- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (36)
Ulubione
Grupy
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 57162 |
Komentarzy: | 265 |
Założony: | 13 września 2009 |
Ostatni wpis: | 5 grudnia 2017 |
Postępy w odchudzaniu
woda wysokomineralizowana - ZUBER
"i nie wodz nas na pokuszenie..."
ogolnie od kilku dni staram sie na surowo (salatki, surowki, kogiel mogiel, nasiona, kielki, orzechy, owoce, warzywa - wszytsko na surowo, ewentualnie kiszone).
staram sie czyli niekoniecznie mi wychodzi, ale wiekszosc tego co zjadam to na surowo.
staram sie tez codziennie cwiczyc (staram sie - wychodzi to mnei wiecej tak ze 2 dni cwicze 2 dni mi sie nie chce).
rezulaty juz widoczne - powrocilem do wagi sprzed swiat a nawet kilogram mniej - przed swietami juz bylo 71kg - a teraz stoje na wadze i jest juz 70kg :D:D:D
Najgorsza jest "kusicielka" - moja mama. Siedze sobie zadowolony z efekltow a ona wchodzi z miseczka deseru - gal;aretki z bita smietana (widzialem jak robila i pytala czy chce - oswiadczylem ze NA PEWNO I ZDECYDOWANIE NIE !!!!), ale ona jakby o tym nie chciala sluchac bo przyniosla mi deser - i pokazuje i juz na lyzke chce mi do ust wkladac jak dziecku. - NIE znaczy NIE - "ale ja tyle zrobilam, zjedz - dobre". a do tego w kuchni pasztet robi - pelno miesa ugotowanego, zmielonego tez kusza - po trochu niby probuje,ale co chwila. Wiec mowie do niej - "nie wodz mnie na pokuszenie " !!! Jednak moje slowa jakby wypadaly drugim uchem badz wogole nie wpadaly
I tak dzwieczy mi caly czas w glowie "chodz, wez, masz, sprobuj, zjedz cos "normalnego", jedz to co my ..." Alez to jest irytujace !!! Ilez razy mozna pwotarzac ze od tego "normalnego" jedzenia to sie nabawilem otylosci, nadcisnienia, skora byla sucha, wyl;ysialem - a teraz gdy wygladam dobrze, skora dobrze nawilzona, jedrna, sweicoca, paznokncie mocne, skorki sie nie zadzieraja, brzuch coraz mniejszy, wlosy moze nie odrastaja, ale wyrostek pewnei tez nie odrosnie, do tego przez moja wage nabawilem sie kontuzji, bo pewnie gdybym mniej wazym to bym kolana nie skrecil.
ehhh .... przynajmniej odechacilo mi sie isc podjadac tego pasztetu jak sobie powypominalem :D
rano juz jak codzien - lyzeczka pylkow kwiatowych rozpuszczonych w wodzie z lyzka oleju lnianego,
pozniej kogiel mogiel z 5 zotlek, lycha miodu malinowego i dwie lyzki oleju lnianego
0,5l soku jablkowo-marchwiowego z dodatkiem soku cytrynowego (sam oczywiscie robilem)
lyzeczka tranu
salatka : 2zabki czasnku, kilka wiekszych szczypt imbiru, ziol prowansalskich i jedna przyprawy do shaormy, pol pora sredniego, jedna "lodyga" selera naciowego, cebula srednia, polotrej ogorka kisoznego duzego, mniej wiecej garsc kapusty kiszonej, kilka pieczarek, troszke serka wiejskiego chudego niepasteryzowanego, troche kapusty pekinskiej (ok 1/3 srednio-malej glowki), kilka lisci salaty lodowej - wszystko to pokrojone w drobna kostke, 3 czubate lyzki pesto, 3 lyzki oleju lnianego (nieoczysczonego, tloczonego na zimno), a i troche "szczypiorku" z czosnku i szczypta startego parmezanu do smaku - wielka micha wyszla, wiec po trochu co godzine, wlasnie skonczylem.
zazwyczaj jeszcze do takiego zestawu jeszcze w ciagu dnia dochodzi u mnie szklanka wody z lyzka miodu rozpuszczona, czasem kilka jablek (ok2-4 malutkich, badz 1-2 duze), po garsci sezamu, slonecznika i dyni z miodem (miseczka mniej wiecej) i 2 lyzki siemienia lnianego zmielone namoczone chwile w wodzie.
dzisiaj bede sie staral uniknac wszystkiego powyzszego, ale dopiero 13 i nie wiem czy wytrzymam. jak do 17 wytrzymam bez niczego to juz i dalej wytrzymam.
w sumie na takim jedzeniu raczej do gory nie ide, ale chcialbym w dol dalej isc a od 2 miechow w miejscu stoje. miod i owoce ograniczyc musze.
od swiat praktycznie codziennie 2h dziennie na cwiczenia - min.1h na rowerku, do tego pompki, brzuszki, w worek troche, i cwiczenie nogi. operacja 4 miechy temu, ale ciagle nie odzyskalem pelenj formy.
w weekend zabalowalem i juz od 3 dni zero cwiczen, a wiec lece na rowerek.
w swieta oczywiscie nie wytrzymalem i sie wzialem za wszytskie dobroci - ryba po grecku (sam robilem - jak miala nie byc dobra), sledzie, dorsz smazony, szynka i boczek pieczony, flaki, ciasta - srnik, makowiec (mmmmmm...), srnik z makiem - wszytsko dobre az sie zasycic nie moglem. W sylwestra "lampka" szampana, cieply posilek w srodku nocy ...
i...
jak juz mialem z rana 71 na wadze - tak po tym okresie 78 juz wskakiwalo. Od okolo tygodnia nie daje sie pokusom (badz tylko skosztuje, zeby nie zapomniec smaku) i waga sie zaczyna stabilizowac - ok 75 (73 z rana) - i ogolne samopoczucie sie poprawilo co daje mi sile zeby unikac tego dobrego, acz "zgubnego" jedzenia. Juz sie nie moge doczekac az mamusia wyjedzie i nie bedzie mnie co rano budzic i kusic kazdego ranka jakis zapach :D
coraz blizej - i coraz gorzej. Dzisiaj mialem doprawiac rybe po grecku - staralem sie trzymac jak najdalej od kuchni, ale w koncu dalem sie namowic. I jak tu nie sprobowac takiej pysznosci ktora sam dprawilem. Same ladne zapachy od samego rana - az do poznej nocy - chyba z domu musze wyjsc bo na sen za wczesnie - a zapachy z kucni wolaja.
Z checia bym podjadl cos - pozniej moglbym cala noc biegac zeby sie pozbyc, jednak po 30min jazdy na rowerku kolano zaczyna kluc - nie wiem czy tak powinno byc. W sumie juz ponad 3 miesiace po operacji - powinno byc juz dobrze. No ale pozyjemy zoabczymy - moze sie poprawi, a poki co kuchnie szerokim lukiem postaram sie mijac.
I jak tu chudnac jak takie zapachy wokolo. Codziennie matka gotuje cos dobrego - wczoraj placki ziemniaczane z gulaszem. Mialem juz nie jesc nic, a tu takie zapachy. Az sie ruszac nie moglem. A co dopiero spac. Lazanki, lasanie, galareta, bigos i wiele innych - a co dopiero w swieta. Byl moment juz ze 71 wazylem - a teraz 75 znow, a po sniadaniu 76 - takiej wagi juz dawno nie mialem. A matka chce zebym znow wazyl 100kg.
Dzisiaj na sniadanie kusil mnie znowu placek ziemniaczany z gulaszem, ale na szczescie matka nie proponowala (bo wystarczy zeby zapytala a bym sie na pewno zdecydowal): a wiec sniadanko - dokonczylem surowki z lodowki (jedna io druga - marchew, jablko, troszke cebuli, z tym ze jedna z kapusta kiszona a druga z pekinska), z dodatkiem oleju lnianego. Pozniewaz sie nie najadlem (rozpechalem brzuch wczorajsza kolacja, czyli placekime z gulaszem), poprawilem deserem - garsc nasion slonecznika, garsc dyni, garsc sezamu z lyzka miodu. Potem jeszcze male jabluszko i marchewka dopchalem. I od razu poczulem sie lepiej ze takie sniadanie, a nie placek ziemniaczany smazony na patelni w tluszczu z glualszem wolowym bodajze, tez tlustym, zaprawianym maka, z pelna gama "polepszczy smakowych (kostki smakowe, glutaminian sodu, sol itp ...).
W sobote urodziny - jak zwykle przesadzilem z alko, nastepnego dnia na sniadanie "doprawilem sie", zamowilem pizze, wieczorem ten placek - od dzis mocne postanowienie poprawy. Ide wlasnie pojezdzic na rowerku i pocwiczyc troche. Posilek najpozniej - 15, a jesli bede bardzo glodny to moze pozniej ale tylko jesli jeszcze bedzie widno.
Glowny cel - zeby waga nie przekraczala 75 niezaleznie od pory dnia, a po swietach i Nowym roku - powinna zaczac spadac (nie chce sobie takiego celu na swieta stawiac - bo ryby po grecku raczej nie bede potrafil sobie odmowic).