Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

[2014-05] Biegacz amator, apostoł sportu i aktywności fizycznej. Na Vitalii jestem teraz po to, aby motywować innych i pokazać im, że droga sportowa nie jest za trudna dla nikogo. [__Ważne linki__]: [_1_] Mój manifest: http://vitalia.pl/inde
x.php/mid/49/fid/341/d
iety/odchudzanie/w_id/
8479119
[_2_] Polityka dot. znajomych: http://vitalia.pl/inde
x.php/mid/49/fid/341/d
iety/odchudzanie/w_id/
8419862
[_3_] Moje Endomondo: http://www.endomondo.c
om/profile/14544270
[_4_] Jak zostałem biegaczem: http://vitalia.pl/inde
x.php/mid/49/fid/341/d
iety/odchudzanie/w_id/
8468537
[_5_] Warsztat biegowy: http://vitalia.pl/inde
x.php/mid/49/fid/341/d
iety/odchudzanie/w_id/
8498857

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 49926
Komentarzy: 870
Założony: 16 lutego 2014
Ostatni wpis: 26 lipca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
strach3

mężczyzna, 47 lat, Warszawa

174 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 lutego 2015 , Komentarze (23)

Data Zadania Km Ocena
2015-02-16 Pn 40min spokojnie+10x(100m szybko/100m spokojnie) 10,7 Dobrze!
2015-02-17 Wt 3km rozbiegania, 3 serie po 3 podbiegi 500m z końcówką 150m po płaskim, średnio 4:47, ostatni 4:22 15,9 OK
2015-02-18 Śr 30min spokojnie+60min w temp 4:53 18,6 Dobrze!
2015-02-19 Cz regeneracja
2015-02-20 Pt 10min S2 + 60 min 4:30 + 10min S2.
życiówka na 10 km 45:59 -> 44:51
życiówka na 15 km 1:12:00 -> 1:08:32
17,7 Dobrze!
2015-02-21 So regeneracja
2015-02-22 N regeneracja

aktywności 4 , kilometraż: 62,8

Kaszel minimalnie lepiej, przyzwyczaiłem się już. Coraz częściej stosuję 10-minutowe namaczanie kulasów w zimnej wodzie, działa lepiej niż solanka. Za radą Pati i nie tylko próbuję się też przekonać do masażu na wałkach klik. Dobrze działa na zakwasy, których szybka eliminacja nabiera dużego znaczenia przy obecnej objętości - coraz częściej czuję brak świeżości w nogach na kolejnym treningu. Tylko, że taki masaż boli i trudno się przemóc, aby zrobić to odpowiednio długo. Ale krok po kroku do przodu.

Podsumowanie: W tym tygodniu znów kilometraż ponad 60 km. Forma wciąż zwyżkuje, ponownie dwie życiówki na treningu - ekstra! Na 15 km poprawiłem się łącznie o 7.5 minuty w dwóch ratach co tydzień :) Złamanie 44 min/10 km w kolejną niedzielę zaczyna się wydawać realne. Co prawda w piątek biegłem 9 sek/km wolniej niż będę musiał, ale całe 13 km tym tempem i dodatkowe 2 na otwarciu, a zapas sił jeszcze był. Tylko trzeba zmniejszyć kilometraż w tym tygodniu, aby nogi odzyskały świeżość. I tak właśnie mi trenerka na moją prośbę rozpisała. Będzie więc tylko wtorkowy normalnie ciężki trening z klubem (podbiegi), w czwartek lajcik z 10 przebieżkami i potem już w niedzielę zawody. Co prawda trochę mi brak kilometrówek w tempie startowym, ale to co zrobiłem w piątek nie było od tego odległe.

Udanego tygodnia! :)

15 lutego 2015 , Komentarze (7)

Data Zadania Km Ocena
2015-02-09 Pn regeneracja

2015-02-10 Wt 40 minut spokojnie i 20 minut ekstra na szukanie podbiegu w obcym mieście 11,4 Dobrze!
2015-02-11 Śr 15min S2+10x(podbieg 3% 200m szybko/200m spokojnie)+5.5km S2. Tempa na podbiegach średnio 4:04, ostatnie 3:50. 13,0 Dobrze!
2015-02-12 Cz 10min S2+55min S3+5min S2 (5:08/4:41). Życiówka na 15 km poprawiona o 4 minuty 15,1 Dobrze!
2015-02-13 Pt regeneracja

2015-02-14 So długie wybieganie - 2h 24,5 Dobrze!
2015-02-15 N regeneracja


aktywności 4, kilometraż: 64

W tym tygodniu wszystkie treningi w rozjazdach. Kaszel nie ustępuje, ale pod kontrolą laryngologa, badania porobione i czysto.

Podsumowanie. Plan w pełni wykonany. Kilometraż duży, jak w ub. tygodniu. Przy takiej objętości, piątego opcjonalnego treningu nie ma gdzie wcisnąć i nie ma też po co. W tym tygodniu znów życiówka, tym razem na 15 km. Plan pozwolił na najdłuższe wybieganie od wielu miesięcy - prawie 25 km. Noga podaje :)

Wnioski do wdrożenia. Niby nie zwiększam tygodniowej objętości, ale utrzymuje się na wysokim poziomie, co kiedyś już skończyło się źle. Co prawda od tamtej pory trochę się rozwinąłem ;) ale i tak na wszelki wypadek warto pilnować oznak przetrenowania (na razie brak nawet najmniejszych).

14 lutego 2015 , Komentarze (10)

Nie-biegaczy uprzedzam, że wieje nudą, ale ładna pogoda i ładny las :) Specjalnie dla tych, którzy chwilowo nie mogą biegać - taka namiastka.


11 lutego 2015 , Komentarze (4)

Na kilka dni wpadłem do Sieradza. Biegowo miasta nie znam, a tu w planie podbiegi dwustumetrowe! Co robić? Wrzucać pytanie na forum biegowe? Nieee…

Spokojnie bez paniki... Najpierw przegląd trasek, opublikowanych na Endo i Garmin Connect. Jakieś są, ale nie widać na nich wysokości. Nie tędy droga.

Chwila koncentracji… gdzieś przy rynku był taki spory spadek. Na Google Street View widać gołym okiem że jest odpowiednio stromo, a odcinek ma spokojnie kilkaset metrów. Tylko potem wydaje się wypłaszczać… trzeba najpierw zrobić wizję lokalną.

Dziś w planie super lajtowe 40 minut spokojnego biegu. Ja nie wiem, czy mi się w ogóle opłaca ubierać, rozgrzewać, potem rozciągać… Ale ufam, że autorka planu miała w tym jakiś cel. No to lecę. Wizja lokalna niestety potwierdza, że spadku jest tylko 130m, a dalej można się przekulać kawał drogi ale już po płaskim.

Uruchamiam metodę trzecią – przesiewowe badanie terenu. Pełznę przez sieradzkie ulice, mając nadzieję że wysokościomierz w zegarku działa poprawnie i wszystko rejestruje. Lecę na azymut, ale źle zapamiętałem orientację planu miasta na róży wiatrów i mimo kompasu nie mogę zawinąć pętli. W końcu wracam tą samą drogą. Mam jednego kandydata na podbieg, będzie musiał wystarczyć. Ale cały czas wyglądam czegoś innego.

Kilometr od kwatery wreszcie jest… inny biegacz! Zagaduję i mówi, że może mi pokazać podbieg. Biegniemy, gadamy, po dwóch km jest. Marny co prawda, o połowę mniej stromy niż Agrykola, ale grunt że jest. Jak potnę po 4:15 to jakoś to będzie. Pozdro dla kolegi jeśli tu przypadkiem jest i do zobaczenia za miesiąc na Półmaratonie Warszawskim :)

8 lutego 2015 , Komentarze (10)

Rozpoczynam drugie podejście do maratonu. W ub. roku na przeszkodzie stanęła kontuzja. Start docelowy: Orlen, 26. kwietnia, cel: 3:49. Mam 12 tygodni na przygotowanie, poniżej podsumowanie pierwszego.

Plan rozpisany przez trenerkę. Założenia: 4 treningi w tygodniu i piąty opcjonalny. Starty kontrolne: 10 km 1.III i Półmaraton Warszawski 29.III. Treningi rowerowe i pływackie wstrzymane, może z raz na tydzień skoczę na basen aby technika nie zardzewiała.

Data Zadania Km Ocena
2015-02-02 Pn 65 min LT z mocną końcówką 12,7 Dobrze!
2015-02-03 Wt Trening z klubem: 3 km rozbiegania, podbiegi 4 x 250m (10 min), 3 x 500m (15 min), 4 x po schodach (10 min) 10,8 Dobrze!
2015-02-04 Śr Regeneracja, leczę kaszel    
2015-02-05 Cz Dodatkowy dzień odpoczynku (migdałki zagroziły strajkiem)
   
2015-02-06 Pt Nieudana próba zrobienia mocnego akcentu, przerwałem trening aby oszczędzić siły na jutro 6,9 Źle
2015-02-07 So Mocny akcent z wczoraj udało się zrobić dziś, choć łatwo nie było. 1 km S2, 10 km S3 (42 min) po 4:40, 3 km S4 po 4:30, 1 km schł. Wciąż nie w pełni formy, ale zrobiona nowa życiówka na 10 km 45:59, jest sporo zapasu 14,7 Dobrze!
2015-02-08 N Długie wybieganie 100 min LT 20,0 Dobrze!
razem treningów 5, kilometraż: 65,1

Pulsometr po pół roku pracy padł - jak to u Garmina. Dobrze że znam orientacyjne tempa w określonych strefach wysiłkowych, to mogę biegać na tempo i z grubsza będzie ok.
Cały tydzień walka z kaszlem (innych objawów brak, płuca i oskrzela czyste). W ub. tygodniu mimo 5 dni odpoczynku od biegania brak poprawy, czyli brak związku z bieganiem, no to biegam. Poprawa dalej słaba, ale kiedyś chyba nastąpi, nie? ;)
Poza bieganiem robię deskę. W tym tygodniu mniej, zwłaszcza że widzę, że ciężkie treningi na tym cierpią. Ale mam postępy (już 4.5 min w jednym podejściu) i to procentuje przy bieganiu.

Podsumowanie. Niechcąco wyszedł największy tygodniowy kilometraż od dawna, więc teraz 48h odpoczynku. Poprawiona o pół minuty życiówka na 10 km i to na treningu, niezły początek :)

Wnioski do wdrożenia: pilnych brak

22 stycznia 2015 , Komentarze (14)

Kilka uwag na koniec.

WALORY SMAKOWE

Dla mnie bez rewelacji, produkt nie jest idealnym substytutem przekąski w sensie dostarczenia przyjemności jedzenia, ale na pewno nie odrzuca. Wierzę jednak, że trudno było dopasować poziom słodkości do upodobań wszystkich. Jest lepiej, jeśli użyć mniej wody niż zalecane 100 ml.

Po odstawieniu na trochę preparat wchłania więcej wody i gęstnieje, ale zwykle pojawiają się kluchy. Dla wygody zwykle wolałem dobrze rozmieszać i wypić od razu jako napój.

INNE OBSERWACJE

  • Ochota na słodycze – bez zmian, nie było ani przed ani w trakcie testu
  • Sensacje żołądkowe, alergie – brak
  • Wypróżnianie (to relacja z testu więc o tym też) – na początku przez kilka dni trochę inaczej, potem normalnie
  • Monotonia smaku – w krótkim okresie testu nie miałem problemu, ale w horyzoncie 2-3 miesięcy raczej miałbym. Może wprowadzą nowe smaki.
  • Pogodzenie regularności stosowania suplementu z treningami okazało się zbyt trudne, zużycie wszystkich 42 dawek wydłużyło się z 14 zaplanowanych dni o połowę, przy czym finalnego pomiaru dokonałem po 19 dniach i zakończyłem test z czterema saszetkami w pudełku. Aczkolwiek trzeba wziąć poprawkę na to, że nie każdy będzie w tak wymagającym reżimie treningowym (w 19 dni 12 treningów, 10 000 spalonych kcal, 155 przebiegniętych km).
  • Spadek wagi w pierwszej połowie testu (po 10 dniach) był o 10% szybszy niż w drugiej, z uwzględnieniem częstotliwości przyjmowania Prolavii (wyeliminowałem ze spadku wagi wpływ treningów i podzieliłem przez ilość spożytych porcji). Być może następuje jakaś adaptacja organizmu i skuteczność suplementu nieco spada z czasem. To nie musi być reguła, ale tak było u mnie.

NA ZAKOŃCZENIE

Czy polecam Prolavię? Musicie zdecydować sami, starałem się obiektywnie opisać, jak sprawdziła się u mnie. Mam nadzieję, że moje obserwacje komuś się przydadzą. Dla mnie to był ciekawy eksperyment z własnym ciałem. Czas pomyśleć o odzyskaniu masy bo wychudłem, jestem teraz szczypiorem z BMI 21 :) Choć prawdopodobnie bez tego nie złamałbym 21 minut na 5 km w ostatnią niedzielę :D

21 stycznia 2015 , Komentarze (10)

REZULTAT

Test miał trwać 14 dni, w ciągu których należało zużyć całe opakowanie kisielu, spożywając 3x dziennie po jednej saszetce pół godziny przed posiłkiem i popijając szklanką wody.

Nie starałem się schudnąć. Jadłem tak, aby być tak samo sytym, jak normalnie. Nie miałem żadnych wpadek i cheat day-ów, raz tylko zjadłem tiramisu, czego normalnie nie robię bo słodyczy od jakiegoś czasu prawie nie jem (jeszcze przed testem Prolavii). W czasie 19 dni testu na treningach spaliłem 10 100 kcal, co odpowiada 1,45 kg brutto tkanki tłuszczowej. W dni treningowe zwiększałem kaloryczność tylko trochę względem CPM nietreningowej, bo tak się przyzwyczaiłem na długiej powolnej redukcji. Można założyć, że było to ok. 150 kcal dziennie więcej w postaci dodatkowej przekąski potreningowej lub zwiększonego posiłku głównego. Przy 12 treningach w tym czasie daje to 1800 kcal, czyli 250 g fatu. Tak więc o tyle trzeba zmniejszyć wpływ aktywności fizycznej na spadek wagi, który wg moich obliczeń wyniósł 1,2 kg netto.

W tym czasie waga spadła o 2,7 kg z 68,1 do 65,4. Czyli po odjęciu wpływu sportu wychodzi, że 1,5 kg straty wynika z mniejszej podaży jedzenia. Przy czym jak wspomniałem jadłem na tym samym poziomie sytości… ale chyba było mniej podjadania między posiłkami / po kolacji, co czasem mi się zdarza (jogurt z syropem klonowym, orzechy z żurawiną, dodatkowa kanapka z miodem, mufinka owsiana, jabłko, serek homo itp.). Zdrowo, ale jednak chyba nadmiarowo z punktu widzenia redukcji – a podczas testu w ogóle nie czułem takiej potrzeby. Zawartość wody w ciele raczej nie zmieniła się zauważalnie (po treningu zawsze nawadniam się odpowiednio). Zatem stracone 1,5 kg wagi można tłumaczyć wpływem Prolavii.

Podsumowując, uważam że wyłącznie dzięki Prolavii schudłem o 1,5 kg, nie zużywając nawet całego opakowania przeznaczonego na 2 tygodnie (zostały 4 saszetki). Bez żadnego wysiłku, ale trzymając się założenia, że uzysku nie mogę przejeść np. w postaci tiramisu w kawiarni :) Nie wiem, czy jest tu jakiś efekt synergii uzyskany dzięki aktywności fizycznej, pewnie nie, zatem te 1.5 kg z czystym sumieniem mogę przypisać truskawkowemu kisielkowi. Spodziewałbym się takiego efektu gdybym faktycznie celowo ograniczał porcje, ale tego nie robiłem i jestem pozytywnie zaskoczony.

cdn.

20 stycznia 2015 , Komentarze (10)

Nie czytać, będzie nudno ;) Ciekawy będzie następny wpis.

WSTĘP I ZAŁOŻENIA

Dziś opiszę, jak testowałem Prolavię – suplement diety w formie kisielu przeznaczony dla odchudzających się, firmowany przez Vitalię. Dla odchudzających się, czyli nie dla mnie. Pomyślałem, że na tym forum facetów jest mało, a nie odchudzających się jeszcze mniej, więc jestem rzadkim okazem ;) a nuż moja opinia będzie pomocna... Tak też napisałem w zgłoszeniu i o sprawie zapomniałem, aż tu nagle dostaję wiadomość, że zostałem wybrany do 50-osobowej grupy testerów :)

Po co zatem się zgłosiłem do testu, skoro się nie odchudzam? Bo czasem czuję ssanie i wiem, że to bardziej łakomstwo niż głód. Tak się dzieje zwłaszcza wtedy, gdy nie trenuję z powodu kontuzji lub (rzadziej) braku czasu. Zależnie jak długo taki okres trwa, pojawia się mniejszy lub większy problem z kontrolą apetytu i wagi. „Na nieszczęście” ;) akurat w czasie testu nic mi nie dolegało i trenowałem na pełnych żaglach.

Dlatego od początku wiedziałem, że nie będę mógł wykonać tego testu całkiem zgodnie z zasadami. Aby potwierdzić skuteczność suplementu, należałoby jeść posiłki nieco mniejsze i sprawdzić, czy nie czuję głodu dzięki uprzedniemu spożyciu Prolavii. Ja jednak uprawiając kosztowny energetycznie sport wytrzymałościowy muszę zapewnić sobie odpowiedni poziom odżywiania, aby regeneracja przebiegała prawidłowo. Problem jest tu następujący:

  • jeśli idę na trening, to posiłek powinienem zjeść bezpośrednio po nim – naczelna zasada regeneracji i okna węglowodanowego. Gdyby nawet Prolavia ograniczyła głód potreningowy, to tym gorzej dla mnie, bo na zmniejszenie świętego posiłku potreningowego pozwolić nie mogę. Poza tym błonnik hamuje wchłanianie węglowodanów, czyli gwałci moje okienko, którego staram się w miarę możliwości przestrzegać. Tak więc spożywać Prolavii po treningu nie wolno i basta
  • Może w takim razie jeść kisiel tuż przed treningiem? Nie. Po pierwsze byłoby to niezgodne z założeniami (byłoby 1.5 – 2h przed posiłkiem zamiast 0.5), i w chwili posiłku efekt sytości dawno by minął. Po drugie, nawet gdyby nie minął to patrz punkt powyżej – nie wolno. Po trzecie ryzykownie, bo przed treningiem należy błonnika unikać, inaczej można mieć problemy żołądkowe w trakcie biegu (trawienie praktycznie się zatrzymuje i błonnik będzie zalegał). Co prawda ja nigdy nie miałem problemów na tle żołądkowym, ale tylko przy normalnej diecie, a z udziałem wspomagaczy mogłoby być różnie.

Tak więc pogodzić Prolavii w czasie okołotreningowym nie dało się w żaden sposób, aby to mało sens. W dni treningowe spożywałem więc dwie porcje zamiast trzech. Na początku jeszcze próbowałem iść zgodnie z zasadami, robiłem cuda na kiju w stylu dzielenie posiłku na pół (sekwencja pół posiłku – trening – Prolavia – rozciąganie – drugie pół posiłku). Ale to było jeszcze zanim pomyślałem o gorszym wchłanianiu.

Inna kwestia – właściwie skoro suplement miałby być tylko w roli zapychacza, to można sobie kupić za małe pieniądze jakiś błonnik i byłoby tak samo dobrze, nie? Nie do końca. Wg założeń zaletą tego produktu jest jednak to, że pozwala redukować wielkość posiłków bez fundowania sobie niedoborów wartości odżywczych – bo wypełnia tą lukę witaminami i minerałami. Ja tego nie wykorzystam, bo nie obcinam świadomie wielkości posiłków, czyli w sumie zmarnuję trochę ten produkt. No ale jadając małe lunche w pracy zwykle wychodzę z nich nienajedzony i potem albo czasem ssie, albo coś przetrącam (zwykle słodkiego), albo dodatkowa kawa. Więc może jednak jakaś korzyść będzie, chociaż te 2x dziennie zamiast 3.

Rozpocząłem test 31. grudnia z wagą 68.1 kg, traktując go jako ciekawy eksperyment ze swoim ciałem.

cdn.

18 stycznia 2015 , Komentarze (10)

Nie będę dużo pisał. Rozgrzewka 3 km, parę przebieżek w tempie startowym. Pogoda dobra, chłodno, bez opadów i bezwietrznie. 950 ludzi na starcie. Start o 10:00, jedna pięciokilometrowa pętla z tych trzech, które godzinę później robią uczestnicy Biegu Chomiczówki – zawodów z 30-letnią tradycją. W tym roku się nie załapałem, ale były jeszcze miejsca na piątkę, no to siup.

Cel: 21:59. Papiery miałem na 22:14 (z życiówki na dychę z lipca, do której jak myślałem jeszcze nie wróciłem po kontuzjach).

Na starcie dużo młodzieży szkolnej. Stref nie było, więc świadom tego co będzie przepchałem się do przodu, ale i tak przez pierwsze 0.5 km mijałem truchtaczy mało nie znosząc ich w rów pędem powietrza ;) Zmęczyło mnie to, parę razy trzeba było ostro hamować, ale tętno dopiero podchodziło pod próg beztlenowy. Nowe buty niosły jak marzenie (prawie 2x lżejsze od poprzednich, więc nie ma dziwne). Normalnie założyć nowe buty na zawody to głupota czystej wody, ale to nie były ważne zawody i zaufałem intuicji. Wyprzedzałem kolejnych biegaczy, mnie aż do mety nie wyprzedził nikt. Tempa nie kontrolowałem poza upewnianiem się, że nie jestem do tyłu. Byłem coraz bardziej do przodu, ale zdałem się na wyczucie - gdyby zaczęło mnie odcinać, zwolniłbym do tempa założonego. Ale nic takiego się nie stało. Po międzyczasach widzę, że od połowy wręcz trochę przyspieszałem, czyli udało się zrobić negative split na tak krótkim dystansie :) Ostatnie 500 m to po prostu ból, ale dogonił mnie rywal, więc trzeba było powalczyć, żeby mu się urwać. Ostatnia prosta – jak zwykle na maksa. Endo zmierzyło dystans tylko 4.98 km więc nie zaliczyło życiówki na 5km, ale jest – wspaniała, pobita o 10% (choć nie wiem czy tak mogę liczyć, bo poprzednia była w trakcie zawodów na 10 km). W SMSie najpierw zła wiadomość – czas 30 sekund gorszy niż ja sobie zmierzyłem, ale potem wyprostowali i na stronie pojawił się wynik 20:41. Przy okazji poprawiłem Coopera.

Chyba zwraca się inwestycja w trening stabilizacji, nowe buty i najniższa masa ciała ever.

Jest moc :)

17 stycznia 2015 , Komentarze (7)

Jako, że waga ostatnio oscyluje wokół 66, postanowiłem dłużej nie odwlekać tego, co nieuniknione i wybrałem się na zakupy odzieżowe. Których nie znoszę, ale skoro są wyprzedaże i skoro waga już niżej nie zejdzie, to wymówek brak. Aby uzyskać rozpęd, niezbędny do otwarcia drzwi centrum handlowego (nieważne że obrotowe), pojechałem najpierw zapisać się na moją pierwszą piątkę – Puchar Bielan, jutro o 10:00. W pakiecie za 40 zł koszulka niemarkowa ale techniczna, postarali się. Plan: złamać 22 minuty, co w praktyce na tej trasie oznacza tempo 4:20. Przygotowania praktycznie brak, parę kilometrówek w tempie startowym wczoraj i w środę. Kalkulator biegowy mówi, że papierów na taki wynik nie mam. Oj, będzie trzeba zap...

A potem nalot na M&S. Żegnaj rozmiarze L, nawet nie zdejmowałem z wieszaków tych wielkich worków. Witaj pierwsza w życiu koszulko slim type. Nie do wiary, nawet jedna S się załapała, heh, prawdziwy kosmos u ex grubasa. Dlaczego tu nie mają w ogóle spodni mniejszych niż 81 w pasie z nogawkami normalnej długości, tylko jakieś rybaczki? Nie to nie, inny sklep zarobił na dżinsach. Kołnierzyk 1 rozmiar w dół. Na nowy garnitur zabrakło mi siły, zresztą za duży wydatek żeby ryzykować zakup bez wsparcia jakiejś skrzydłowej płci przeciwnej. 

Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku uderzyłem do Ergo po buty biegowe. Stare wierne Asicsy Gel-Cumulus GTX mają już ponad 1700 km, czyli 2x za dużo jeśli potraktować książkowo. Nie wymieniałem tylko dlatego, że skutkiem takiego przebiegu było tylko uklepanie się amortyzacji, z której i tak chciałem zejść, a poza tym jeszcze dają radę. Zostaną na deszcz i błoto, będę też miał w co wkręcić śruby, żeby sprawdzić jak ten patent działa na lodzie. Tymczasem poprosiłem o coś z mniejszym wsparciem dla stopy neutralnej i lekkim przesunięciem w kierunku biegania ze śródstopia. Zrobiliśmy standardowo wideoanalizę na bieżni, która potwierdziła, że sposób przetaczania stopy nie zmienił się od ostatniego razu. Wypróbowałem parę modeli i wybrałem Asicsy Gel-Lyte33 3. Są zupełnie inne niż poprzednie – tam waga 372g, drop 10mm, tu zaledwie 206g i drop 6 mm. Biegło mi się w nich po bieżni idealnie, jakby uszyte dla mojej stopy, przy czym krok biegowy naturalnie, bez żadnego wymuszenia przesunął się trochę na śródstopie. Zobaczymy, jak się sprawdzą w realu, zwłaszcza obawiam się o las, czy będę mógł przejść na nie w miarę szybko, czy stopniowo. Na pewno nie będę robił w nich od razu wybiegań po 20 km, dam sobie trochę czasu. Nie macie pojęcia, jak mnie kusi założenie ich wbrew rozsądkowi jutro na zawody... Akurat trafiłem na przecenę więc tylko 300 zł – w razie czego mniejsza strata. Tylko ten mix granatu z żółtym rani moje oczy… No trudno, buty biegowe mają być odpowiednie dla charakterystyki stopy i wygodne, wygląd jest najmniej ważny. Z takimi dokonaniami i tak jestem zakupowym bohaterem ;) W każdym razie na mojej skali. Pozostaje się spakować, dobrze wyspać i jutro pocisnąć. Ma nie padać i nie wiać.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.