I nadszedł pierwszy kryzys...
Trzy dni minęły bezboleśnie, a dziś niestety straciłam zapał. Dieta kopenhaska to chyba nie jest najlepszy pomysł, strasznie osłabia. Poszłam na lodowisko, ale czułam jak coraz ciężej mi się jeździ na łyżwach.
Czasem się zastanawiam jak to jest, że mimo iż doskonale wiem, że nie da się szybko schudnąć, koleżankom powtarzam, że trzeba to robić mądrze, powoli i zdrowo, to jednak sama raz na jakiś czas katuję się zupełnie niepotrzebnie jakimiś dietami cud. No ale jeszcze poczekam, może przetrwam dzisiejszy dzień...
3 dzień czas zacząć
Drugi dzień mam już z głowy, zaczynamy zatem trzeci ;) Ku wielkiemy niezadowoleniu mojego mężczyzny, który uwielbia gotować ( a szczególnie dla mnie ;-)) i miałam być dzisiaj walentynkowa niespodzianka w postaci pysznej kolacji...
... I tak to jest z facetami... mówiłam mu ze sto razy, że na 13 dni ma sobie wyłączyć funkcję wpychania we mnie jedzenia, a wczoraj bardzo się zdziwił, że jak to... nie zjem w walentynki tego, co mi ugotuje... że przecież raz moge sobie odpuścić... I nie rozumie, ze właśnie nie mogę. Gdybym zaplanowała sobie dłuuugą dietę, to mogłabym czasem pozwolic sobie na małe odstępstwo, ale skoro wymyśliłam sobie 13 dniową diete kopenhsaką i trzeciego dnia tej diety sobie odpuszczę, to stracę tylko poprzednie 2 dni, bo dalsze stosowanie jej nie będzie miało sensu...
... I jak tu dogodzić facetowi... to ja chcę zrzucić parę kilo, żeby nie musiał się nie wstydzić, jak pokażez się latem na plaży w bikini ;) A on ma pretensje, że jeść nie chę ;) Ehhh....
pierwszy dzień diety zaliczony,
i to nawet dość bezboleśnie ;) przeżyłam nawet wieczór ze znajomymi w pubie, popijając grzecznie wode mineralną :) Dziś też nastawienie mam bardzo pozytywne, choć czekam na pierwszy kryzys, który pewnie niezwłocznie nastąpi ;)
początek :)
Dziś mój pierwszy dzień diety kopenhaskiej, mam nadzieję, że te 13 dni szybko minie, najważniejsze, że nastawienie mam dość optymistyczne ;)
I wracam po kolejnej dłuuugiej przerwie...
Tyle się działo przez ostatnie miesiące, że nie miałam czasu zawracać sobie głowy dietami. Poza tym najlepszym sposobem na zaakceptowanie swojej sylwetki jest ukochany mężczyzna, który mówi nam, że jesteśmy idealne ;) No ale postanowiłam jednak wrócić... od jutra zaczynam dietę kopenhaską. Moim zamiarem jest bardziej sprawdzenie mojej silnej woli niż osiągnięcie rewelacyjnych wyników. To będzie taki test wytrwałości i oczywiście strasznie potrzebuję Waszego wsparcia!!! Pozdrawiam wszytskie Vitalijki
Nie popisałam się ;-)
Właśnie się zorientowałam, że nie zajrzałam na Vitalię przez ponad 4 miesiące. Tyle się działo, że nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał. Jedyny stały motyw to moja waga, nawet nie drgnęła, no przynajmniej nie wzrosła ;) Właśnie wróciłam z urlopu, torszkę sobie pofolgowałam z jedzonkiem, ale za to dużo się ruszałam. Od jutra koniec rozpusty, wracam do Was moje drogie Vitalijki :)
:)
Strasznie zmęczona dziś jestem... w pracy mam urwanie głowy... nawet nie miałam siły nic napisać... jeszcze dwie godzinki i do domku ;)
A ja dziś o czymś innym niż dietka ;)
Tak dziś piszecie o wiośnie, radości życia i tak dalej, a ja tak się zastanawiam, z czego mam się cieszyć. Pół życia spędzam w pracy, drugie pół w szkole ;) Na horyzoncie nie widzę żadnego faceta, w którym mogłabym się zakochać ;) Ehh... do kitu z taką wiosną...
Prawie poległam ;)
To mój szósty dzień dietki... W ciągu dnia poza małymi grzeszkami raczej jest w porządku, ale to niejedzenie po godz. 18 mnie wykańcza. Czasem jak wracam wieczorem z pracy to mam ochotę rzucić się na lodówkę... Jedyna wyjście to klaść się wcześnie do łóżeczka... zatem dobranoc :)
i znowu wpadka... ;)
Miałam dziś taką straszną ochotę na drożdżówkę z serem... przed dietką zawsze lubiłam zjeśc sobie coś słodkiego do porannej kawy... i dziś nie umiałam się powstrzymać... no cóż, będę musiała to jakoś odpokutować...