Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Rekordy życiowe: Rwanie - 37 kg Zarzut - 52 kg Podrzut - 50 kg Siad przodem - 65 kg Siad tyłem - 75 kg Martwy ciąg - 92 kg [Postaram się aktualizować na bieżąco ;)]

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 173050
Komentarzy: 430
Założony: 22 stycznia 2011
Ostatni wpis: 20 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Enieledam84

kobieta, 40 lat, Wrocław

168 cm, 63.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 sierpnia 2011 , Skomentuj
Kiedy już odpływałam na swej sfatygowanej łodzi do krainy snów, ktoś krzyknął z brzegu jawy bym sprawdziła czy aby rano nie muszę do pracy wstać...Zniechęcona cofnęłam się na ten brzeg, w stercie papierów zaczęłam szukać grafiku, który jak na złość ukrył się w ostatnio czytanej książce. Gdy, w końcu, go odnalazłam ze zdziwieniem (no dobra bez niego) odkryłam, że rzeczywiście tak jest. Oj nie przyzwyczajona jestem do rannego wstawania (zwłaszcza, gdy zrezygnowałam z pracy wymagającej ciągłego podróżowania).

Dzisiaj dzień soków...więc, gdy już śpiochy usunęłam spod powiek udałam się w stronę kuchni, aby przygotować sobie świeżo wyciskany soczek (a raczej blendowany. Okazuje się, że kupno takiej zwykłej wyciskarki do soków nie należy do rzeczy najłatwiejszych. Mam się po nią udać do sklepu z antykami, czy co? Przecież nie zakupię kolejnego sprzętu, który tylko zagraci mi blat kuchenny. Ja chcę taki malutki wyciskacz do soków - zero mechaniki (chyba, że wliczyć w to siłę mięśni własnych i obroty nadgarstka. Tylko tyle i aż tyle.)).

7 sierpnia 2011 , Skomentuj
Czytam sobie forumowe przepychanki na pewnym portalu tematycznym, gdzie ludziki rozważają kiedy można mówić o gwałcie...bicie piany i wycieczki osobiste przez kilka stron. Serio bardzo interesujące. Tak w śledzenie wątku wsiąkłam, że ma lektura odłogiem leży. A lista kolejkowa długa, zwłaszcza, że w Empiku dorwałam książki z wyprzedaży ;) Jestem czytoholiczką, nic na to nie poradzę ;) 

Waga (przez noc) zjechała o kolejne 0,4 kg. Jutro wprowadzam soki (świeżo wyciskane) ku uciesze członków rodziny.

6 sierpnia 2011 , Skomentuj
Nie dość, że żyję to mam się dobrze, choć mej matuli (jak i niektórych z Was) przekonać o tym nie mogę. Patrzy się na mnie kobiecina z troską, mimo że nie słaniam się na nogach...słowo, całkiem normalnie funkcjonuję.

Zaraz zmykam pod prysznic, by smrodkiem nie wymiatać ludzi z ulic. Czas zrobić zakupy na etap wyjściowy z postu, czyli owoce (aby świeżym sokiem się raczyć), kasza jaglana (na dzień drugi) i jakieś warzywa (pewnie kupię też jakieś mrożone mieszanki).

Waga zjechała o (trochę) ponad trzy kilo. Jest dobrze i będzie jeszcze lepiej.

5 sierpnia 2011 , Skomentuj
Mam świadomość, że w naszych (pięknych) czasach wszystko kojarzy się z zaburzeniami odżywiania, w tym przypadku z anoreksją restrykcyjną, a ludzie potrzebują stereotypów, gdyż pozwalają im jakoś odnaleźć się w świecie i wszystko łatwo sobie poukładać (totalnie bezrefleksyjnie). Tak jest i z postem. Często łączy się go ze zjawiskiem anoreksji (co widać również w komentarzach do wpisu poprzedniego) i to jest właśnie to stereotypowe postrzeganie podsycane przez papkę, którą zapodają nam media. Jeśli ktoś wyjdzie poza schematyczne postrzeganie postu i sięgnie po literaturę (w tym medyczną) ma szansę dostrzec, że nie tylko członkinie klubu pro-ana przeprowadzają głodówki, ale to dzięki nim idea postu została wypaczona i spłaszczona (niestety). Posty (i w świecie nam współczesnym) są przeprowadzane w wielu religiach (w tym chrześcijańskich) i jakoś ci ludzie dobrze się maja i na zdrowie nie narzekają. Dziwne, dziwne...bo wszak post to głupota oraz zło.

Polecam książki: "Posty i Tosty" Ewy Awdziejczyk i Jana Berezy OSB z Wydawnictwa ZNAK oraz "Głód. Historia nienaturalna" Sharman Apt Russel z Instytutu Wydawniczego PAX. W komentarzu do Balbiny w poprzednim wpisie podałam też stronę internetową (warto na nią zajrzeć i nie tylko na nią). Oczywiście, nie jestem na tyle naiwna, aby wierzyć w to, że jestem wstanie przekonać sceptyków. Bo przecież łatwo stwierdzić, że moja dzisiejsza pisanina to li tylko mechanizm obronny znany pod nazwą racjonalizacja (nic ponad to).

Więc dalej brnąc w swoją racjonalizację napiszę jeszcze, że w moim otoczeniu są osoby przeprowadzające post. W tym kolega, który zachęcił mnie do takowej praktyki oraz sam pości systematycznie od paru lat i dziwnym trafem...kocha jedzenie.

Polecam konsultację lekarską przed rozpoczęciem postu (zwłaszcza jeśli podejmujemy go pierwszy raz). Moje wyniki sprzed postu są rewelacyjne (jak stwierdziła pani doktor). Przykładowo: WBC 4.55 (norma to 3.50-10.00), HGB 13.2 (norma 12.0-17.0), PLT 220 (norma 140-440). Próby wątrobowe w porządku, mocz też. Choruję nazbyt rzadko, a jeśli już to są to krótkotrwałe choroby o raczej łagodnym przebiegu. Dzięki postom zwiększa się ilość białych krwinek będących żołnierzami odporności dla naszego organizmu.

Na koniec ponowie swój apel z początku wpisu: Poczytaj zanim napiszesz w komentarzu pod spodem, że coś jest głupotą. Poszerzanie swej wiedzy (i horyzontów) nie boli, a może przynieść wiele korzyści.

Wasza Nienormalna ;P

4 sierpnia 2011 , Komentarze (3)
Lodówka kusi, zwłaszcza, że jest pełna. Wszak nie zmuszę współmieszkańców do dostosowania się do mnie i usunięcia jej zawartości, by razem ze mną pościć. Na dodatek wszyscy wokół coś przeżuwają i te zapachy...Bodźce uderzają z pełną siłą, z każdego kierunku. 

Oprócz bodźców zewnętrznych atakują wewnętrzne, czyli moje myśli, którym wszystko kojarzy się z jedzeniem. Wyobrażam sobie na przykład jak stwory rodem z Pacmana zjadają odpadki nagromadzone w moich komórkach - to akurat pozytyw mający pokrycie w rzeczywistości, gdyż organizm w trakcie głodówki przestawia się na odżywianie wewnątrzustrojowe, co oznacza, że bierze się za białko złogowe, martwe fragmenty tkanek, toksyny i tym podobny syf, który zaśmieca nasze ciało. 

Psychicznie czuję się dobrze. Jestem trochę senna, ale to może być spowodowane w równej mierze z przesiadywania od rana na necie. Zaraz wyjdę z domu, zaczerpnę świeżego powietrza to energia wróci.

3 sierpnia 2011 , Komentarze (2)
Moje myśli co raz częściej zaczynają krążyć wokół tematu jedzenia i kuszą uparcie: "kup sobie loda w Galerii Dominikańskiej, przecież to nic". A figa z makiem, żadnych lodów nie będzie, przynajmniej przez najbliższe dni. Trzeba być twardym, a nie "miętkim"... Efekt braku konsekwencji zbyt szybko odkłada się to na brzuszku, to na udach (i w innych częściach ciała).

Waga zjechała o kolejne 0,5 kg. Samopoczucie w porządku, w pracy funkcjonuje bez problemów, procesy myślowe (raczej) też prawidłowo przebiegają...jest ok. 

2 sierpnia 2011 , Skomentuj
A jednak jakieś choróbsko się przypałętało. Na szczęście to tylko delikatne przeziębienie będące konsekwencją chadzania w deszczu bez zabezpieczeń typu parasolka...Oczywiście, i tak nie za skutkuję to noszeniem pod pachą tudzież w torbie "szmaticzki na paticzku". Co to, to nie. Postu nie przerywam...jeśli do jutra mój stan psychofizyczny nie ulegnie poprawie wezmę taką możliwość pod uwagę. Póki co waga zjechała o 0,9 kg, a przede mną najtrudniejsze dni (przynajmniej dla mnie), czyli trzeci i czwarty. Zobaczymy jak będzie.

1 sierpnia 2011 , Skomentuj
Z powodu bólu głowy (od dawna takowy mnie nie dopadł) napiszę tylko, że jest w porządku (oprócz tego co wspomniałam na początku). Głodu o dziwo jeszcze nie odczuwam. A teraz piję sobie herbatkę z koperku i idę do łóżka, by przespać ten ból. Może jutro będę mieć więcej sił do pisania...

31 lipca 2011 , Skomentuj
Nie przechodzę na energię kosmiczną, ani na inny pozaziemski sposób doprowadzania energii do organizmu...w żadnym wypadku. Ja muszę po prostu poprzecinać ścieżki neuronalne zawiadujące pamięcią głodu i "niezdrowych" przyzwyczajeń odnośnie żywienia, czyli, krótko pisząc, od jutra zaczynam głodówkę...zresztą pisałam już o tym jakiś czas temu.

Nie jest to moja pierwsza głodówka, więc jakieś tam doświadczenie w tym zakresie mam. Liczę na to, że jej efekty będą takie jak oczekuję, czyli totalne wyregulowanie łaknienia i ponowny odrzut od wszystkiego co słodkie i słone...Przez długi czas po poprzednim poście właśnie tak miałam...kocham alergie na słodkie ;) 

30 lipca 2011 , Skomentuj
Znam już termin mojego urlopu, więc czeka mnie miesiąc wytężonej pracy, by we wrześniu (w końcu) znaleźć się w mojej "pustelni" w sercu miasta. Miejsca, gdzie mogę spotkać siebie i Go, gdzie mogę wyhamować i wyciszyć się... dużo bym mogła jeszcze tych "gdzie" napisać, ale napiszę tylko tyle, że nie mogę się już doczekać tej podróży oraz jej celu (może bardziej tego drugiego, oczywiście). Potrzebuję tego spokoju, zwłaszcza po ostatnio miesięcznych potyczkach z moim byłym pracodawcą. Zwycięskich, ale jakże wyczerpujących. Za wszelką cenę chciał we mnie wzbudzić poczucie winy. Tylko nie mam pojęcia z jakiego powodu... bo zażądałam tego co mi się prawnie należy (nic ponad to)? Dziwne mamy czasy i ludzi w nich żyjących, chociaż na dobrą sprawę pewnie ktoś żyjący powiedzmy sto lat  przede mną podobnie sobie pomyślał, ergo wszystkie czasy i ludzie są dziwni (w tym najbardziej ja, a co...)

Wróćmy do mojej "pustelni", bezpiecznego miejsca na ziemi...zanurzonego w rytm miasta, a jednak tak odległego od niego. Ten sposób wypoczywania odkryłam dokładnie rok temu (podobno w Rosji wśród młodej, dynamicznej klasy średniej jest trendy). Czysty przypadek? Raczej nie. Bo chociaż mam jakąś piękną racjonalizację na podorędziu, to jednak w tamtym okresie byłam duchowo wyczulona na takowe kwestie i podświadomie szukałam takiego miejsca. Był to czas totalnego pogubienia się, zwłaszcza jeśli chodzi o wyżej wspomnianą sferę (szeroko rozumianą i nie sprowadzaną li tylko do religii). Zresztą czy teraz jest inaczej? Po okresie pewności, ponownie przypałętały się wątpliwości i obudził się we mnie zew natury, co powoduje (modne) konflikty wewnętrzne... Za czym iść? Za tym co podsuwa natura, czy...? Wiem, rozterki na miarę nastolatki... Nie ważne, liczę, że ten wyjazd rozwieje wszelkie wątpliwości...ten wyjazd i spotkanie po nim.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.