Siódemka z przodu zaginęła w akcji. Wydaje mi się, że ona w ogóle była bardzo niepewna, różne czynniki złozyły się na niemiarodajny pomiar. No i jeszcze zabalowałam w weekend, ale jak mówiłam, nie żaluję. To był reset, odreagowanie. Teraz tylko ją gonić. I tak fakt, że ją zobaczyłam, sprawia, że jestem cholernie szczęśliwa.
O dziwo Pan B. odezwał się do mnie. O dziwo, bo naprawdę byłam troszkę wcięta. :D W dodatku chyba naprawdę mu się spodobałam.. Tak szczerze, bez podtekstów jakichś. Od jakiegoś czasu spotykałam mężczyzn, którym chodziło tylko i wyłącznie o jedno. Najpierw pomyłka, czyli Pan K., którego poznałam w internecie i dał do zrozumienia, że nie warto się ze mną spotykać, bo do tej pory (dwa spotkania) tego nie zrobiliśmy. W międzyczasie był jeszcze Pan P., który dawał widoczne aluzje, ale nie chciałam być niegrzeczna, bo mamy wspólnych znajomych i po prostu na nie odpowiadałam, nie robiąc przy tym niezręcznych sytuacji. Jakiś czas temu zasugerował (po tym, kiedy napisał mi, że ma zły dzień, bo bolą go plecy, a ja napisałam, że mnie tez), że przydałby mi się masaż z erotycznymi klapsami. Żenada. Nawet nie odpisałam i nie odzywałam się już do niego, na szczęście również go nie widziałam i nie musiałam rozmawiać. Dzisiaj był u mnie w pracy i wypytywał naszego znajomego o mnie. Napisał do mnie później sms, że co tam u mnie, czemu się nie odzywam, że zrobiłam się cicha i trzeba mnie rozruszać i coś tam, że cicha za dnia a diablica w alkowie (wtf?!). A zaraz później sms o treści "jakiś seksik". Napisałam mu, że życzę mu miłego dnia. I koniec bycia grzeczną. Koniec utrzymywania z kimś znajomosci, bo głupio. Nie mam zamiaru nawet już z nim rozmawiać i udawać, że wszystko jest ok. Koniec trwania w znajomościah, które są męczące. Oczywiście i K. i P. uwazają, że jestem cnotką, która powinna korzystac z życia, ale gdzies mam takie korzystanie z zycia. Naprawdę, nie widzę się w tym. Szczególnie z nimi. Właśnie, to mnie trochę smieszy - faceci, którzy nie rozumieją, że kobieta nie tyle, co nie ma ochoty na seks, co nie ma ochoty właśnie z nimi.
No a Pan B. jest stosowny, żadnych aluzji. Taki delikatny. Napisał do mnie w niedzielę, odpisałam. I tak kilka smsów dziennie. Wczoraj spojrzałam na telefon. Zadzwonił do mnie. Troszkę się zestresowałam, bo tak naprawdę się nie znamy, poznałam go, kiedy nie mozna było powiedzieć, że jestem trzeźwa. Ale rozmawiało się miło. Jest inteligentny, bystry, bardzo zabawny. Taki z klasą. Żadnej niezręcznej ciszy, Fajne poczucie humoru. Zapytał się mnie, czy byłysmy z dziewczynami w klubie na łowach, a ja, że na łowach nie, ze przez moje studia i ich różne zawirowania długo nie miałysmy okazji, żeby się spotkać. I że do tej pory nie chodziłysmy po imprezach, ale ja i ta ładna blondynka (moja przyjaciółka) jesteśmy po długich związkach i postanowiłyśmy pół roku bycia singielkami uczcić, robiąc coś innego niż zwykle. Powiedział, że nie widział żadnej ładnej blondynki, za to widział piękną, naturalną dziewczynę o zniewalającym uśmiechu, która nazywała go angolem i cztery razy sprawdzała, czy zapisał w jej numer telefonu. Ooooo, słodkie, rozpłynęłam się. A, i że spodobało mu się to, że jestem taką normalną dziewczyną. Normalną? Facet mówi do mnie po polsku, a ja cały czas mam wrażenie, że po angielsku.Uroiło mi się, że jest Anglikiem.
Podejrzewam, ze nic z tego nie będzie. Zresztą chyba nawet bym nie chciała. Dobrze mi w tym momencie (w końcu!) samej. Już nie mam ciśnienia, żeby kogoś poznać. W końcu wiem, że tak czy siak miłość kiedys spotkam, ale nareszcie nie widzę w każdym facecie, który zwróci na mnie uwagę, potencjalnego kandydata na męża. Stałam się bardziej wymagająca. I nie chodzi mi o jakieś zbyt duże wymagania, ale wiem, że zasługuję na kogoś fajnego, kogoś normalnego. Mężczyzny w przypadku którego nie będę musiała już na początku szukać usprawiedliwien, przymykać oka na pewne zachowania. I już wiem na pewno, że nie mogłabym być z kims takim, jak mój były. I nawet gdyby chciał do mnie wrócić błagając na kolanach, to nie zrobiłabym tego. Nie tylko przez to, co mi zrobił, ale nie chciałabym być z kimś takim.
Miło kogoś poznać, nawet jeśli to chwilowa, niezobowiązująca znajomość. Dobrze jest zebrac jakieś nowe doświadczenie związane z facetem, a u mnie ich jak na lekarstwo. Jeden związek przez 6,5 roku. Weszłam w niego w wieku 17 lat. Przez ten czas nie miałam nawet możliwości poznać tego, co inne. Moje doświadczenia opierałam na podstawie jednego związku i jednego faceta. I cieszę się, że teraz mam możliwość poznać innych. To jest potrzebne. Chociażby po to, żeby wiedzieć, co lubię, co mi odpowiada, a co nie. I nie powiem, jest to bardzo miłe, kiedy wiesz, że komuś się podobasz. Ja nie jestem do tego przyzwyczajona. Naprawdę. I to nawet nie chodzi o to, ze byłam w związku. Ale z moją tuszą nie czułam się adorowana przez nikogo i tak naprawdę nie byłam adorowana. Pod tym względem mam przerwę w zyciorysie. I wiecie, co jeszcze jest fantastyczne? Że w tej chwili mam taką czystą kartę. Ludzie (nawet już nie tylko faceci) przestali we mnie widzieć grubaskę i nie patrzą przez pryzmat otyłości. Wiadomo, pewnie widzą, że nie mam figury xs, ale też na pewno nie widzą we mnie "tej grubej". Szczególnie, że w ubraniach wyglądam o wiele szczuplej. Nie widać wystającego brzucha. Mam wrażenie, że mężczyźni traktują mnie poważniej. Nie chcę mówić, że kiedyś nie byłam kobietą, bo byłam. Ale często uważano mnie za krejzolkę, za głupola, za kogoś kto nie umie być poważny. Dzisiaj słyszę, że jestem fajną kobietą z poczuciem humoru. Poczucie humoru u mnie się nie zmieniło, ale tak jak kiedyś, nieraz usłyszałam, czy to od kolegi, czy to od kogos nowo poznanego, że mam super poczucie humoru, ale nie mógłby byc z taką dziewczyną, bo jestem zbyt zwariowana, tak teraz słyszę, że ktoś chciałby być z dziewczyną taką jak ja, bo mam niesamowite poczucie humoru i na pewno by się ze mną nie nudził. Wyszło maslo maślane. Ale podejrzewam, że wiecie, co mam na mysli.
Następny wolny weekend dopiero 19-20 grudnia. I postanowiłam sobie, że będę dietę do tego czasu trzymać w stu procentach. Listopad mimo tego, że coś tam mi spadło był pełen słodyczy. Ja pozwalam sobie na słodycze od dłuższego już czasu, ale w listopadzie miałam znacznie częściej niż wcześniej na nie ochotę, a to zawsze jakoś ten proces odchudzania spowalnia. Oczywiście sięgałam po nie w granicach rozsądku, nie uznawałam dnia za stracony, bo zjadłam batona, o nie. Miesiąc bez żadnych wypadów i spotkań jest dla mnie taką motywacją. Do 15 kwietnia, czyli dnia, w którym mam osiągnąć 65 kg jest jeszcze dużo czasu i wiem, że schudnę 15 kg. Szybciej, czy wolniej, ale schudnę. Nawet powoli, ale do celu. Już nie mam ciśnienia na jak najszybsze spadki. Chcę konsekwentnie dążyć do celu.