Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zakładając ten pamiętnik byłam osobą pozbawioną wiedzy na temat diety i treningu. Sukcesywnie zaczęło się to zmieniać i dziś chcę zwiększyć masę mięśniową przy jednoczesnej utracie tkanki tłuszczowej. Oczywiście są wzloty i upadki, sukcesy i porażki, ale nie poddaję się i walczę dalej :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 20078
Komentarzy: 331
Założony: 12 czerwca 2013
Ostatni wpis: 19 września 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rusz.w.roz

kobieta, 31 lat, Kraków

166 cm, 54.10 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

18 czerwca 2013 , Skomentuj

Wczorajszy dzień minął pod hasłem wizyty siostry i niedozwolonych produktów dla mnie przygotowanych przez mamę. Więc najadłam się tych lodów, ciastek, czekoladek, ale wieczorem wzięłam coś na przeczyszczenie i w ten sposób pozbyłam się zaległości z jelit. Trochę to niemądre, no ale.. Jak sobie pomyślę ile resztek jedzenia we mnie zalega to aż mi słabo. Ale cieszę się, że OD PIĄTKU NIE BĘDĘ SAMA NA DIECIE! Więc będę się spodziewać szybkich efektów.. Szkoda tylko, ze ćwiczyć mi nie wolno, ale z czasem i do sportu wrócę. Amatorsko ;)

A dziś dostałąm 5 z egzaminu i fruwam i na następny uczyć mi się nie chce.. :P

17 czerwca 2013 , Komentarze (1)

To nic nowego, że choruję dalej; że wczoraj odwiedziłam całodobówkę, na której lekarz pojechał z wizytą domową do pacjentów, a ja czekałam godzinę na niego po czym przyjął mnie pediatra :) Moje dolegliwości są związane z alergią. Na szczęście dostałam nową porcję leków, po których czuję się już lepiej, ale i tak szkoda, że znów będę musiała pracować nad formą..

W międzyczasie byłam na weselu. Nie chciałam na niego iść wcale, bo wiedziałam, że cała rodzina zaszczuje mnie pytaniami, czemu przyszłam sama, czemu nie mam chłopaka.. I nie pomyliłam się. Ledwo dotarłam pod kościół, a wokół mnie zebrała się otoczka znajomych cioć, wujków i kuzynów, którzy zaczęli swój rytuał. Jakoś wybrnęłam z tej żenującej sytuacji żartem i uśmiechem, ale to mnie tak niesamowicie wytrąca z równowagi, jakby facet miał mnie dowartościować i uszczęśliwić na siłę.. Czasy się zmieniają, mamy XXI wiek i panna w wieku lat 20. jest.. dzieckiem, a nie kobietą myślącą o zamążpójściu i dziecku :) No cóż..  Powoli przyzwyczajam się do staropanieństwa i nie powiem, że specjalnie się cieszę, ale muszę zaakceptować ten fakt ;)) Tylko jak patrzyłam na parę młodą to tak łezka w oku mi się zakręciła, bo ogarnęły mnie jakieś złe przeczucia i teraz wiem, że na następne wesele albo nie przyjdę, albo stanę na głowie, by poszedł ze mną dobry tancerz i by wszyscy dali mi już swięty spokój!! Tylko wtedy cała arena cioć i wujków nie będzie mnie już linczować pytaniami odnośnie tego, czy mam kogoś, a kiedy będą bawić się na moim weselu :D Żyć nie umierać..

Co do diety - na weselu starałam się jeść małe porcje, co wzbudziło ogólne zdziwienie przy stole, ale rano nie obudziłam się z wzdętym brzuchem! Chwała mi za to..

Poza tym jutro mam egzamin i jakoś nie czuję się na siłach, by go zdać. Teka stosu notatek nie jest na moją pamięć, więc wszystko mi się chrzani, no ale.. kto powiedział, że we wrześniu muszę mieć wakacje? :P

A od czwartku będe mieć taki widok z pokoju: :)

13 czerwca 2013 , Skomentuj

Choruję już 8 dzień, ale jestem na takim etapie, że czuję się cała obolała i zmęczona. Ponieważ jest ostatni tydzień przed sesją, musiałam chodzić na uczelnię zaliczać przedmioty, ale dziś odesłano mnie do domu. Podobno wyglądam jak trup :) Cóż.. to tylko moja wina - przez ostatni miesiąc przeceniłam swoje siły na siłowni. Ćwiczyłam, jak oszalała. Później wychodziłam rozgrzana, a na zewnątrz plucha i zimno, jak diabli. Do tego wolontariat, późne powroty do domu, nauka, obowiązki domowe; nieregularne pory posiłków; jedzenie kupowane na mieście.. Już teraz wiem, że zanim zacznę swój plan treningowy, najpierw pójdę po rozum do głowy, a dopiero później na siłownię..

Mam straszne parcie na picie - dziennie wypijam ponad 1,5 l z czego jestem dumna, bo dawniej oscylowało to czasem nawet do 0,5 l dziennie :/ Mimo choroby, staram się jeść, by mieć energię na naukę - w końcu sesja sama się nie zda.
Wczorajsze komentarze pod moim wpisem dodały mi siły i wiem, że jak tylko ozdrowieję, dam radę i osiągnę swój cel.

A teraz pytanie do Was - kiedyś usłyszałam, że wysiłek fizyczny, który prowokuje proces pocenia, pomaga w walce z infekcją. To prawda czy fałsz, bo ja mam zupełnie inne zdanie w tej kwestii?


12 czerwca 2013 , Komentarze (4)

Jestem chora od tygodnia i jakoś nie zanosi się aby mój stan się poprawił. W sumie w pierwszej chwili ucieszyłam się z tej infekcji, bo wtedy zwykle nie czuję apetytu, ale jest inaczej... Apetyt mi dopisuje. 
Wczoraj zostałam zmotywowana przez tę stronę do walki z odchudzaniem, ale dziś zwyciężyła nade mną moja słabość - czekolada.
Czuję się niezwykle podle, że ją zjadłam, że kolejny raz nie udało mi się powstrzymać mojej zachcianki... że wszystko zależy ode mnie, że chcę wreszcie schudnąć, przyzwyczaić się do braku cukru, a nie mogę.. Chyba muszę sobie odciąć rękę, żeby nie jeść słodyczy. Z drugiej strony pojawia się brak wsparcia i ciągła krytyka ze strony mojej mamy - że przecież dobrze wyglądam, żebym nie wpadała w paranoję, że to tylko jedna głupia czekolada. Ona nigdy mnie nie rozumiała. Kiedyś nawet zapytałam jej, jak się czuje z brzuchem po-ciążowym i lekko obwisłą skórą. Odpowiedziała, że nie ma z tym problemu, akceptuje siebie w pełni i nic nie zmieniłaby w swoim wyglądzie. Gdy to piszę, mam łzy w oczach..Głupia sprawa - ludzie na całym świecie mają tysiące większych zmartwień, a ja przejmuję się o swój głupi tłusty brzuch..
Nie umiem zacząć diety, bo wiem, że tego samego dnia objem się, jak nienormalna. Moje ćwiczenia i spalone kalorie pójdą na marne, bo i tak po nich wystąpi wilczy głód i pokusy, nad którymi nie zapanuję... 
To tylko 4 kg.. trochę więcej mięśni, a jakże trudno wytrwać w postanowieniu...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.