Waga cały czas krąży wokół 57,7 kg. Nie będę brała trzeciej dawki orgametrilu. Naprawdę nie potrzebuje tego, bo więcej szkody mi wyrabia niż pożytku.
Ostatnio trenuję tak jak mówiłam 3 x w tyg. z tym, że aerobów pomiedzy tymi dniami nie ma. Argument ? - Nie ma czasu. I chociaż nie cierpię tego wytłumaczenia, to trochę jest w tym prawdy. Zaczęłam robić po prostu 30 min. aeróbów po każdym treningu crosfitowym i czekam na rezultaty.... . Mimo to uważam, że aeroby z rana na czczo dają prawdziwe rezultaty. Nie ma innej rady na mnie. Sprawdziłam swoje notsy i w maju biegałam 5-6 x w tyg. rano na czczo i moja waga to właśnie te 56 a momentami 55,5 a nawet po bieganiu 54 z hakiem.
Dziś się zważyłam i jest 57,7kg. Także zmienie na pasku, że mam tyle. Strasznie wpływa to na mój humor i poczucie własnej wartości. Okropnie czuje się po wyświetleniu tych kilku cyferek na wadzę. Wiem doskonale, że to nie powinno być miarą tego jak wyglądam ani jaka jestem, jakim człowiekiem. Ale niestety zabiera mi to radość z życia. Dosłownie.
Chociaż zjadłam już swoje paleo-śniadanie to strzelam małą kawkę i lecę pobiegać. Deszcz wisi w powietrzu ,ale słońce na razie daje rade.
Moje PALEO odżywianie idzie powolutku do przodu. Mianowicie już coraz więcej wiem, coraz więcej stosuje. Jedno chyba jest nie tak jak być powinno. Dobrze byłoby wdrożyć już wszystkie zasady - trzymać się ich w 100% przez 3 miesiące (nie robić cheat meal ani tym bardziej cheat day) i po tym czasie powolutku wdrażać owoce raz dziennie, nabiał raz dziennie jeśli jest taka konieczność, grykę raz dziennie. I przy tym pozostać. Aktualnie jem owcoe (jabłka, maliny babcine..., pomarańcze, gruszki), jeśli jest okazja to ser biały albo jogurt (1 raz w tyg.), kasze gryczaną np. po treningu, wafle ryżowe na noc (bo nie mogę się powstrzymać). Wiem, że jak przesadzę z węglami przy paleo to już nie jest paleo. W ogóle paleo to nie są węgle! Tylko warzywa.
Także czekam kiedy będę mogła zacząć odliczać, że jestem na prawdziwym paleo, bo na razie ciągle coś mi nie wychodzi.