Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

nie pracuje: mam czas na zadbanie o siebie - cwiczenia, zdrowa zywnosc, zadowolenie z siebie pracuje: mam pieniadze na silownie, na basen, na zdrowe jedzenie, ale nie mam na to czasu. szukam wiec zlotego srodka.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 56696
Komentarzy: 265
Założony: 13 września 2009
Ostatni wpis: 5 grudnia 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
JAtoJAa

mężczyzna, 39 lat, Błotko

175 cm, 94.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Jestem otwarty na wszystko co jest cz częścią mnie. Najchętniej robię to, co sprawia mi radość.

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

28 lutego 2016 , Komentarze (9)

Miałem dodać tytuł wpisu: "Jak mam się zmotywować, zabrać za siebie, wyjść z zamkniętego kręgu?", ale stwierdziłem, że skoro tutaj znowu zajrzałem, to ten moment, w którym postanowiłem znowu coś zmienić.  Wróciłem do wagi sprzed skręcenia kolana.  Teraz jest pełny krąg.  99kg było ostatnio ... musiałem zajrzeć do zdjęć, żeby sobie przypomnieć: na początku 2009, później przez pół roku zrzuciłem 30kg i teraz po ponad 6 latach znów to samo ... a może nawet gorzej, bo dwa miesiące temu było 104kg ... nic specjalnego nie robiłem, żeby to zmienić, bo byłem w pracy w delegacji, a jak wróciłem, to się ustabilizowało na starym 99kg.  

Czuje się niby dobrze, ale jak przypomnę sobie jak sie czułem 30kg wcześniej, to uznaję, że wcale się dobrze nie czuję.  Jestem ciagle zmęczony, brak kondycji, nic mi się nie chce.  Mogłbym leżeć cały dzień i nie robić nic konkretnego, szybko się nudzę.  

A więc postanowione:  codziennie przynajmniej godzina wysiłku fizycznego, jedzienie tylko do 15, no i butelka z woda zawsze w reku, zeby "zapijać" łakomstwo.  Będzie ciężko, szczególnie w pracy.  Ale postanowiłem, że w czerwcu się zwalniam, na wakacje, a więc tylko kilka miesięcy się przemęcze z niewysypianiem się, bo planuję ćwiczyć z rana.  

Już czuję się lżejszy i czuję się lepiej.  Znowu wchodzę w swój stary garnitur sprzed 30kg.  Nie wiem czy zejdzie mi z tym 6 miesięcy jak ostatnio ... podejrzewam, że dłużej, gdyż wtedy byłem na zwolnieniu - miałem czas na wszystko - bieganie, basen, rower, przygotowywanie fikuśnych sałatek ... teraz nie będę miał na to wszystko czasu, przynajmniej do wakacji ... a więc podejrzewam, że dłużej.  W pracy się nie przemęczam fizycznie ... 15 godzin dziennie siedzenia na dupie.  

A więc jak już jestem zmukły i wysportowany, mogę wstać z łóżka i zjeść śniadanie, skoro jest jeszcze przed 15 ... a poźniej rower... a może tylko rower? ... wczoraj do 1szej w nocy grillowałem - to jak śniadanie ;)

  Trzymajcie kciuki :D

edit: ps. tak sobie myślę, że to 104kg mnie zmotywowało, to takie odbicie się od dna

18 marca 2015 , Skomentuj

Odpowiedź była cały czas przede mną !!! - Muszę dodać więcej znajomych !!!  Mój cel aktualnie jest osiągnięty w 46% - wystarczy dodać przy aktualnym celu 14 znajomych ... a później mogę zmienić cel - np. i dodać więcej znajomych - nie wiedziałem, że to takie proste.

22 lutego 2015 , Skomentuj

Ostatnio dużo jeżdżę, więc dużo myślę. Na temat wszystkiego. Życia, świata, ludzi, doświadczeń. Wielu rzeczy nie zdążyłem spisać i umknęły. Wiele zacząłem spisywać w kalendarzu lub na dysku. Ostatnio zacząłem czytać książkę Alana Wattsa "Nowa Alchemia". Żałuję tylko, że nie mam jej w audiobooku, bo już dawno bym ją przesłuchał. A na czytanie mam trochę mniej czasu, a jak mam czas, to mam inne zajęcia. W każdym razie - opisuję on tam ciekawe spostrzeżenia na temat świata nas otaczającego. Dla niego nic nie jest rzeczą - wszystko jest doświadczeniem. Nie kamień, lecz kamienienie. Nie kot, lecz kocenie. Nie mężczyzna, tylko mężczyźnienie itd. Czyli jest to przykładowo doświadczenie bycia kamieniem, doświadczenie bycia kotem, doświadczenie bycia mężczyzną. I tak jak się nad tym głębiej zastanowiłem, to ja teraz nie jestem kierowcą, lecz przeżywam doświadczenie bycia kierowcą. Stałem się inna osobą ... a raczej zacząłem przeżywać nowe doświadczenie. Dlatego razem z nową pracą zmieniłem się i ja ... a raczej ja sie nie zmieniłem, tylko moje doświadczenia są nowe, inne. Przeżywam doświadczenie "mężczyźnienia-kierowcowania", więc i wszystkie aspekty z tym związane. Nie wypiję oliwy z sokiem z cytryny na czczo, bo nie mogę sobie pozwolić, żeby co chwila szukać toalety i się zatrzymywać (o ile jest gdzie). A więc to całkiem nowe doświadczenie, a więc i jego aspekty są nowe. Jak już to sobie uświadomiłem, stwierdziłem, że to już jest mi znane, więc trzeba coś zmienić. Zdobyć doświadczenie "kierowcowania-nowatorstwowania". Czyli zacząć funkcjonować wbrew schematom. Robić to inaczej. Znaleźć swoją, nową, inną drogę. No i nie szukać wymówek - że tak to już jest i nic się nie da zrobić. Nie wiem jeszcze jak i co ... ale mam dużo czasu na rozmyślania, więc coś wymyślę i będę robił to inaczej. Będę innym, nowym doświadczeniem.

A że jestem senny i idę spać to wkleję tylko kilka ciekawych zdań z książki.

"(...)Kwiaty nie kwitną, by wydać nasiona, ani nasiona nie kiełkują, by wydać kwiaty. Każdy etap procesu - nasionko, kiełek, pączek, kwiat i owoc - może być uważany za cel sam w sobie. Kura jest sposobem jajka na stwarzanie innych jajek. W naszym normalnym doświadczeniu coś z tego samego rodzaju ma miejsce w muzyce i w tańcu, w których celem działania jest każdy moment w trakcie ich rozwijania się, a nie tylko czasowy koniec ich wykonania.(...)".

"(...)Stanie się wrażeniami, co jest zupełnie inne od ich posiadania, rodzi zdumiewające poczucie wyzwolenia i wolności, gdyż implikuje to, że doświadczenie nie jest czymś, w czym jest się uwięzionym lub przez co jest się popychanym, lub z którym trzeba walczyć. Konwencjonalny dualizm podmiotu i przedmiotu, znającego i znanego, czującego i uczucia przemienia się w biegunowość; znający i znane stają się biegunami, terminami lub fazami jednej rzeczy, która przydarza się nie mnie, nie ze mnie, ale sama z siebie. Doświadczający i doświadczenie stają się pojedynczym, wiecznie zmiennym, samo kształtującym się procesem, pełnym i spełnionym w każdej chwili swego rozwoju oraz nieskończenie złożonym i subtelnym. Przypomina to nie oglądanie, lecz bycie zwijającą się arabeską kształtów dymu w powietrzu lub atramentu w wodzie. (...)".


"(,,,)Sprawcą każdego działania jest samo działanie. Jeśli mata może być matowaniem, to kota można nazwać koceniem. Faktycznie nie musimy pytać, kto lub co "koci", tak samo jak nie musimy pytać, jakie jest podstawowe tworzywo lub substancja, z której został uformowany świat, gdyż nie ma sposobu na opisanie tej substancji inaczej jak tylko w terminach formy, struktury, porządku i działania.(...)"

"(...)Co więcej, mówienie, że zdarzenia teraźniejsze są wywołane przez przeszłe, jest tylko nieco niezgrabnym uproszczeniem, gdyż faktycznie mówimy o wcześniejszych i późniejszych etapach tego samego zdarzenia. Z biegiem zdarzeń możemy odkryć regularności rytmu i formy, i w ten sposób przewidywać ich przyszłe konfiguracje, lecz przeszłe stany nie "popychają" teraźniejszych i przyszłych stanów, tak jak gdyby stały na końcu rzędu kostek domino i popchnięcie pierwszej przewracało wszystkie pozostałe. Kostki, które upadły, leżą na swym miejscu, ale przeszłe zdarzenia znikają w teraźniejszości, co jest po prostu innym sposobem na powiedzenie tego, że świat jest samoporuszającą się formą, a kiedy jego następujące po sobie stany są zapamiętane, możliwe jest ukazanie jego pewnego porządku. Jego ruch, jego energia wydobywają się same z tej chwili, a nie z przeszłości, która zwyczajnie sięga poza pamięć tak jak ślad za statkiem.(...)".







22 lutego 2015 , Skomentuj

Narzekam na nudę, na brak zajęcia. A tak na prawdę, zastanawiać się zacząłem przed chwilą, czemu w ogóle narzekam. Nad głową gwiazdy pięknie rozświetlają niebo. Drzewa błyszczą przymrożonymi gałązkami. Wokół lasy, fiordy przecinające skały. To wszystko jest pięknie "skomponowane. Szczególnie w dzień taki jak dzisiaj, kiedy słoneczko rozpuściło poranne opady śniegu, oświetlając przez bezchmurne niebo owe "kompozycje". I przez to bezchmurne niebo teraz widać te gwiazdy, które nie wiadomo jak są daleko i czy jeszcze są, czy może widać już tylko ich blask, po długiej wędrówce ich światła. Jakie to wszystko jest nierzeczywiste. Ale nie ważne czy coś jeszcze jest, czy może już tego nie ma. Ważne jak się z tym czujemy. I jeśli gwiazdy, które oglądam już nie istnieją, a wraz z nimi wymarły planety, które dzięki nim żyły, to przynajmniej dały mi możliwość ujrzenia swego blasku. Może ktoś z jakiejś planety, której już nie ma popatrzył na nas, ale nas jeszcze nie było. A może my, gdy wyślemy kogoś, gdzieś, gdzie wydawać nam się będzie, że kogoś możemy spotkać, możemy już nie istnieć, zanim tam dotrzemy. Czas jest taki nierealny - ważne jest tu i teraz. A tu i teraz jest pięknie. I jeśli będziemy szukać kamieni na księżycu, to możemy nie dostrzec diamentu obok nas. Sam do końca nie potrafię napisać, co chcę wyrazić.

21 lutego 2015 , Komentarze (2)

Do wpisu zainspirował mnie po części wpis jednego z użytkowników Czy to ze mną coś nie tak?, a po części własne przemyślenia po treningu, na który się zebrałem od długiegooooo okresu lenistwa.

Moja nowa praca (już ponad 7 miesięcy, ale ostatnia, więc "nowa"), nie daję mi możliwości do ruchu. Siedzę non-stop. Niby częste urlopy - ale brak regularności sprawił, że "oklapłem". Zanim się rozkręciłem powoli - basen, sauna, zacząłem powoli nabierać energii, znów trzeba było wrócić do pracy i z każdym wolnym to samo. Rozleniwiony, zasiedziały, ciężko było mi się zebrać na cokolwiek. Wesele za pasem ... odpuściłem już marzenia, że się wezmę za siebie. Po prostu odpuściłem i się z tym faktem pogodziłem: trzeba kupić nowy garnitur. Ale zdaję sobie sprawę, że taki stan rzeczy na dłuższą metę, jest nie do przyjęcia. Oczywiście szukałem wymówek - pół żartem, pół serio. Jak znajomy mnie wyciągał na siłownię, to nie potrafiłem nawet znaleźć wymówki, mówiąc, że nie chcę, nie lubię, mam uczulenie i w ogóle. Dzisiaj się śmiałem, że może pójdę na siłownię ... po czym się roześmiałem, że się oszukuję. Po prostu zaakceptowałem fakt, że jestem leń i że muszę zmienić pracę na fizyczną, która mnie zmusi do ruchu. I dzisiaj w pracy jak znajomy zapytał czy idę poćwiczyć - nie szukałem wymówek ... co mnie zdziwiło. Przyszedłem o umówionej godzinie i czekałem na niego 30min. Po czym on zaczął przygotowywać jedzenie, więc ja poszedłem się rozgrzewać, jak już się nastawiłem. Nie mam sportowego obuwia ... próbowałem na boso, ale pedały w rowerku się wbijały, więc założyłem buty "wyjściowe". Nie szukałem wymówki. 20min rowerek, 10min orbiter - już się lało ze mnie, jako że z kondycją ostatnio u mnie marnie. Kolega stwierdził, że tak się najadł, że jednak nie będzie ćwiczyć. Więc sam się wziąłem za ćwiczenia. Fakt, że szybko ręce mi siadły ... ale i tak nie wiem co mnie napadło. Może to, że zaakceptował to, iż jestem leń i nie będę nawet próbował się zmuszać, ani szukać wymówek ... po prostu zaakceptowałem, że nie chcę, że dobrze mi z tym i nie mam zamiaru się wysilać. I może kiedy nie czułem się wewnętrznie przymuszany, że robię coś, czego nie chcę przyszło to samo z siebie, że czemu nie. I tak nie mam nic lepszego do roboty. A może to, że w ostatnim tygodniu zacząłem nastawiać budzik 10min wcześniej i się zacząłem rozciągać z rana i w czasie pracy? .... Nie wiem ... nie wiem, bo jeszcze dzisiaj sobie powtarzałem, że ćwiczyć nie będę, bo mi się nie chce. Jak znajomemu powiedziałem, że byłem na siłowni, to się śmiać zaczął czy tam piwo schowałem.

Wydaję mi się, że nie można sobie powtarzać "muszę", tylko "chcę". Bo z przymusu nic nie wyjdzie, a jedynie z chęci. "Chcę mniej jeść", "chcę schudnąć", "chcę ćwiczyć" itp, zamiast "muszę"! Ja nic nie muszę!. Ja chcę.

Co do porad - ostatnio przeczytałem ciekawą książkę Michaliny Wisłockiej: "Kalejdoskop seksu". Wiele jest tam ciekawych porad i spostrzeżeń. Książka poskładana z felietonów pisanych w 1981-83, a niektóre spostrzeżenia takie dzisiaj aktualne. Już wtedy pisała autorka o wpływie diety, środowiska i podejścia na ludzkie życie, zdrowie i psychikę. Większość tych rzeczy była już mi znana w trakcie czytania, ale mimo wszystko kilka nowych ciekawych spostrzeżeń mnie zaciekawiło. Chociażby właśnie temat "zmuszania". Chodzi mi o rady. Jeśli ktoś sam nie poprosi o pomoc, to nie ma co się narzucać, bo naszą pomoc, uzna za wtrącanie się. I coś w tym jest. Dopóki osoba sam nie będzie chciała zmiany, ciężko będzie jej pomóc. Być może dlatego przymusowe odwyki często nie przynoszą rezultatów. Taka osoba widzi wszystko z własnej perspektywy i nie widzi destruktywnych skutków. Ma ograniczone pole widzenia. Każdy ma swój zestaw doświadczeń i widzi wszystko z tej własnie perspektywy. Grunt to znaleźć wspólny mianownik w porozumieniu. Znaleźć taki poziom porozumienia, żeby odbierać na tych samych falach. Jest to często mało prawdopodobne, jeśli są to dwie różne osoby o różnych doświadczeniach. To tak jakby żyły w innych rzeczywistościach.


Jak zwykle trochę odszedłem moimi przemyśleniami od tematu i zgubiłem trochę wątek. Ale taki jest główny cel prowadzenia tego pamiętnika. Spisać moje przemyślenia. Początkowo chciałem po prostu zdrowo schudnąć. Udało mi się to i nie jest to już moim priorytetem. Wiem, że się da i że gdyby było trzeba to bym zrobił to ponownie. Aktualnie podobają mi się przyjemności, które sprawiły, że znowu zyskałem na wadzę - praca w delegacji (możliwość poznania nowe osoby), alkohol, jedzenie: dobrze i do syta, bez liczenia kalorii i proporcji WTB (dla nie wtajemniczonych węglowodany, tłuszcze, białka), jedzenie po nocy po imprezie, spanie w dzień. Wszystko to mi się podoba i nie przeszkadza mi, że znowu przez taki tryb życia przytyłem ... a raczej nie przeszkadzało. Ostatnio znowu poczułem się ociężały, brak energii, chęci na cokolwiek ... przestałem się poznawać. Być ta świadomość też mnie zmotywowała do ćwiczeń ... ? A więc oficjalnie przeszkadza mi mój niezdrowy tryb życia i postanawiam go zmienić!. Chcę zmian na lepsze. Może mniej zabawnie, ale zdrowiej. Bo po co mi wszystko inne jak przestaje mieć ochotę na cokolwiek. Po prostu przekroczyłem chyba jakiś punkt kontrolny. A więc od poniedziałku zaczynam - sałatki, oliwa, warzywa. Mięso na weekend - ewentualnie. Na pewno pozostanę przy porannym rozciąganiu. A w weekendy jakiś trening. Muszę kupić jakieś buty sportowe ... to bym i pobiegał. A jak nie kupię to będę biegał i w wyjściowych ... kupię nowe jak zniszczę. Może nawet jutro ... pobiegam oczywiście, nie będę kupował butów przy niedzieli. Ale zobaczymy jak się będę czuł po dzisiejszym treningu. Mam nadzieję, że dobrze, czego Wam(jeśli ktoś to czyta) i sobie życzę.






8 lutego 2015 , Komentarze (2)

Wiele powtarzanych frazesów pozostawało dla mnie frazesami, dopóki sam czegoś nie doświadczyłem.  Co by się nie stało - życie toczy się dalej.  Wczorajszego dnia już nie ma, a jutrzejszy jeszcze nie nadszedł.  Staram się więc skupiać na dniu dzisiejszym.  Po co odkładać coś na jutro.  Jutro nigdy nie nadejdzie.  Zawsze jest dzisiaj, tu i teraz. Nigdy nie będę w stanie powiedzieć, że teraz jest jutro ... bo to zawsze dzisiaj.  Więc muszę się skupić na dzisiaj.  Oduczam się powoli powtarzania: "Od jutra rzucam wszystko".  Jeśli chcę coś zmienić, zaczynam od TERAZ.  W ten sposób potrafiłem zaakceptować, wiele rzeczy, które mnie irytowały, ale chciałem zmienić na przyszłość.  Jeśli mi nie przeszkadzają dzisiaj, to nie będę się martwił na zapas.  A jak już zaczną być być problem - wtedy zacznę działać.  W ten sposób odeszło mi wiele zmartwień.  Pieniądze szczęścia nie dają - i to jest prawda.  Bez pieniędzy czułem,że nie byłem szczęśliwy.  Chciałem coś zmienić w życiu.  Przy okazji zacząłem zarabiać i nie muszę się martwić tak jak większość osób, z którymi rozmawiam  takimi "pierdołami".  I wtedy skupiam się nad rozmyślaniem nad życiem.  Prawdą jest, że wszystko jest możliwe.  Trzeba tylko obrać cel i znaleźć odpowiednią drogę.  Ale ja mam problem z obraniem celu.  Nie potrafię się odnaleźć, bo nie wiem gdzie zmierzam.  Wiem, że chciałbym być szczęśliwy, jednak wszystko za bardzo analizuje.  Za dużo myśli.  Wszystko zawsze się sprowadza do jednego - po co?  Przyszłość staję się wtedy zbyt natarczywa.  Zastanawiam się gdzie podziała się teraźniejszość.  Czuję się jakbym czytał książkę, moją ulubioną, ale czytam ją teraz bardzo powoli, więc słowa są od siebie bardzo oddalone, a przestrzeń pomiędzy wydaje się być nieskończona.  Ciągle czuję tę opowieść, słowa tej historii, ale ta niekończąca się przepaść pomiędzy słowami, w której się teraz znajduję, odczuwalna jest, jakby była nie z tego świata.  Czuję się jakbym nie pasował.  A nie chcę się dostosować i wpasować.  Chciałbym poczuć, że gdzieś jest moje miejsce.  I niby wszystko mogę, ale nie chcę.  Nie w ten sposób jak działa świat obecnie.  Wydaję mi się taki fałszywy, zaprogramowany nie dla mnie.  Z chęcią zmieniłbym planszę tej gry.  Jednak jak już zacząłem w nią grać, to nie zrezygnuję.  Każde nowe doświadczenie czyni mnie innym człowiekiem.  To kim byłem, kim jestem i kim będę, to trzy różne osoby.  Gdzie jest moje szczęście?  Czuję, że jest blisko, ale ono takie nieuchwytne.  Za każdym razem, gdy czuję, że dotarłem do celu, okazuję się, że wjechałem pod prąd i muszę zawrócić, by odnaleźć lepszą drogę.  Albo podjadę od złej strony i mimo i już widzę cel, to okazuję się, że wjazd jest z drugiej strony.  Może nie powinienem użyć mapy, zamiast nawigacji.  Może powinienem się bardziej postarać, a nie iść na łatwiznę.  A może sobie tak tylko wmawiam, usprawiedliwiam się.  Na pewno powinienem działać, coś robić.  Cokolwiek.  Nie stać w miejscu .. nie czekać, nie rozmyślać ... po prostu żyć - ale żyć, a nie egzystować.  A może właśnie na odwrót.  Powinienem przystanąć, odsapnąć.  Zająć się czymś kreatywnym.  Może składanie modeli, może czytanie.  Zamiast błądzić i szukać, czegoś, co jest obok mnie, a nie mogę tego dostrzec, bo ciągle jestem w biegu.  Co do wagi - nawet ona przestała mieć dla mnie znaczenie.  Z 99kg schudłem do 69kg - więc wiem, że to możliwe, ale jakoś motywacji brak.  Teraz ważę 93kg ... i jedyna motywacja to dwa zbliżające się śluby znajomych.  Musiałbym schudnąć ok 10kg, żeby dobrze się czuć w moim garniturze.  Lubię go.  I już w grudniu o tym wiedziałem.  Zostało 5 tygodni i już założyłem, że kupię nowy.  Dobrze się czuję.  Wiem, że czułbym się lepiej ... ale jakoś brak mi tego "kopa" w dupę, który miałem wcześniej.  Wiem, żeby coś się zmieniło w moim życiu, muszę zmienić postępowanie.  Ale brak już mi pomysłów, co robić.  Bo wszystko zazwyczaj wraca do punktu wyjścia.  Czuję się jak 11 lat temu - kiedy nie wiedziałem co robić.  Zakreśliłem koło - wiele pozmieniałem, aż wróciłem do tych samych nawyków, i nie wiem już która droga wyprowadzi mnie z tego "ronda".  Próbowałem nawet nie wyjeżdżać, zostać, znaleźć tutaj swój cel.  Ale albo jestem ślepy i nie widzę celu tutaj, albo może nie widzę drogi dojazdowej ... sam już nie wiem.  Wiem, że życie toczy się do przodu i wiem, że ważne są dni, których jeszcze nie znamy.

7 listopada 2014 , Komentarze (4)

Dużo mam różnych przemyśleń.  W niektórych się gubiłem.  Ostatnio zastanawiałem się nad wibracjami, perspektywą, o szybkościach wibracji.  O tym, że większe obiekty poruszają się wolniej, ale z ich perspektywy poruszają się normalnie.  I tak podchodząc do tematu jeśli nasza planeta to jakiś atom, układ słoneczny to jakiś pierwiastek, galaktyka to jakiś związek chemiczny, a wszystko to może być częścią jakiegoś złożonego organizmu ... może jakiegoś człowieka lub innej formy życia, która zaglądają przez mikroskop widzi te wszystkie planety, jako jakieś szybko wirujące cząstki materii.  Krążą tak szybko, że nie widać między nimi wolnych przestrzeni.  Nie widać wielkich odległości, takich, jakie my widzimy między planetami.  Dla tych wielkich stworzeń, to wszystko wiruje tak szybko, że tworzy materię.  Może żywą, może "nieożywioną".  A więc może jesteśmy w jakimś mózgu, albo kawałkiem płotu.  Z naszej perspektywy wszystko wolno się toczy, ale z perspektywy gigantów, których jesteśmy cząstką, wirujemy w szaleńczym tempie.  I tak nasz świat trwa miliardy lat, a dla kogoś, kto patrzy przez mikroskop, między jego mrugnięciami nasza cywilizacja może zacząć i przestać istnieć, a on może tego nie dostrzec, nawet jakby nie mrugnął, bo cząstki te wirują za szybko.  Można tak spojrzeć i w drugą stronę.  Jak popatrzymy wewnątrz nas to są tam związki, komórki, atomy i im głębiej patrzeć, tym mniejsze cząstki, które coraz prędzej się poruszają.  Wszystko działa na tej samej zasadzie.  Jako na dole tak i na górze.  Elektrony wokół jądra atomu, Ziemia w okół Słońca, Słońce w okół galaktyki ... 


Ale chodziło mi o linie proste... których chyba nie ma ... ?
No bo jak patrzeć na cokolwiek to tylko z naszej perspektywy jest proste.  Ale takie nie jest.  No bo najrówniejsza podłoga jest poziomowana z Ziemią, która przecież prosta nie jest.  Jakby ułożyć drogę dookoła globy i wypoziomować ją, to by wydawała się prosta na pierwszy rzut oka, jednak z dalszej perspektywy, była by owalna, jak Ziemia.  To samo z każdym jednym "prostym" materiałem, czy to linijka, deska czy cokolwiek.  Poza tym jakby przyjrzeć się bliżej pod mikroskopem to kwestia ułożenia właśnie tych małych cząsteczek i jak one sobie krążą w miarę w jednym punkcie, to mamy złudzenie lini prostej, tymczasem jednak po zbliżeniu one układają się raczej jak ... jak DNA.

7 listopada 2014 , Komentarze (1)

Jest taka piosenka Winiego - Od jutra rzucam wszystko.  I niby wulgarna, niby niepoważna ... a jednak coś w sobie ma.  No bo ile razy ja sobie powtarzałem ... od jutra, jeszcze jeden i jeszcze raz ... ostatni ... i w ogóle.  To takie oszukiwanie siebie.  Jeśli coś chce się zmienić trzeba zacząć od teraz, a nie od zaraz, jutra czy Nowego Roku.  

Na koniec dnia zawsze mam najwięcej planów: "Jutro nowy dzień zacznę to czy tamto".  A następnego dnia znów się oszukuję, że jeszcze jeden dzień, ewentualnie tydzień.  

Na koniec dnia, szczególnie jak nie mogę usnąć, zawsze mam najwięcej refleksji.  

Tak kiedyś sobie myślałem, że tak też chyba jest na koniec życia.  Robi się jakiś bilans, jakiś rachunek sumienia, wmawiając sobie co by się zrobiło inaczej.  Ale tak, przynajmniej w moim przypadku, jest często na co dzień.  Powtarzam sobie, że od nowego dnia zacznę inaczej, zacznę pierwszy dzień nowego życia ... ale następnego dnia wmawiam sobie, że mam całe życie przed sobą i nic się nie stanie jak jeszcze jeden dzień spędzę w swoim starym życiu ... mam jeszcze czas na rozpoczęcie nowego życia.

Próbuję, ale zawsze znajduję wymówki, żeby odwlec nowe postanowienia.  Skoro więc kontynuuje złe nawyki, może nie powinienem próbować ich zmienić, skoro dobrze mi z nimi?  A może powinienem się bardziej starać?  Ehh ... jak już wcześniej myślałem jeśli czegoś się bardzo chce, to się znajdzie sposób, a jeśli nie, to wymówkę.  Więc powinienem się albo bardziej postarać, bardziej chcieć ... albo zaakceptować obecny stan rzeczy.  Bo przy aktualnym rozbiciu, ciężko się cieszyć, jeśli się nie myśli o szczęściu a o czymś, czego się nie ma, co nie musi wcale dawać szczęścia.  Mimo iż sobie powtarzam cały czas, że szczęście jest najważniejsze, nie potrafię się cieszyć.  Czy tego można się nauczyć?  Czy to tylko wyuczony nawyk?  Czy może mi czegoś zabrakło w rozwoju i nie potrafię szczęścia docenić ... a może inaczej - nie potrafię go odczuwać.  Wiem ... chyba ... jak wygląda szczęście, ale jakoś brak mi tego uczucia i nie wiem co mógłbym zrobić, żeby go doświadczyć.  Zadaję sobie pytanie: co chciałbym robić ... i sam nie wiem co.  A więc egzystuję, czekając aż szczęście samo zawita i wtedy poznam co mi to daje.

26 września 2014 , Komentarze (8)

Tak jakoś pomyślałem - jak ważne jest czytanie ze zrozumieniem.  Uczono mnie tego w szkole ... a może inaczej: powtarzano jakie to ważne.  Bo to była taka indoktrynacja: powtarzano, jak ważne jest czytanie, ze zrozumieniem, żeby uczyć kreatywnego myślenia, ale w testach trzeba było odpowiadać według klucza.  O tyle dobrze, że nas nauczyciel nie zgadzał się z programem i on rzeczywiście uczył nas kreatywnego myślenia i nie karał nas za odpowiedź niezgodną z kluczem, jeśli miała ona sens i była wyjaśniona.  Także pod pretekstem kreatywności, uczą teraz dzieci czegoś wręcz przeciwnego.  Nie kwestionowania odgórnych przyrzeczeń.  I dlatego mamy teraz bezkrytyczne pokolenie konformistów, którzy często nie rozumieją wielu aspektów otaczającego ich świata.  Takie ograniczone myślenie wpływa na całe życie.  Brak wyobraźni, brak zdrowego rozsądku, brak wnikliwego przetwarzania danych - to wszystko wpływa na obecny obraz społeczeństwa - społeczeństwa obojętnego, niedostrzegającego problemów, lub błędnie podchodzących do problemów, często nie potrafiąc wydedukować jego przyczyny.

I tak łatwo można im wcisnąć wiele produktów light, diet, low etc.  Można takiemu społeczeństwu wiele wcisnąć i dobrze ich motywując jeszcze można ich nakłonić do bronienia błędnych przekonań.  Ale o tym jak ludzi łatwo zmanipulować już się nie będę rozpisywał.  Mogę polecić jedynie jeszcze raz serial, do którego podawałem kiedyś linka: The Man Who Made Us Fat.  Brytyjski miniserial (3 odcinki chyba), o branży spożywczej, jak to się wszystko pozmieniało na gorsze, a ludzie nie widzieli problemu.

A poza tym moje postanowienia może nie idą pełną parą, ale na razie nie ma wielu odstępstw.  Raz mi się tylko zdarzyło wypić kieliszek wódki, poprawiony piwem, co wzmogło apetyt i się najadłem na noc.  Ale o tyle dobrze, że sałatką.  No i raz mnie brat namówił na knajpę, "jedz ile chcesz", czego trochę żałuję, ale to jeden dzień w tygodniu, a nie co dzień, jak to wcześniej bywało.

A więc aktualnie staram się spożywać:
Sałatki


Ser biały w różnych postaciach (z miodem, śmietaną albo zsiadłym mlekiem albo koktajlem)

Owoce, z których robię koktajle.  Jeśli mam świeże to używam świeżych, ale mrożę zawsze trochę.

Soki świeże - ten akurat z jabłek i marchwi.  Bez żadnych dodatków, ewentualnie sok z cytryny, jeśli wyjdzie za słodki.

Orzechy, namoczone, żeby pozbyć się inhibitorów enzymów:

Owoce świeże - mango, avokado, ananas, papaja - od czasu do czasu lubię zaszaleć z egzotyką.  Brakuje tylko kokosa.

Jedno mango i papaja już zjedzone, bo dojrzały.  Ananas też już dojrzał.  Jeszcze tylko avokado dojrzewają.

Być może to dużo owoców i to wbrew moim twierdzeniom, żeby cukry ograniczać, ale w momencie jak rzucam na raz kawę papierosy i alkohol, robię detox, to przyda mi się jakaś przyjemność, a z czasem postaram się ograniczyć.  Zresztą i tak wydaje mi si, że nie aż tak dużo, jak kiedyś, albo jakbym jadł jakieś słodycze ze sklepu.  

W każdym razie jak patrzę na etykiety na produktach w sklepie to, aż głód odchodzi.  Takim jedzeniem zrobionym samodzielnie, bez poprawiaczy smaku można się lepiej najeść i głód nie przychodzi tak szybko.  Dłużej czuć sytość.  Często coś co zaplanowałem zjeść w jeden dzień, musiałem zostawić na następny, mimo iż nie było tego aż tak dużo, to jednak czułem sytość i nie miałem nawet ochoty się zmuszać.  Wyjątkiem był ten dzień, w którym wypiłem kielicha i piwo - wtedy zaburzone zostało moje odczuwanie. 

Weekend się zbliża - mam nadzieje, że wytrwam w postanowieniu.

26 września 2014 , Komentarze (10)

Tak sobie myślałem, że wiele rzeczy, o których kiedyś myślałem, że są ważne - tak naprawdę nie są ważne.  Myślałem, że tego chcę, bo wszyscy dookoła powtarzali jak mantre, że to czy tamto jest dobre, ważne i potrzebne.  Po tym jak już to miałem, uznałem, że wcale tego nie chciałem, że nie tego mi brakowało, że to mi wcale szczęścia nie dało.  Jedynie chwilowe z samej satysfakcji osiągnięcia zamierzonego celu.  To jak z życzeniami w parodiach z dżinem.  Trzeba być specyficznym i uważać czego się życzy, bo się może spełnić.  Po głębszych przemyśleniach - niewiele jest przeszkód jakie stoją do spełnienia naszych marzeń.  Najczęściej jesteśmy sami dla siebie tymi przeszkodami.  Wszystko można osiągnąć, jeśli tego bardzo chcemy.  Przynajmniej teraz nie potrafię sobie wyobrazić niemożliwego.  Wszystko w jakiś sposób, w jakimś stopniu jest do zrealizowania.

A ja, mimo iż zdaję sobie z tego sprawę, to siedzę w domu i nic nie robię.  Ta świadomość, że mogę wszystko nie czyni tego już tak pożądanym.  Dobrze mi w domu, na łóżku, wygodnie.  Jak to jest, że ciągnie do zakazanego owocu, do czegoś nieosiągalnego.  Nie wiem czy to kwestia natury, czy wychowania - ta zazdrość, to pożądanie?  Z jednej strony to grzech - Nie pożądaj rzeczy bliźniego swego, z drugiej jednak strony, brak pożądania, odbiera motywację do działania.  Czy więc mam przesiedzieć teraz do końca życia na kanapie przed TV, bez żadnych pragnień i marzeń?

Łatwo jest komuś dawać rady, ale ciężej samemu z nich skorzystać.  Sam sobie powtarzam, że powinienem rozbudzić w sobie jakąś pasję, zainteresować się czymś.  Ale najłatwiej się doradza komuś.  Wtedy człowiek jest najmądrzejszy.  Nie raz widziałem niespełnione ambicje rodziców przelewane na dzieci, braci i kolegów nawzajem ... komuś się doradza najłatwiej.  Samemu, żeby zacząć działać trzeba znaleźć motywację.  Taki przykład: Ja często mam plany - chociażby, żeby wsiąść w samochód i pojechać nad morze, albo za granicę - taki po prostu spontaniczny wypad.  Zamiast siedzieć w domu, to się przejadę.  Co z tego, że sam - w domu też siedzę sam, a po drodze posłucham jakiejś muzyki, może jakiegoś autostopowicza wezmę, porozmawiam.  No ale jak przychodzi co do czego, to znajduję jakąś wymówkę - a po co, pojadę i będę wracał: nagle zapominam, czemu chciałem jechać.  Nie widzę sensu, wynajduję wymówki, że to bezcelowe i rezygnuję.  Taki głupi przykład, ale tak się dzieję z wieloma moimi planami - zarówno większymi jak i mniejszymi.  Wracam na studia już ze dwa lata - ale jak przychodzi co do czego to wmawiam sobie, że nie będzie mi się chciało chodzić na wykłady a wiedzę mam w internecie i bibliotekach. i Tak można by mnożyć, bo mam wiele planów i przemyśleń na życie, których nie zaczynam z takiego lub innego powodu.  Za to innym tłumacz, że powinni robić to o czym marzą, że nic nie powinno stanąć na przeszkodzie.  A nie pomyślałem wcześniej, że te ich przeszkody, które ja widzę jako wyzwania, na które można znaleźć sposób na ominięcie (już ustalałem plan w jaki sposób), to nie są tak naprawdę przeszkody, lecz właśnie wymówki.

A więc trzeba mocno być w przekonaniu o swoich zamiarach, żeby nic nas nie wytrąciło z obranego celu.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.