Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Startuję. Waga 66 kg. Niemal cztery lata terapii. Dobre leki. Większa wiara w siebie. Większa samoświadomość. Zdarzające się nawroty zachowań kompulsywnych, stanów depresyjnych i innych tego typu pyszności. Jest dopsz. POPRZEDNIE WYNURZENIA: Huśtawk
a
w pełnym rozkwicie - znów bujam się w okolicach 60 kg. Ciuchy mam na 56 kg. Albo zmieniam ciuchy albo chudnę - innej opcji nie widzę, bo chodzić w za ciasnych ubraniach nie zamierzam. Do roboty, do roboty... Zmieniłam cel odchudzania (z 53 kg na 55 kg), bo i tak mam niedowagę. Czego nie widzę - tak to jest, gdy ma się zaburzenia odżywiania i postrzegania siebie. Ale już się leczę na głowę ;) Od 5 marca 2012 r. znów staję w szranki sama ze sobą - "radośnie" dobiłam do mojej (nie)akceptowalnej granicy i przestaję się mieścić w ciuchy. Waga startowa: 59,6 kg. Cel: 53 kg. Czy ja się kiedyś pozbędę tej huśtawki, do konia klopsa? :) 13 lutego 2011 r. urodziłam drugiego brzdąca i startuję z wagą 64,4 kg. Mój cel: 55 kg (albo i mniej ;)). Udało się poprzednio, uda i tym razem, o! :) Od 8 maja 2011 zaczynam kolejną przygodę z dietą Smacznie Dopasowaną oraz z Thermalem Pro :) Teraz, Kochani, to ja zamierzam tyć :) Ale nie chcę przybrać 23 kg, jak w pierwszej ciąży (mój kręgosłup mnie znienawidził...), tylko zrobić to jakoś z głową :) Zastanawiam się, czy V. mi w tym pomoże... Wróciłam. Po raz kolejny... Dwa razy się udało, to i trzeci raz się dźwignę. Nosz kurka, no - jak nie ja, to kto, grzecznie pytam? Swojego wymarzonego celu nie zaznaczam, bo mnie V. zablokuje na amen i co ja bidna pocznę? Się zebrałam, to i się mi schudło :) W sumie niemal 30 kg. Ale na raty :D Urodziłam Zosieńkę 30 września 2008 r. a że w ciąży niestety przybrałam dużo za dużo (z 56,10 kg do 78,80 kg. Waga 71,80 kg odnosi się do dnia, kiedy wróciłam ze szpitala do domu), to od 4 stycznia wróciłam na łono Vitalii z dietą Smacznie Dopasowaną. Po zrzuceniu 16 kilogramów zbędnego balastu i dobiciu do 55,8 kg - czyli wagi niższej, niż w momencie zajścia w ciążę - od 16 marca rozpoczęłam pierwszy (przejściowy) etap vitaliowej diety stabilizacyjnej, skończyłam też w II etap - zwiększania kalorii :) Na pasku zaznaczyłam cel 53 kg - głównie dlatego, żeby mieć jakiś cel i się nie rozleniwiać :) Teraz, oprócz stabilizacji wagi, skupiam się na pozbyciu się pociążowej fałdy brzusznej. Przy pomocy ćwiczeń na AB Rocket, w ramach akcji "Wyprawa na Księżyc" :) Mój wpis przy pierwszym 53 kg: UDAŁO MI SIĘ :) Dzięki diecie Vitalii. Dzięki ambicji graniczącej z dzikim i oślim wręcz uporem. Dzięki drobiazgowości. I oczywiście dzięki Wam :) DZIĘKUJĘ KOCHANI :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 398334
Komentarzy: 5717
Założony: 4 czerwca 2007
Ostatni wpis: 18 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
magdalenagajewska

kobieta, 47 lat, Gdynia

167 cm, 89.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 października 2008 , Komentarze (8)

...mi dzisiaj. Nakarmiłam z rana moją małą Pijawkę i zamiast cieszyć się, że udało się jej usnąć to siedzę z nosem na kwintę. Mała Ziaba zaprzestała zwyczaju krzyczenia tylko nocami - zaczyna też testować płucka w dzień :) Chyba, że są goście - wtedy leci pokazówka "jakaż to ja jestem spokojna i ładnie śpię" ;)
Zapisałam Zosię na pierwszą wizytę u pediatry - w poniedziałek zobaczymy, czy wszystko w porządku, czy dobrze się rozwija i czy nie nabroiliśmy czegoś z Maćkiem przez te 2 tygodnie...
A w sobotę (o ile będzie ładnie) mamy iść z Zosieńką na godzinny spacer. Oby było ładnie, bo siedzenie w domu mnie dobija! Wózek dla Ziaby mamy - bezczelnie zażyczyliśmy sobie od Dziadków (jednych i drugich) i już przyszedł. Wygląda tak:


Jest jednym z lżejszych wózków, jakie można dostać. Ale i tak wyrobię sobie niezłe mięśnie, ajejej... Moduły są trzy: gondola dla niemowlaków (takich naleśników, jak Zoszin z Bażin), spacerówka i fotelik zamochodowy (który także można zamontować na tym jeżdżącym z kółkami jako miniwózek...).

Wczoraj gościliśmy panie architekt i wykonawcę wykończeniówki naszego domu - chcieliśmy, żeby wiadomo było, do kogo z technicznymi pytaniami co do projektu :) W domu praca wre - skończone jest ogrzewanie podłogowe i wczoraj zostały zrobione posadzki. Teraz jeszcze czeka nas podbicie i ocieplenie dachu (na razie w środku) i wykończeniówka. W przyszły poniedziałek wchodzą obie ekipy. A my standardowo czekamy na transzę kredytu z mojego "ulubionego" banku  - dobre wrażenie, które wstrząsnęło mną ostatnio już się rozmyło... Niestety, kasy z kredytu i tak nam raczej nie wystarczy i zaczęliśmy myśleć o sprzedaży mieszkania. Albo zamianie tego na mniejsze z dopłatą (wtedy będziemy mieli i gotówkę i zostanie nam jakieś mieszkanie...). Trochę opornie nam to myślenie idzie, ale trzeba się w końcu z tematem zmierzyć. Zdjęć nowych domku na razie nie posiadam, bo Maciuś jeszcze nie wrzucił ich na swoją stronę.

Dzisiaj moje dziewczyny organizują babskie pępkowe :) Zostałam nawet zaproszona, he he ;) Mam ochotę wyjść z domu, chociaż na chwilę, więc pewnie na jakąś godzinę się pojawię. Uzbroję tylko Maćka w butelki z pokarmem, wyłączę wyrzuty sumienia i już. Chyba, że będę mieć dalej taki parszywy nastrój, jak w chwili obecnej, to chyba zrezygnuję - po co psuć babom imprezę nosem szorującym o podłogę.

Tęsknię trochę za pracą i za starym "porządkiem dnia". Ale już coraz rzadziej o niej myślę, coraz bardziej przestawiam się na nowe tory. Chociaż wciąż mi to opornie idzie. Jakaś dziwna jestem :|

Zmykam się oporządzić. I kotki nakarmić. I je wyczochrać. Dopominają się ostatnio pieszczot - zwłaszcza Miecio. Ale już nie podchodzą do Zosi tak straszliwie ostrożnie :) Mam nadzieję, że jakoś się "współpraca" ułoży między moimi futrzastymi a ludzkimi dziećmi...

Buziaki sama-nie-wiem-jakie-ale-nieco-skrzywione.

PS. Żeby nie było nam za różowo - zepsuła się pralka. Fajnie tak, akurat, jak do prania są ciuszki dziecięce w sporej ilości... Naprawa elektroniki średnio się opłaca, więc postanowiliśmy z Maćkiem kupić nową - już docelową, później ją przertansportujemy do nowego domu.

 

Jest szansa, że dzisiaj do nas przyjedzie nowe cudo - będę mogła poprać inaczej, jak ręcznie...

**********************************************************************************
2008-10-10 12:26:00

PS.1. Kija tam "jest szansa". Jak dobrze pójdzie, to pralka przyjdzie jutro. Grrrr...
PS.2. Waga sprzed chwili (bez zegarka, ale w staniku i skarpetach ;)): 68,3 kg.

6 października 2008 , Komentarze (8)

...są już widoczne :):):) Dwa posty niżej :) Oł je :)

Teraz piszę jedną ręką, bo drugą trzymam Zosię i ją karmię. Zaaplikowałam sobie w końcu silikonowe nakładki (wcześniej Ziaba się buntowała i nie chciała przez nie ssać) i przynajmniej nie siedzę i nie szlocham, jak w nocy ;)

Rano poszłam na ściągnięcie szwów. Nie wierzcie, jak Wam powiedzą, że to nie boli... Ale teraz mogę przynajmniej siedzieć :)

Zmykam z interka.

Buziaki poniedziałkowe :)

PS.1. Nie chodzę do pracy 3 tydzień. Dalej dziwnie...
PS.2. Jutro jest termin porodu Ziaby :) I jutro Zosieńka kończy tydzień :)

5 października 2008 , Komentarze (9)

...nie widać :( Nie wiem, dlaczego - u siebie na kompie je widzę, Wy nie :(:(:( Już nawet wlazłam w edycję wpisu, wyrzuciłam zdjęcia, wkleiłam je na nowo z nowej lokalizacji (Maciek przeniósł je u siebie na serwerze do innego pliku), zmniejszyłam i dalej dupa. Blada, sina, zbita i zimna. Może to kwestia serwerów Vitalii...
Może za chwilę będzie je widać? Na razie musicie uwierzyć mi na słowo, że Zosisko prześliczne jest :)
Dobranoc :)



PS. Nasze kotki Zosi nie zjadły i nawet powoli przestają się jej bać - coraz mniej ugiętych łap i coraz więcej zadartych ogonów w jej obecności ;) A  dzisiaj nad ranem spaliśmy sobie w łóżku w piątkę ;)

5 października 2008 , Komentarze (12)

...naszej małej Pijawki :)


Tuż po urodzeniu.


Zośka ma 7 godzin. Nie wiadomo, kto bardziej zmęczony porodem - ona, czy jej Mama ;)


Jeszcze w szpitalu.


Co się śni takiemu brzdącowi?


Szczęśliwy Tato :) Jeszcze przed pępkowym... ;)


A to dzisiaj, w bujaczku od Cioci Agi i Wujka Tomka :)

Teraz się siebie uczymy. Karmię Małą Ziabę piersią, co - jak niektóre z Was wiedzą - jest niełatwe i dosyć bolesne. Przynajmniej na początku. Ponoć tylko na początku... ;) I tej wersji będę się trzymać.
Zosieńka sporo śpi (i oby jej tak zostało!!!) - potrafi nie piszczeć o jedzenie nawet i 5 godzin, więc mam szansę trochę pospać :) Co prawda woli spać w dzień a w nocy testować siłę płucek (oj, zdrowe ma płucka...), ale się nie czepiam, jeszcze się nauczy ;)
Maciuś wziął w pracy wolne, żebyśmy mogli pobyć razem. Mam cudownego chłopa, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że lepiej trafić nie mogłam :) Chwalę go, bo mam i za co - przy porodzie był nieoceniony (gdyby nie on i położna p.Ola, to pewnie do dzisiaj bym nie urodziła...), teraz jest na miejscu i świetnie potrafi się odnaleźć - i przewinie Zosię (niezależnie od pory dnia czy nocy...) i ją kąpie (jak na razie tylko on ją kąpał :)), obiad ugotuje, na zakupy pójdzie i w chwili mojej słabości cierpliwie czeka, aż mi smutki  przejdą i jeszcze dwadzieścia róż do domu przywlecze :)
O porodzie pisać (i myśleć) nie chcę, kiedyś może do tematu wrócę. Zresztą - same wiecie, jak to jest. Ale szpital w Wejherowie polecam z czystym sumieniem. Naprawdę, warunki i opieka na wysokim poziomie. Kolejne dziecko też będzie miało w metryce "Wejherowo" ;)
Teraz powoli do siebie dochodzę, przestawiam się na zupełnie inny rytm życia. Jutro chcę iść na ściągnięcie szwów, na razie mam niejaki problem z chodzeniem i siedzeniem ;) Ale chyba się goi :)
Wagowo sama nie wiem - wczoraj widziałam 69,5 kg (jak wróciłam do domu miałam 71,7 kg). Jeszcze pewnie mi trochę zniknie, ale i czeka mnie mnie nieco pracy. Nic to. Dałam radę półtora roku temu, dam i teraz. Znaczy - nie tak od razu "teraz", poczekam do zakończenia połogu ;) Brzuch mi się kurczy, ale i tak wyglądam nieco ciążowo - ale to też zupełnie normalne.
Czasem mnie dopada przerażenie, że sobie nie poradzę, że mnie to przerasta - ale chyba każda nowoupieczona mama przez to przechodzi. Dobrze, że mam takiego fajowego chłopa... :)
I tym optymistycznym akcentem kończę i idę karmić Zosię :)

Buziaki niedzielne!

30 września 2008 , Komentarze (17)

...o 11.05, zdrową (10/10 w skali APGAR), ważącą 3,560 kg, mierzącą 57 cm Małą Ziabę :) Załapałam się jeszcze na wrzesień :):):)

Koniec niusa, wyłączam laptoka i idę spać. Nie robiłam tego od 45 godzin...

Buziaki szpitalne!

PS. Jestem zmęczona, obolała i okrutnie szczęśliwa :):):)

29 września 2008 , Komentarze (8)

...czyli - jak by nie patrzeć - jestem w 10 miesiącu :D 

Torba spakowana, dokumenty przygotowane, a niedługo jedziemy do Invikty na (ostatnią?) kontrolę. Cieszę się, że idę do lekarza, bo mam jeszcze kilka pytań i wątpliwości (żeby nie było nieporozumień: o koty pytać nie będę ;) 
)
Kręgosłup boli, trudności w oddychaniu dalej są, puchnę porannie - czyli wszystko w normie ;) Napisała mi jedna Vitalijka, że ten "katar" to po prostu jeden z przedporodowych objawów. Nigdy się wcześniej z czymś takim nie spotkałam, ale jeżeli tak to po prostu muszę przeczekać i już. Jeszcze dopytam lekarza, po to jest, no nie? :)

Wczoraj wyciągnęłam Maćka na spacer. Ekhm, wróć. Na mini spacer. No dobra, na mikrospacer ;) Zasapałam się okrutnie , kręgi się zbuntowały, no i dupa. Tęsknię za wagą (chociaż) -10 kg. Jeszcze chwila, jeszcze chwila :)

Pędzę się oporządzać. Znając życie, to jeszcze dzisiaj tu zaglądnę -  odkąd Maciuś ma nowego laptopa i nieśmiało zaczęłam korzystać z jego poprzedniego, odkryłam uroki wieczornego siedzenia z laptopem w łóżku, hy hy :)

Buziaki poniedziałkowe!

PS.1. Dzisiaj mijają 2 tygodnie mojej nieobecności w pracy. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam, jeszcze mi dziwnie, jeszcze mi brakuje. Nic to, w domu też mam zajęcie - wczoraj poukładałam (poukładaliśmy, na górnych półkach szalał Maciuś) książki 
Teraz jeszcze muszę zrobić inwentaryzację, przynajmniej będziemy wiedzieć dokładnie, czego nam brakuje :)
PS.2. Prześliczne mam futrzaki, no nie? Ziewający, wielkouchy tygrys to Antoś a elegancki, białoskarpetkowy Miś o czujnym (gapowatym? ;)) spojrzeniu to Miecio :)

28 września 2008 , Komentarze (2)

...nie mogę Ci nic odpisać, bu :( Komentarz dałaś mi boski :):):) ...ale jednak nie skorzystam ;)

28 września 2008 , Komentarze (12)

...tym bardziej, że tak naprawdę, to nie wiem, czy poznam, że to JUŻ. Monsz obiecali, że mi dokładnie powie, czy już rodzę, czy jeszcze nie, a ja mu wierzę, bo on się zna na wszystkim :D:D:D A poważnie, to wątpliwości mam sto tysięcy, głównie do własnych objawów fizjologicznych. Chociaż do terminu mam jeszcze 9 dni, chociaż jutro mam jeszcze wizytę w Invikcie, to i tak jestem na stendbaju. A co za tym idzie - Maciek też.
Kręgosłup wciąż na mnie obrażony, przedwczoraj dogadał się z prawą nogą, która także zastrajkowała i straciłam w niej częściowo czucie (na dół, po picie latał Maciek :)), puchnę dalej i rano wyglądam wręcz komicznie, zapchane  zatoki still i wciąż uniemożliwiają oddychanie, czyli tu bez zmian. (Ten "katar" to chyba jednak alergia i obawiam się, że na własne kotki - siedzę przecież z nimi na okrągło i tulę ostatnimi czasy nieco bardziej zachłannie ;))
No nic to, moje samopoczucie i zachowanie chyba jest jak najbardziej klasyczne - panika połączona z irytacją i lekkim zniechęceniem ;) Widzę, że jestem monotematyczna - jak się przyssam do czegoś, to tylko o tym piszę: jak nie ciążowe marudzenie, to praca, jak nie praca to kalorie (kiedy to było!!! :)).

Buziaki niedzielne! I trzymajcie za mnie kciuki, jak ranyyy....

PS.1 Torbę szpitalną mam już niemal spakowaną :D

*******************************************************************************

PS.2. Otrzymałam taki komentarz: "a co do kotków.. obawiam się ,że przy urodzeniu dziecka kotów będziesz musiała sie pozbyć.. koty przy przy dziecku nie mogą być.. chyba o tym wiesz bo to jest wiadome powszechnie" Jestem chyba ograniczona, bo "powszechnie dostępna wiedza" jest mi obca.  Żaden lekarz mi nie kazał pozbyć się futrzaków (ba, żaden nie sugerował...), nie znam żadnych przesłanek, które każą bezwarunkowo i natychmiast pozbyć się z domu zwierząt. Jeżeli Zosia będzie uczulona albo koty będą agresywne, to wtedy będziemy musieli coś zaradzić. Jak mnie wkurza takie bezmyślne klepanie frazesów, niepoparte żadnymi racjonalnymi argumentami. Bo "chyba o tym wiesz bo to jest wiadome powszechnie" jest rzeczywiście argumentem nie do zbicia... Taaa... A czarne koty przynoszą pecha, trzeba je pozabijać (muszę zabić własnego Mietka!!!).  A Elvis żyje, tylko porwali go kosmici. To też jest wiadome powszechnie...

PS.3. Panna usunęła mój komentarz ;) I po co tyle nerwów?

26 września 2008 , Komentarze (7)

...zakończyły się fiaskiem. Nie chce ze mną chłopak gadać, obraził się (słusznie zresztą) i dalej łupie. Nic to, muszę być od niego mądrzejsza i go po prostu wziąć na przetrzymanie :)

Puchnę też elegancko. Widok moich rąk z rana w sumie nawet mnie rozbawił :) No bo pozostało mi tylko poczekać, nic ze spuchniętymi członkami (stopy też są prześlicznej urody!) nie zrobię. Jajko się wykluje, to opuchlizna sama zaniknie :)

Jak już narzekam tak z rana, to jeszcze się Wam poskarżę na katar. A w zasadzie to raczej na zapchany nos - bo katar to przynajmniej schodzi. A to coś zagnieździło się wewnątrz moich zatok i siedzi. Jak beton. Traktuję się żelem ułatwiającym oddychanie, bo inaczej bym chyba oszalała. Nie wiem, może to jakaś alergia?

Jak sami widzicie - nastrój mam "nieco" kiszkowy. Jeszcze dochodzi mi  coraz większy strach przedporodowy (i nie pomaga mi tłumaczenie samej sobie, że to po prostu nastąpi i będę musiała przeżyć, soł nie mam co się stresować...), tęsknota za biurem i normalną wagą. No do odstrzału jestem dzisiaj, yyyyy....

Dobra, koniec mędzenia. Idę sie oporządzić (jak się człowiek wykąpie i uczesze to chyba lepiej się zrobi na duszy, co?) i może przy okazji wyłapię i pomolestuję moje futrzaste dzieciaki - one mi zawsze dobrze robiły na głowę... :)

Skwaszone buziaki!

24 września 2008 , Komentarze (6)

...to ja, Wasza armata . Jestem wielka, jak nie przymierzając śmieciara jakaś albo inna baryła - nawet toczę sie równie dostojnie, jak te beczki z reklamy bodajże Dębowego tudzież kołyszę sie na boki równie seksownie, jak kaczucha...
Swój plan ciążowego tycia wykonałam w 200%. Przytyłam nie 10 kg a 20 kg :)  Będę miała co zrzucać, oj będę miała ;) Byle mi tylko biust został... ;)
Termin urodzin Zosi mi się zbliża wielkimi krokami - na 7  października lekarz wyznaczyli, powoli zaczynam panikować ;) Ale spakowana jeszcze nie jestem, może jutro w końcu torbę do szpitala zapełnię? :)

Od 15 września nie chodzę do pracy Mam wizję niechodzenia jeszcze przez jakieś pół roku. I straszliwie mi dziwnie z tym, ajejej... I tak naprawdę to nieco mi tęskno :) Ale - tak po półtora tygodnia nieobecności w biurze - widzę, że czas na mnie był najwyższy, już nie dałabym rady dłużej... I tak na L4 poszłam dopiero od 38 tygodnia! Na zastępstwo przyjdzie młode dziewczę, na razie na czas określony, ale (daj boziu) zostanie z nami na stałe. Dziewczyna wielce sensowna się wydaje i sympatyczna. Mam tylko nadzieję, że się okrutnie nie pomyliliśmy z Jurkiem... Żaneta przyjdzie od 7 października (musi jej minąć okres wypowiedzenia w starej firmie) - więc na razie Marcin został sam z 5 spółkami. Nie zazdroszczę! Ale ja już NAPRAWDĘ nie miałam siły... Poza tym chłopisko awansowało, dostało podwyżkę - coś za coś, no nie? :)

Na chwilę obecną, zważywszy, że to środek 39 tygodnia ciąży czuję się całkiem znośnie. Niestety, mój kręgosłup  odmówił ostatnio współpracy, strajkuje boleśnie i odnoszę wrażenie, że zamierza się wyprowadzić - chyba ma dosyć takiego obciążenia. Obecnie ważę więcej, niż mój własny mąż ;) No dobra - ważymy z Zosią więcej, niż jeden Maciek :) Oprócz tego zaczęłam niestety puchnąć - rano moje dłonie są śmiesznie serdelkowate a kiedy tylko się da, to chodzę raczej boso, bo stopy słoniowacieją :) No i zgaga mnie dopadła, cholera jedna. Ale nic to - jeszcze tylko chwilka. I dieta karmiącej Matki Polki (o ile zrobi mi się pokarm...) wyleczy mnie i ze zgagi i z nadwagi. Nawet mi się zrymowało, no proszę...

Jeżeli chodzi o przygotowanie do przyjścia na świat naszej Małej Ziaby zwanej swego czasu Jajkiem, to większość rzeczy już chyba mamy. A jeżeli nawet nie, to chwila czasu jeszcze nam (chyba) została. O porodzie nie myślę, bo od razu panikuję. Po co sie stresować? Wolę w ramach relaksu, po raz kolejny oglądnąć te prześmieszne niemowlęce skarpetki :):):) Złamałam się i chociaż nie chciałam tego robić, to kupiłam Zosi jedną (prawie) różową bluzeczkę.... ;) A tak, to większość ciuszków ma w beżach i zieleniach. I pomarańczach. I turkusowe się trafiło. Wściekle turkusowe... ;)

Kotki przyzwyczaiły sie już do łóżeczka - na początku się go bały, bo oprócz tego, że nowe i wielkie (z ich perspektywy to prawdziwy smok!), to jeszcze śmierdziało tak dziwnie, drewnem :) Teraz czasem do niego się tarabanią, ale nie jest to na szczęście ich ulubione miejsce do spania. Antoś czasem włazi na przewijak... ;) Mam nadzieję, że fuczaki dobrze przyjmą Zosieńkę. I że Zosieńka nie będzie miała na nie alergii...

Domek się buduje. Znaczy wybudowany już jest, teraz się w środku robi. A to elekryka, a to niskoprądówka, a to kanaliza, a to podłogówka, a to tynki... Opóźnienie w stosunku do założonego optymistycznego planu mamy, (a i owszem) chociaż i tak od lutego ładnie nam (tfu tfu) idzie. Ale co nagle to po diable, no nie? :) Na razie spotykamy się z naszymi paniami architekt i wybieramy strasznie dużo strasznie dziwnych rzeczy. No i się zastanawiamy, czy nam kasy wystarczy - pewnie nie ;) Chociaż - i tu po raz pierwszy chyba pochwalę Polbank - podpisaliśmy aneks do umowy kredytowej na całkiem sensownych warunkach i w całkiem sensownym tempie. Teraz czekamy na kolejną transzę :) Na razie, z zewnątrz nasz domek wygląda tak:
W środku natomiast syfek, paki z  tynkiem i tony kabli :)

Idę spać, moi mili. Jak nie teraz, to kiedy się wyśpię? :)

PS. A Zosia wygląda tak:

Na tym ujęciu Maciek się jej nie wyprze, policzki ma tatusiowe :)

A tu się nam Mała Ziaba usmiecha:

Bardzo długo się wahałam, czy umieszczać jej "zdjęcia" w sieci. Ale co tam - chcę się nią już pochwalić, o!! :)

Buziaki :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.