..:))
Witajcie....
nie wiem jak to się dzieje ale waga spada..:)) Jak postanowiłam coś zrobić dla siebie, to waga na liczniku pokazała 78,5 a byłą to sobota. Dziś rano zaledwie po dwóch dniach pilnowania się rano zobaczyłam 77,25...a to niespodzianka...:))
Na razie trzymam się dwóch z czterech ustalonych zasad:
- zero słodyczy
- pięć posiłków dziennie - sama sobie dobieram co zjeść na poszczególne posiłki, tyle diet już przerabiałam, że nie mam problemu z ustaleniem menu..:))
Jak pójdzie tak dalej, to do końca lutego może uda mi się zrzucić więcej niż założyłam..:) Ale jak będzie tyle ile wynosi plan na luty też będę bardzo zadowolona..:))
Pozdrawiam papa
Powroty...:))
Prawie rok mnie nie było..:((
zawsze wracam skruszona gdy waga szaleje...ostatnio to sobie na maksa pofolgowałam i widać to na wadze..:(( . Zrobiłam się okropnie leniwa ...zero ćwiczeń, zero wyrzeczeń kulinarnych...wcinam wszystko bez ograniczeń. Ale po raz setny w swoim życiu stwierdziłam, że dość tego, trzeba przystopować i wziąć się za siebie!!
Zaczynam nietypowo bo od soboty, ale nie ma co zwlekać.. i zacznę małymi kroczkami:
Moje postanowienia:
- wracam do regularnego jedzenia : posiłki 5 razy dziennie o tych samych porach,
- ograniczam słodycze do minimum,
- wprowadzam więcej ruchu,
- określam skromny plan utraty wagi ...do końca lutego 2,5 kg mniej .
Mam nadzieję że się uda...:))
Pozdrawiam ..:))
Witajcie...:))
....u nas dziś wreszcie trochę słońca...:))) Może ta długo nadchodząca wiosna zmobilizuje mnie do działania...:)) Jutro zrobię sobie pomiarki i zacznę coś działać..:)) Mam w zanadrzu dziwaczny plan, już go próbowałam i nawet działa...:)) ale po drodze były urodzinki (hi hi hi....żadna różnica z tą 5 z przodu, nie ma co się bać..:))))), przyjazd dzieci, święta i nawrót zimy, a w takich chłodnych dniach wcinam wszystko co mam w zasięgu...:))
Więc jutro zapoczątkowuję wiosnę i to już na całego....:))
Buźka i miłej niedzieli...:))
....:))
....od dwóch dni waga lekko w górę, ale staram się nie przejmować, bo nałożył się ten wzrost na środek cyklu...a wtedy zawsze jestem obolała i opuchnięta, więc żeby wiedzieć czy waga idzie w dół muszę to przeczekać...:))
Chyba zima sobie wreszcie odpuszcza, u nas mglisto od kilku dni lecz na plusie...tak bardzo chcę już wiosny...:)))) i chyba nie ja jedna...:))
Buziaczki i udanej dalszej niedzieli..:)))
...:))
Jak na razie dietka działa...:))
Pozdrawiam i i znikam...:))
jak na huśtawce:)
waga raz w górę a raz w dół...ale nie można się poddawać...skoro raz weszło się na ścieżkę odchudzania, to niestety na niej już się pozostanie i trzeba to zaakceptować a przede wszystkim nie popadać w samozachwyt przy sukcesach. Należy pielęgnować osiągnięcia a nie popuszczać cugle tak, jak to czyniłam. Teraz znowu szukam właściwej i skutecznej ścieżki. W odchudzaniu sprawdza się przysłowie, że dwa razy do tej samej diety/rzeki się nie wchodzi. Więc mam nową rzeczkę...:)) i jest to dieta 17-dniowa Mike Moreno. W sumie nazwa trochę myląca, bo składa się ta dietka z 4 okresów 17-sto dniowych.
Zaczęłam w sobotę przy wadze 76,2.... dziś waga była bardzo łaskawa i pokazała 75,6 zobaczymy jak będzie jutro.
A na dietkę wpadłam przypadkiem. Mam w domu księgozbiór o odchudzaniu większy niż w niejednej księgarni, któregoś dnia gdy już na wagę miałam ogromną złość zasiadłam do przeglądania moich książeczek..:) Ku swojemu zaskoczeniu odkryłam nową, nawet nie pamiętam kiedy ja kupiłam i ma ten sam tytuł co powyżej. Zaczęłam najpierw czytać a potem ciągle odkładałam ten dzień zero, aż wreszcie wczoraj się zdecydowałam. Mam nadzieję, że wytrwam ..:)))
Dobrej nocki i trzymam kciuki za Waszą wytrwałość..:))
......*****
Kochani....im więcej myślę o odchudzaniu tym więcej mnie jest..:( To co się dzieje ostatnio ze mną, przekracza wszelkie normy. Objadam się bez pamięci i ciągle dopycham słodyczami.
Wiem, że jest zima, ale przecież nie wywodzę się z niedźwiedzi żeby naprodukować tkanki tłuszczowej aby jakoś tę zimę przetrwać..:))
Codziennie powtarzam sobie, pora wreszcie wziąć się w garść i wytrzymuję w postanowieniu góra do 16tej......:((....a potem hulaj dusz piekła nie ma....lecz wyrzuty sumienia jakoś zawsze są....:))
Przez jakiś czas nie będę ani słowa pisać o odchudzaniu, możne wtedy przestawi się coś we mnie i wrócę do normy...:))
Znikam i życzę Wam dużo samozaparcia w tym co robicie aby osiągnąć piękną sylwetkę...:))
Dzień szczerości...:))
Witajcie,
wczoraj przejrzałam sobie Twój pamiętnik Andailuzjo...:)) i jestem pełna podziwu dla Twojego samozaparcia...:))
Ja przeszłam już wszystkie etapy odchudzania włącznie z dietą Vitalii, ale efekty był raczej skromne, dopiero Dukan pokazał, że można....i tu jest " pies pogrzebany".....mam cały okres odchudzania na dukanie w historii pomiarów i te zapisy wpływają chyba na mnie deprymująco. Bo zamiast się cieszyć, że w tydzień było na wadze mniej 2 kg (choć to sama woda) to ja marudzę, bo sięgam sobie do historii pomiarów i widzę, że w tym czasie po 5 dniach było przeszło 4 kg mniej....
Powinnam skasować tę historie...ale z drugiej strony nie chcę, bo tak fajnie się na to patrzy...gorzej z tym patrzeniem na obecne zapisy...:))
Na razie nie podejmuję żadnego wyzwania, bo już od dnia kiedy byliśmy w trasie robiłam wszystko na opak.....
Podsumowując moje podejście do odchudzania, to robię podstawowe błędy:
1. brak cierpliwości,
2. brak chęci do jakiegokolwiek ruchu...( za wyjątkiem tańca raz w tygodniu),
3. zbyt wysokie oczekiwania co do efektów dietki.
A że od połowy marca zaczynam być kobietką na piątkę, to chciałabym żeby choć waga była na szóstkę...:))
czasu coraz mniej a z chęciami jest jak jest...:((
Teraz będę trochę nieskromna.... ponoć nie wyglądam na swój wiek i swoją wagę...nie wiem z czym jest to związane, ale mało kto daje mi taką wagę jaką mam...muszą moje kosteczki być nieco cięższe i mocniejsze niż u innych osób. A tego ewidentnym przykładem jest mój niefortunny wypadek, kiedy to huśtawka ogrodowa przewróciła się na moje nogi i poza stłuczeniami i sińcami, nic mi nie było a huśtawka ma do tej pory powyginane rurki..:))
Ale to mnie nie usprawiedliwia....muszę naprawdę dojrzeć do tego, że chcę, a wtedy na pewno mi się uda...:))
Pozdrawiam i życzę spokojnej dalszej niedzieli.
Ps.
A dla Ciebie Skowroneczku informacje troszkę później, bo ciągle jeszcze u mnie się kotłuje...:))
Hejka...:))
Jestem po 7 dniowym protalu i nic....spadła woda w pierwsze dwa dni a potem waga się zatrzymała na 74,4 i ani drgnie ...zniechęca to.... wczoraj miałam wprowadzić warzywa...ale, że byłam od rana do wieczora w podróżny, wszystkie postanowienia żywieniowe wzięły w łeb..:)) Postaram się dziś poprawić..:))
A wracając do podróży... łącznie tam i z powrotem pokonaliśmy z mężem prawie 800 km, i w tym czasie, na tym odcinku 400 kilometrowym mieliśmy wszystko.... wiosnę...."ciaplakę".... zamieć śnieżną....przepiękną białą zimę z dużą ilością śniegu.... a na sam koniec lodowisko. I ten odcinek był najgorszy ale suma summarum szczęśliwie dotarliśmy do domu...:))
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu..:))
..zastój...
już drugi dzień waga stoi i ani drgnie jest tyle co na pasku. Przypuszczam, że to wina mojego dorsza wędzonego, którym się drugi dzień zajadam...zbyt dożo soli....trzeba zrezygnować z takiej formy rybki...:))
Pozdrawiam i znikam bo czas mnie goni...:)))