Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Startuję. Waga 66 kg. Niemal cztery lata terapii. Dobre leki. Większa wiara w siebie. Większa samoświadomość. Zdarzające się nawroty zachowań kompulsywnych, stanów depresyjnych i innych tego typu pyszności. Jest dopsz. POPRZEDNIE WYNURZENIA: Huśtawk
a
w pełnym rozkwicie - znów bujam się w okolicach 60 kg. Ciuchy mam na 56 kg. Albo zmieniam ciuchy albo chudnę - innej opcji nie widzę, bo chodzić w za ciasnych ubraniach nie zamierzam. Do roboty, do roboty... Zmieniłam cel odchudzania (z 53 kg na 55 kg), bo i tak mam niedowagę. Czego nie widzę - tak to jest, gdy ma się zaburzenia odżywiania i postrzegania siebie. Ale już się leczę na głowę ;) Od 5 marca 2012 r. znów staję w szranki sama ze sobą - "radośnie" dobiłam do mojej (nie)akceptowalnej granicy i przestaję się mieścić w ciuchy. Waga startowa: 59,6 kg. Cel: 53 kg. Czy ja się kiedyś pozbędę tej huśtawki, do konia klopsa? :) 13 lutego 2011 r. urodziłam drugiego brzdąca i startuję z wagą 64,4 kg. Mój cel: 55 kg (albo i mniej ;)). Udało się poprzednio, uda i tym razem, o! :) Od 8 maja 2011 zaczynam kolejną przygodę z dietą Smacznie Dopasowaną oraz z Thermalem Pro :) Teraz, Kochani, to ja zamierzam tyć :) Ale nie chcę przybrać 23 kg, jak w pierwszej ciąży (mój kręgosłup mnie znienawidził...), tylko zrobić to jakoś z głową :) Zastanawiam się, czy V. mi w tym pomoże... Wróciłam. Po raz kolejny... Dwa razy się udało, to i trzeci raz się dźwignę. Nosz kurka, no - jak nie ja, to kto, grzecznie pytam? Swojego wymarzonego celu nie zaznaczam, bo mnie V. zablokuje na amen i co ja bidna pocznę? Się zebrałam, to i się mi schudło :) W sumie niemal 30 kg. Ale na raty :D Urodziłam Zosieńkę 30 września 2008 r. a że w ciąży niestety przybrałam dużo za dużo (z 56,10 kg do 78,80 kg. Waga 71,80 kg odnosi się do dnia, kiedy wróciłam ze szpitala do domu), to od 4 stycznia wróciłam na łono Vitalii z dietą Smacznie Dopasowaną. Po zrzuceniu 16 kilogramów zbędnego balastu i dobiciu do 55,8 kg - czyli wagi niższej, niż w momencie zajścia w ciążę - od 16 marca rozpoczęłam pierwszy (przejściowy) etap vitaliowej diety stabilizacyjnej, skończyłam też w II etap - zwiększania kalorii :) Na pasku zaznaczyłam cel 53 kg - głównie dlatego, żeby mieć jakiś cel i się nie rozleniwiać :) Teraz, oprócz stabilizacji wagi, skupiam się na pozbyciu się pociążowej fałdy brzusznej. Przy pomocy ćwiczeń na AB Rocket, w ramach akcji "Wyprawa na Księżyc" :) Mój wpis przy pierwszym 53 kg: UDAŁO MI SIĘ :) Dzięki diecie Vitalii. Dzięki ambicji graniczącej z dzikim i oślim wręcz uporem. Dzięki drobiazgowości. I oczywiście dzięki Wam :) DZIĘKUJĘ KOCHANI :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 397374
Komentarzy: 5717
Założony: 4 czerwca 2007
Ostatni wpis: 18 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
magdalenagajewska

kobieta, 47 lat, Gdynia

167 cm, 89.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

31 stycznia 2012 , Komentarze (13)

W nocy z czwartku na piątek (26/27 stycznia) zaginął nasz Mietas - jak wiecie jest czarno-biały, z białymi skarpetkami na tylnych łapach i czerwoną obróżką.

Około północy był widziany w okolicach pola pomiędzy ulicami Stankiewicza a Jurkiewicza, goniony przez psy :|

Być może (mamy taką nadzieję z Gajolem) nie dał się złapać, tylko uciekł gdzieś daleko, a ktoś mu zapewnił schronienie (tej nocy było minus 12 stopni). Dzisiaj było minus 17,5... W chacie mamy żałobę ("Mamo, nie płacz, ja zadzwonię do Miecia" - jak wytłumaczyć 3,5 letniej córci, że to nie jest takie proste?!?)

Jedno z ogłoszeń obejrzycie tutaj. 


Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...


Dzisiaj mam odebrać wyniki biopsji tarczycowej. Boję się.

 

Kręgosłup dalej boli. Badań nie robię, bo... No właśnie – bo? Bo głupiam, jak wał korbowy.

 

Emocje zajadam. Chemicznych pysznościowców znów używam regularnie. Tyję.

 

Źle się skończył stary rok, źle się zaczął nowy. Tyle w temacie.

26 stycznia 2012 , Komentarze (14)

...żyję,
choruję
i tyję.

Niestety.


Biegłych mam w robocie, w domu dzieciaki, my z Gajolem oboje chorzy - nie mam czasu (i siły) na nic. A nie, przepraszam - miałam czas zafarbować łeb na rudo :)


Się odezwę. Jakoś nocą pewnie... Tylko najpierw muszę zapodać przeciwusypiacza jakiegoś...

Buziaki styczniowe!

31 grudnia 2011 , Komentarze (16)

...umarła Babcia Mila. Ostatnia z moich Babć i Dziadków. Trzeciego stycznia wieczorem lecimy do Krakowa, czwartego jest pogrzeb. Niechże się ten rok już skończy...

 

Mam zapalenie stawu biodrowo-krzyżowego. Poza tym "wzmożona sklerotyzacja powierzchni stawowych jako wyraz początkowych zmian zwyrodnieniowych" nie polepsza sytuacji.  Boli, jak sam skurwysyn*** Tramadol jest ciut za silny,  ketoprofen nie działa (odważyłam się i spróbowałam). Nie mówiąc o ibuprofenie i naproxenie. I nie wiem sama co zrobić - "ćpać" tramadol, czy truć się innymi - niedziałającymi w dodatku - przeciwbólami. Niechże się ten rok już skończy...


Na chwilę obecną pozytywów w życiu jakoś nie widzę. Wiem, że są, wiem. A jednak ich nie ma. Niechże się ten rok już skończy...


Mam ochotę zwinąć się w kłębek (tylko, że, qrwa***, nie dam rady, bo mnie, qrwa***, boli!!!) i przespać ten zły czas. Niechże się ten rok już skończy...

________________________________________

***Nie, nie przepraszam.

***j.w.

***j.w.

28 grudnia 2011 , Komentarze (8)

...to dostałam tramadol. Kręgosłup współpracy ze mną odmówił stanowczo i czekam na prześwietlenie, żeby zobaczyć, co mi tam siedzi. Poszłam w końcu do lekarza, bo już mi nawet leczenie wysokimi obcasami*** nie pomagało... Lekarz orzekł, że rwa kulszowa toto nie jest, korzonki też - ale sam dokładnie nie wiedział, co innego może być. Obstawiamy zapalenie stawów. Tylko czy w kręgosłupie są stawy?? No nieważne, może jestem nietypowo zbudowana, bo tak czy siak boli.

Święta minęły pod znakiem gości, spotkań rodzinno-towarzyskich, koszmarnej ilości (pysznego, niestety... ;)) jedzenia i bólu. Prezentów masa - głównie dla dzieci - chociaż i ja się załapałam na kilka śliczniaków  :):):) I tak, jak nie lubię świąt, to te wspominam nadzwyczaj mile, mimo napiżającego i utrudniającego egzystencję słupa.

Sylwester będzie domowy, z czwórką dzieci ludzkich i dwójką dzieci futrzastych.

Chciałam się tu powymądrzać, ale wenę straciłam. Chyba Zalidar  zaczął działać, bo poziom kumania właśnie leci na mordę. Wzięłam to cudo wczoraj wieczorem, odpadłam w 5 sekund na łóżku Zosi (że niby ją kładłam do spania ;)) - w soczewkach i mejkapie. Rano zaspałam. Z racji tego, że nie bardzo można po tym prowadzić auto, najpierw odwiozłam dziecię do przedszkola, przyjechałam do roboty i dopiero dziabnęłam pilsa. Do godziny 16 kołowacizna ze mnie zejdzie...

Dobra, czas poudawać, że pracuję. Jestem tak na bieżąco, jak rzadko kiedy - nawet inwentaryzację w 4 spółkach mam już zrobioną :)

Buziaki środowe!

 

_______________________________________________________

***Dziwne to może, ale i moja Siostra i ja mamy tak, że jak za długo chodzimy na płaskim obcasie, to nas zaczynają kręgosłupy napiżać - ona ma tak po wypadku, ja po ciążach ;)

9 grudnia 2011 , Komentarze (7)

...wiecie sami, co "ja....." ;) No nie chce mi się koszmarnie! Ale ja nie o tym chciałam :)

 

Przemalowałam dzisiaj (w biurze, tja...) paznokcie z wściekłego różu na szaro-bury brąz. Powód miałam zacny - różowe nie pasowały mi do ałtfitu - czarnego ogólnie z jasnoburą tuniką. Tunika jest prześlicznej urody (dostałam od Siorry, gdy byłam w ciąży z Wojtusiem - ale nadaje się i teraz. Bardzo się nadaje ;)) Właśnie odkryłam, że jest moherowa... :D*** No, a tunikę dzisiaj ubrałam do kolczyków. Serio serio - sama je sobie szydełkiem wydziergałam i po prostu duma mnie rozpiera i musiałam je dzisiaj do pracy ubrać :):):) Wyglądają tak:


Zrobienie jednego zajęło mi jakieś pół godziny. Znaczy - pierwszego robiłam dłużej, bo musiałam wzór wymyślić (a taki skomplikowany jest... :P), ale drugi poszedł raz-dwa :) No dumna jestem i blada i cieszę się, jak gwizdek i "wogle".

Od razu zaczęłam tez kombinować jakieś inne wzory i jeden mi wyszedł nawet całkiem przyzwoicie, taka przecięta na pół kula. Kwadraciki wyszły takie sobie i chyba się nie nadają do samodzielnego noszenia - chyba, że jako podkładka pod półkule. Kombinowałam, bo kwiatki są jednak nieco strojne i nie pasują do wszystkich ciuchów, chciałam coś prostszego. Wyszło to tak:


Jednak nie ma co kombinować - kwiatki są najładniejsze :) Gaja, jeśli chcesz takie półkule albo kwiatki do burego sweterka - daj znać - wydziergam Ci w sobotę :) Kolor kordonka będzie pasował! :)

 

Co poza tym? Ano poza tym dobre wieści. Pisałam swego czasu o brzydkim rozwodzie, że jedna ze stron zachowuje się skandalicznie i że mam ochotę zelżyć i na buty napluć. Teraz mogę już pisać w nieco mniej zawoalowany sposób. Koleś przechodził trudny dla każdego faceta kryzys wieku średniego. I postanowił się odmłodzić znajdując sobie nielegalną pannę, o 17 lat młodszą (mężatą, dzieciatą...). To, że się zakochał - no trudno, zdarza się i w najlepszej rodzinie. Ale to jak się zachowywał, gdy bomba wybuchła, to, że też orzekał o winie (!!!), to, jak chciał poniżyć i zranić zdradzoną żonę na drugiej rozprawie rozwodowej (zrzucając na nią winę i wyciągając jej najbardziej traumatyczne przeżycia na poparcie chorych tez) i to, że gdy sąd orzekł winę tylko jego,on złożył odwołanie - to się w pale nie mieści. Z sił całych życzę mu jak najgorzej i nie trafiają do mnie argumenty, że nie można nikomu życzyć źle. Można :) No, w każdym razie ten pan miał czelność się odwoływać od wyroku i wczoraj sąd oddalił jego apelację przyznając racje niższej instancji - rozwód jest prawomocny a 100% winy jest jego. I dobrze tak, dziwkarzowi :):):)

 

Jak widać całkiem sympatycznie się dzieje. I oby tak dalej :)

 

Buziaki piątkowe!

 

PS. Terapię mam dzisiaj. I jakoś się boję - co mi dzisiaj tam wylezie? :>

______________________________________________

*** Szukałam metki z marką, żeby w interku znaleźć obrazek i Wam pokazać. I nie ma, jest skład, przepis prania i że włoskie. Cholerka :) Ale mam swoje zdjęcie z rana - widać i kolor tuniki i kolor różu na paznokciach - no świecą ;) I ni hu-hu nie pasują do burości :)


8 grudnia 2011 , Komentarze (12)

...wyjaśnienie jest banalne. Że ja na to wcześniej nie wpadłam!

Zawsze źle reagowałam na antykoncepcję hormonalną - po ostatnich doświadczeniach z tabletkami powiedziałam sobie "never-ever". No i po urodzeniu Wojtusia rzeczywiście nie sięgnęłam po tabletki. Lekarz polecił mi Nuvaring - nowoczesną metodę z bardzo niskim poziomem hormonów, które uwalniają się bezpośrednio w układzie rozrodczym (ależ to nieładnie brzmi! :)) omijając na przykład żołądek, wątrobę i parę innych organów. Plastry mają większą dawkę hormonów, niż to cudo, tabletek odmówiłam stanowczo - stanęło na krążku

No i wszystko fajnie, tylko czułam się przez ostatni czas jakbym miała już nigdy nie wyleźć z jamki z liśćmi, światła dziennego nie ujrzeć, na dyskotekę nie pójść i babcią nie zostać ;) No nie chciało mi się kontaktów z ludźmi wcale a jedyne co, to spać, chorować i marudzić ;) Z przyczyn różnych nie zastosowałam w ostatni piątek krążka, odstawiłam to draństwo. I to jest to! Czuję się, jakby mi klapki z oczu spadły, jakby mi jakaś zmora z piersi zlazła i dusić przestała - żyć mi się zachciało :):):) Cudowne uczucie! Nawet nie zdawałam sobie sprawy - dopóki nie zaczęło się zmieniać - jak głęboko w Czarnej Dupie*** byłam. Never-ever, Kochani, newa-ewa!

Drugim powodem poprawy nastroju jest niewątpliwie fakt pognania w kosmos zapalenia zatok. Co prawda przed sekundą dosłownie skichałam się okrutnie i z nosa mi zaczęły dziwne cosie wylatać***, ale czaszka mnie nie boli - to jest zwykły katar (albo alergia) a nie to żółto-zielono-śmierdzące*** draństwo zagnieżdżone w zatokach.

 

No, to już wiem. A ja lubię wiedzieć. I rozumieć, co się wokół mnie i ze mną samą dzieje. Samoświadomość jest pierwszym (i bodaj najważniejszym!) krokiem w terapii i chyba zaczynam już powolutku kminić o co w tym wszystkim chodzi. Ostatnia sesja była dobra, po parszywym tygodniu (i jeszcze korku tuż przed samą sesją - jechałam niemal dwie godziny!) uspokoiłam się znacznie. Nazwałam swoje emocje i wiedziałam przynajmniej z czym się mierzę, co się ze mną dzieje. Dopiero się uczę rozpoznawania stanów emocjonalnych - nawet nie wiedziałam, ile określeń znam na coś, co zazwyczaj myliłam ze złością. I jak bardzo złość różni się od np. irytacji. Jak bardzo bezsilność wpływa na rozkwit złości - widzę skutek i przyczynę, wcześniej tego nie umiałam powiązać. I tak się kręci, moi Mili :)

 

Zmieniając temat na świąteczny - mam większość prezentów :) Jeszcze mi zostało wymyślenie (i zakup) kilku "grubasów", ale większość mam. Chyba zacznę też pakować - nawet papier kupiłam :) Świąt nieodmiennie nie lubię, ale przynajmniej w tym roku - jak i w poprzednim - Wigilia będzie u nas :) Skład ten sam, powiększony o Wojtusia (w zeszłym roku był Dziecięciem Wewnętrznym) i może o Teściową Szwagierki. Się okaże. Ale 16 osób (z dziećmi włącznie, bez Teściowej Madzi) będzie na pewno... Nieźle :)

Piosenki świąteczne w radiu się już pojawiły, więc zaczynam uskuteczniać bojkot. Nie znoszę "Last-Krystmas" i innych "kom-bek-hołm-for-krystmas". W Radiu Zet kilka dni temu (w Mikołajki chyba) prowadzący zapowiedzieli "premierowe, pierwsze w tym roku" odpalenie kawałka Geroga Michaela i słychać było, że mają niesamowitą bekę z tego faktu.

 

Wracam do papierków. Chociaż, tak naprawdę, na bieżąco jestem tak, że aż się niedobrze robi ;) Zaległości też nie mam. Dziwnie... Nie, no mam co robić - choćby plan budżetu na 2012 r. dla mojego działu, ale nic to pilnego i trudnego. Tylko dłubanina taka. No dobra, spadam :) Spokojnego czwartku! :)

 

PS. Zaszalałam wczoraj i na opiłowaniu żelowych paznokci zafundowałam sobie manicure hybrydowy, na czas do kolejnego dopełnienia. Mam wściekle różowe paznokcie i jest mi z tym znakomicie. A zważywszy, że jestem dzisiaj calutka na szaro - łącznie z kolczykami:  to paznokciami po prostu świecę :)

PS. Zrobiłam sobie wczoraj w nocy przymiarkę do kolczyków szydełkowych. Znaczy, robionych na szydełku, nie z szydełka ;) Zrobiłam na razie jedną sztukę, kwiatka - bardzo prosty wzór i wyszło! Jestem przeraźliwie dumna z tego faktu i jak skończę, to się nie omieszkam pochwalić :):):)

 

_________________________________________________

*** Pisałam wielokrotnie - damą nie byłam, nie jestem i być nie zamierzam. A jeśli kłuje Cię w oko wulgaryzm, to trudno, masz pecha ;)

*** Patrz powyżej :P

*** j.w.

 

 

7 grudnia 2011 , Komentarze (4)

...jest constans. Stała znaczy. No jest, jak w mordę strzelił. Nie jem czekolady? Nie. Piję znów chemiczne? Tak. Tyle w temacie :)

Wczoraj miałam wyjątkowo dobry humor*** :) Dzisiaj nie wiem, jaki będzie, jeszcze nie postanowiłam ;)

Zamówiłam sobie od przyjaciółki prześlicznej urody kolczyki ***

  Szukałam czegoś dla córeczki innej przyjaciółki a kupiłam sobie... Ale mnie napadły i NIC nie mogłam zrobić, przysięgam! Dla Ady znalazłam coś zupełnie innego, wczoraj przyszło - aż jej zazdroszczę!!! Wklejać nie będę, bo jeszcze niechcący zobaczy ;)

Zmykam do roboty. Popracować też trzeba ;)

Buziaki śródtygodniowe.

PS. Jednak postanowiłam. Dobry :)

_____________________________________________

*** Może to te chemiczne? Na początku zawsze podnoszą nastrój - tylko później leci na ryj...

*** http://www.pakamera.pl/kolczyki-inne-pomaranczowe-plaskie-wkretki-nr529948.htm

5 grudnia 2011 , Komentarze (3)

...mijałam drzewo, całe w kwiatach i wieńcach, z mnóstwem zniczy u podstawy. I przypomniałam sobie, że jakoś rok temu (no bo chyba nie dwa?) ktoś się na nim powiesił. Wtedy - także rano, w drodze do pracy - miałam ten niefatr, że widziałam ludka... I tak mnie dzisiaj naszło - co by takiego okropnego musiało się stać, żeby się targnąć na własne życie, nie oglądając się na innych - tych, którzy zostają z rozpaczą po stracie bliskiej osoby. Nie nie - nie wymyślałam czarnych scenariuszy "co by było gdyby". Właśnie nie. Dla mnie niezrozumiała jest sama idea samobójstwa. I to mi uświadomiło, że w moim życiu jest dobrze - mimo różnych zawirowań, poplątanych i złych myśli, niefajnych spraw i nierozwiązanych problemów. Jest dobrze, skoro myśli o samobójstwie nie mam i nigdy nie miałam.

 

Weekend minął, nawet nie wiem kiedy. Tyle miałam planów, tyle rzeczy do zrobienia i trochu mi nie wyszło...

W piątek z Gdyni do Gdańska, na terapię, jechałam niemal dwie godziny! Całe szczęście Lena nie miała nikogo po mnie, więc poczekała i miałam normalną sesję. I dobrze, bo po czwartkowym armagedonie nieco sobie poukładałam w głowie i jakoś tak mi się lepiej zrobiło.

W sobotę rano byłam na zakupach z Zochliną a Gajol został z Wojtasem w chatce, bo nam się hydraulicy szwendali. Popołudniem zapakowaliśmy nasze oraz "chrzcielne" dzieci i pojechaliśmy najpierw do Luny na obiad a później do Gemini - na plac zabaw . Musimy to robić częściej. Wojtas został wpuszczony za darmo, ale siedział sobie w basenie z kulkami (tudzież turlał się na tych kulkach na brzuszku) i był prze-szczę-śli-wy! Zosia, Kajeczka i Konrad wynurzyli się z czeluści zjeżdżalniowych spoceni, zmechaceni i zadowoleni, No! :)

W niedzielę Maciuś na WSB cały boży dzień, a ja gości miałam - Rodzice i Siorra na obiad przyjechali. Oprócz obiadu wydziergałam drożdżówkę ze śliwkami - tak, świnia jestem - PYSZNA wyszła ;) Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, Zosia pośpiewała i pobawiła się z Dziadziem Tadziem, Wojtuś na czworakach pod stół nam właził. Cudnie było :) Szkoda na maksa, że i Rodzice bez Pluta przybyli i Agula bez Dżezki. Ale na razie do Wojtka psów nie wpuszczę. Jeszcze nie.

 

Zgrubłam w bebzonie. Mam dalej "chudom dupke" - jak mówi Zosiak, ale brzuszydło nieproporcjonalne mi się zrobiło*** Cóż, gdzieś ta nocna czekolada upchnąć się musi. Chciałabym do Wigilii nie jeść czekolady. Ciekawe, kiedy powiem "chcę" a nie "chciałabym". No dobra, zobaczymy, jak długo będę głucha na czekoladowe zawodzenia z lodówki "zjedz mnie, no zjedz mnie...". Dzisiaj poniedziałek - może zrobię sobie postanowienie:


"OD PONIEDZIAŁKU NIE JEM CZEKOLADY" ;)

 

Trzymajcie się cieplutko!


_______________________________________

*** Do pracy dzisiaj wybierałam ciuchy z przekleństwem na ustach. Muszę (i chcę!) znów mieć bardziej płasko (chociaż płasko to nie pamiętam, kiedy było...), niż górkowato, bo nienawidzę się przebierać 17 tysięcy razy...

1 grudnia 2011 , Komentarze (7)

...enough, inaf, I.N.A.F.

 

1. Zosię odebrałam z przedszkola, bo dzwoniły panie, że kaszel ma do odruchów wymiotnych. Nie ma dziewczę gorączki i mówi, że czuje sie dobrze. Ale chce iść do pani doktor... Nie wiem, czy puszczę ją jutro do przedszkola - zobaczymy.

2. Kocioł nam cieknie - Natalia zmienia wiaderko co 15 minut a wody straciliśmy już od ch... pana.

3. Pół dnia Natalia nie miała prądu na dole - wyskoczył korek, pewnie jest zwarcie w kotłowni, od tej cieknącej wody.

4. Nie mamy internetu. Kij wie, dlaczego. Pewnie przez tą wodę w kotłowni - jakieś kolejne zwarcie...

5. Byłam na USG tarczycy. Jeden z guzków zmienił strukturę i pani doktor zaleca biopsję. Boję się, tak po prostu. Wizytę u endokrynologa mam za dwa tygodnie.

6. Mamusia w szpitalu, na kardiologii - badają na wszelkie możliwe sposoby i ustalają nowe leki, bo nie była "zdatna do użytku" przez ostatnie pół roku.

7. Napingdala mnie znów czaszka.

8. Maciek wróci dzisiaj późno, bo ma masakrę w robocie - więc będę siedzieć z dwójeczką dzieciarów sama a jestem "w nienajlepszej kondycji"

9. Ogólnie czuję się do rzyci.

 

Bez odbioru.

29 listopada 2011 , Komentarze (12)

...czyli poprawiam sobie humor, jak się da:



Całkowicie się z Wami zgadzam - jest śliczny ;)

Buziaki wtorkowoantybiotykowe!

___________________________________________________
***Na czworaka, czy na czworakach? Odpowiedź specjalisty jest tutaj  :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.