Byliśmy wczoraj nad jeziorem. Fajnie, ciepło, Ola miałam dużo radości. Mała plaża trawiasta, 20-30 osób. Była młodziutka dziewczyna przy kości, około 15 lat. Pływała w jednoczęściowym stroju i leginsach do kolan. Przykro mi było, że taka młoda osoba czuje się skrępowana swoim ciałem. Była pani przy kości 35-40 lat z dzieckiem. Wchodziła do wody w krótkich spodenkach i luźnej białej koronkowej bluzce, nie moczyła ubrania. I była młoda szczuplutka dziewczyna, może z 20 lat, zgrabna, z chłopakiem. Dziewczyna siedziała na ręczniku tak, że opierała się rękami. Efekt: płaski brzuch. No ale przecież nawet bardzo szczupła osoba, jak normalnie usiądzie, ma jakieś tam wałeczki na brzuchu. To jest normalne. Do tego dziewczyna cały czas miała rozpuszczone bardzo długie włosy - nad jeziorem.
I ja sobie tak teraz myślę: dlaczego kobiety to sobie robią? Dlaczego i dla kogo? Niezależnie od wagi. Bo te pulchniejsze chowały ciało pod ubraniami, a ta szczupła przybierała pozy, w których wyglądała lepiej, mimo że to przecież to samo ciało. Ktoś nam wmówił, że mamy wyglądać jak modelki z okładek. Nie, nie musimy. O ciało trzeba dbać, od środka (odżywianie) również. Ale ciało nie decyduje o naszej wartości do ciężkiej (nomen omen) Anielki.
Ciekawe jest to, że mężczyźni jakoś się brzuchami piwnymi nie przejmowali i swobodnie chodzili w kąpielówkach. Czyli rzecz dotyczy kobiet.
Bardzo spodobało mi się kiedyś stwierdzenie, żeby nie starać się wyglądać jak modelki z okładek, bo nawet modelki z okładek nie wyglądają jak modelki z okładek. Bo są filtry, retusze itp. I taka Joanna Krupa, jak swobodnie usiądzie na ręczniku, to może też będzie miała jakąś fałdkę na brzuchu.