Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

O sobie podobno pisze się najtrudniej... no ale postaram się i coś o sobie napiszę. Z natury jestem osobą zrzędliwą, marudną i chcąca od siebie zawsze więcej niż to możliwe, czym skutecznie zniechęcam się do dalszego działania. Poza tym jak akurat nie marudzę to zwykle się śmieję i to głośno. A no i w razie co- nie panuje nad swoimi błędami ortograficznymi. A przecinków w ogóle nie używam także osoby wrażliwe proszę o wyrozumiałość.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 76289
Komentarzy: 400
Założony: 30 stycznia 2008
Ostatni wpis: 20 marca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
angelikque

kobieta, 41 lat, Tam Gdzie Diabeł Mówi Dobranoc

174 cm, 116.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 marca 2019 , Skomentuj

Hejka kochane.

Trzymam się jakoś na dietce chociaż waga stoi. 

Przy mojej zatwardziałej insuliooporności dietetyk poparł psychiatrę i spożywam te 3 posiłki. Idzie wytrzymać, tylko trzeba się przyzwyczaić. Zresztą jak do wszystkiego.

Jestem po drugim spotkaniu w grupie leczenie uzależnienia od jedzenia. Powiem szczerze, że spotkania te są dla mnie bardziej stresujące niż myślałam. Wymaga ode mnie dużo zaangażowania i pracy. Musze pilnować się zasad grupy, co w sumie nie jest mega trudne dla osoby zdrowej. Ode mnie wymaga niestety już pewnych wyrzeczeń. Ale dam rade. Chyba. 

Waga stoi. Pewnie jem nie takie produkty. Jestem ostatnio tak zabiegana, ze zaczęłam jeść na pamięć. Czyli a na śniadanie miałam, kiedyś tam, jajecnicę z 3 jajek rozm. S. ok. mam może być, a na obiad kiedyś tam, coś tam itd. Chyba zachwiałam równowagę między BTW i nic nie idzie, albo po prostu mam zastój. Trzeba przetrzymać. 

W końcu utrata wagi jest skutkiem ubocznym leczenia psychicznego a nie jej celem. Tylko jak połączyć zakaz ważenia się z dietą od dietetyka, której celem jest redukcja wagi.

19 lutego 2019 , Komentarze (4)

... ale nie od diety. Na diecie cały czas ale waga paskowa. Nie trzymam się w 100 procentach i to niestety widać. Ważne że nie jest więcej, tylko wolniutko spada.

Jestem po I spotkaniu na terapii grupowej. Nie wiem co sama o tym sądzić. Jedną z zasad grypy jest prowadzenie dziennika i spożywanie  3 posiłków dziennie. Ja mam na diecie 5 więc musiałam zredukować do 3. Dzisiaj 3 dzień ja tak jem. I wiecie co.. jestem strasznie głodna. Myślę tylko o jedzeniu. Nie czegoś dobrego. Tylko czegokolwiek. Masakra.

21 grudnia 2018 , Komentarze (8)

A więc tak....

Dietka prosta, smaczna, nie wymagająca i nie chodzę głodna.

Nastrój: Przez pierwsze 2 tygodnie stosowania diety wręcz euforyczny, teraz mam małe wahania nastrojów, ale to może przez hormony.

Efekty: jak na pasku czyli - 6,6kg, czyli biorąc od uwagę insulinooporność rewelacyjnie. Mój Pan D (czytaj:Dietetyk) zachwycony rezultatami a ja nim. Zaangażowany, doradzi, porozmawia. Wizyta 2 x w miesiącu chyba, że potrzebuje więcej. Plus nielimitowany kontakt telefoniczny. Dodatkowo, po uzyskaniu mojej zgody oczywiście, załatwił mi miejsce w zajęciach psychoterapeutycznych dla osób z otyłością olbrzymią, i to całkowicie za darmoszkę. Myślałam o tym od jakiegoś czasu ale się po prostu wstydziłam.

Powoli zaczynam widzieć wyjście z tego błędnego koła w którym byłam do tej pory. 

Wyznaczył mi 94kg (jak na pasku)- uznałam to za etap I. Przy tych 94 kg powinnam już zmieścić obrączkę ślubną na palcu. To by była nagroda:). Teraz tylko za dużo o tym nie myśleć, tyko wytrwać.

7 grudnia 2018 , Komentarze (4)

Hejka!

Kolejna próba odchudzania. Po baaaardzo długim okresie bez dietki, rezultaty są jak widać.  Więc trzeba był wziąść się za siebie. Co mnie zmotywowało. Sama nie wiem. Może miałam dość męczenia się z założeniem butów, dość nieprzespanych nocy przez bóle kręgosłupa a może poprostu boję się że jak będę tyła w tym tempie to nie dożyje komunii syna. 

Ale sama nie dam rady. Dlatego poszłam po pomoc do dietetyka. To będzie druga próba  z dietetykiem. Tym razem z "Panem Dietetykiem". Po pierwszej Pani dietetyk, 5 lat temu byłam tylko zniesmaczona. A teraz (póki co) jest ok. Pan zainteresowany moja osobą, dopytuje, motywuje, zachęca i chwali. Zobaczymy w trakcie, bo dopiero startujemy.

Zaczęliśmy od badań (dla mnie nowość, pierwsza Pani dietetyk nie potrzebowała). Okazało się że mam insulinooporność. Super. Pierwsza kłoda pod nogi. Ale mnie to nie zraża. Nie poddaje się. Zgodnie  z zaleceniami - spacerki, aktywność i trzymam dietkę (i kciuki).

Poza tym badania wyszły koszmarnie. Glukoza za wysoka ale jeszcze nie cukrzyca. Próby wątrobowe złe, nadciśnienie, odwodnienie i jeszcze kilka innych dolegliwości. Lekarz pierwszego kontaktu dał mi receptę na wszystko - schudnąć. Ale zlecić badań o które prosił dietetyk to już najchętniej nie. 

Jestem na diecie już 2 tygodnie jak na razie - 2,8kg. Na start spoko. Mam nadzieje, że utrzymam tendencje spadkową.

17 listopada 2015 , Komentarze (3)

Nie wiem czy zaczynam jak zwykle od nowa czy nie. Czy szumnie to nazywać czy nie. Może lepiej nie. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. 

W każdym razie:

Wczorajszy dzień zaliczam do udanych.

Dietkowo ok. W sumie ok.1700kcal - co przy mojej wadze i wzroście wydaje mi się ok.

Byliśmy nawet wczoraj z moim mężem i synusiem na siłowni pod chmurką. Krótko byliśmy ale było bardzo fajnie. 

Naczytałam się wczoraj o caotchingu żywieniowym i jest mi on wręcz niezbędny aby odnieść sukces. Póki co muszę radzić sobie sama + internet. Może dam radę.U mnie cała ta otyłość siedzi w głowie i mnie zżera ... Co ja piszę, gdyby tylko chciała mnie zeżreć, ona siedzi i popycha mnie coraz dalej i dalej. Boję się, że w końcu się zatracę. No ale, trzeba walczyć. 

Postaram się nie być na diecie, postaram się zmienić nawyki i po prostu jeść i chudnąć. Powoli może się uda.

P.S. Bez pomiaru wagi nie obędzie się. Ale to jutro.

5 listopada 2015 , Komentarze (4)

No jakby inaczej. Pierwszy tydzień pięknie ale od niedzieli to jak zwykle... Szkoda gadać. Wczoraj wkurzyłam się już sama na siebie i przegrzebałam szufladę z dokumentami i znalazłam.... starą dietę z czasów kiedy karmiłam piersią, no ale cóż lepszy rydz niż nic. Pani dietetyk mówiła, że jest bogatsza o 300 kcal od zwykłej diety odchudzającej jaką może mi zaproponować, więc chyba jest ok. Założeniem diety jest 1700kcal dziennie i chyba spróbuję. 

Poza tym jestem mega chora. Zaczęło się 2 tyg. temu ale w tym tygodniu jest strasznie. Zatkało mi zatoki, tzn gilki nie schodzą tak jak powinny, głowa boli nos zatkany, niedosłyszę i bolą zęby. Masakra jakaś. No nic. koniec użalania się na dzisiaj. Powodzona i lecę poczytać co tam u Was Kochane.

26 października 2015 , Komentarze (2)

Witam!

I melduje

Z piątkowych postanowień oczywiście nici. Dietę posiałam tak, że znaleźć nie mogę ale będę szukać. Sobota średnio jedzeniowa ale bardzo dużo pracy miałam. Za to niedziela bardzo grzecznie,  chociaż nie bez małej wpadki. Na drugie śniadanko wpadł kawałek sernika ale nie był duży i do spółki z moim małym łakomczuchem. Do pracy też przyszłam uzbrojona w odpowiednią ilość posiłków i kalorii także myślę, że będzie ok. 

Nie ważę się. Za wagę startową przyjmuję 115. I nie będę się ważyć. Sprawdzę kiedyś przy okazji jeśli uda mi się wytrwać w postanowieniu. Nic na siłę.

No to co do dzieła.

A jak tak u Was Kochane?

23 października 2015 , Komentarze (5)

Tak jak na wstępie.... Nie potrafię inaczej się nazwać, 

ciągle myślę o diecie 

i ciągle jem więcej niż powinnam, 

i ciągle tyję

i ciągle nie podobam się sobie

bo jak można. Ważę już ze 115 kg.

Zaczynam się toczyć i mieć problemy z podstawowi czynnościami. Problem ze schylaniem się, z zawiązaniem butów, z zabawą z dzieckiem a nawet z podtarciem tyłka. Wszystko mnie męczy jak co najmniej bym przebiegła z 10km. A do tego motywacji brak. W niczym nie widzę sensu. W dodatku teściowa przyjeżdża w grudniu i na pewno usłyszę znowu przytyłaś.  A ona sama ma na dietę przejść. Moja teściowa jest dość spora - jakieś 30kg nadwagi przy 155 wzrostu i wszystko w brzuchu. Nogi i ręce ma jak patyczki. Jak ja to mówię przyganiał kocioł garnkowi.

Nie ważne odchodzę od tematu. Chciałam napisać, że nie mogę zmotywować się na tyle by wytrzymać dłużej niż 3 dni. Zaczynam myśleć że mam nie tak poukładane w głowie. Nawet znalazłam psychologa żywienia i dietetyka w jednym ale co z tego nie pójdę bo nie mam kasy. Dlatego też nie pójdę na siłownię, która mi się już śni po nocach. Brakuje mi czasu na ćwiczenia, bo kiedy niby. Od 7-15 w pracy potem do domku do dziecka, posprzątać i takie tam, potem mąż z pracy wraca i trzeba mu usłużyć, a wieczorem nie mam siły już na nic, a i w miedzy czasie budowa domu. Ale nażreć się to mam czas. 

Obudziłam się i pierwsze co pomyślałam, to że pójdę do cukierni po WZ. Przecież ja nawet nie przepadam za WZ- ką.

Załamka.

Nic. Poszukam mojej diety od dietetyczki i może spróbuję od jutra. Ale żeby nie było to takie od "jutra" to dzisiaj dietetycznie bez diety. Czyli na zdrowy rozum. Bez obżerania się. I to od zaraz.

25 sierpnia 2015 , Komentarze (2)

Tak, tak. Miałam tego nie pisać, bo zwykle jak napiszę to porzucam - a wyczytałam w poradniku jakimś tam o odchudzaniu, że słowo pisane bardziej mobilizuje - Powracam do diety. Tej głupiej ostrzegam, ale z pierwotnym planem, przerzucenia się potem na dietę 1200- 1400 kcal. Czyli najpierw WO, potem liczymy kalorie.

I proszę Was moje kochane, nie piszcie mi, że dieta głupia, że mi się nie uda, że bez sensu. To naprawdę nie dodaje mi skrzydeł i chęci na kontynuowanie odchudzania. Wystarczy, że w domu nikt we nie nie wierzy. Mi osobiście ta dieta odpowiada. Czułam się na niej świetnie. Na wszystko miałam siłę i ochotę. Efekty były rewelacyjne. I chcę spróbować jej znowu. Mam Nadzieję że się uda. 

Dodatkowo, odkurzyłam Rok z Chodakowską. Nie to, żebym zaraz zaczęła Bóg wie jakie ćwiczenia. Na pewno nie z tą wagą. Ale rower i spacerki muszą wrócić plus to co wypocę na budowie. Bo nie napisałam Wam o tym jeszcze ale z moim mężem zbudujemy sobie dom. Jesteśmy na etapie zasypywania fundamentów. Już kilkanaście ton piasku i ziemi przerzuciłam. Na cóż bez pracy nie ma kołaczy. 

24 lipca 2015 , Komentarze (3)

Jestem Zła. Ale nie zła zła tylko zła na siebie. Nie potrafię wytrwać w postanowieniach, w diecie. Ciągle daję klapę na całej linii. Jak już coś zaczyna mieć ręce i nogi i zaczynam chudnąć, to paniką i szybki powrót do tego co było + 1 lub 2 kg więcej. Przecież to do niczego nie prowadzi i ja dobrze o tym wiem. 

Dzisiaj usiadłam przed kompem i postanowiłam się zmotywować do jakiś działań (nie to że siedzenie ma mi pomóc tylko jestem w pracy więc nie mogę wyjść np. na rower). Wszystko co przeczytałam znam na pamięć i wszystko to wiem, brak tylko wewnętrznej motywacji. Z przerażeniem zaczynam myśleć, że pogodziłam się z losem wieloryba.

Sama nie wiem co mam robić, z jednej strony cierpię na chroniczny brak czasu a z drugiej myślę, ze to kolejna wymówka. Jestem do niczego.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.