Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Gdybym mogła cofnąć czas nigdy bym się nie odchudzała.Zawsze byłam kuleczką,ale proporcjonalnie zbudowaną i zgrabną,choć ważyłam ok 65 kg.Jadłam co chciałam, lubiłam ruch i byłam sobą-ot dziewczyną z poczuciem humoru.I postanowiłam się odchudzać,wpadłam w pułapkę o nazwie jo-jo. Teraz myślę, że fajnie by było ważyć te 65kg...czasu nie cofnę. Może inni wyciągną z tego wniosek...?Jeśli nie musicie...nie odchudzajcie się. Teraz wyznaczyłam sobie cel mniej niż 70kg, ale będę się bardzo cieszyć jeśli waga nie będzie większa od 79kg.To i tak szczyt moich marzeń.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 636268
Komentarzy: 5696
Założony: 17 marca 2007
Ostatni wpis: 6 września 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
abiozi

kobieta, 52 lat, Toruń

158 cm, 104.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 sierpnia 2007 , Komentarze (5)

    ...mam swoją dietę i jutrzejszy dzień wyglada całkiem objecująco

    Dziwi mnie, że przeznaczają dla mnie aż tyle kalorii dziennie bo prawie 1800. Normalnie szok! Zobaczymy czy da się na tym schudnąć kilogram tygodniowo?

    Kurcze sama jestem ciekawa.

   Trzymajcie się - ja jutro zaczynam i cała jestem podekscytowana!


5 sierpnia 2007 , Komentarze (11)

 
   ...i to za własną głupotę!

    Wykupiłam dietę Vitalii i dzisiaj o 11.00 mogłam się z nią zapoznać, i na dzień dobry miałam wpisać aktualną wagę...sama nie wiem jak to się mogło stać ale pomyliłam przyciski i wpisałam wagę 107,5 kg no i już nie mam planu diety bo będą go zmieniać. Nie wiem jak to teraz poprawić. Napisałam list wyjaśniający błąd ale nie wiem czy to coś da. Zupełnie zgłupiałam i nie wiem co robić? Moja waga to 103 kg i nie wiem co wpisać za tydzień, bo jak wpiszę 103 lub mniej (bo schudnę) to stwierdzą, że zbyt szybko chudnę i też zablokują! Ależ jestem wściekła na siebie!

4 sierpnia 2007 , Komentarze (12)

   
     Witajcie Kochani!

    Wykupiłam dietę Vitalii i zacznę ją stosować od poniedziałku przez cztery tygodnie. Ciekawa jestem czy będę mogła się zmobilizować,...może jeśli będę musiała płacić to szkoda będzie mi staraconych pieniędzy? Zobaczymy?

    Co do diety to decyzję już podjęłam i zaczynam od poniedziałku.

    Ale myślę też o studiach zaocznych. Zawsze żałowałam, że zrezygnowałam z nauki i ciągle o tym myślę. Chcę tym razam choć spróbować. Martwię się czy dam radę finansowo, czy wytrzymam fizycznie na wykładach (co drugi tydzień sobota i niedziela od 8,00 do 19,00) i jeszcze egzaminy. Bardzo chcę powiększyć swoją wiedzę z zakresu finansów i rachunkowości, i nie chcę czuć się gorsza od innych. Boję się o przyszłość, o to czy będę miała pracę.Aktualnie mam pracę i bardzo ja lubię ale mam świadomość, że nie zawsze musi tak być. To już obsesja- ciągle prześladuje mnie ten lęk i nie mogę się z niego uwolnić. Myślę, że podnosząc kwalifikację zwiększam swoje szanse na bycie atrakcyjnym pracownikiem. Napiszcie co Wy o tym myślicie i jak sobie radzicie lub radziliście na studiach? I czy faktycznie zwiększyło to wasze szanse na pracę i w pracy?

    Myślę, że będę musiała się bardziej zorganizować i nie marnować już czasu ale nie wiem czy dam radę - tak wysoko cenię sobie spokój.

1 sierpnia 2007 , Komentarze (7)


...od zupki cambridge (zostało mi ich kilka po ostatniej diecie).

   Jest dobrze...mam dużo wiary i ochoty...trzymajcie za mnie kciuki.

   Jak wróce z pracy do domku, muszę tym razem zrobić plan dietkowania, czyli posiłki i ruch.

   Może nadszedł dla mnie dobry czas by pogonić nastepne kilogramy?

31 lipca 2007 , Komentarze (2)


...że chcę się ukryć przed wszystkimi ludzmi. Szukam ciszy i spokoju i kocham być sam na sam z lasem, trawą,...wiewórką i ten cudny szum drzew w lesie, i pukanie wieczorem kropel deszczu o dach w małej, drewnianej leśniczówce gdy przytulam się do ciepłego kocyka.
   Tak było na urlopie - szkoda, że tylko tydzień.
   Zmykam ...do sypialni bo jutro do pracy.
   Dziękuję...że Jesteście...

15 lipca 2007 , Komentarze (13)

   
     Nie zaglądałam tu przez tydzień, a tu takie zmiany. Nie wiem co o nich sądzić?  Ciekawa jestem jak Wam podoba się ta nowa szata graficzna?

    A co u mnie?
    Nie mam czym się chwalić. Nie daję rady. Chwilę temu na ulicy zobaczyłam bardzo grubą kobietę i nie podobała mi się. Nagle uświadomiłam sobie, że moja sylwetka jest do niej podobna. Pomyślałam - to straszne - nie chcę tak wyglądać za nic na świecie! Chciałam nawet zrobić jej zdjęcie ale kobieta znikła mi z pola widzenia. Nie chcę zapomnieć tego widoku bo może to pozwoli mi się powstrzymać przed wieczornym łakomstwem.
    Ciężko mi i to dosłownie. Moje małe stopy już nie chcą dłużej nosić tego ciężaru - odmawiają mi posłuszeństwa. Tak trudno mi rano postawić ciężar. Gdy rano leżę w łóżku zastanawiam się jak dowlec się do łażienki by nie bolało? Bardzo dokuczają mi ostrogi. Nic mi nie pomaga. Tylko się nad sobą użalam -  zamiast się zabrać do pracy.
    Przepraszam...


6 lipca 2007 , Komentarze (10)

   
...i byle do poniedziałku, a będzie po gościach!

    To bardzo sympatyczni goście ale na mojej głowie jest robienie jedzenia i zawsze coś tam skubnę.
    Od poniedziałku biorę się solidnie za dietę. Teraz marzę by nie przytyć.
     I bardzo dziękuję za wszystkie wpisy. Jak znajdę chwilkę to poodpisuję.

2 lipca 2007 , Komentarze (8)

 
     Dobre są rady Przyjaciół ale to my - sami powinniśmy znaleźć sposób na siebie samego.

    Sobota wieczór - nic z tego - jak zwykle zupełnie wymazałam z pamięci, że powinnam się pilnować.
    Niedziela? Już od południa zaczęłam kombinować no wiecie jak się skończyło.
    Poniedziałek - było super do 19.00. Zrobiłam wieczorny objad, nawet się trochę opierałam i walczyłam, ale jak poczułam zapach w nosie - koniec. Fakt zjadłam nmiej niż zwykle ale po co w ogóle?
    Siedzę i myślę jak znaleźć sposób na siebie i przyszło mi coś do głowy. Może to mało odkrywcze ale spróbuję. Jak mnie już jutro skusi, to powiem sobie ok, dobra, zaraz sobie zjesz, ale najpierw poświęć 10,00-15,00 minut na przeczytanie kilku fragmentów pamiętników, albo tych wspaniałych słów wsparcia, które dostajesz od Vitalijek, póxniej możesz zjeść.
    Zobaczymy?


   
   

30 czerwca 2007 , Komentarze (9)

 
...można tak powiedzieć.

   Ok Kwiatuszku biorę się w garść.
   Nie chcę numerować dni bo nic mi to nie dało, nie zmobilizowało a chyba wręcz przeciwnie. Zaczęłam jadać znowu objado - kolację i lody a waga powędrowała do góry. I co z tego, że w ciągu dnia jest super z dietą nawet nie mam ochoty na niezdrowe jedzenie ale po 18,00 - katastrofa! Musze odzwyczaić mój organizm od tego wieczornego jedzenia.
   Przypilnuję się dzisiaj. Około 18,00 zjem sałatkę z serem feta, ogórkiem i pomidorem, i na tym koniec. Będę dużo pić. Jeśli dzisiaj dam radę to może jutro bedzie mi łatwiej wytrzymać kolejne popołudnie.
  Mój Boże - nie mogę się przecież poddać! NIE!

23 czerwca 2007 , Komentarze (9)


   Właściwie od kiedy pamiętam zawsze byłam osóbką - jak to się mówi - "przy kości". Pewnie że miałam kompleksy ale byłam typem dziewczyny ruchliwej i z charakterem, typem społecznika czyli skarbnik, przewodnicząca,prowadziłam gazetki szkolne, organizowałam dyskoteki itd, itp. Lubiłam grać w zbijaka i skakać na skakance i w gumę...i oczywiście tańczyć. Nie pamiętam dokładnie ile ważyłam w czasach podstawówki - byłam przy kości i tyle.
   Pomyślałam  o diecie gdzieś w wieku  17-18 lat i ważyłam chyba jakieś 68 kg. Od lekarza szkolnego dostałam tabletki na łaknienie, ograniczyłam jedzenie i schudłam do 63-64 kg. Nadal byłam przy kości ale akceptowałam się taką. Umiem szyć i zawsze ineresowałam się modą więc z ciuchami nie miałam problemów - miałam też własny styl i czułam się dobrze. Na przyjęciach byłam w centrum , jak to się mówi - "serce towarzystwa" - wesoła, dowcipna, sympatyczna i pewna siebie.
   Rok 1993 - to wielki przełom, koniec szkoły, rezygnacja z marzeń o studiach bo mój chłopak nie chciał bym na nie szła, a i tak się kilka m-cy później rozstaliśmy i podjęcie pracy, która nabawiła mnie w ciągu trzech lat silnej nerwicy. To w niej na przemian chudłam i tyłam. Dlaczego? Nie miałam czasu na jedzenie...praca i praca. Czasami nie jadłam przez kilka dni bo nie miałam czasu zjeść lub coś sobie kupić lub nie miałam za co ( od 18 roku miałam własne mieszkanie i mieszkała sama)  To trudny okres w moim życiu. Nic mnie nie cieszyło. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że mój chłopak mnie zdradził, zresztą do tej pory mu nie wybaczyłam. Nie chciałam żyć. Uciekłam w pracę i miałam szefową - tyrana! Co za pech! Wszystko dusiłam w sobie. Na przemian chudłam i tyłam. Waga wachała się między 65kg a 75-78 kg. Nie stosowałam diety, jadałam byle jak i byle co , a głównie nocą. Dopiero po zjedzeniu mogłam zasnąć i tylko jedzenie dawało mi przyjemność i odprężenie. Zajadałam stresy. Kiedy jednak waga zbliżała się do 78kg ograniczałam jedzenie i chudłam do 72-68 kg. Kiedy dopadały mnie problemy nie zwracałam uwagi na to ile jem i tyłam...tak na zmianę. Przyjaciółka, mama łatwo mogły zorientować się po mojej wadze co dzieje się ze mną. Gdy tyłam dopadała mnie depresja, gdy chudłam - mój stan psychiczny był dobry.
   To trwało tak do wiosny 1998 roku. Znalazłam dobrą pracę. Byłam doceniona i pracowałam tylko po osiem godzin dziennie i miałam wolne soboty i niedziele, a nawet mogłam dostać tygodniowy urlop, no i robiłam to co lubiłam - atmosfera też super. Miałam 26 lat, a waga to jakieś 78 kg. Zaczełam ograniczać jedzenie i chudłam, ale na moje nieszczęście koledzy i koleżanki z biura uwielbiali pączki. Ja właściwie nigdy nie jadałam słodyczy bo nie lubiłam. Nie chciałam odstawać od grupy i moje diety właściwie nic nie dawały, co schudłam to przytyłam + 2kg. Po roku przytyłam około 10 kg. Zdezydowałam się na dietę - mądrą dietę i udałao mi się schudnąć przez wakacje bez głodzenia się jakieś 14 kg. Czułam się wspaniale i chciałam schudnąć jeszcze. Pewnie ważyłam jakieś 75-76 kg. No i pech. Do pracy jeździłam rowerem - zresztą w tamtych czasach to był mój jedyny środek lokomocji i bardzo go lubiłam. Niestety jadąc do pracy potrącił mnie autobus. Potłukłam się porządnie i przez jakiś czas byłam użiemniona i zaczęłam tyć. Po powrocie do pracy okazało się, że firma ma problemy finansowe i już nie miałam siły by zabrać się za siebie. Nie pamiętam dokładnie ale doszłam do 88kg - jadłam wieczorami, a przez cały dzień nic.
   Udało mi się znaleźć inną pracę - rok 2001 i zamieniłam rower na samochód.
   Waga na chwilę się zatrzymała nawet zaczęłam chudnąć, ale tym razem koleżanki z biura jadły zapiekanki i hog-dogi, i ciastka w czekoladzie. Pracowałam do wieczora. Zaczęłam tyć. I zaczęłam się odchudzać. Schudłam 5kg - przytyłam 7kg. Nie umiałam wytrzymać na dłużej w diecie. Nigdy drugi raz nie udało mi się zastosować tej samej diety tak jakby organizm się bronił. Więc stosowałam inną dietę - na dłuższą metę brakowałao mi motywacji.
    Rok 2003 - jakieś 98 kg.
    Chłopak, którego poznałam przez internet pokochał mnie, zamieszkaliśmy razem i akceptował mnie taką jaką jestem ( sam też nie jest szczupły ale jednak waży mniej niż ja i jest znacznie wyższy). Lubimy jeść i tak jeszcze mi się przytyło do tych 113 kg.
   Akceptowałam się do 72 kg - ja z większą ilością kilogramów czuję się jak więzień własnego ciała
   Starczy...starsznie to nudne ale Gosiaczek był ciekawy jak przytyłam więc coś może z tego zrozumie, ale właściwie trudno to opisać. Wnioski? innym razem.

   P.S. Ale się rozpisałam...może to swojego rodzaju oczyszczenie? Może będę mogła lepiej się zrozumieć i zmienić nawyki żywieniowe?Będę chciała ten tekst jeszcze poprawić by był bardziej zrozumiały ale nie teraz.


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.