Pamiętnik odchudzania użytkownika:
evelevee

kobieta, 40 lat, Gdańsk

163 cm, 77.90 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Do końca roku- 70 !!!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 września 2011 , Komentarze (3)

Postanowień w miarę dotrzymuję, a waga ani drgnie... i tylko same skutki uboczne... mam tak słabe paznokcie i włosy, że hej, a przecież odżywiam się zdrowiej,nie ograniczam się do minimum, dbam, aby wszytkie posiłki były zbilansowane,piję dużo wody, zioła i łykam witaminy...Ech... Jakoś obniża to moją motywację, ale i tak trwam dalej.

Za tydzień  jadę na dlugo wyczekiwany urlop, już nie mogę się doczekać :) Tak się cieszę, aż w końcu zobaczę moje kochane góry! Całe dnie spędzać będę na wędrówkach,ach, jakie widoki przede mną! I kapiele w teramch w Bukowinie! Ach, po tylu miesiącach ciągłej pracy, nie mam zamiaru niczego sobie odmawiać. Nie chodzi mi oczywiście o zaprzestanie realizacji postanowień, po prostu w końcu chcę kupić sobie obraz z jakimś pieknym widoczkiem, fundować sobie same przyjemności :) Nalezy mi się. Pieniądze już mam odłożone,więc hulaj dusza-piekla nie ma :)) Pomysł z fitnessem był dobry, przynajmniej trochę kondycji załapała, ogólnie czuję się lepiej. Nie przypuszczałam nawet, ze na przemeczenie ruch jest taki dobry. Myślałam, że nie podołam, a jednak i energii mam wiecej! W poniedziałek kupuję kolejny karnet na zajęcia. Skoro nie pisane mi jest być szczupła to choć kondycję będę miała dobrą.

Pozdrawiam :)))

14 września 2011 , Komentarze (1)

No i trwa mój ulubiony miesiąc. No i jak na razie to koniec pozytywów w moim życiu :) Nie no nie jest tak źle, to ostatni miesiąc mojej męki na dwa etaty, jeszcze tylko  dwa tygodnie i od października stabilizuje swoje życie. Jej, to co u nie się dzieje, to istne wariatkowo,sama się gubię już co i jak.W pracy zmiany, nie wiem jak długo to trwać będzie,przez zmeczenie jestem rozhuśtana emocjonalnie. Postanowienia dotrzymuje, z małymi wyjątkami, bo non stop głodna chodzę, czasem coś słodkiego przegryzę, bo mam wrażenie, że może to mi choć trochę siił doda. Mam chęć już to rzucić w cholerę. Pracę znaczy się, a nie postanowienia. No i chyba poszukam czegoś innego. Nie, nie to, ze narzekam na pracę. Po prostu musze znaleźć coś stabilnego. Bo z miesiąca na miesiąc nie wiem na czym stoję. Niestety.  I jeszce okres mi się spóźnia. Cała napuchnięta chodzę, a to mam nadzieję wynik stresu, a nie czegoś innego :) Wczoraj dla rozładowania poszłam na dwie godziny aerobicu,a dziś na krześle nie mogę usiedzieć, tak mnie pupa od zakwasów boli :)

ach, cóż, zabieram się za pranie i sprzątanie bo jakoś tak dom zaniedbuję przez to chroniczne zmęczenie. Źle mi trochę na serduchu. Ale tak czasem bywa.

27 sierpnia 2011 , Komentarze (2)

W sumie to nawet się sobie dziwie. Bo postanowień dotrzymuję, nie narzekam przy tym tylko wytrwale dąże do przodu. Słodycze mogłyby nie istnieć, pieczywo w sumie także ( z wyjątkiem Wasy oczywiście), i jest ok :) Z drugiej strony to dopiero ledwo dwa tygodnie minęły :)) Na aerobik wytrwale chodzę, wczoraj nawet saunę odwiedziłam , a już dziś nie mogę się nadziwić, że moja skóra ma taki ładny jednolity kolor- baldy- bo słońca w ogóle nie widzę, ale ładny :P

Cóż,za godzinę wyruszam do pracy. jak mi się nie chce.... choć szczerze przyznam, ze dzięki ćwiczeniom mam więcej energii w sobie. Kręgosłup przestał mnie boleć, najwyżej mięsnie brzucha pobolewają... Ale koniec narzekania. Jak mam już dość to tylko zamykam oczy i sobię myślę, że jeszcze tylko miesiąc i góry ! Te widoki! Te wędrówki :) A i schudnąć trochę do tego czasu muszę, co się będzie lżej szło.

Pozdrawiam,

23 sierpnia 2011 , Komentarze (1)

Otóż tak: na aerobik chodzę, postanowień dotrzymuję i jest ok. Czuję się dobrze, nawet tak więcej energii mam w sobie. Niestety w innej sferze mojego  życia porażka, ale tego opowiadać nie będę, bo zalamka się powiększy,a i tak już mam dość. Ech, zawsze coś... Czy nie może być chociaż kilka dni w życiu bez jakiegoś kłopotu? bez stresu? bez przemyśleń? Kurcze, przygnębia mnie już to wszystko...

Zaś jeśli chodzi o odchudzanie to nie poddaje się, stres ściska mi żołądek, więc i jem mniej. Nawet jakiegoś kłopotu wiekszego mi to nie sprawie, ale cóż, ledwo ponad tydzień trwam w swoich postanowieniach, więc nie chwalmy dnia przed zachodem słońca :)Ach, to ten październikowy wyjazd mnie tak mobilizuje :) jeszcze tylko miesiąc i parę dni ... Grunt, że jest motywacja :) A nuż tym razem się uda... a więc zaraz pakuję butki, wodę i dresik i lecę na pilates :)

Pozdrawiam :)

12 sierpnia 2011 , Komentarze (1)

Przeczytałam sobie swój wczorajszy wpis. i poprzednie. Czy ta wiecznie zmęczona, wciąż narzekająca dziewczyna to ja? Wciąż źle, wciąż niedobrze, wciąż waga do przodu. Tak być nie może. Jak na razie powzięłam sobie plan krótkoterminowy, bo do 1 października (ale oczywiście mam zamiar go przedłużyć), ale tak małymi kroczkami do przodu.

Przede wszystkim:

- zero fast foodów

-zero napojów gazowanych

-zero jedzenia po 19, choćbym miała paść z głodu

-i słodycze- ewentualnie raz w tygodniu, a tak to zero

Żeby postanowienia wprowadzić  w życie zwiększę swoja aktywność- zaraz jadę kupić jakieś butki sportowe i karnet fitness- koniecznie dziś, póki mam chęć i motywację.  Czasu coraz mniej, trzydziecha się zbliża wielkimi krokami, a jeszcze chcę być piekną dwudziestoletnią ( no może dwudziestoparoletnią :) Mam nadzieje, ze sie uda, że wezmę się w końcu w garść, ze będę żyć, a nie tylko egzystować jak do tej pory. Jak mi sie nie uda dotrwać- chetnie przyjme kopa w pupę, albo wiadro zimnej wody na łeb, w końcu muszę zrozumieć, ze tak nie można żyć. Narzekaniem nic nie wskóram. Od złości nie schudnę. Ale nie dam się tak łatwo. Lepiej późno niź później lub wcale :)

Boże daj mi siłę.

Amen

PS Przyłączy sie ktoś??? :))

11 sierpnia 2011 , Komentarze (2)

Co u mnie słychac łatwo prześledzić na pasku wagi.

Otóż przytyło mi się. Rzekłabym nawet: spuchło mi się. Nie mam siły, więc brak wolnego czasu i zmęczenie rekompensuję sobie wszelkiego rodzaju "poprawiaczami humoru". To już czwarty miesiąc jak pracuję siedem dni w tygodniu. Ani jednego dnia wolnego od 30 kwietnia. Czasem już mam dość, ale cóż innego zrobić, jesli nadal będę przejmować się problemami innych, jesli dalej będe brała do siebie nie swoje smutki... Odpoczynek dopero w październiku, jeśli dożyję to... witajcie góry, kochane góry :) Z jednej strony czuję się już tak padnieta, że boję się, że swój urlop prześpię. Z drugiej strony-mam w sobie taki wewnętrzny wkur..., że wydaje mi się, ze całą grań Tatr przebięgnę, aby tylko wyładować ten stres. Pożyjemy (o ile dożyjemy) i zobaczymy... Od poniedziałku chce zapisać się na fitness, bo już naprawdę dość mam siebie. Trochę na myśl nasuwa mi się tytuł filmu "Czyż nie dobija się koni"...? Najwyżej wywiozą mnie z salki fitness karetką. Bo zrozumieć tego nie mogę, zapierniczam na wysokich obrotach non stop, a tak jak już wcześniej wspomniałam- puchnę!!!! Ale skoro moje życie osobiste przesunęło sie do godzin wieczornych - czyli obiad, winko i podgryzacze, to w sumie się nie dziwię. Ale kurka wodna- ile tak można? Przecież nie jem więcej! To czemu waga wskazuje coś zupełnie innego! Żeby schudnąć, to naprawdę muszę ograniczyć się do minimum, czyli 1000 kcal w porywach. Ale na to ile mam zajęć to nie daję rady.W głowie mi się kręci, dopada mnie zmęczenie, a przecież na to nie mogę sobie pozwolic. Denerwuje mnie to i zniechęca do wszystkiego. A tu spodnie przyciasnawe, a tu bluzka się brzydko opina, Dodatkow jestem blada jak śmierć bo słońca to prawie w ogóle nie widzę.

Nic tylko usiąść i płakać. A takie miałam postanowienie by schudnąć do paździrnika, aby ciut lżejsza sobie chodzić po górach, a tu nic, kolejne kilogramuchy-wstręciuchy do dźwigania. Ach, na nic to wszystko... 

6 czerwca 2011 , Skomentuj

Odczuwam pernamentne zmęczenie. Dalej ciągnę pracę siedem dni w tygodniu. Czasem czuję jakbym była w ciągłym półśnie, chociaż w pracy daję z siebie 200% Ale... oczyszczające organizm ziółka działają super, mam ładniejsze paznokietki i ładniejszą buzię (znaczy cerę :) ).  Ponadto dziś byłam u fryzjera, więc jest jeszcze lepiej :)  Tylko to zmęczenie... Ale w sumie nie ma co narzekać, co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Niestety,  mimo pełnych obrotów jakie osiągam to moja waga nic, ani drgnie.  Trochę mnie wściekłość ogarnia czasami, ale z drugiej strony, brak czasu za dnia, odbijam sobie wieczorami. I ostatnio zamówiłam sobie pizze jako nagrodę za ciężką pracę itd i tu niestety popełniam bład. Ale przyznać muszę, daaawno nie jadłam pizzy, więc ta mi smakowała wybornie :) Z jednej strony odczuwam przyjemność, bo ostatnio mało radości u mnie, a z drugiej wyrzuty sumienia, że w sumie pomidory też są smaczne, a ja tu z tą pizzą wyskakuję... Zresztą- kurcze- jedna pizza ( a właściwe pół) to chyba nie aż taki grzech?? Coż, winny się tłumaczy...

Brnę jednak dalej do przodu, i tak trzymam się dobrze. Na słodycze chęci nie mam, napojów gazowanych nie piję, więc chyba jest ok?

PS. Ten upalny czerwiec mnie wykończy. Nie spodziewałam się, ze to powiem, ale... chcę już jesieni :) Tak pięknie jest jesienią :)

17 maja 2011 , Skomentuj

Trzymam się. Nie chudnę, ale się trzymam :) Popijam sobie jakiś ziołowy specyfik, który mieszam z wodą i staram się oczyszczać. Jak na razie caaaałe 4 dni :)

A tak poza tym jestem zmęczona. Tak mocno, że zasypiam na stojąco. Pracuję siedem dni w tygodniu, w dwóch miejscach. Daje z siebie 200% ale chyba nie pociągnę tak za długo. Plus jest taki, że nie mam siły jeść. Dla pozytywnego nastroju w pokoju mam pełno kwiatów :) Jak dobrze, że kwitnie bez ! Staram się codzienni jeździć rowerkiem, tyle, ze znów się pogoda popsuła, wiatr wieje i jakoś tak chęci nie mam teraz...Ale malutkimi kroczkami do przodu :)

23 kwietnia 2011 , Komentarze (2)

Dziś sobota Wielkanocna. Zaraz zabieram się za malowanie jajek, potem pakuję koszyk i lecę do Kościoła. Myślałam, że choć się dziś wyśpię, a tu nic, już o ósmej oczy szeroko otwarte, a czuję, że przecież jestem śpiaca. W ogóle mam wrażenie jakbym pole przeorała, taka zmęczona jestem... W ogóle mam tyle na głowie, ze masakra, kontrolnie sobie ciśnienie zaczęłam mierzyć w obawie, że na zawał kipnę z tymi moimi obowiązkami, jakie obecnie mam na głowie. Dwa tygodnie temu miałam tygodniowy urlop, spędzony oczywiście w górach. Pięknie, wspaniale, męcząco, wyczrpująco, cudownie i fantastycznie. Tak w skrócie :) Pourlopie moja motywacja w odchudzaniu wzrosła, bo pomyślałam sobie, że dźwigam po górach te swoje nadprogramowe kilogramy. A jakby ich nie było, to byłoby mi i lżej i łatwiej i przyjemniej. W październiku mam znów urlop i znów w góry. Więc mam zamier wspinać się po górach bez tego ciężaru :) Cóż... jakbym mała spaść z góry to taki ciężar jak ja nabrałby szybkości i upadek byłby boleśniejszy:) Taki zarcik:)

Jutro Wielkanoc. Pięknie. Uwielbiam te święta. Bardziej od Bożego Narodzenia. Bo te święta nie są takie komercyjne, są bardziej religijne, bardziej zmuszają do refleksji. Do zastanowienia się nad sobą...

A więc wszystkim zdrowych i radosnych Świąt. Bo jest co świętować :) Wart sobie uświadomić, że koniec może oznaczać początek:) Alleluja!!!  

25 marca 2011 , Skomentuj

Trzymam się na razie. Dobrze, ze jest post, to przynajmniej motywuje mnie by utrzymać postanowienia :) W końcu jest piątek, padam dziś z nóg, ale pocieszająca jest myśl, że jutro się wyśpię. I jeszcze ta pogoda! Poza tym jest ok, mialam kłopot taki nawet, nawet, ale wszystko się wyprostowało i po czterech tygodniach niepewności odczuwam błogi spokój! I w końcu mi lekko na serduszku! Za tydzień mam urlop i cóż... znowu góry :) TRasy mam już rozpisane co, jak, gdzie i kiedy :) Zasłużony odpoczynek, choć mega aktywny przede mną :)

A jeśli chodzi o odchudzanie, to jakoś idzie powoli do przodu. Jedzenie ograniczone, połowę drogi z pracy wracam pieszo, wlewam w siebię duuużo wody i nie waże się, bo wiem, ze napewno jeszcze nic mi nie ubyło, bo w moim przypadku to naprawdę długo trwa...

Najbardziej nie lubię  sobie tego, ze tak łatwo się poddaję. Że nie potrafie długo wytrzymać na diecie, ze jak waga stoi w miejscu to moja motywacja osiaga poziom zerowy, że nawet miesiąca nie potrafię wytrwać. a potem narzekam, nie mogę na siebie patrzeć, wkurzam się na siebie. I za każdym razem powtarzam, ze teraz będzie inaczej, a potem i tak robie swoje... Ale jak się zmienić? Jak wypracować w sobie silną wolę? Jak wytrwale dążyć do celu i nie rezygnować? Jak podtrzymywac motywację?Jak wytrwać w postanowieniu?

Ciężko mi czasem sama z sobą.  

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.