Ilość mych ubrań przekracza możliwości pojemnościowe moich mebelków (muszę przyznać, iż te z lat PRL-owskich były nie dość, że solidniejsze to i pojemniejsze od współczesnych "sklejek"). Fakt ten skłonił mnie do ich (mało) sumiennego przejrzenia i odrzucenia tych, których dawno na siebie nie wkładałam i włożyć nie zamierzam. Przyznam szczerze, że wiele tego nie ma. Jestem typowym zbieraczem mówiącym sobie: "kiedyś jeszcze się przyda" i tak oto selekcja nie jest zbyt ostra i pewnikiem przy kolejnym zrywie zostaną te "oszczędzone" również odrzucone.
W sumie przeprowadzka sprzed (trochę) ponad dwu lat była dobrym "motywatorem" do wyrzucenia zbędnych zbędności, a że szykuje się kolejna... ;)
Jadłospis:
I śniadanie: kawa bez cukru, dwie kromki pieczywa chrupkiego razowego, plasterek sera żółtego goudy, pomidor, brzoskwinia i śliwka - 248 kalorii
II śniadanie: Jogobella Light o smaku truskawki, banan i odrobina żurawiny suszonej - 271 kalorii
Obiad: mizeria ze śmietaną 12 procentową, paluszki rybne sztuk trzy ;) - 249 kalorii
Podwieczorek: kawa bez cukru, niecała szklanka mleka koziego, dwa biszkopty oraz mała mandarynka - 190 kalorii
Kolacja: winogrona, serek wiejski lekki 3% tł., trzy rzodkiewki - 237 kalorii
RAZEM: 1195 kalorii
Może uznacie, że jestem dziwna, ale zaczyna mnie irytować mania mojej matuli do codziennego serwowania winogron ( i to w niemałych ilościach). Akurat owoc mega kaloryczny (no oki, z tym mega przeginam). Dlaczego mnie to wkurza? Bo tak na dobrą sprawę winnam przy okazji kolacji poprzestać tylko na nich, aby nie przekroczyć limitu kalorii... a ja chcę zapewnić mojemu organizmowi dopływ wszystkich niezbędnych składników w tym na przykład wapnia, więc nie zamierzam codziennie odpuszczać twarożku. Ale spoko zdaję sobie sprawę, że część z Was mnie nie zrozumie i uzna, za osobę nie dojrzałą...no bo, co to za problem ;) Musiałam jednak gdzieś to wyrzucić, a nie kisić frustrację w sobie. Wszak to mój pamiętnik ;P
Ćwiczenia: godzinna gimnastyka, 30 minut kręcenia hula-hopem, 200 brzuszków