Waga powyżej 100kg na pewno byłą dużą motywacją. Zwolniłem się na wakacje i zacząłem delikatnie coś ze sobą robić.
Stopniowo basen i rower. Zawsze kogoś starałem się wyciągnąć, żeby było raźniej, bo samemu się nie chciało. Już spokojnie mogłem 50-60km dziennie rowerem robić. Spadło z 7kg, a ja poczułem wreszcie energie. Dawno tego nie czułem i myślałem, że to już pełnia sił i sprawności... a ja tylko pozbyłem się tego zasiedziałego trybu życia, poczułem się po prostu normalnie, lecz zapomniałem, jak to jest normalnie...
No i skusiłem się piłkę nożną. Bardzo szybko się przekonałem, że mięśnie jednak nie były na tyle silne, jak to sobie wyobrażałem i czułem. Waga+słabe mięśnie, przeciążenie i kolano sobie w trakcie biegu poleciało jakoś na bok. I znów wiązadło i łąkotka ... i leżenie w łóżku ... szkoda słów.
Jak już najgorszy bul minął, stwierdziłem, że szkoda marnować czas na leżenie, no i leżałem niby dalej, ale starałem się w takim razie górną partię mięśni poruszać, żeby nabrać nawyk ruszania się, ćwiczenia. A więc kulałem na ławeczkę i sztanga. Później stopniowo powoli basen... Ale brakowało mi rutyny.czasem ćwiczyłem 3-4 razy w tygodniu, a czasem w ogóle. Podejrzewam, że chyba 2 tygodnie, codzienne chodzenie na rehabilitacje pomogło mi nabrać rutyny.
Teraz nie patrze na nikogo - 3 razy w tygodniu basen, 3-4 razy w tygodniu 1-2h rowerek stacjonarny, potem ćwiczenia na ławeczce, brzuszki ... co tydzień staram się coś dodawać.
Zaczynałem od 6 basenów, później 8,10,12 ... teraz staram się 22-26, w przyszłym tygodniu planuje 24-28 itd ... Na ławeczce zaczynałem z bardzo małymi ciężarami ... o tyle dobrze, że w domu, na siłowni dziewczyny więcej biorą (tak przynajmniej mówią) ... ale liczy się regularność. Dodając 2-3kg co tydzień lub miesiąc (w zależności od ćwiczenia), przekroczyłem już ponad dwukrotnie wagę od której zaczynałem, wyprzedzając tym samym kolegów/koleżanki, którzy się nabijali, że takimi małymi ciężarkami ćwiczę.
Do tego staram się pić świeżo wyciskane soki, ewentualnie wywary z ziół. Niestety nie przywiązuje tak wielkiej wagi do jedzenia jak przy poprzednim odchudzaniu. Poprzednio starczyło to niby na kilka lat, jednak nie dałem rady wytrzymać w tak restrykcyjnej diecie na stałe, a więc nie jest to dobre podejście. A więc tym razem pozwolę sobie na posiłek albo piwo po południu, ale ruchu nie odpuszczę. Zobaczymy gdzie dojdę za parę miesięcy. Aktualnie na wadze niewiele się rusza. Ale widać po sylwetce. koszulek być może starych i garnituru nie wyciągnę z szafy, ale spodnie już tak. od basenu i ławeczki jednak barki się rozbudowały, jednak jednocześnie brzuch spadł. Mam nowy garnitur, a więc pół biedy ;) Koszulki też nowe kupię ... ewentualnie zacznę chodzić w koszulach, zmienię styl.