Jutro ważenie i w związku z tym mam mieszane uczucia. Normalnie jakbym nagrzeszyła jakoś. Ale nie, ściśle trzymam się zasad WO. Jak zapętlę się w dietetycznym szaleństwie to będę miała wyrzuty sumienia, że w ogóle jem. No dobra, boje się wejść na szklana zołzę. Boje się, że się rozczaruję. A z drugiej strony bym chciała wejść już dziś. Zobaczyć czy coś to daje czy nie. Oby dzień zleciał szybko dzisiaj.
Jeśli będzie ładny spadek wagi to nie zmieniam nic. A jeśli taki sobie lub malutki to dorzucę rowerek. Myślałam, żeby dorzucić ćwiczenia fizyczne w 4 tygodniu diety, gdy zwolni metabolizm (o ile dam radę). Zobaczymy.
A wiecie jak mi wczoraj pachniały ziemniaczki. O matko!. Do tego ślubny postanowił sprawdzić tę cienką granicę gdzie przestaje mówić a wchodzę na ultra dźwięki. Alenie dałam się. Byłam dzielna. No w końcu oszukałabym tylko siebie. No nie.
No nic dziewczyny, miło się was czytało, ale teraz czas zasuwać do codziennych obowiązków.