałam się na nią, bo nareszcie mam poczucie, że zdrowo sie odżywiam, najadam się do syta i chudnę. Tak - MÓJ CEL CORAZ BLIŻEJ i to szybciej, niz się spodziewałam.

Nigdy nie oceniałam wyglądu innych dziewczyn i tego uczę swoje dzieci - jeśli ktoś (obojętnie jak wygląda) chce założyc obcisłe legginsy, czy bluzkę z dekoltem do pępka - jego sprawa. Nie podoba Ci się? - nie patrz. Ale co do siebie jestem dość krytyczna i jeszcze miesiąc temu byłam załamana, że najlepiej wyglądam w workowatych tunikach.

Kiedyś byłam naprawdę bardzo zgrabna, ale żadna w tym moja zasługa. Po prostu odziedziczyłam to w genach po mojej mamie. Zresztą do tej pory moja mama ma najpiękniejsze nogi, jakie widziałam, a jest panią 60+. Taka wiecie- białoskóra Tina Turner :) Kiedyś lubiłam podkreślać swoją figurę, ubierać się tak, żeby nie odsłaniać za wiele gołego ciała, ale podkreślać szczupłą talę, długie nogi, .. A potem ciąże ( pamiętam ten szok na swój własny widok w lustrze: cycki za nisko, talia za wysoko - całkowita dewastacja, zupełnie jakbym oglądała obraz Salvadora Dali. Jedyne szczęście, że nie miałam rozstępów ), brak czasu, ale przede wszystkim ... tak tak , nie ma co sciemniać - lenistwo. Poza tym, jakoś nie wyobrażałam sobie siebie wcinającej przez długie tygodnie zupę z kapusty, albo żywiącej się listkiem sałaty na śniadanie, plasterkiem sera na obiad i szklanką wody na kolację. Ale w końcu nadszedł ten dzień, kiedy ( dobrze, że szefowa tego nie czyta ;) ) jedząc kanapkę przy kompie  w pracy zadecydowałam,że naprawdę, NAPRAWDĘ muszę coś z sobą zrobić,  że tęsknię za moim dawnym wyglądem i pobuszowałam w celu znalezienia miejsca, w którym znajdę pomoc.  A teraz po niespełna miesiącu jestem po półmetku mojej drogi - wiecie, jaka radochę sprawia mi, gdy nareszcie bez kompleksów znowu mogę założyć moje ukochane szpilki, obcisłe dżinsy i ramoneskę? I wyglądam naprawdę świetnie - a naprawdę krytycznie podchdzę do swojego wyglądu. I wiem, że będzie jeszcze lepiej.  Nie będę ściemniać - jestem z siebie dumna i czuję, że odzyskuję siebie :) 

24 września 2016 , Komentarze (2)

i minął kolejny tydzień. Waga stanęła. Ani w przód, ani w tył... no dobra, trochę w tył o dwadzieścia deko :) Ale nie rusza mnie to jakoś specjalnie. Widzę wyraźną poprawę w sylwetce: szczuplejsza talia, płaski brzuch.. naprawdę zaczynam wchodzić w moje ulubione ciuchy, które powoli zaczęły "kurczyć się w szafie" i w związku z tym lądowały w pawlaczu ;) poza tym przestrzegając diety o wiele lepiej sie czuję. Jem częściej niż przedtem ( w sumie to mam wrażenie, że cały czas coś jem ;) ) ale jest mi jakoś tak... lekko.

Zdyscyplinowałam się, zaczęłam mysleć o sobie - dla mnie to niewątpliwie o wiele więcej znaczy, niż malejący wynik ważenia. Do tej pory skupiałam się na domu, pracy, dbaniu o rodzinę, pochłaniało to mój cały czas. Teraz muszę rozplanować dzień tak, żeby mieć czas również dla siebie.   

Co do ćwiczeń, musiałam w ten tydzień  odpuścić. Dopadło mnie okropne przeziębienie. Jestem egzemplarzem, który tego typu infekcje przechodzi bezgorączkowo, ale funkcjonuję jak zombi. Nie mam siły na nic. Niestety z przyczyn zawodowych  zwolnienie lekarskie nie wchodziło w rachubę, więc w pracy typowy Kabaret DKD ( Doczekac Końca Dnia) a w domu od razu pod kocyk i hebka z cytrą. Starsza córa solidarnie pochorowała się razem ze mną, ale ona cały tydzień była na zwolnieniu i grzecznie przeleżała w łóżku.  Jak to powiedział poeta: "Jesień, ach to ty???" 

W piątek mieliśmy spotkanie integracyjne. Spięłam się i byłam. Było naprawde świetnie: ognicho, grill, muzyczka, tańce, chulanki, swawole :) Miałam w planie posiedzieć godzinkę i się zerwać. Zerwałam się.... o 1 w nocy :D a co tam, czasem trzeba poszaleć, prawda? 

13 września 2016 , Komentarze (9)

Zaczynam mieć ochotę na słodycze. Dziwne dla mnie uczucie, bo nigdy za nimi nie przepadałam, a teraz dostaję ślinotoku na widok krówki w papierku. Chyba brakuje mi  zwykłego, naszego "polskiego" buraczanego cukru :)  Póki co jestem dzielna i nie ulegam. No właśnie... póki co ;) 

Szanowny małżonek włączył się do  akcji redukowania własnej połowicy ;) W sumie to on ćwiczył zawsze- bardziej lub mniej regularnie - ja ... wiadomo, co najmniej trochę mniej regularnie, albo wręcz wcale. Teraz gdy ćwiczę, on wychodzi dyskretnie z pokoju - chyba połapał się, że krępuje mnie ćwiczenie przy kimś i wolałabym być w tym momencie sama. W niedzielę wykopał mnie prawie siłą na wycieczkę rowerową wzdłuż nabrzeża: czyli górki, dolinki i tony piachu. Rekompensatą były przepiękne widoki spokojnego morza i zachodu słońca, co  zresztą ledwie widziałam poprzez pot spływający na oczy. Wczoraj  poszliśmy na moje ulubione kijki do lasu. 

W sumie to cieszę się, że zaczął mnie motywować do ćwiczeń i jakiejkolwiek aktywności. Pośmialiśmy się, poprzekomarzaliśmy jak kiedyś, kiedy byliśmy tylko parą zakochanych dwudziestolatków. Zupełnie jak randki z własnym mężem.  Następny pozytywny aspekt mojego odchudzania :) 

A w ogóle, to muszę się pochwalić, że jutro minie dwadzieścia lat od pewnej pamiętnej imprezy w Domu Rybaka w Ustce, gdzie zaczepiłam suknią o stolik i o mały włos nie wywaliłam własnego ślubnego tortu :) 

10 września 2016 , Komentarze (10)

Wczoraj rozpoczęłam dietę. W sumie to nie byłam w stanie zjeść tak dużych ilości jedzenia :))) pewnie dlatego, że za zwyczaj pierwszy porządny posiłek jadłam dopiero po przyjściu z pracy, więc rzucałam się na żarcie i jak wilk pochłaniałąm ogromą porcję obiadu. A tu.. powolutku, spacerkiem, co jakis czas i naprawdę nie dawałam rady zjeść wszystkiego do końca.

Zaskoczyła mnie moja dzisiejsza waga.... 

W czwartek wieczorem (przed dniem pierwszym) ważyłam się i było jak byk: 73,8, czyli w zaokrągleniu tyle ile od dłuższego czasu. 

Wczoraj wieczorem (po kolacji) waga wskazywała 72,5. Hmmm.... myślę sobie "aaa tam, niemożliwe, przecież nawet doba odchudzania nie minęła"   

Dzisiaj rano z ciekawości wskoczyłam na wagę a tam....71,5 !!!! 

Nie wiem, co mam o tym myśleć: nie mam doświadczenia w dietach i odchudzaniu, ale  nie ) się jeszcze odznaczać tego wyniku ;) 

Za swoją porażkę mogę odnotować jedynie brak ćwiczeń - wiecie jak jest ... trema ;) ale poprawię się - obiecuję :)  

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

dzisiaj już poćwiczone :D czterdzieści minut biegu - kurcze, ja przez dziesięć lat w sumie tyle nie przebiegłam ! Najbardziej zdziwiło mnie to, że poza pewnym ... znudzeniem ( tak tak, w końcu zwyczajnie zaczęło mi się nudzić) nie zmęczyło mnie to jakoś specjalnie. Na drugi raz muszę zaopatrzeć się w jakąś fajną muzyczkę i będzie git. 

No i jeszcze jeden problem, o którym wcześniej nie miałam pojęcia. PORZĄDNY STANIK DO BIEGANIA! Ło matko! Myślałam, że mi moje babskie klejnoty pourywa.. Także jeśli macie namiar na jakiś fajny sportowy biustonosz, który dobrze podtrzyma biust, to będę wdzięczna za namiar - nie chcę skończyć z piersiami a'la masajka ( z całym szacunkiem dla Masajek - to podobno jedne z najpiękniejszych kobiet w Afryce :)

8 września 2016 , Komentarze (4)

Dzisiaj dostanę mój plan.... wiecie co, czuję się jak przed Bożym Narodzeniem :))) cieszę się, że podjęłam decyzję o doprowadzeniu mojego organizmu do porządku, powrotu do przyzwoitej wagi i ładnego wyglądu. 

Mam ogromna tremę czy podołam (jestem baardzo niesystematyczna), czy dam rade z ćwiczeniami (generalnie nie bardzo lubię sport, no poza taką zwykłą rekreacją na rolkach, rowerze czy z kijkami, a już wybitnie nie lubię się męczyć), czy wyrobię kondycyjnie ( moja kondycja przez siedzący tryb pracy, fajki i brak ruchu właściwie nie istnieje), Ale co tam. Wiem, że jak się uprę to wszystko mogę, a wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, ze właśnie się uparłam  :) poza tym tęsknię za fajnymi ciuchami i piękna bielizną ;) za tym zadowoleniem, kiedy patrze w lustro i zwyczajnie jestem mega zadowolona z tego co widzę. 

No nic: xandii - do boju !!! :))))    

6 września 2016 , Komentarze (1)

No to zaczynam. Trochę się boję, bo nigdy się nie odchudzałam, za to obczytana jestem w informacjach o trudach, znoju i pułapkach w jakie podczas spadania z wagi wpadały inne osoby. No ale cóż, mam nadzieję, że jestem w dobrych rękach i szybko nauczę się zdrowego trybu życia - a mój tryb do tej pory był baardzo daleki od ideału ;)   

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.