O mnie

Jestem na emeryturze czyli wolna. Miałam wiele zainteresowań, byłam inżynierem, szefem, matką i niezłą żoną. Interesowały mnie psychologia, muzyka lekka i klasyczna, malarstwo, architektura, przyroda, historia, geografia, polityka, wędrówki po górach, taniec, świątynie, fotografika...Wieloma z tych przyjemności z powodu tuszy mogę zajmować się już tylko symbolicznie, np. tańcem , wędrówkami. Obecnie mam wielką ochotę na dalsze 20 lat dla siebie i wnuków. Potrzebna mi tylko kondycja do korzystania z życia mądrze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24074
Komentarzy: 4890
Założony: 20 maja 2014
Ostatni wpis: 31 sierpnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nakonieczny

kobieta, 72 lat, Gdańsk

165 cm, 104.80 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Do jesieni 107kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 czerwca 2014 , Komentarze (4)

Po śniadaniu, zięć kończy korespondencję poranną i pojedziemy dzisiaj przez całą Polskę z Gliwic do Gdańska. Ten tydzień był przebogaty w zdarzenia, uczucia, wspomnienia i ruch. Udało mi się być bardzo blisko diety, co wprawia mnie w stan leciutkiej euforii. Dziękuję wszystkim współtowarzyszkom w pracy nad sobą za miłe, budujące i zachęcające do dalszego działania słowa. Jest mi naprawdę miło, gdy ktoś dostrzega we mnie aż tyle zalet. Obiecałam cd. 

Ku mojemu zaskoczeniu, chociaż w Krakowie zdarzało mi się bywać stosunkowo często, jako genetycznej Galicjance od Franza Józefa-Cesarza, kochającej dzielnego  wojaka Szwejka, zobaczyłam tył jakiegoś ceglanego kościoła.

Gdyby nie córa tramwaj obciąłby mi włosy...Szok! Pierwszy raz  w życiu pieszo podeszłam na plac Wszystkich Świętych niejako od tyłu. Uwielbiam ten plac, szczególnie lubię siąść w kawiarni pod parasolem i obserwować oba kościoły, przystanek tramwajowy, przejście uliczne i  zaaferowanych swoimi sprawami codziennych przechodniów. Tutaj jest dom dwóch następnych zakonów polskich. To o.o. Franciszkanie i o.o. Dominikanie. Pewnie kiedyś a może i  teraz konkurujących ze sobą. Ten tył okazał był się bokiem Bazyliki Dominikanów

I te strzeliste konfesjonały. Cudowne. Nie wyobrażam sobie spowiedzi z głowa zadartą do nieba z powodu ich urody. Polecam stronę 

Półmrok, secesja, "gwiaździste niebo nad nami", Całun Turyński dla Ducha i Wyspiański....

Nieprawdopodobny nocny nastrój w blasku dziennego słońca. I tak nie wiedząc kiedy minęło kilkaset metrów spaceru. 

Informacje o historii, zabytkach, artystach... na stronie

Dodaj komentarz

15 czerwca 2014 , Komentarze (3)

Specjalnie dla Julity kilka zdjęć z pieszej wędrówki po klasztorach Krakowa. Rocznicę 600-letną Urodzin  św.Jana z Dukli,  bardzo ważnego Świętego dla mojej Mamy Lwowianki obchodziliśmy 31.05.2014r. Nic dziwnego, że tego Bernardyńskiego Zakonnika najstosowniej byłoby wspominać u Bernardynów. Mają oni kilka znanych klasztorów w Polsce, bo kto w Polsce  nie zna Kalwarię Zebrzydowską, Leżajsk,Opatów czy Alwernię. W Krakowie też jest

Kościół o.o.Bernardynów pod wezwaniem Św.Bernardyna ze Sieny i Św. Szymona z Lipnic, którego płaszcz zakonny znajduje się w gablocie w jego ołtarzu,wraz z  relikwiami.

Potem Grodzka a na niej

i

Skręcając w ulicę Poselską

Zachodzimy niejako od tyłu.........CDN 

Pora na ŚNIADANIE z szynką i pastą z awokado . Mniammmmmmmmmmmmmmm

13 czerwca 2014 , Komentarze (1)

Nie ma dla mnie głupszego zajęcia niż spacery. Mama mówiła: No,wyjdże wreszcie. nie siedź w domu, idź na spacer. Przemycałam  książkę pod swetrem, sukienką i kładłam się na ławce, trawie, kamieńcu nad rzeką, nawet na betonowym rozgrzanym śmietniku aby czytać. Czytałam  idąc. I to były moje spacery. Mąż mówił: powinnaś chodzić z wózkiem z małą na spacer. Szłam do Botanicznego w Zabrzu i wąchałam kwiaty albo sprawdzałam, co aktualnie kwitnie i jak  się nazywa. Nie byłam w stanie bezmyślnie spacerować. W "Dietach" piszą.o spacerach. Babcie, emeryci, kuracjusze, letnicy i czort wie kto jeszcze, chodzą na SPACERY.. Cały świat chodzi chyba na te spacery??? Jak zrobić, żeby wyjść z domu sama i się ruszać, bo  przecież chcę mieć tę cholerną kondycję do Tańca ale nie "spacerować", Broń Panie Boże?  I tutaj doszłam do Różańca! Jest to mój osobisty Patent. Wymyśliłam sobie, że obfotografuję komórką, dyskretnie, bez fleszu przez rok tyle Świątyń ile mam lat. Łączę strawę duchową z estetyczną, kulturową i fizyczną i...TO BYŁO DOBRE.... powiedziała PANI. W ramach mojego osobistego CAMINA, znalazł się i Kraków. Zrobiłam wczoraj pewnie i parę kilometrów, ale kompletnie nie interesowałam się SPACEREM. Idąc od Kościoła Bernardynów przy Wawelu, przez Kościoły na Grodzkiej, na Placu Wszystkich Świętych byłam i u Dominikanów i u Franciszkanów podziwiałam witraże Wyspiańskiego. Potem  obok cappuccino, boski smak, bez cukru w De Revolutionibus - Książki i Kawa. Kosztowało mnie to 60zł, bo do kawy wypatrzyłam "Księgę zapachów" Andrzeja Kozioła. Ważyła trochę ale obciążyłam ją już córcię .Potem tramwaj 13 na Stradom a tam przecudny, olbrzymi, stary, odnawiany, złocony Kościół Bożego Ciała  i żółte pierwsze czereśnie na brudno  w sklepiku, zamiast obiadu. Na drugiej stronie Kościół Augustynów Św.Katarzyny i mojej patronki Małgorzaty, Św.Rity od spraw beznadziejnych z modlitwą o moją utratę wagi i "Wisienka na Torcie", " Być w Krakowie i nie Być na Skałce,no wie Pani??? Kościół Św. Michała Archanioła pogromcy szatana-Smoka Mojego Apetytu, mam nadzieję i Św.Stanisława Biskupa- Męczennika, krypta poetów przede mną  Wody z siarkowodorem nie piłam. 

Mam cudowne 370 zdjęć do sortowania,przeżywania w długie zimowe wieczory, zajęło mi to 5 godzin i wypełniłam zalecenie SPACERU. Dzisiaj Andrychów..

12 czerwca 2014 , Komentarze (2)

Witaj Pamiętniczku.  Nie było mnie przez kilka dni dla Ciebie. 

Wybacz Kochany Pamiętniczku, ale moje dzieci mają Pierwsze Miejsce w moim sercu. Jestem w Krakowie u mojej najmłodszej Pociechy. Jechałam, szczęśliwie w dzień największego upału, przez cały czas w wspaniale klimatyzowanym autobusie linii Gdańsk - Kraków. Podziwiałam nasze wioski, pola, lasy, pełną wody Wisłęw Toruniu, męczyłam się w rozgrzebanej Łodzi, rzuciłam okiem na Częstochowę i przejechałam przez centrum Katowic w Budowie. Kto zna Katowice, ten pamięta ohydny Dworzec, zasikany i brudny, tragiczny Supersam, czy już mocno brudny Spodek. Zostały już po nich tylko wspomnienia. Zrobiłam sobie kilka fotek komórką z okna autobusu, jak mam w zwyczaju. Zwyczaj ten jest dobry, bo zdarza mi się zanotować początek jakieś budowy i potem mogę porównać go z efektem końcowym, np.Muzeum Solidarności przy Trzech Krzyżach, stadion Górnika w Zabrzu. Jechałam 12 godzin. W Krakowie Dworzec Autobusowy też w przebudowie, więc w Taxi i Prokocim. Osiedle zielone i dobrze zaopatrzone, OBI, TESCO, Kościoły, Szkoły, Przedszkola....BASEN 100m od córy. Wczoraj byłyśmy, nowy, czysty, woda przyjemnie ciepła a w jacuzzi wręcz gorąca. Córa mieszka, jak to młodzi, na 4-tym piętrze ( bez windy) i mam je już 3x zaliczone. Bohatersko. Jestem już 108kg i stateczna Pani, więc nie wbiegam na nie ze śpiewem na ustach. Miałam kiedyś taki tik, gdy wchodziłam do klatki schodowej,a mieszkaliśmy na 2-gim piętrze, nad nami był strych.

Wbiegałam po kilka schodów  i "śpiewałam" na całe gardło. Był to automat.Tak działała na mnie akustyka tej klatki. Musiałam śpiewać, czy to było rano, czy ciemnym zimowym popołudniem.

 Mama wtedy słyszała mnie i otwierała drzwi, bez domofonu i dzwonka. Hi,hi, nie było wtedy żadnych domofonów  a klucz Gerda, bardzo przyzwoity klucz leżał  pod plecioną, wybrzuszoną  od niego  wycieraczką. Wszyscy byliśmy tak biedni, że dla współczesnych dzieci to sytuacja nie do wyobrażenia. Ale byliśmy szczęśliwi. Pierogi z osobiście nazbieranymi borówkami, dzisiaj czarnymi jagodami z śmietaną i cukrem to dopiero był smak. Maślaki z jajkiem, podgrzybki ze śmietaną, kurki w occie, kapelusze polnych pieczarek z solą pieczone na blasze kuchennej węglowego pieca..... 

Myślałam na temat smaków i porównywałam smaki dzieciństwa z dzisiejszymi. Zielony słodki groszek łuskany prosto z łupiny, mleczne ziarna słonecznika, burak cukrowy, karpiel, pierwsze papierówki, maliny, poziomki, jeżyny  zbierane w lesie, pierwsze zielone gołąbki, czy tzw.stryjkowe, czytaj, kradzione czereśnie z drzew przydrożnych w drodze na Jawornicę. Jutro będę w Andrychowie. Rzucę okiem na Leskowiec, świadka moich zmagań z jazdą na nartach. Kolegi ojciec zakładał tam pierwszy wyciąg orczykowy. Popatrzę na Żar, Złotą Górkę z źródłem zgniłych jajek. Pańska góra kwitnąca sadem. Rzeka Dzieciństwa Nalepy w uszach a w domyśle Wieprzówka, Rzyczanka, Targaniczanka....? Z domu szłam w stroju kąpielowym do jej wody, brrr. Pierwszy raz po zimie, nam dzieciom, wolno było kąpać się w imieniny mojej Mamy Wandy. To już nie długo. Jutro pójdę do mojego Liceum, zobaczę na zdjęciu klasowym moją szkolną Miłość. Dzisiaj pewnie gdyby mnie zobaczył byłby w szoku. Ale to tylko powłoka. 

W środku dalej śpiewam swoją balladę, na schodach.

9 czerwca 2014 , Skomentuj

Dowód w załączeniu. Super pogoda, można było pływać na zewnątrz. Mam ślad  po zdjęciu stroju kąpielowego. Aqapark kameralny,  chociaż było mnóstwo ludzi.Ten w Rudzie Śląskiej, z  którego korzystałam dotychczas jest dużo większy i wyższy. Już wiem, jak tam dojechać i dojść i ma szansę na moje częste wizyty.:D

8 czerwca 2014 , Skomentuj

:D

Zasłużyłam uczciwie na nagrodę. Idę do Aqaparku z córką, zięciuniem i wnukami chłopakami. Przyjechali do Babci z Gliwic, Ja jeszcze w Trójmieście na basenie nie byłam. Upał wspaniały ale Bałtyk brrrrrrrr.  Popływam,popływam,popłynę....;)

Hura, hura,hip,hip, hura

2 czerwca 2014 , Skomentuj

I skorzystałam z oferty jakie PGE Arena zaproponowało dzieciom. Zrobiłam to w ramach ćwiczenia, trzy wyjścia na 1,5 godzinne spacery w tygodniu. Zaliczyłam, plac przed stadionem, wysokie schody, obejrzałam autobusy wystawione przez ZTM Gdańsk, konny tramwaj i tzw.Ogórki z mojej młodość. Niestety odmówiłam sobie skakania na trampolinach, zjeżdżania na Zamkach i co najważniejsze wszystkich poczęstunków, lodów, waty cukrowej, kiełbasek itp. łakoci z szybkiego jedzenia. Nie było to trudne, bo nigdy nie lubiłam i nie lubię, zapiekanek, hot dogów, burgerów itp. śmieci jedzeniowych. Może lody w dobrej Lodziarni, ciastko z kawą przy stoliku w Kawiarni i gotowaną kukurydzę na jakiejś wycieczce. Ta była udana, mogłam zobaczyć wnętrze sławnego bursztynu. Raczej jest to wnętrze młodego zielonego jabłka, może Papierówki ale cera nie źle w nim wygląda. Zdjęcie załączyłam do "Zdjęć Tryumfów". Super jest być Dzieckiem w każdym wieku, bo życie zaczyna się po 60-tce.

31 maja 2014 , Komentarze (2)

Pisanie pamiętnika ma bardzo wiele zalet. Praktycznie piszę go od Wszystkich Świętych, przedtem na papierze, do użytku wewnętrznego i go kontynuuję. Teraz ten, zalecany przez psychologa aby odhaczyć kwadracik "dla wszystkich" staje się pamiętnikiem do użytku zewnętrznego. Może to i dobrze, bo trzeba się liczyć z odpowiedzialnością za słowo i czytelników. Nie można siebie i innych dołować, trzeba mieć sukcesy a to codziennie przypomina w chwilach pokus i słabości, że przecież są tacy, którzy mi życzyli zwycięstwa. Przekonałam się już, że tam po drugiej stronie są życzliwe dusze, które komentują mój pamiętnik i jestem im Wszystkim bardzo za to wdzięczna. Też życzę im wszystkim sukcesów w walce z swoimi słabościami, małymi i wielkimi. Nie czytam na razie tych pamiętników i jak najmniej odpowiadam, bo jestem na etapie ograniczania sobie dostępu do kompa i próbuję wychodzić na zewnątrz na świat rzeczywisty. Robiąc bilans: dlaczego doprowadziłam się do takiego stanu, że podwoiłam masę, odkryłam jeden z elementów diagnozy przyczyny i był nim kompletny brak ruchu, wielotygodniowe siedzenie w domu, ograniczające się do komórki, telewizora, książki i kompa. Piszę o ptaszkach, kwiatkach, zapachach, smakach, wrażeniach dotykowych bo budzę świadomie moje wszystkie zmysły i przypominam sobie świat z przed.....gdy żyłam, pracowałam, kochałam, działałam, gdy byłam wrażliwa na muzykę, piękno, przyrodę, gdy haftowałam i tuliłam dzieci, gdy wspierałam pracowników i podwładnych, gdy byłam odpowiedzialna za wielu. Teraz po pseudo porażkach, bo czyż to moja porażka, że mąż okazał się wiarołomny, albo czy to jest porażka, że poszłam na zasłużoną wypracowaną przez siebie emeryturę, albo czy porażką było, że straciłam 2 razy pracę w tych nowoczesnych czasach, gdy nikt nie potrzebuje starej kobiety, inżyniera, gdy zachorowałam na raka, gdy zmarła mi babcia, dziadek, ciocia, przyjaciółka, mama. To było tylko życie. Najważniejsze, to przezwyciężyć swoje słabości i iść dalej i to zrobiłam. Gdy zastanawiałam się po co chcę być szczupła i zadawałam sobie te tysiące pytań co dnia, aby znaleźć motywację do dalszego życia, musiałam podsumować swoje życie. Było to życie bardzo dobre. Mam trzy wspaniałe córki, piękne, mądre, kochające i mnie i swoich partnerów, swoje dzieci i ojca, wykształcone, najmłodsza jeszcze studiuje. Mają mieszkania, są wolne od nałogów, bywają za granicą, czego mi brakowało. Miałam wtedy uczucie, że wszystko, absolutnie wszystko co miałam do zrobienia, zrobiłam i mogę odejść. I mocno muszę szukać tych powodów, aby dalej żyć tylko dla siebie. Mam ich coraz więcej, wiele z dawnych marzeń zaczęłam realizować i ćwiczę się w koncentracji na życiu. Pora kończyć, poranna toaleta przy ojcu mnie wzywa.Jutro też jest dzień. 

30 maja 2014 , Komentarze (2)

Jak zrobić aby Wilk-Mój Głód na Ulubione Potrawy został zabity, obdarty ze skóry, wypatroszony, poćwiartowany i zjedzony, a Owieczka-Wzór cnót czytaj: DIETA była zachowana przy życiu i wesoło brykała sobie po zielonych łąkach. No a JA, żebym była usatysfakcjonowana. Wczoraj udało mi się rozwiązać z absolutnym powodzeniem, tę kwadraturę koła.

Chodziła za mną KAPUSTA, chodziła za mną biała, młoda, śliczna, chrupiąca kapusta, chodziła za mną wspaniała, kolorowa, duszona, młoda kapustunia z mięskiem....mniam, mniam. A tu Pani Matka Dietetyczka nie dajom, oj nie dajom i trza było wezwać na ratunek Szachraja. Szachraj pokombinował, pokombinował i przestawił mi akcenty w Diecie i na obiad zjadłam moje ulubione Danie. To z czasów młodości, miłości, boskich przystojnych, głodnych, młodych Wilczków-studentów i socjalistycznej pomysłowości na przeżycie.

Zadanie jest z tych jak nakarmić 4 młodych, zdrowych ludzi mając kocher, duży garnek, mało pieniędzy, las dookoła, Jezioro Mokre i sklep w wiosce Zgon. Wtedy powstało Danie zwane przeze mnie nie wiedzieć dlaczego, Bigos Segetyński. W wersji socjalistyczno-leśnej to była smażona na margarynie: marchewka, cebula, pietruszka, por i puszka Gulaszu Angielskiego albo Konserwy Turystycznej, do której dolewało się "wiadro" wody, wrzucało zszatkowaną główkę białej kapusty i kilo młodych ziemniaków. Pieprz, papryka, liść laurowy i kminek. Buon apetit.

W wersji kobiety dojrzałej, mądrej, będącej na drodze do niewątpliwej urody, w przyszłości zwinnej, zgrabnej tańczącej leciutko na palcach w czerwonych szpilkach - walca..... trzeba było troszkę zmodyfikować.

A więc, rano zamiast masła cieniutko serek kozi, 1 kromka zamiast trzech sałatka z pół pomidora z zieloną cebulką, a dwa plasterki szyneczki i 2 łyżeczki masełka jak znalazł do bigosiku. Z obiadku porcja mięska do bigosiku a zamiast makaroniku, 2 ziemniaczki do tegoż. Idąc tym tropem ugotowałam sobie 2 duże michy o,5l każda na obiad i przekąskę w proporcjach 2/3 do 1/3. Podsmażyłam: białą  cebulę z zielonej cebulki, pół pęczka koperku, ząbek czosnku, pokrojone mięsko i szyneczkę z pieprzem, papryką słodką, papryką cayen, z liśćmi lubczyku, dodałam trochę wody, poszatkowanej kapusty, posoliłam, dusiłam chwilę, obrałam 2 ziemniaki i dodałam pokrojone w kostkę. Duszenie doprawienie i.....

Jedząc z miski znów byłam 49-kilową 22-latką siedzącą na wysokim, piaszczystym brzegu jeziora w krótkich spodenkach, dyndającą swobodnie chudymi nogami. Kocher parzył, aluminiowa łyżka nie mniej. Z tyłu słyszałam szum sosen, u stóp pluskały fale jeziora i szeleścił tatarak. Obok szczęśliwi bosko, przystojni trzej koledzy siorpali niemiłosiernie, pożerając z lubością moje dzieło. Ech.....

29 maja 2014 , Komentarze (2)

Jest dobrze, jest dobrze, jest bardzo dobrze, jest coraz lepiej, jest ŚWIETNIE!

Wczoraj odniosłam niebywały sukces, zwycięstwo nad swoim "domatorstwem". Było zimno, super wymówka aby nie opuszczać domowych pieleszy. Było wietrznie, to już drugi powód aby poleżeć na dowolnie wybranym boczku, a najlepiej na lewym, aby paluszek z prawej rączki mógł ze zdwojoną energią klikać w klawiaturę kompa. Cieplutki kocyk, mięciutka poduszeczka a najlepiej 5 poduszeczek wokoło i "żyć a nie umierać".

Zapisałam w swoich zobowiązaniach tygodniowych, że będę w tym tygodniu 3 razy na godzinnym spacerze. Normę miałam już wykonaną w 110% i bez okłamywania siebie mogłam oddać się swoim ulubionym zajęciom ruchowym: przewróć kartkę w książce, otwórz gazetę, wpisuj literki do krzyżówki, siądź na fotelu na kółkach przy internecie, przerzucaj kanały na pilocie telewizora, podnieś się i włóż płytę do odtwarzacza. To mniej więcej pełen zestaw moich codziennych ćwiczeń gimnastycznych.

I gdy już miałam zasiąść do mojego Pamiętniczka i rozpracowywać dylemat filozoficzny, dlaczego uważam, że straciłam kontrolę nad moim ciałem, a w konsekwencji i nad moim życiem, kto jest temu winien, jakie zdarzenia z głębokiego dzieciństwa miały na to wpływ, dlaczego płynęłam niesiona prądem zdarzeń........?

Za oknem lipy szalały. Cud, że wiatr nie zdarł z nich wszystkich liści....I? 

Wskoczyłam w spodnie, ubrałam sweter z kapturem jak młodzieżówka i wyszłam. Powierzyłam los przypadkowi. Który tramwaj przyjedzie pierwszy ten mnie ma. Tramwaj do Jelitkowa. OK. Morze było wspaniałe. Beżowe jak piach. Piach gładki bez zmarszczki, ono spienione jak piwo, liście zwinięte w tulejki, żywej duszy oprócz pracowników przygotowujących sklepiki do sezonu. Na deptaku kilku biegaczy, kilku rowerzystów i kilka starszych par z pieskiem. Nad wodą straszliwie wiało. wyszłam na ścieżkę, było dużo spokojniej, tylko dobrze słyszalny szum sztormu. Przeszłam 3 km do tramwaju w Brzeźnie, to 1,5 godziny mojego spaceru. Jabłko na II śniadanie. Załączę zdjęcie z mojego tryumfu. 

Jesteś Świetna i jeszcze będą z Ciebie Ludzie Małgosiu.!!!!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.