Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Gdybym mogła cofnąć czas nigdy bym się nie odchudzała.Zawsze byłam kuleczką,ale proporcjonalnie zbudowaną i zgrabną,choć ważyłam ok 65 kg.Jadłam co chciałam, lubiłam ruch i byłam sobą-ot dziewczyną z poczuciem humoru.I postanowiłam się odchudzać,wpadłam w pułapkę o nazwie jo-jo. Teraz myślę, że fajnie by było ważyć te 65kg...czasu nie cofnę. Może inni wyciągną z tego wniosek...?Jeśli nie musicie...nie odchudzajcie się. Teraz wyznaczyłam sobie cel mniej niż 70kg, ale będę się bardzo cieszyć jeśli waga nie będzie większa od 79kg.To i tak szczyt moich marzeń.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 636384
Komentarzy: 5696
Założony: 17 marca 2007
Ostatni wpis: 6 września 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
abiozi

kobieta, 52 lat, Toruń

158 cm, 104.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 marca 2010 , Komentarze (1)

 

Kochani sprawa przedstawia się tak:

 

-gastroskopię będę mieć 26 marca (mam nadzieję, że jakoś dam radę),

 

-z psychologiem udało mi się porozmawiać - zdecydowanie jestem zdetreminowana i mam nadzieję, że udało mi się go przekonać, że tak właśnie jest.

Pod koniec przyszłego tygodnia mam otrzymać opinię.

 

Nie mogę uwierzyć, że jestem coraz bliżej.

 

DZIĘKUJĘ, ŻE JESTEŚCIE!

 

 

17 marca 2010 , Komentarze (4)

 

...sprawa z balonem w żołądku przedstawia się całkiem...całkiem.

Muszę załatwić sobie badanie gastrologiczne.

Skierowanie mam a jutro rano idę umówić się na termin.

Pewnie to badanie to nic przyjemnego ale...mówi się trudno.

Bardzo ważne jest bym nie miała żadnych wrzodów na żołądku i przepukliny żołądka czy czegoś takiego.

Muszę mieć jeszcze opinię psychologa, jak bardzo jestem zdeterminowana do tego zabiegu.

Jutro przyjmuje u nas taki psycholog.

Na rejestrację muszę czekać ponad miesiąc ale jest nadzieja, że ktoś nie przyjdzie więc może mnie przyjmie.

Z tego co zrozumiałam to mam zaklepaną wizytę w Łodzi 7 kwietnia i do tego czasu muszę te dwie sprawy załatwić.

Kochani nie decydowałabym się na tak drastyczny krok gdyby nie fakt, że nie radzę sobie z wytrzymaniem na diecie.

Owszem potrafię wytrwać do miesiąca i schudnąć nawet do 10 kg i na tym niestety kończy się pasmo moich sukcesów.

Wiem, że z balonem pewnie będę czuć się podle ale dzięki temu będę zmuszona jeść małe porcje.

On mnie przypilnuje.

Będę miała 6 m-c by nauczyć się jeść i schudnąć nawet do 30 kg.

Poźniej będę musiała pilnować się sama.

I nie mogę zmarnować utraconych kilogramów.

Ile by ich nie było.

Jakoś tak myślę, że to moja ostatnia szansa.

Umiem sobie wyobrazić jak to jest ważyć jakieś 100kg ale 90 kg to już nie.

No to do jutra.... 

16 marca 2010 , Komentarze (4)

Dzisiaj troszkę lepiej.

Życie nauczyło mnie, że nie wolno dać się wciągać w depresję.

Właśnie o to walczę aby się nie poddać.

Wiem, że wtedy to jeszcze różne choróbska człowieka dopadają.

Organizm traci swoją naturalną odporność zarówno psychiczną jak i fizyczną.

 

Ale dość o tym.

 

Pisałam wczoraj o balonie żołądkowym.

Dodzwoniłam się i skrzydła mi urosły.

Mam dużą szansę mieć zabieg zrefundowany przez NFZ bo moje BMI wynosi ponad 40.

Nie ma też innych chorób - jeszcze.

Muszę mieć zrobioną gastroskopię + skierowanie i jadę do Łodzi.

Bodobno nawet nie muszę długo czekać.

Dla mnie to ogromna nadzieja i szansa na normalność.

Balon nosi się maksymalnie przez 6 miesięcy i można starcić nawet do 30 kg.

Wszystko zależy od organizmu.

Po wyjęciu można chudnąć dalej.

Przez te 6 miesięcy można zmienić nawyki żywieniowe.

Dużo o tym czytałam i wiem o plusach i minusach tego zabiegu.

Postaram się Was informować jak to dalej się potoczy.

 

Ale mam też małą niespodziankę.

Dla Was i dla siebie.

Mój organizm się uspokoił i przestałam chcieć jeść.

Od wczoraj wzorowo.

Nawet nie walczę. Nie muszę.

Wiem, że to chwilowe ale i tak bardzo cieszy.

Od 2 tygodni łykam żelazo, magnez, dorzuciłam chrom i vitaminy.

Chyba tego mu brakowało bo wcześniej ciągle jadłam i miałam ogromną ochotę na mleczną czekoladę z orzechami.

Nie mam chęci na wielkie wyżerki przed wielkim odchudzaniem.

Fajnie;)

Moja waga?

Zaraz poprawię pasek.

Moja waga to jakieś 116 kg.

Przytyłam.

Znowu.

Ale się nie poddam.

Może tym razem.

Jeśli nic nie wyjdzie z zabiegu to trudno.

Częste posiłki, małe i o niskich indeksach glikemicznych to najlepszy sposób na mnie.

Dam radę i to dzięki Wam Kochane Vitalijki.

Dziękuję 

15 marca 2010 , Komentarze (7)

 

Myślę o Was każdego dnia.

Nie piszę...bo jakoś...nie mam nic do napisania.

Dużo czasu poświęcam na pisanie licencjatu i studia w ogóle.

Jeszcze więcej czasu poświęcam na pracę.

Bardzo ją lubię i staram się nie martwić, że firma, w której pracuję może przestać istnieć.

Miniony rok był trudny - dla wszystkich prawie, ale ten rok dla nas jest wręcz zabójczy.

Nie wiem czy damy radę, czy przetrwamy ten trudny czas.

Mąż nie ma pracy.

Pracuje tylko kilka dni w tygodniu, gdy ma jakąś fuszkę ale to zbyt mało.

Oby się tylko nie załamał.

Z moją dietą marnie.

Nie mogę się zmobilizować.

Coś we mnie pękło.

Choć ostatnio myślę o "założeniu balona do żołądka" z pomocą NFZ.

Jutro mam dzwonić do Łodzi.

Nie mam pojęcia czy coś z tego wyjdze.

A może Wy macie zajomych, którzy poddali się temu zabiegowi?

 

Pamiętajcie, że jestem z Wami całym sercem - Ania

18 lutego 2010 , Komentarze (9)

 

...a tak - jestem smarkata i zakichana i już wszystkiego mam dość!!!

A no dopadło mnie jakieś przeziębienie i nie chce sobie iść.

I oby przeszło jak najszybciej.

U mnie dietkowo marnie - zupełnie nie chce mi się, bo chyba innych powodów nie ma.

Piszę pracę licencjacką.

Nie jest lekko.

Pracuję ale martwię się o firmę - budowlanka - miniony rok był ciężki a tu jeszcze taka śnieżna i mroźna zima. Bardzo lubię tę pracę i było by mi bardzo szkoda ją stracić.

Boże co ja wypisuję...

Jeszcze wszystko może być dobrze i będzie.

Kurcze ale mi z nosa kapie. Muszę zrobić sobie super napój: czosnek z wodą + cytryna.

Stawia na nogi!!!

Co tam jeszcze?

Mój mąż znowu wyjechał do Słupska do pracy. Remontuje łazienkę.

Strasznie mi smutno samej - dobrze, że mam choć psa, bo chyba bym oszalała.

Zmykam bo jeszcze pranie i coś tam jeszcze..pa

31 stycznia 2010 , Komentarze (7)

Moje kochane Vitalijki!

Najczęściej o Was myślę gdy mi bardzo dobrze albo gdy źle.

Miałam doła ostatnio.

Bardzo zawiodłam się na kimś.

To boli i to bardzo.

Nie życzę Wam tego ale pewnie i Wy znacie to uczucie.

Pracujemy razem a to dla mnie teraz duże wyzwanie - wytrzymywać z nią 8 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu.

Mam ogromny żal do niej i wiem, że już niczego nie wyjaśnimy.

Ona każde moje słowo, ton głosu, nawet gest pojmuje opacznie.

Doszukuje się tam czegoś, czego tam nie ma i nigdy nie było.

Ale dość o tym.

Dietkowo - marnie.

Tylko dlaczego?

Sama się zastanawiam.

Przestrzegając MM czuję się wyśmienicie i to pod każdym względem a jednak wracam do starch nawyków.

Myślę, że to z lenistwa.

Tu trzeba planować a mnie czasami się nie chce.

Właśnie gdy mam gorsze dni wolę się najeść czegokolwiek i nie myśleć o jedzeniu.

I brakuje mi smacznych i tanich warzyw.

Przytyłam.

Czuję po ubraniach.

Źle mi z tym.

Pełen szacun dla Was, że tak dobrze się trzymacie.

Z moich postanowień pewnie nigdy nic nie będzie.

Będę jednak próbować do końca życia.

Pa...

 

6 stycznia 2010 , Komentarze (8)

 

Witam Was serdecznie z całego serca.

Dziękuję za cudowne życzenia.

Ja tez życzę Wam samych wspaniałych chwil w Nowym Roku. Dużo...dużo uśmiechu i pogody, i zdrowia;)

 

U mnie...czasu jeszcze mniej.

Oj...Ania...

Jak się czymś zajmę to na całego i brakuje mi czasu na inne rzeczy.

Zawsze z rana myślę sobie, że napiszę choć kilka słów do moich Vitalijek ale zrobię jeszcze to,...i to,... i już koniec dnia.

No to jak wrócę do domu.

A to zakupy, coś do jedzenia, sprzątanie, nauka itd, itp

I znowu wieczór przeleciał.

OK.

Odezwę się z samego rana.

 

I tak bez przerwy Moje Kochane.

Ale myślę o Was cały czas i jestem wdzięczna za każde słowo i wstyd mi, że ja się nie odzywam.

 P R Z E P R A S Z A M !!!

 

Ogólnie u mnie wszystko OK i bez zmian.

 

A dietka?

Mąż w grudniu na dobre wrócił do domu i łatwiej mi było jeść ten chleb i ziemniaki, i wieczorem, i jeszcze święta, i imieniny itd.

Całe mnóstwo wymówek - wiem.

 

Czułam, że znowu się zaokrąglam.

I znowu: spoko..od jutra.

Ale było bez zmian.

Zaczęłam być ospała, brak energii, bóle głowy itd.

I to na tyle.

Mało to odkrywcze.

 

Od poniedziałku wróciłam do Metody Montignaca.

Bez problemu, bez pokus.

Widzę, że w moim życiu są takie chwile, że organizm chętnie przyjmuje taki odpoczynek dla wątroby.

Dzisiaj to już na dobre rozpiera mnie energia.

Zaczynam szukać okazji do ruchu.

I znowu zaczyna mi się chcieć.

Odrabiam straty ale jestem pełna optymizmu, że pod koniec stycznia nawet uda mi się zmienić wagę pasku choć o kilogram.

Może to mój rok.

Może tym razem mi się uda.

Nawet nie istotne ile.

Każdy kilogram jest ważny by o niego walczyć - dla zdrowia.

 

Pamiętajcie Kochani - jestem z Wami.

I jeśli nawet nie zbyt często będę się odzywać - to wysyłać Wam będę dużo dobrej enrgii.

 

 

19 grudnia 2009 , Komentarze (19)

 

U mnie wszystko OK.

Nadal krucho z czasem ... u mnie.

Muszę popracować nad organizacją wolnego czasu ;)

 

Tęsknię za Wami i jestem całym sercem z Wami.

Pamiętajcie o tym.

 

Kochani idą Święta.

Cudowne święta.

Życzę Wam WSZYSTKIEGO NAJ!

Trudno być oryginalnym ale może wcale nie trzeba.

Kocham Was i życzę samych wspaniałych chwil.

Zawsze...

Ania.

 

 

20 listopada 2009 , Komentarze (9)

 

Jestem z Wami całym moim serduchem i kilogramami;)

Wiem, że ostatnio nie piszę "zbyt często".

Chciałabym ale zupełnie nie radze sobie z czasem.

Zresztą jak dopadnę Vitalii to już nic nie zrobię w swoim kochanym mieszkanku.

Każdego dnia mówię sobie: ok - najpierw obowiązki a później przyjemności.

I na przyjemności nie starcza czasu.

 

W telegraficznym skrócie przedstawię co u mnie.

Praca i studia bez zmian.

Dieta: niestety zaczynam sobie coraz bardziej folgować a to duży błąd.

         DOŚĆ!

         BASTA!

         Od teraz biorę się w karby.

         Roweryk stacjonarny to był dobry pomysł.

         Lubię na nim jeździć - nawet od tak - bez zastanowienia wsiadam i pedałuję.

         Gdy powinnam coś innego zrobić a mi się nie chce.

         Gdy trzeba przemyśleć różne sprawy.

         Gdy oglądam coś w telewizji.

         I rano, by się obudzić.

         Jednym słowem - FAJNIE.

 

Rodzinka: Moje Kochanie wraca do mnie jutro i zostaje.

                Chcę przygotować  wyjątkowy wieczór ;)

 

Mam nadzieje, że trzymacie się dietkowo lepiej niż ja, a jeśli nie...to można zacząć od teraz.

Przyłączcie się do mnie.

Myślę sobie choć troszkę pogońmy do końca tego roku.

A co tam - damy radę!!!

 

 

 

5 listopada 2009 , Komentarze (6)

 

Radość z faktu, że mam wyleczone wszystkie zęby (przynajmniej na jakiś czas) jest gigantyczna!

 

Znowu nabrałam ochoty na gubienie kilogramów.

Trzymam się świetnie: żadnych pokus, żadnych problemów.

I czekam kiedy Piotrek wróci by skręcić mi rowerek-nówka-nie śmigany.

Mam nadzieję, że nie są to zmarnowane pieniądze - zważywszy na obecna sytuację finansową.

Ale ewidentnie brakuje mi ruchu.

A do gimnastyki nie mogę się zmusić.

Więc...

 

Dziękuję za wsparcie - nie dałabym rady bez Was

 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.