Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Dobranoc

kobieta, 33 lat,

172 cm, 91.60 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Zrobię wszystko, by latem wyglądać i czuć się lepiej!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 marca 2016 , Komentarze (16)

Dzisiaj jakoś nie miałam chęci na Chodakowską. Nie miałam chęci gapić się w ekran i ćwiczyć, chciało mi się w dodatku bardzo spać, więc pomyślałam, że pójdę pobiegać. Nie wiem, czy oglądacie filmiki urodowe na yt, ja od czasu do czasu oglądam Szusz. Jej vlogi. Jakiś czas temu nagrała filmik, w którym mówiła o tym, że to nie jest tak, że zawsze chce jej się ćwiczyć. Że czasem zabiera się do tego cały dzień. Ale robi to, bo wie, jak cudownie się będzie czuła po. Wszystkie chyba znamy to uczucie, nawet jeśli idziemy ćwiczyć z "leniem" w sobie, to uczucie PO jest cudowne. Jedno jest pewne, niezależnie od nastawienia przed, żadna z nas nie będzie żałować, że zrobiła trening. Dlatego chociażby warto.(slonce)

Ja w ćwiczeniach jestem bardzo początkująca. OK- miałam zrywy, kiedy biegałam po kilka razy z taką ogromną motywacją i pewnością, że chcę, żeby to zamieniło się w nawyk. Ale wystarczył dzień przerwy, bo śnieg, bo impreza, bo coś- i odpuszczałam. Klasyczny przykład ze mnie, nie chce mi się tego robić, ale gdy już jestem po, to czuję się fantastycznie. Na rower wyjść już jesienią nie mogłam, po po powrocie z pracy było już ciemno, mniej zielono i tak nijako, a jazda dla samej jazdy mnie nie kręci, a trudno było mi się zebrać na regularność w robieniu czegoś innego. Jakoś z dietą szło mi, z ćwiczeniami w ogóle! Zawsze podziwiałam Was, kiedy czytałam Wasze plany treningowe, że ćwiczycie codziennie, że znacie się na tych wszystkich technikach, filmikach itd. (smiech) 

Marzę już o tym, by była wiosna. Żebym mogła sprowadzić od rodziców mój rowerek i fundować sobie codzienne przejażdżki. W ubiegłym roku przejeździłam tak kilka miesięcy. Od maja do września były może pojedyncze dni, kiedy nie byłam na rowerze. No i te, w których jakaś tam ulewa na to nie pozwalała. Na początku jeździłam w celu zabicia czasu (po rozstaniu nie umiałam siedzieć w domu i robiłam wszystko, by gdzieś wyjsć, nawet jeśli miałaby to być dwugodzinna jazda na rowerze, czy spacer). Później to pokochałam. Wiecie, wrócić z pracy, założyć wygodne ciuchy i słuchawki na uszy i jeździć, gdzieś nad jezioro, gdzieś do lasu. Czekam na to, czekam! I pomyśleć, że dzieli mnie od tego może jakieś 1,5 miesiąca? :D

Siedzę sobie i tu piszę, a w zasięgu mojego wzroku na kanapie rozłożył się brat, który właśnie je którąś z rzędu bułeczkę słodką. Kurczę, jak dobrze, że mój kryzys słodyczowy poszedł w siną dal, bo pewnie nie odmówiłabym ich sobie.

2 marca 2016 , Komentarze (30)

Dzisiaj wpadły mi w ręce moje stare spodnie. Myślę sobie, aaa, zrobię coś szalonego i wejdę w jedną nogawkę (taaaak, szczyt szaleństwa..(smiech)). I kurczę... Weszłam, cholera... Z jednej strony duma, z drugiej - przerażenie. Bo te spodnie były dla mnie dobre, a nawet dość opięte, jeszcze rok temu.

Mogę w końcu powiedzieć, że zimowe słabości za mną. Naprawdę okres jesienno-zimowy był dla mnie dość trudny. Mimo, że wcześniej nie jadłam słodyczy, to teraz miałam na nie straszną ochotę. W dużych ilościach. Kurczę, naprawdę, były dni, że żarłam jak świnka i byłam ciągle niedojedzona! Nie przytylam, jednak nie mogłam się zebrać, by znów chudnąć. Postanawiałam sobie, dobra, koniec dziewczyno, jedziesz dalej. Ale jakoś nie umiałam. A jednocześnie utrzymywanie wagi średnio mnie satysfakcjonowało. I tak po prostu zdałam sobie sprawę, że niepotrzebnie skupiam się na tym ile przeszłam i to mi jakoś nie pomaga. Wiecie, nie działa motywująco. Może faktycznie troszkę osiadłam na laurach? A może mój obecny wygląd, chociaż nie jest jeszcze idealny, bo dużo mi brakuje, różni się na tyle od tego sprzed roku, że już tak nie cisnę? Że aż tak się nie staram? Bo wydaje mi się, że już może być, już mój widok nie jest rażący? I powiedziałam sobie: to co było, to było, fajnie, że schudłam. Ale liczy się tu i teraz. A tu i teraz wygląda tak, że nie jestem zadowolona ze swojego wyglądu. Bo ja nadal mam nadwagę i nie wyglądam tak, jak chcę wyglądać. Jestem szczęśliwa i jestem zadowolona, bo zmieniłam swoje życie i naprawdę dużo schudłam. I porównując swoje nowe zdjęcia do tych, które mam z okresu 122 kg jestem niesamowicie szczęśliwa, ale jak patrzę obiektywnie na siebie i te nowe zdjęcia, to do zadowolenia wiele mi brakuje. Liczy się więc to, jak wyglądam teraz. I wiecie co? Pomogło! To był taki moment olśnienia, to przyszło do głowy tak nagle, a pomogło! Zdałam sobie po prostu sprawę, że muszę skupić się na tym, co przede mną, a nie co już za mną.  Niby takie proste, niby takie logiczne, a musiałam sobie to uświadomić. Nie trzęsą mi się już łapki, jak widzę czekoladowe coś. :D Znowu mi się chce iść do przodu, a nie stać w miejscu. Z jednego się cieszę - nawet jak na chwile odpuszczam, to nie tyję. I już normalnym jest, że nawet jeśli wieczorem zalegnę przed wieczorem z ciastkiem, to na drugi dzień po prostu jestem na diecie. Tylko okazuje się, że niestety, zbyt częste pozwalanie sobie na to i owo nie pozwala schudnąć. Okazyjnie - ok - ale zbyt częste po prostu nie działa. I pomogła mi jeszcze ocena mojego brata. Mój brat jest w ogóle super i zawsze mogę liczyć na jego szczerą opinię. Jak chudnę, to mówi, że schudłam, jak przytyję, to mówi, że przytyłam. I to takie niewymuszone, po prostu jak coś zauważy, to szczerze mi mówi. I stwierdził ostatnio, że wiadomo, różnica podlug tego co było jest ogromna, ALE nadal nie oceniłby mnie jako szczupłą dziewczynę. Nie ma co się boczyć, chłopak ma rację, obiektywnie patrząc, to ja ani szczupła, ani wysportowana.

Dzisiaj mój drugi dzien z Ewą Chodakowską. No i jednak te lata bez angażowania wszystkich mięśni są odczuwalne. Ruchy dość niezgrabne. Podczas gdy Chodakowska rusza się jak młoda sarenka przy strumyku, ja albo się gibam na boki, albo wyglądam jak kloc! Ale, ale, początki zawsze są trudne. Zresztą byłam na to przygotowana, moje przyjaciółki ćwiczą z Ewą od jakiegoś czasu i znam relacje z ich pierwszych razów. Wyglądały one dość podobnie. Z biegania wracam zasapana, tutaj nie sapię, ale czuję, że te mięśnie naprawdę angażują się przy ćwiczeniach. I chociaż nie jest to łatwe, to satysfakcjonujące.

W końcu dorobiłam się laptopa! I mam możliwość przesiadywania na Vitalii. :D

17 lutego 2016 , Komentarze (23)

Na dworze dzisiaj mróz, ale to nie zmienia faktu, że wiosna zbliża się ogrooomnymi krokami. Już  bliżej, niż dalej, Dziewczęta.(slonce)

15 kwietnia minie dokładnie rok, odkąd jestem na diecie. Kiedy to sobie uzmysłowiłam, uznałam, że koniec ociągania się (od połowy grudnia moja waga stoi przez pobłażanie sobie!) i działam dalej.Chciałabym ten rok zamknąć spektakularnym sukcesem. Jeszcze nie czuję, że jestem w stu procentach gotowa do wiosny.:p A zostało niewiele, więc warto wziąć zadek w obroty. I tak trzymam się zasad, nie ma w moim menu słodyczy a i.. zaczęłam biegać. Oby nie chwilowo...(smiech) Ja tak mam już z ćwiczeniami, dwa dni polatam i koniec. Jejku, już nie mogę doczekać się pierwszych ciepłych dni, wyjścia na spacer w balerinkach, bez kurtki.. Mojego rowerku..  To chyba pierwsza wiosna w moim życiu, której się nie boję.

A jak tam Wasze przygotowania do wiosny? Wiem, wiem, człowiek nie powinien odchudzać się czy to na wiosnę, czy to na Sylwestra, ale przyznajcie, zbliżający się kwiecień działa dość motywująco (a zawsze działał na mnie przerażającooo).

I dziękuję Wam za wszystkie miłe słowa, jesteście niesamowite. Sama w ubraniu czuję się dość dobrze, ale bez.. Nie to, że jakaś porażka, czy coś, ale jest jeszcze sporo pracy nade mną. Nie narzekam- bo mam przed sobą obraz "starej siebie". Może inaczej - nie jest źle, ale może być dużo lepiej.

Aj, no i dostałam swój własny etat, nie jestem już na zastępstwie.(puchar)

8 lutego 2016 , Komentarze (135)

Cześć Dziewczynki. Daleko mi było tutaj, oj daleko.. Złożyła się na to praca (zapieprz totalny, nawet nie ma jak wejść na neta!(szloch)), sesja, problemy z internetem w domu, itd. Nie, nie zarzuciłam diety. Natomiast w grudniu i styczniu niestety często pojawiały się u mnie slodycze, przez co nie chudnę, ale utrzymuję wagę. No cóż, zima ma takie uroki już. Natomiast nie wypominam tego sobie, jestem na takim etapie, że ten zastój jakoś mnie nie gnębi. Co więcej, takie ustabilizowanie wagi chyba dobrze mi zrobiło. Przynajmniej tak się przed sobą samą tłumaczę.:D Ale wróciłam już na dobre tory, wiosna tuż tuż, a mi tak niewiele zostało do schudnięcia.

A co u mnie.. Powiem Wam tak, kończę z randkami.. Kończę! Wyobraźcie sobie, że spotkałam się z Panem B. I wyobraźcie sobie, że spotkanie było magicznie - naprawdę bardzo  mi się spodobał, bardzo. Pod każdym względem. I naprawdę wszystko wskazywało na to, że to nie będzie ostatnie spotkanie. Chyba pierwszy raz wróciłam po jakiejkolwiek randce tak rozanielona do domu. I mieliśmy się spotkać, ale on wysłał mi sms, że przeprasza, ale on szuka czegoś "bardziej realnego". Miałam doła, przyznaję. Byłam zawiedziona, bo on bardzo, ale to bardzo mi się spodobał. I nawet zaczęłam mysleć, że może to ze mną jest coś nie tak. Ale śmierdziało mi to strasznie. Nic mi nie pasowalo. Gdybym mu się nie podobała, zachowywałby się w stosunku do mnie zupelnie inaczej. I co? I okazało się, że Pan B. jest chory. Na amnezję.. Zapomniał jakoś mi wspomnieć, że ma zonę, dwie córki. Aaaa.. I nie ma 32 lat, tylko 38. I nie powiedział mi tego sam, o nie. Na szczęście jestem dobrym detektywem i znalazłam to wszystko w internecie. Fakt po fakcie.. Wpisałam jego numer telefonu w google, w koncu poznałam jego nazwisko. Okazało się, że ma fb, chociaz utrzymywał, że nie. A później poszło, fb żony, jej zdjęcia, fb córki, zdjęcia rodzinne nad morzem. Ma szczęście facet, że tak szybko to zakończył.. No i koniec z randkami! Koniec! Za dużo tego było ostatnio, a każda kolejna po czasie okazuje się niewypałem. Ale co człowiek przeżył, to jego. Zawsze to jakieś tam doświadczenie.. Dzisiaj w sumie już z tego się śmieję, chociaż było mi naprawdę przykro. Koleś ma tupet.. A wydawał się być taki normalny, taki ogarnięty.

Mam jeszcze zdjęcie na koniec. To jest to, o czym pisałam kilka razy. W ubraniu nie jest najgorzej. Ale na plażę jeszcze bezstresowo bym nie wyszla.

Dzisiaj:

Kilka miesięcy temu:

23 grudnia 2015 , Komentarze (44)

Cześć Dziewczynki. Nie było mnie tutaj ostatnio, oj nie było. 

Waga w grudniu raczej stoi w miejscu, cieżko się odchudzać, co chwila coś! A to jakaś imprezka, a to wigilia pracownicza. Aż nie chcę myśleć, jak to będzie wyglądać w święta.(tort)(szaszlyk)(ciasteczka):D

W ogóle grudzień to taki miesiąc, kiedy mam wiekszy niż wcześniej apetyt. Też tak macie? Może to też kwestia pogody, dni są teraz najkrótsze (chyba już teraz będą powolutku się wydłużać) i wszystko sprzyja siedzeniu w domu i jedzeniu pyszności. Dlatego nie mogę doczekać się początku stycznia, wielkie odliczanie do wiosny.(tecza)

Słuchajcie, poznałam kogoś. :D I to w ... internecie...(strach) Spotkaliśmy się dwa razy. Najpierw zaprosił mnie do kina. Listy do M 2. To było w sobotę. Do założenia konta na badoo namówił mnie mój brat. Fakt, byłam tam kilka razy, po czym usuwałam konto.  I napisał do mnie on. Stwierdziłam, a co mi szkodzi, szczególnie, że wydawał się być bardzo normalny. A co było dla mnie bardzo ważne nie nawiązywał do seksu w jednej z pierwszych wiadomości. No więc co? Wyszykowałam się jak najlepiej mogłam i ruszyłam na podbój świata.:D Było naprawdę sympatycznie. Ujęło mnie to, że jest normalnym chłopakiem. Takim skromnym, spokojnym. Nie taki fifa rafa, wszystkie laski moje.

Wczoraj zaprosił mnie do siebie. Pojechałam po pracy. Oczywiście jak to ja, myłam jeszcze w pracowniczym kiblu zęby i malowałam paznokcie przy biurku. :D I było równie fajnie. Mieszka z rodzicami więc stwierdziłam, że to chyba coś tam znaczy, skoro nie wstydziłby się, gdyby ktoś mnie zobaczył. Zrobił na mój przyjazd spaghetti, parówki w cieście.. Słodkie. :D Nie jestem przyzwyczajona, że ktoś dla mnie robi herbatę, a co tu dopiero jedzenie. Tylko.. cholera jasna, nie pocałował mnie jeszcze, grrrr. Przecież pierwsza go nie pocałuję!:D Z drugiej jednak strony to takie urocze, że idzie powoli, tak jak chyba powinno być. Wiem, że mu się podobam, bo nie proponowałby kolejnych spotkań i nie miałby mnie w różnych swoich planach, ale tak bardzo bym chciała, żeby w końcu mnie pocałował! Aaaaaaaaaa!:<:D I powiem Wam, że nie myślę już o tym, czy coś z tego wyjdzie, czy nie. Cieszę się po prostu chwilą i tym, że coś tam w moim życiu znowu się zadziało. No i w końcu facet, który naprawdę nie robi aluzji seksualnych i jest ciekawy mnie, tego, czego mam do powiedzenia, który nie mówi tylko o sobie, a gdy ja coś w międzyczasie wtrącę, to nawet tego nie skomentuje.

Dziewczynki, życzę Wam Wesołych Świąt! Nie gońcie tak za kotleciorami i sernikami i porządkami, cieszcie się! <3 A kaloriami aż tak się nie przejmujmy, to w końcu tylko 3 dni, a człowiek tylko męczy się, gdy odchudza w święta.. :D

10 grudnia 2015 , Komentarze (46)

Dziewczyny, mam pracę! (puchar) Praca w urzędzie w którym przez ostatnie 8 miesięcy byłam na stażu, związana z kierunkiem studiów, na ktorym obecnie jestem. Wygrałam nabór, okazałam się być najlepsza zarówno na teście (jako jedyna zdobyłam maksymalną liczbę punktów), jak i na rozmowie.  A konkurencja była duża, bo ze mną startowało aż 16 osób, a tylko 3 nie zdały testu. Jak cudownie!!!!! Wszystko mi się ułożyło... Chociaż kilka miesięcy temu nic na to nie wskazywało. Aj, chciałabym zobaczyć minę H., na wieść o tym, że mam tę pracę. O ile już za nim nie tęsknię, to słowa "Byłem z Tobą, bo bałem się, że sobie nie poradzisz w życiu"  zapamiętam na długo. A dałam radę. I z dietą, i z życiem i z pracą. I już nawet nie jemu, ale sobie udowodniłam, że jestem dzielną babką. :D On swoją zdradą i zerwaniem wyrządził mi ogromną przysługę, ale zobaczyłam to dopiero po czasie.

Muszę napisać o strasznie miłej sytuacji, która spotkała mnie w sobotę na zjeździe na uczelni.(dziewczyna) Otóż..  Siedziałam przy stoliku z koleżankami czekając na seminarium i rozmawiając o jakichś głupotach. Obok nas przechodziła grupka osób, a wśród nich naprawdę przystojny chłopak. I wszystko pewnie byłoby nawet nie to, że miłe, ale bardzo zwyczajne, gdyby nie to, że ów chłopak wpatrywał się we mnie. O wow, we mnie!(smiech) I nie, on się nie spojrzał, nie zerknął, ale tak się wpatrywał idąc! Jedna z koleżanek powiedziała: "Zatrzymał na tobie wzrok." Czyli mi się nie wydawało.:D

Zostało 10 minut do seminarium, więc postanowiłam wyskoczyć na fajkę. Tak, wiem, brzydki nałóg. Do tej pory nie paliłam na uczelni, bo nie kupowałam papierosów. Paliłam za to elektryka. No ale wtedy akurat miałam fajki, więc pierwszy raz poszłam zapalic i... spotkałam tam tego chłopaka. 8)Chociaż jestem osobą dość śmiałą i przebojową, to czułam się zawstydzona, bo on ciągle patrzył się na mnie. Widziałam kątem oka, jak cały czas się odwraca. 

Po seminarium również wyszłam zapalić. To były moje ostatnie zajęcia. Wiedziałam, że i tak muszę chwilę poczekac na busa, więc nie zależało mi aż tak bardzo na czasie. I.. znowu go spotkałam.(dziewczyna) I odwracał się, i patrzył się. Stałam między drzwiami wejściowymi, a koszem na śmieci z miejscem na niedopałki. On sukcesywnie zbliźał się w moim kierunku. I teraz przechodzę do kluczowej sceny!:D Koszy z miejscami na pety było tam dobrych kilka, sam zresztą ze znajomymi przy takim stał. Nagle... podszedł do kosza, obok którego stałam, odgasił papierosa, stanąl naprzeciw mnie, i trzymając klamkę od drzwi, spojrzał się na mnie i tak szeroko usmiechnąl.(zakochany) Uśmichnęłam się, ale byłam tak zawstydzona tą sytuacją, że nawet nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy! I już nie wspomnę o tym, że kiedy wszedł do budynku, to prawie wywróciłam kosz!(smiech)

Jezu, jakie to wszystko było miłe. Jaram się jak gimnazjalistka, ale to było takie urocze, takie niewinne. Nigdy chyba nikt nie podrywał mnie w tak subtelny, delikatny sposób.. Ciekawe czy będzie pojutrze na uczelni? (dziewczyna)

A wieczorem w sobotę wybywam z przyjaciółkami. Najpierw jakiś bar, pozniej idziemy gdzies potanczyc. Ostatnio widziałysmy się w weekend miesiąc temu. Od tamtej pory jestem lżejsza o kolejne 4 kg!(puchar)

2 grudnia 2015 , Komentarze (96)

Trochę mnie tu nie było, ale trzymam się dzielnie.

Mam za sobą test i rozmowę kwalifikacyjną, teraz czekam na telefon. Ale wszystko wskazuje na to, że moje wielkie marzenie się spełni.. :D Ostatni czas był właśnie przez to intensywny, stąd moja nieobecność. No i utrudniony dostęp do internetu.

Na odstresowanie po rozmowie, poszłam do centrum handlowego. Kupiłam sobie trochę fajnych ciuszków. Nic tak nie poprawia humoru, jak zakupy, szczególnie wtedy, gdy w końcu po tak długim czasie można kupić ubrania zupełnie, ale to zupełnie bezproblemowo! :D

Jeśli chodzi o górę garderoby i sukienki, mogę smiało kupować rozmiar 40 lub 42. Kiedyś było to 48, w najlepszym przypadku 46.

Spodnie za to kupiłam w rozmiarze 44. Moje stare to... 52...

Cyknęłam sobie nawet głupie zdjęcie w rajtach w przymierzalni, a co :D Apetyt rosnie w miarę jedzenia, więc kiedy tak patrzę na swoje ręce, a szczególnie dłonie, to nadal są grubaśne. No ale kurczę, wszystko stopniowo. Kiedyś przy mojej obecnej wadze miałam drobniejszą górę i masywniejszy dół, teraz jest odwrotnie. A i koszula nie za bardzo mnie wyszczupla. :D

Przypomniałam sobie, jak to było wejść do przymierzalni kilka miesięcy temu, z wagą 122 kg. Widok był przerażający... Teraz zobaczyłam się w pełnej okazałości i nie mogłam się napatrzeć. Przede mną jeszcze daleka droga. I wiem, że lustra w H&M jakoś wyszczuplają, ale gdzieś podział się wielki, obwisly brzuch. Podziały się gdzieś napompowane uda...

I ten widok:

Już w niczym nie przypomina tego (kiedy palcami u stóp nie mogłam dotkąć podłogi..)

Jaki ten:

Tego:

Jest jeszcze dużo do zrobienia, ale to najprzyjemniejsza część tej całej drogi.

19 listopada 2015 , Komentarze (21)

Siódemka z przodu zaginęła w akcji. Wydaje mi się, że ona w ogóle była bardzo niepewna, różne czynniki złozyły się na niemiarodajny pomiar. No i jeszcze zabalowałam w weekend, ale jak mówiłam, nie żaluję. To był reset, odreagowanie. Teraz tylko ją gonić.8) I tak fakt, że ją zobaczyłam, sprawia, że jestem cholernie szczęśliwa.(puchar)

O dziwo Pan B. odezwał się do mnie. O dziwo, bo naprawdę byłam troszkę wcięta. :D W dodatku chyba naprawdę mu się spodobałam.. Tak szczerze, bez podtekstów jakichś. Od jakiegoś czasu spotykałam mężczyzn, którym chodziło tylko i wyłącznie o jedno. Najpierw pomyłka, czyli Pan K., którego poznałam w internecie i dał do zrozumienia, że nie warto się ze mną spotykać, bo do tej pory (dwa spotkania) tego nie zrobiliśmy. W międzyczasie był jeszcze Pan P., który dawał widoczne aluzje, ale nie chciałam być niegrzeczna, bo mamy wspólnych znajomych i po prostu na nie odpowiadałam, nie robiąc przy tym  niezręcznych sytuacji. Jakiś czas temu zasugerował (po tym, kiedy napisał mi, że ma zły dzień, bo bolą go plecy, a ja napisałam, że mnie tez), że przydałby mi się masaż z erotycznymi klapsami.(strach) Żenada. Nawet nie odpisałam i nie odzywałam się już do niego, na szczęście również go nie widziałam i nie musiałam rozmawiać. Dzisiaj był u mnie w pracy i wypytywał naszego znajomego o mnie. Napisał do mnie później sms, że co tam u mnie, czemu się nie odzywam, że zrobiłam się cicha i trzeba mnie rozruszać i coś tam, że cicha za dnia a diablica w alkowie (wtf?!). A zaraz później sms o treści "jakiś seksik". Napisałam mu, że życzę mu miłego dnia. I koniec bycia grzeczną. Koniec utrzymywania z kimś znajomosci, bo głupio. Nie mam zamiaru nawet już z nim rozmawiać i udawać, że wszystko jest ok. Koniec trwania w znajomościah, które są męczące. Oczywiście i K. i P. uwazają, że jestem cnotką, która powinna korzystac z życia, ale gdzies mam takie korzystanie z zycia. Naprawdę, nie widzę się w tym. Szczególnie z nimi. Właśnie, to mnie trochę smieszy - faceci, którzy nie rozumieją, że kobieta nie tyle, co nie ma ochoty na seks, co nie ma ochoty właśnie z nimi.

No a Pan B. jest stosowny, żadnych aluzji. Taki delikatny. Napisał do mnie w niedzielę, odpisałam. I tak kilka smsów dziennie. Wczoraj spojrzałam na telefon. Zadzwonił do mnie. Troszkę się zestresowałam, bo tak naprawdę się nie znamy, poznałam go, kiedy nie mozna było powiedzieć, że jestem trzeźwa. :DAle rozmawiało się miło. Jest inteligentny, bystry, bardzo zabawny. Taki z klasą. Żadnej niezręcznej ciszy, Fajne poczucie humoru. Zapytał się mnie, czy byłysmy z dziewczynami w klubie na łowach, a ja, że na łowach nie, ze przez moje studia i ich różne zawirowania długo nie miałysmy okazji, żeby się spotkać. I że do tej pory nie chodziłysmy po imprezach, ale ja i ta ładna blondynka (moja przyjaciółka) jesteśmy po długich związkach i postanowiłyśmy pół roku bycia singielkami uczcić, robiąc coś innego niż zwykle. Powiedział, że nie widział żadnej ładnej blondynki, za to widział piękną, naturalną dziewczynę o zniewalającym uśmiechu, która nazywała go angolem i cztery razy sprawdzała, czy zapisał w jej numer telefonu. Ooooo, słodkie, rozpłynęłam się.(dziewczyna) A, i że spodobało mu się to, że jestem taką normalną dziewczyną. Normalną? Facet mówi do mnie po polsku, a ja cały czas mam wrażenie, że po angielsku.:DUroiło mi się, że jest Anglikiem.

Podejrzewam, ze nic z tego nie będzie. Zresztą chyba nawet bym nie chciała. Dobrze mi w tym momencie (w końcu!) samej. Już nie mam ciśnienia, żeby kogoś poznać. W końcu wiem, że tak czy siak miłość kiedys spotkam, ale nareszcie nie widzę w każdym facecie, który zwróci na mnie uwagę, potencjalnego kandydata na męża. Stałam się bardziej wymagająca. I nie chodzi mi o jakieś zbyt duże wymagania, ale wiem, że zasługuję na kogoś fajnego, kogoś normalnego. Mężczyzny w przypadku którego nie będę musiała już na początku szukać usprawiedliwien, przymykać oka na pewne zachowania. I już wiem na pewno, że nie mogłabym być z kims takim, jak mój były. I nawet gdyby chciał do mnie wrócić błagając na kolanach, to nie zrobiłabym tego. Nie tylko przez to, co mi zrobił, ale nie chciałabym być z kimś takim. 

Miło kogoś poznać, nawet jeśli to chwilowa, niezobowiązująca znajomość. Dobrze jest zebrac jakieś nowe doświadczenie związane z facetem, a u mnie ich jak na lekarstwo. Jeden związek przez 6,5 roku. Weszłam w niego w wieku 17 lat. Przez ten czas nie miałam nawet możliwości poznać tego, co inne. Moje doświadczenia opierałam na podstawie jednego związku i jednego faceta. I cieszę się, że teraz mam możliwość poznać innych. To jest potrzebne. Chociażby po to, żeby wiedzieć, co lubię, co mi odpowiada, a co nie. I nie powiem, jest to bardzo miłe, kiedy wiesz, że komuś się podobasz.  Ja nie jestem do tego przyzwyczajona. Naprawdę. I to nawet nie chodzi o to, ze byłam w związku. Ale z moją tuszą nie czułam się adorowana przez nikogo i tak naprawdę nie byłam adorowana. Pod tym względem mam przerwę w zyciorysie. I wiecie, co jeszcze jest fantastyczne? Że w tej chwili mam taką czystą kartę.  Ludzie (nawet już nie tylko faceci) przestali we mnie widzieć grubaskę i nie patrzą przez pryzmat otyłości. Wiadomo, pewnie widzą, że nie mam figury xs, ale też na pewno nie widzą we mnie "tej grubej". Szczególnie, że w ubraniach wyglądam o wiele szczuplej. Nie widać wystającego brzucha. Mam wrażenie, że mężczyźni traktują mnie poważniej. Nie chcę mówić, że kiedyś nie byłam kobietą, bo byłam. Ale często uważano mnie za krejzolkę, za głupola, za kogoś kto nie umie być poważny. Dzisiaj słyszę, że jestem fajną kobietą z poczuciem humoru. Poczucie humoru u mnie się nie zmieniło, ale tak jak kiedyś, nieraz usłyszałam, czy to od kolegi, czy to od kogos nowo poznanego, że mam super poczucie humoru, ale nie mógłby byc z taką dziewczyną, bo jestem zbyt zwariowana, tak teraz słyszę, że ktoś chciałby być z dziewczyną taką jak ja, bo mam niesamowite poczucie humoru i na pewno by się ze mną nie nudził. Wyszło maslo maślane. Ale podejrzewam, że wiecie, co mam na mysli. 

Następny wolny weekend dopiero 19-20 grudnia. I postanowiłam sobie, że będę dietę do tego czasu trzymać w stu procentach. Listopad mimo tego, że coś tam mi spadło był pełen słodyczy. Ja pozwalam sobie na słodycze od dłuższego już czasu, ale w listopadzie miałam znacznie częściej niż wcześniej na nie ochotę, a to zawsze jakoś ten proces odchudzania spowalnia. Oczywiście sięgałam po nie w granicach rozsądku, nie uznawałam dnia za stracony, bo zjadłam batona, o nie. Miesiąc bez żadnych wypadów i spotkań jest dla mnie taką motywacją. Do 15 kwietnia, czyli dnia, w którym mam osiągnąć 65 kg jest jeszcze dużo czasu i wiem, że schudnę 15 kg. Szybciej, czy wolniej, ale schudnę. Nawet powoli, ale do celu. Już nie mam ciśnienia na jak najszybsze spadki.  Chcę konsekwentnie dążyć do celu.

15 listopada 2015 , Komentarze (32)

 Wczoraj waga pokazała.. 79,5 kg. Jest siedem z przodu!!!8)

Nie zmieniam natomiast wagi na pasku, bo na imprezie nie odmawiałam sobie niczego, szczególnie napojów wyskokowych. Pod tym względem stałam się bardziej ekonomiczna, mam mniejsze mozliwości. :D Kiedyś mogłam wlewać siebie wszystko i się trzymałam, a teraz mogę pozwolic sobie na znacznie mniejsze ilości.

To fantastyczne uczucie, gdy idzie się na imprezę z nastawieniem "wyglądam i czuję się dobrze", a nie "cokolwiek bym na siebie nie włożyła i tak wyglądam koszmarnie". Zrobiłam makijaż, założyłam kieckę i poleciałam. Po drodze do dziewczyn weszłam do sklepu, żeby kupić coś do picia. Kiedyś robiłam tam zakupy codziennie, kiedy mieszkałam jeszcze z H. Od tamtej pory byłam tam drugi raz. Kiedy wchodziłam, zobaczyłam znajomą ekspedientkę przy warzywach. Spojrzała na mnie, powiedziałam "dzień dobry" i ona mi odpowiedziała. Ale była zdezorientowana, tak jakby nie wiedziała, co się dzieje. Później do mnie podeszła i powiedziała, że nie wie co powiedzieć, że jest w totalnym szoku, że wyglądam jak zupełnie inna osoba. Że pięknie wyglądam, że poznała mnie tylko po głosie. Kilka razy powiedziała, że jest w szoku i nie ma na to słów i serdecznie mi gratulowała. Było mi cholernie miło. Powiedziałam, że bardzo jej dziękuję, bo nawet nie zdaje sobie sprawy, jak takie słowa motywują do działania. Później pyta się drugiej ekspedientki, czy mnie poznała. I mówi, że "Pani przychodziła do nas zawsze na zakupy". Ta druga patrzy i mówi " O Boże, to pani!" Również nie mogła uwierzyć, że tak się zmieniłam. Powiedziała, że zawsze wydawało jej sie, że jestem w ciąży, że przeszłam ogromną przemianę. Naładowana pozytywną energią poszłam na spotkanie z jeszcze lepszym humorem. :D

Dziewczyny były również w szoku (szok jest generalnie sponsorem tej notki :D )

Nazwały mnie chudzinką, powiedziały, że wyglądam pięknie, że w ogóle gdzie się podział ten tłuszcz. Kurcze, jakie to miłe było! Pojadłyśmy, pogadałyśmy i popiłysmy w domu i ruszyłyśmy do klubu.

Bylo super, bardzo dobrze się czułam. Miłe bylo to, że miałam branie. :D(zakochany) W końcu, po tylu latach, doczekałam się. :D  Usłyszałam nawet, że mam ładny uśmiech i poproszono mnie o numer. Szał ciał. :D Dałam, a co. :D Zresztą, z tym Panem B. tańczyło i rozmawialo mi się bardzo dobrze. Jest trenerem personalnym, uuu. :D Wytańczyłam się przez całą noc. To takie motywujące, być uważaną za atrakcyjną. :D 

Jedyne zdjęcie jakie mam, to takie, na którym też mało widać, dlatego postarałam się wyostrzyć. No i.. rozporek tego pana zniekształca mnie..(strach) Hahaha. :D No i nie rozumiem, czemu on trzyma moją parasolkę, ale mniejsza z tym. :D

Było naprawdę fantastycznie. A teraz aż do świąt zjazdy tydzień w tydzień. No nic, odbiję sobie w Sylwestra.:)

Nawet nie chce mysleć, ile jutro pokaże waga, ale... nie żałuję wcale! Kurczę, jestem tylko człowiekiem, nie zamierzam się męczyć na imprezie, chcę korzystać. Poza tym mimo tego, że podczas takich spotkań niczego sobie nie odmawiam, to i tak chudnę, bo następnego dnia już wracam na właściwe tory.

12 listopada 2015 , Komentarze (33)

Jeszcze przedwczoraj pisałam tutaj, że wyczekuję zera po ósemce, a dzisiaj rano je zobaczyłam. Waga pokazała 80,4 kg. Teraz już tylko chwila dzieli mnie od 7 z przodu. Od zupełnie innej rzeczywistości, od wejścia w inny wymiar. :p Ostatni raz wagę z siódemką na przodzie widziałam w czerwcu 2009 roku. Od tamtej pory zaczęłam tyć. Ale co było, a nie jest... to same wiecie! Niech liczy się to, co tu i teraz! Zaraz będzie 7 z przodu, jeeeeeeeeej!(balon)(tecza)(gwiazdy)(prezent)

Już wprost nie mogę doczekać się soboty!(impreza) Już nawet wiem, co założę. Mam taką sukienkę, którą kupiłam dawno, dawno temu na Allegro, ale nigdy jej na sobie nie miałam, bo była dużo za mała. A teraz pasuje. (puchar) Czarna, krótsza, ale nie na tyle, że moje nogi do tego źle jakoś wyglądają (poddałam się nawet opinii mamy i bardzo krytycznego i szczerego brata, który stwierdził, że wyglądam dobrze), odcinana w talii, długi rękaw. ogólnie dopasowana. Podobam się w niej sobie. No i czarne grube rajstopy, biżuteria, makijaż, rozpuszczone wlosy. Chcę ładnie wyglądać. :)

Ciekawa jestem, czy moje psiapsie zauważą, że ubyło mnie odkąd się widziałyśmy. :D Z jedną widziałam się 6 kilo temu, z drugą 9, a z trzecią chyba jeszcze wcześniej (kto by tu słyszał, by czas odliczać w kilogramach? :D). Jakoś nie było okazji, a to zjazdy, a to praca. W końcu mogłyśmy się zgrać. Będzie fantastycznie, oby wszystko wypaliło. Od samego początku mam w nich niewyobrażalnie wielkie wsparcie w tej mojej walce z kilogramami. Dopingują, cieszą się razem ze mną. I to jest takie szczere.<3

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.