O mnie

Jestem na emeryturze czyli wolna. Miałam wiele zainteresowań, byłam inżynierem, szefem, matką i niezłą żoną. Interesowały mnie psychologia, muzyka lekka i klasyczna, malarstwo, architektura, przyroda, historia, geografia, polityka, wędrówki po górach, taniec, świątynie, fotografika...Wieloma z tych przyjemności z powodu tuszy mogę zajmować się już tylko symbolicznie, np. tańcem , wędrówkami. Obecnie mam wielką ochotę na dalsze 20 lat dla siebie i wnuków. Potrzebna mi tylko kondycja do korzystania z życia mądrze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 23989
Komentarzy: 4890
Założony: 20 maja 2014
Ostatni wpis: 31 sierpnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nakonieczny

kobieta, 72 lat, Gdańsk

165 cm, 104.80 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Do jesieni 107kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 maja 2014 , Komentarze (5)

Wstałam i zasiadłam do Ciebie mój kochany Pamiętniczku. 

Świergot moich prywatnych ptaków za otwartym oknem z zieloną ścianą lip obudził mnie. Do obowiązków przy ojcu miałam jeszcze 2 godziny. Oczy i głowa bolą mnie od czytania, leżałam w szarym półmroku, samotna i wolna a myśli krążyły z prędkością światła na wysokości lamperii koło tysięcy spraw. Nawet ułamku sekundy nie zatrzymują się na czymś konkretnym. Myśli krążą wokół mnie, tego co robię, przeszłości, dzieciństwa, młodości. Gdzie słyszałam ten świergot, obóz harcerski.?.. Bieszczady, Beskidy, Uherce, Myczkowce, Solina, Ochotnica Wielka, Kubalonka, Wisła, Wielka Racza, Leskowiec, Łomnica, Piwniczna....?

Poranna Warta od 4 do 6. Najprzyjemniejsza z wart, obóz śpi, cisza, szarzeje, nie trzeba latarki, jest rześko, chociaż potem będzie upał, jak wczoraj...wstają zorze, niebo zamiast błękitu ma barwę złotoróżową, świetlistą, pastelową... 

Były to cudowne czasy...niedługo odezwie się kukułka. Tu w mieście jej nie słyszę.

Byłam wtedy szczupła, wręcz chuda. W liceum mówili, że jestem jak Twiggi - Gałązka. Mama mówiła....podobna jesteś bardzo do Nefretiiti, do jej głowy, tak samo nosisz ją na smukłej szyi, tak samo masz wydatne pełne wilgotne usta, ten sam wykrój...

To były cudowne czasy. Od pół roku Mamy nie ma. Byłam wczoraj na jej grobie.... 

Mama martwiła się moją tuszą, martwiła się o mnie i moje córki. Kto Cię będzie dźwigał, przewracał, mył; pytała? Zrobisz im to? Kochają Cię i będą, ale zrobisz im to, że porzucą swoje jedyne, niepowtarzalne życie aby Ciebie niańczyć, tylko dlatego, że nie chcesz znaleźć powodu aby schudnąć i zachować sprawność? Gosia! Bój się Boga, Gosia!

Masz rację Mamo,  sama nie dawałam rady, ale z Tobą z Twoim głosem.... wraca nadzieja. Na ręce, na serdecznym palcu, zamiast obrączki mam Twój pierścionek. Ile razy patrzę na jego rubinowe oczko, słyszę delikatną Twoją zachętę: MŻ RP. 

I nie jest to Marynarka Żeglugi Rzeczpospolitej Polskiej. To ukryte hasło: "Mniej Żreć, Ruch i Praca"......

Wypiłam szklankę wody z cytryną, tak jak piję co dnia na czczo od kilku miesięcy (od tygodnia bez miodu). Jest to mój nowy dobry nawyk, który pozwala mi codziennie być na dłuższym posiedzeniu i rozprawił się z moją obstrukcją.

Siadłam do kompa i skupiłam myśli. 

Napisałam o sobie, że odkryłam swoje "grzechy" w jedzeniu, które doprowadziły mnie do podwojenia mojej wagi.To nie były żadne grzechy, to błędy. Grzech jest, gdy robisz to świadomie, dobrowolnie z pełną premedytacją. Czy ja robiłam sobie krzywdę świadomie, dobrowolnie i z premedytacją? NIE, ale je popełniałam. Musiałam odkryć, dlaczego?

Śmiałam się zawsze, gdy spotkani przyjaciele z młodości przecierali oczy na mój widok. Mówiłam - mój mąż to farciarz, ożenił się z jedną a teraz ma dwie. Wydawało mi się to bardzo dowcipne a zamykało dalszą dyskusję, rady, poniżenie, nie wiem... ale jego to widocznie nie bawiło, co pokazał uciekając z dnia na dzień.

Oddalaliśmy się pewnie od siebie od dawna, powoli,  ja byłam ślepa. Prawo inercji, obowiązki, praca, rutyna, życie na dżipijesie, tak samo co dnia? Ranek bez śniadania, 3 kawy w pracy, dawniej do tego jeszcze 10 papierosów, powrót, szybko, szybko zakupy, gotowanie, smakujemy, smakujemy, jemy surowe, na wpółsurowe ....o wreszcie obiad. Szybko bo Teleekspres, Panorama Dnia, Dziennik, TVN 24..... 62 kanały przecież.

Moja frustracja narastała....Przecież jestem szczęśliwa, mój mąż, MÓJ MĄŻŻŻŻŻŻŻ, taki dobry ojciec, nie pije, pracuje, stara się zarabiać więcej, wraca codziennie na noc do domu, chce się ze mną jeszcze kochać.... Wszystko jest w najlepszym porządku, przecież.

GRZECH NR 1 - Bezmyślność, rutyna, nuda, głupota, ślepota....

Panie Boże, będę żyć uważniej, będę mieć otwarte oczy, będę myśleć co robię, dlaczego to robię, co mi to daje, jak mnie ubogaca, czy to mnie rozwija, czy to jest pożyteczne dla mnie, dla kogoś, czy to jest na pewno to, co chcę robić?

Chcę odzyskać kontrolę nad MOIM ciałem, nad moim życiem w końcu....

26 maja 2014 , Skomentuj

Wczoraj udało mi się nie zapomnieć o tym, że pragnę schudnąć i mimo, że złamałam Dietę przewidzianą na wczorajszy dzień uważam, że byłam dzielna i cały czas pamiętałam o moim celu.

Wczoraj była I-sza rocznica Pierwszej Komunii mojego bratanka i Dzień Matki. Trudno się umartwiać, nawet w tak zdrożnym celu jak moja potencjalna kondycja i zdrowie. Należała mi się nagroda za to, że nie mam zamiaru rezygnować z diety, że z każdym dniem jestem coraz bardziej przekonana, że mój wybór jest słuszny a zwłaszcza, że cała moja podświadomość, cała "Ja" wierzę, że tym razem, ta dieta odpowiednio długo stosowana ma szansę na przekształcenie się w Moją Dietę Życia.

Mam zamiar dotrzeć do 70-75kg. Może to i dużo dla kogoś. Mam już skórę, jaką mam i nie mam ochoty być zasuszoną żylastą staruszkę. Całe wieki byłam chuda, walczyłam z tą chudością, jadłam tyle co mój 185cm mąż. Ponadto nie jestem zwolenniczką "wieszaków na ubrania". Kobieta według mnie powinna być mięciutka i apetyczna. Nie mam z tym problemów, aby uznać za piękną 80kg kobietę, powinna  być tylko zdrowa, sprawna i mieć niezłą kondycję, aby nie ograniczała jej w realizacji jej planów.

Byłam zaproszona na obiad w wspaniałej, drogiej jak na kieszeń przeciętnej emerytki obiad świąteczny. Przygotowałam się więc do tego Wielkopomnego wydarzenia i zrezygnowałam z II-go śniadania i przystawki podwieczorkowej, powiększając Pulę Kalorii na obiad o 450 cal. Zrezygnowałam z zupy, przystawek, kawy, lodów, deseru, ciasta, ulubionych frytek, medalionu, rolady, tortu itp. Bez specjalnego żalu, spazmów i szlochów.

Ograniczyłam się do Sandacza w cieście i sosie borowikowym, ryżu ciemnego i zestawu surówek z rzepy, z młodej kapusty, kiełków, selera a popiłam to 3/4 szklanki soku jabłkowego.

Byłam tak najedzona, że kolacja ograniczyła się do grejfruta, kiszonej kapusty, gorzkiej czerwonej herbaty i sałatki z cebuli i zielonego ogórka bez pieczywa z łyżeczką oleju i pieprzem.

Dzisiaj wracam do propozycji Pani Dietetyk. Podoba mi się w tej diecie możliwość wyboru, nie masz dzisiaj ochoty na pomarańczę, zjedz wiśnie, nie masz ochoty na makaron, zjedz ryż, nie masz ochoty na pietruszkę, zjedz seler.... 

Podobają mi się w tej diecie szczególnie koktajle z podwieczorków czy II śniadań. Wyjęłam Blender z szafy i zadziwiam się nieznanymi mi smakami i połączeniami warzyw z owocami, szpinak z truskawką, marchewka z bananem, burak z pomarańczą. Odkryłam też zalety kefiru, maślanki i jogurtu naturalnego. Tych barwionych z zasady unikałam i nie daję się nabierać na wszystkie reklamy z danonkami, jobellami itp kolorowymi kłamstwami. Naturalne w dużych opakowaniach znałam i pijałam głównie w upał. Dieta odkryła nowe dla mnie zastosowanie i pokazała, że picie jogurtu nie musi być nudne i monotonne. Myślę, że na dzisiaj mi wystarczy tego pamiętnikowania.

Acha, przeszłam wczoraj 4 przystanki tramwajowe i tańczyłam sobie do starych włoskich przebojów, znanych tym, którzy pamiętają Marino Mariniego, Ritę Pavone, Connie Francis  czy Domenico Modugno. To dopiero jest Pychota!

24 maja 2014 , Komentarze (4)

(kujon):)Po pierwszym tygodniu jestem zadowolona, że z lekkim naciąganiem, ale prawie, prawie wytrwałam przy diecie zaproponowanej przez fachowców. 

Zdaję sobie sprawę, że wynik mógłby być lepszy, ale i tak rozpiera mnie duma, że pozbywam się kolejnych złych nawyków i wprowadzam nowe, dobre. 

Od 2 lat próbowałam sama zadbać o zmianę w moim stosunku do jedzenia. Dotarło w końcu do mnie, że postępując dalej w ten sposób jak dotychczas przybywam nieustannie pomalutku niby kilo na kwartał, systematycznie i w ostatnich 5 latach przekroczyłam 100kg, a nawet 115kg. 

Przyszło otrzeźwienie.  Basta, to jest prosta droga do inwalidztwa,powiedziałam na głos do siebie. Pal sześć urodę, nigdy nie była dla mnie ważna, ceniłam wyżej zalety ducha, intelektu niż ciała. Byłam szczupła z natury, po 2-ce dzieci miałam 56kg, według córek byłam ładna, miałam gładką skórę, nie wiem co to depilacja, golenie nóg, nie wiem co to kremy, sucha skóra i nie musiałam tym się zajmować.Byłam przekonana, że inteligencja jest najważniejsza.

Od tamtego okresu jednak wiele się zmieniło, podwoiłam wagę, a układ kostny, układ krwionośny, serce, wydolność nerek, wątroby nie poprawiły się, nawet gorzej; zestarzały. Czy człowiek mądry, za którego się miałam tak wygląda? Czy ktoś dałby widząc mnie na przystanku 5 groszy za to, że jestem wykształcona, jestem mgr inżynier, jestem agentem ubezpieczeniowym, byłam wiele lat szefem, dyrektorem? Nie, nie, nie! 

Tak nie wygląda aktywna, mądra, wykształcona kobieta, za którą chciałabym się uważać. Tak zdecydowanie wygląda albo głupia, nie kochająca życia, leniwa albo w depresji zaniedbana Kobieta. I tu zaczął się mój konflikt poznawczy. Czy jestem w depresji, nie! Czyli?

Zrobiłam Bilans, tak jak przed 18 laty, gdy rzuciłam palenie po 20 latach nałogu. Jeżeli mogłam rzucić palenie, mogę i rzucić nawyk złego odżywiania się. 

Na czym więc polegały moje grzechy? Za dużo, za rzadko, za szybko, za tłusto, byle jak, byle co, byle zapchać żołądek, monotonnie, brzydko, nie zdrowo, mało warzyw, mało napojów, za słodko, za dużo pieczywa, lody, kukułki, polegiwanie, samotność, internet, telewizja, książka.

Uff, dużo tych grzechów było a do tego kompletny brak odpowiedzi, PO CO? Po co mam to zmieniać, właściwie wszystko zmieniać, skąd wziąć siły, wytrwałość, samodyscyplinę?

I zaczęłam zadawać sobie dziesiątki pytań. Zapisywałam je do notatek w komórce i czytałam te pytania przez parę tygodni.

Co dawało mi bycie grubą, jakie z tego miałam korzyści? Co stracę, gdy zmienię swój sposób aktualnego życia? 

Co będzie dalej, jeżeli nic nie zmienię w swoim zachowaniu, co będzie za 5 lat -135kg, za 10lat -150kg? Ta wizja nie jest najciekawsza i inspirująca do dalszego życia. 

Telewizor, kanapa, fotel, jedzenie??? I to ma być wszystko?

CDN

23 maja 2014 , Komentarze (1)

Minął  pierwszy tydzień. Zaczyna mi się powoli podobać ten sposób na odchudzanie. Faktycznie jest on zgodny z tym, o czym dawno wiedziałam, ale nie chciałam się poddać. Znam różne diety. Przeczytałam kilka książek  na ten temat. Znam Dunkana i Kapuścianą Kwaśniewskiego, Niski Indeks Glikemiczny, Śródziemnomorską i 500cal dwa razy w tyg. Znam diety oczyszczające i przeczyszczające....Ale? 

Problem z tym, że nie miałam dobrego powodu, wielkiego powodu, żeby schudnąć. 

Nie miałam też przekonania, że skupianie się na sobie, a w dodatku jeszcze na moim ciele jest pożyteczne, słuszne i właściwe. Nie maluję się, nie kremuję, nie stroję, włosy obcinam, bo słabe i koniec. Czynności te wykonywałam tylko, gdy wychodziliśmy gdzieś na jakieś uroczystości, jako podkreślenie odświętnego charakteru tego dnia. To nie znaczy, że jestem przeciwna zabiegom kosmetycznym, ale dla mnie to było czyste marnowanie mojego czasu. Wolałam go przeznaczyć na lekturę, na zabawę i pieszczoty z dziećmi, na śpiew kołysanek czy oglądanie telewizji. Liczą się wybory i priorytety.

Od pewnego czasu zaczęła mi dokuczać moja coraz większa niedołężność. Zaczęło mnie złościć i to że chodzę jak kaczka, brzydko, ciężko i to, że nie mogę obciąć paznokci u nóg, stać na jednej nodze, wejść na krzesło, na schody, w góry., zatańczyć chociaż jeden kawałek bez zadyszki. 

Świat jest taki piękny a ja ograniczam się do oglądania go w telewizji? Koszmar! Gdzie zapachy, powiew wiatru, bryza morska, wilgoć mgły na twarzy, gdzie śpiew skowronka, kukanie kukułki, gruchanie gołębi. Byłam ślepa, nie docierało do mnie, że zamykam się, ograniczam, okradam wręcz.

Nie należę do smakoszy. Jedzenie jest po to, żeby szybko zjeść, napełnić brzuch, najlepiej tłuszczem i mięsem, bo długo daje energię i siłę i koniec. Owszem oglądałam kolorowe przepisy z książek kucharskich i w miesięcznikach dla kobiet. Wycinałam je, wkładałam do folii i wpinałam do segregatorów. Jedne zawierały ilość kalorii, inne nie. Nie próbowałam ich, to było już poza moim zainteresowaniem.

Wydawało mi się, że takie gotowanie kosztuje dużo czasu a ja pracowałam, dokształcałam się, dojeżdżałam do pracy i miałam męża z tych, których powinna obsłużyć żona a do tego troje kochanych dzieci.

Taktyka przetrwania podpowiadała mi takie zachowanie. Mąż, gdy w klimakterium, po utracie pracy, doświadczeniu szoku człowieka bezrobotnego i po opuszczeniu przez dwoje dzieci domu zaczęłam tyć, okazał się tym kim był, czyli tchórzem i odszedł po 30 latach, gdy potrzebowałam pomocy i wsparcia, do młodszej i zdecydowanie szczuplejszej. Ja w domu zostałam z moją 12-tolatką. 

Byłam samotna, smutna, w depresji ale przeżyłam tylko dlatego, że kochałam moje dzieci.

Potem tyłam, tyłam, tyłam. Znalazłam pracę, nowych znajomych w pracy, nowy zawód ale popołudnia były samotne przed telewizorem, przy książce i podjadaniu orzeszków, migdałów, słonecznika, pestek z dyni. Musiałam czymś zająć ręce. 

Na dzisiaj wystarczy, ruszaj do działania Małgosiu! Jutro tez jest dzień!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.