Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Rekordy życiowe: Rwanie - 37 kg Zarzut - 52 kg Podrzut - 50 kg Siad przodem - 65 kg Siad tyłem - 75 kg Martwy ciąg - 92 kg [Postaram się aktualizować na bieżąco ;)]

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 172594
Komentarzy: 430
Założony: 22 stycznia 2011
Ostatni wpis: 20 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Enieledam84

kobieta, 40 lat, Wrocław

168 cm, 63.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 października 2011 , Komentarze (2)
Odpuściłam dzisiaj kręcenie hula-hopem na mym zmaltretowanym ciele. Niech se odpocznie, ale niech nie liczy, że zaprzestane na stałe tego typu aktywności. No chyba, że opcja przyzwyczajenia się mojego brzuchola do kręcenia potężnym kołem z wypustkami nie wypali. Wtedy będę musiała zastanowić się komu sprezentować je w prezencie (sadystyczno-masochistycznym prezencie, dla ścisłości ;)).

Jadłospis:
Śniadanie: kawa bez cukru, dwie kromki chleba chrupkiego razowego, plasterek sera żółtego gouda, papryka czerwona, śliwka i jabłko - 260 kalorii
Obiad: warzywa na patelnie po grecku z ziołami, ketchup pikantny Pudliszki - 319 kalorii
Podwieczorek: nektarynka, gruszka, Nesvita - płatki owsiane z wiśniami i mlekiem, kawa bez cukru espresso - 396 kalorii
Kolacja: winogrona - 225 kalorii

I jakoś tak idealnie wyszło 1200 kalorii ;) Wiem, powinno być pięć posiłków, ale wolałam z jednego zrezygnować niż zjadać je w dwu godzinnych odstępach. Najważniejsze, że głodna nie chodziłam i żołądek się nie skarżył na pustkę w nim panującą.

Ćwiczenia: godzinna gimnastyka

Oczywiście, nie zrezygnowałam z przemieszczania się po mieście za pomocą komunikacji...pieszej, czyli za pomocą niezawodnych "cichobiegów" ;)

5 października 2011 , Komentarze (2)
Jakiś czas temu dokonałam zakupu hula-hopu (chyba tak to się pisze) z masażerem i cóż spokojnie mogłabym pójść na obdukcje sugerując, że ktoś mnie w domu leje. Tak się zastanawiam czy aby nie zaszkodzę sobie tym sprzętem. Poniżej zdjęcia poglądowe. Jeśli masz poniżej 18 roku życia lub masz słabe nerwy to odpuść sobie dalszą lekturę (a raczej oglądanie fotek).




Nie wygląda to dobrze. I kolejne pytanie czy inne kręcące mają podobnie czy tylko ja mam jakąś skazę krwotoczną powodującą łatwość powstawania siniaków? Od razu zaznaczę, że przez długie lata trenowałam sporty walki i tak masakrycznie to ja nie wyglądałam. Zastanawiam się nad tymczasowym zawieszenie kręcenia, chociaż z drugiej strony zaczyna mi to w końcu wychodzić i w konsekwencji wciągać. Eche, jestem nienormalna.

Zdjęcia są również odpowiedzią na wczorajsze komentarze. Ja nie przesadzam odnośnie uważania siebie za grubasa. Przecież to gołym (nieuzbrojonym) okiem widać. Acha, i dla wyjaśnienia - waga na pasku to stan sprzed jakiś dwóch miesięcy (nie jestem na 100 procent pewna), a więc niemiarodajna. Nie zmieniam, bo liczę na szybki powrót do tego co było w tych zamierzchłych czasach (a najlepiej zmienienie jej na poniżej szóstki, bo szóstki to mnie tylko w szkole cieszyły, a tutaj wolę piąteczkę).

Jadłospis:
I śniadanie: kawa bez cukru, kromka pieczywa chrupkiego żytniego i razowego, plasterek sera żółtego, papryka czerwona, grejpfrut czerwony - 246 kalorii
II śniadanie: Jogobella Light o smaku ananasa - 90 kalorii
Obiad: brokuły gotowane, Cordon bleu z sosem serowo-brokułowym -
Podwieczorek: Smako baton musli o smaku Latte Macchiato i jogurt pitny 0% tł. (a tak na prawdę 0,1 g tłuszczu i o to chodzi, wszak bez niego mój organizm nie przyswoiłby pewnych witamin ;)) i kawa bez cukru  - 203 kalorie
Kolacja: serek wiejski 3% tłuszczu, pomidor oraz winogrona - 344 kalorii
RAZEM: 1165 kalorii

Ćwiczenia: godzinna gimnastyka (z naciskiem na...brzuch ;)), 30 minut hula-hop

Jestem zadowolona...udało mi się utrzymać w nałożonym sobie limicie kalorii i tak jest dobrze, bardzo dobrze :)

4 października 2011 , Komentarze (3)
i na tym zakończę owy wpis. Chyba zrobię sobie makatkę z tym tekstem i przyczepię w kuchni na lodówce lub tuż nad nią.


1 października 2011 , Komentarze (1)
Dzisiaj coś we mnie pękło. Być może kolejne siniaki na moim ciele się do tego przyczyniły. Nie wiem, i w sumie nie jest to istotne. Doszłam do wniosku, że to całe odchudzanie nie ma sensu skoro ja tyje od samego powietrza. Ba, nawet piosenkę (hymn tucznika) ułożyłam plagiatując odrobinkę pewien hip-hopowy skład, a refren idzie tak: "Jestem tucznikiem, uświadom to sobie. Ty też jesteś tucznikiem. Tylko wyobraź to sobie" (brzmi znajomo?).

Minęły godziny od felernego poranka i czarny nastrój trochę się rozwiał. Chociaż do euforii to mi daleko, bardzo daleko. Nie rezygnuję jednak z ćwiczeń na rzecz zapisania się w księdze Guinnessa jako najgrubsza laska świata (choć nadal uważam, że predyspozycje ku temu mam ;)). Może jednak nie jest to najlepszy pomysł.

Mimo wkur... się na siebie, swoją tuszę i nieumiarkowanie w jedzeniu (jeden z grzechów głównych) jeszcze przed pracą przez 30 minut kręciłam hula-hopem, a po powrocie z niej wykonałam półtora godzinny zestaw ćwiczeń na wszystkie partie ciała. Szkoda tylko, że nie widać po mnie tych godzin ćwiczeń. Dobra, lepiej skończę, bo znów się nakręcam. Po co mi to?

30 września 2011 , Komentarze (1)
Nie dotrzymałam danego samej sobie słowa odnośnie liczenia spożywanych w ciągu doby kalorii i pewnikiem dostarczyłam ich ponad miarę...a potem jęczę, że kilogramy idą w górę, czy też nie mogę patrzeć na ten wystający brzuch sugerujący innym, iż jestem w stanie błogosławionym.

Najwyższy czas wziąć się za siebie, a nie tylko gadać (znaczy się pisać) o tym...chyba wymyślę restrykcyjny plan kar za każde nie dotrzymane słowo. Może to zmobilizuje mnie do roboty...No dobra, trochę wyolbrzymiam. Wszak nie siedzę na dupie przed lapkiem...problemem jest nie panowanie nad ośrodkiem głodu...żrem na potęgę. Pocieszające jest to, że przynajmniej część tego nadmiaru spalam w trakcie ćwiczeń. Chociaż to i tak za mało przy takim obżarstwie, bo by spalić to wszystko musiałabym ćwiczyć od świtu do nocy (wiem, znowu wyolbrzymiam).

Dzisiejsza aktywność:
- godzina ćwiczeń z naciskiem na brzuch, uda i ramiona,
- 30 minut kręcenia hula hop (jakoś tak mnie poniosło i z dziesięciu zrobiła się trzydziestka),
- ponad dwugodzinny spacer po Ostrowie Tumskim i okolicach, gdy już zmrok zapadał (o mały włos, a tę noc spędziłabym w Katedrze ;P).


29 września 2011 , Komentarze (3)
By sumienie dało mi spać postanowiłam odpracować brak dobowej porcji gimnastyki. A jak? Doszłam do wniosku (o naiwności), że mój pośladek da radę i może by dał...ale nie wzięłam jednej rzeczy pod uwagę. Otóż, niczym drezyna, podczas każdego skłonu (?) przesuwam się po podłodze. Nawet porządnie się wkur... przez to nie mogłam. Jak mi nerwy puściły i zaczęłam marudzić to takie bzdurki plotłam, że sama się śmiać zaczęłam...w efekcie przerwałam na ok. 70 brzuszku. No cóż, dam swej pupie tydzień czasu na zagojenie się. Trza wszak swoje ciało szanować.

I tak wyglądam jak ofiara przemocy (niekoniecznie) w rodzinie, czyli kupiłam hula hop po przejrzeniu kilkunastu wątków na różnych forach (w tym Vitalii). Statystycznie większość osób twierdziła, że hula hop to sprzęt czyniący cuda, a te z masażerem to już w ogóle, więc się skusiłam. No i mam, czarne dwu rzędowe hula hop z 64 kulkami masującymi, chociaż na razie to prawdziwsze byłoby napisanie z "kulkami obijającymi"...siniaki powstały mi na obu boczkach. Przynajmniej równomiernie nabieram kolorków ;) 

Zaczęłam od 10 minut, a za kilka dni wydłużę czas do 15 minut itd. Liczę, że moja skóra na wiadomych częściach ciała przyzwyczai się i będę mogła spokojnie się rozbierać bez straszenia innych (nie tylko wystającym brzuszkiem). 

Jutro zaczynam liczyć kalorie...limit 1200. I tego się trzymajmy.

28 września 2011 , Komentarze (2)
Tylko na chwilkę wrócę do wczorajszego wpisu i obiecuję już więcej nie "odsmażać starych kotletów" (chociaż wczorajsze, to jeszcze - chyba - nie są tak strasznie stare, hmm). Rozumiem, że większość z nas (w tym ja) chce być w necie anonimowa, ale czy nie wystarczy wpisać w pole dotyczące miejsca pobytu: Polska (zamiast przykładowo Honduras)? Wszak zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego w 2010 roku było nas już ponad 38 milionów. Ta liczba (chyba) zapewnia anonimowość? Ale oki, pozostanę w swoim niezrozumieniu tego trendu i jakoś sobie z tym poradzę ;P Przypomina mi to tylko pewną osobę z mej rodziny, która wykształciła się w Polsce, wyjechała do Niemiec (mam korzenie niemieckie pomieszane z polskimi) i nagle (po niespełna roku) zapomniała języka polskiego. Stąd moje wyczulenie na te (niby) drobne kwestie.

Wczoraj postanowiłam sprawdzić ile to brzuszków za jednym zamachem potrafię zrobić i...starłam sobie skórę na d...znaczy się na pośladku. Fakt ten odkryłam pod prysznicem, kiedy to strumień wody skierowałam na owy fragment mojego ciała. Ech, te poświęcenie. Wyszło mi 300 brzuszków i w sumie mogłabym zrobić więcej, ale się...znudziłam i postanowiłam dotrwać do końca reklam. Chyba niezły wynik? Tylko dlaczego tego wyćwiczenia mięśni nie widać? Kolejna zagwozdka?

Dzisiaj na swoją gimnastykę poświęciłam 75 minut. Za wszelką cenę staram się nie schodzić poniżej godziny, chociaż nie jest to dla mnie żadne poświęcenie. Ja kocham ćwiczyć. I tak o to znalazłam kolejną swoją miłość pomniejszą, bo na pierwszym miejscu zawsze będzie On i moja rodzina. Ech, jak to górnolotnie zabrzmiało ;)







27 września 2011 , Komentarze (4)
Tak wchodząc sobie na blogi innych użytkowniczek (i użytkowników będących w mniejszości) zauważyłam istniejący na Vitalii trend sugerowania, że mieszka się w krajach powiedzmy egzotycznych dla przeciętnego (statystycznego) mieszkańca naszego zaścianka. Tyle, że wpisy rozwiewają wszelkie wątpliwości co do miejsca pobytu autora (za dużo polskich akcentów zwyczajowo-żywieniowo-klimatyczno-topograficznych). I tak się zastanawiam jaki jest cel i powód wpisywania w ową rubryczkę: Wyspy Kokosowe, Chiny, Arabia Saudyjska itd. Wstyd bycia Polakiem? A może coś innego? Osobiście, mnie to bawi i w sumie troszkę...irytuje (sama nie wiem dlaczego. Wszak czyjeś kompleksy winnam traktować czysto "analnie").

Dobra, idę zebrać zbiory na fejsie i schodzę na poziom podłogi poćwiczyć. 

26 września 2011 , Skomentuj
Zrezygnowałam z Ziaji na rzecz Evelina. Piszę oczywiście o serum wyszczuplającym (komu to ja tłumacze, wszak tu same fachury są ;)). Efekt rozgrzewający obudził mnie w nocy skuteczniej niż budzi...ja płonę - to była pierwsza myśl po przebudzeniu. By akcja się nie powtórzyła, muszę sobie wbić do głowy zasadę numer któryś tam: "Smaruj się nie później niż dwie godziny przed snem". Jest szansa, że dzisiaj płonąć nie będę...

Po rozmowie z kumpelą i lekturze kilku blogów oraz wątków na forum Vitalii postanowiłam sprawdzić ile to ja (pi razy oko) robię brzuszków/pół-brzuszków skośnych, prostych etc. No bo, skoro wszyscy liczą...to ja też, a co? ;)

Dobra, przejdę do konkretów. Wczoraj, czyli w niedzielę brzuszków było 1200 (z lekkim hakiem), a dzisiaj 840 (z większym hakiem). I tak sobie myślę, że moje mięśnie są bardzo, ale to bardzo leniwe skoro ich ani widu, ani słychu. Chociaż wpieprzanie słodyczy temu też nie służy (i paluszków - jak przed chwilą, a tak ładnie szło). Długo, oj długo tej piątki na przedzie nie zobaczę. Tymczasem strategicznie nie staję na wadzę...ni hu,hu ryczeć przez nią nie mam zamiaru. HOWK!!!

25 września 2011 , Komentarze (1)
Po Warszawie trafiłam do Poznania i kiedy to w radosnym nastroju wracałam do domku okazało się, że pociąg dojeżdża (tylko) do...Rawicza, gdzie należy się przesiąść na autobus (komunikacji zastępczej). Jęknęłam tylko w głowie na myśl, iż czeka mnie małe (lub większe) "rzyganko". 

Liczyłam (naiwnie), że może jakaś apteka, albo chociażby otwarty kiosk się znajdzie, ale cóż płonne to były nadzieje. Usadowiłam się więc strategicznie na przodzie autobusu i udało się dowieźć treść żołądkową do Wrocławia. Swoją drogą panu kierowcy przydałby się GPS. Dwukrotnie zgubił się na trasie, a po wrocku obwoził na niczym niemiecką wycieczkę. Zastanawiałam się czy w ogóle gdzieś w końcu staniemy.

Na polu walki z tłuszczem poległam i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Weidera nie dokończyłam...przerwałam na 40. dniu (niby to tylko dwa dni). Zrobię miesięczną przerwę i zacznę od początku - tym razem ukończę. 

Dzisiejsza porcja gimnastyki (półtoragodzinnej) skierowana była na brzuch. Jako rozgrzewkę wykorzystałam ćwiczenia na Leg-trainerze (kiepskie to spolszczenie, wiem). Wracam do dietki i niejedzenia słodyczy, słowo harcerza (tfu, harcerki).

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.