We wtorek na zajęciach była jedna dziewczyna (generalnie to zawsze jest, ale tym razem przyjżałam się jej), ma bardzo ładną figurę, szczuplutka, średniego wzrostu, chyba wyższa ode mnie, no w każdym razie, ma świetne proporcje, no ale jaką ma pupę! Jejku, taka ładna, że ja normalnie, ja! BABA, wzroku od tej pupy oderwać nie mogłam.
Z niektórymi rzeczami trzeba się urodzić, nie chodzi mi wcale o fakt, że ona jest szczupła, bo i ja już jestem, ale o te piękne proporcje, z nimi właśnie trzeba się urodzić. I nigdy nie będę miala tak pięknej figury jak tamta laska, żebym nie wiem co robiła. Na tyłek nigdy nie narzekałam, też jest pulchny, ale jej tak pięknie wypukły, stwierdziłam, że muszę oprócz brzuchola trenować pupę. A jak nie to wydoję sobie tłuszcz z brzucha i przekieruję do tyłka hahaha
Wczoraj po pracy pojechałam na TBC i na Step. W sumie 120 min.
Na TBC było ok, miałam po wtorku lekko zmęczone mięsnie, ale dałam radę, kryzys przyszedł na stepie. Po 20 min stepu nie miałam siły machać nogami, skakać ani nic, byłam potfornie głodna (niestety nie zdążyłam zjeść w pracy ostatniego posiłku - musiałam coś zrobić dla szefa na już), po drodze do klubu zjadłam banana, ale to było za mało. Tak więc, po 20 min stepu myślałam, że padnę, a nie chciałam rezygnować z zajęć i wiecie co? Poleciałam na recepcję i kupiłam batona energetycznego i wrociłam na step, jadłam i ćwiczyłam Baton 45g pomógł bardzo, i tak czułam zmęczenie, ale machałam i skakalam, trochę mi się mylilo, ale dałam radę.
Wróciłam do domu, zjadłam kolację, wykąpałam się i padłam na łóżko, jak śledź na talerz w Wigilię. Spałam od 21:30 do rana.
Dziś tylko godzina stepu, za to u laski, która nieźle daje w kość. Zobaczymy czy dam radę. W weekend jadę do rodziców, więc ominie mnie 3h fitnessu, a za to będzie mnóstwo dobrego żarełka