Wiecie, nie cierpię kiedy kasują mi się wpisy na tej całej Vitalii...
W weekend podjęłam drastyczną decyzję, a mianowicie: ponieważ waga była uparta i nie chciała ruszyć, to przemyślałam sprawę bardzo głęboko. Mimo, że jem umówmy się zdrowo i nie objadam się jakimś syfem (no czasem coś wpadnie), to jednak trochę sobie podjadałam, tu jabłuszko, tam jabłuszko i takie tam.
W sobotę postanowiłam sobie ułożyć menu na cały tydzień i skrupulatnie się go trzymać. Tak więc dwoiłam się i troiłam... no dobra, nie było tak ciężko, bo z pomocą przyszedł nowy nabytek w postaci książki, o której wspomniałam w poprzednim wpisie.
Wczoraj cały bity dzień spędziłam przy garach, najpierw obiad na niedzielę, z dwóch dań, no a później obiad na dziś i jutro.
Wczoraj zrobiłam grillowanego kurczaka po hindusku z sałatką i ziemniakiem (szkoda, że nie zrobiłam fotek), a dziś mam polędwiczki wieprzowe w pomarańczach z ryżem. Trochę jeszcze muszę popracować nad swoim gotowaniem. Kurczak miał być z chlebkami hinduskimi, ale niestety nie miałam ani mąki z cieciorki ani mąki atta.
Chlebki wyglądać miały mniej więcej tak:
Do tego zrobiłam zupę, rozgrzewającą zupę z groszku , którą już kiedyś się chwaliłam, naprawdę wam polecam, bo zupa jest po prostu rewelacyjna, bardzo pożywna. Zrobiłam jej tyle, że będzie jeszcze na dziś i jutro.
Wracając do mojej analizy składu ciała, to chłopak, który mi ją zrobił, przeanalizował również moje menu. Spokojnie mogę jeść koło 2500kcal dziennie tak by nie przybierać na wadze. No ale skoro wagę chcę zbijać, to trzymam się mojego skromniejszego menu.